poniedziałek, 14 stycznia 2013

[04] "Kim jest ten cały Pan Gwiazda?"


Rozdział 4 „Kim jest ten cały Pan Gwiazda?”
            Tylko nie histeryzuj. To wszystko może okazać się głupim przypadkiem. Justin Bieber nie jest przecież jedynym Justinem o brązowych oczach na świecie. Na pewno da się to jakoś logicznie wyjaśnić.
            Chłopak uśmiechnął się niemrawo, biorąc siostrę na kolana i słuchając jej intrygującej opowieści. Ja starałam się uspokoić swoje walące serce i przyspieszony oddech.
- Muszę już iść – mruknęłam tylko. – Andy! – zawołałam, a chłopczyk migiem pojawił się obok. – Wracamy do domu. Pożegnaj się z koleżanką – przypomniałam mu, a on, ku zaskoczeniu wszystkich, dał Jazmyn buziaka w policzek. A to diabełek!
- Zobaczymy się kiedyś jeszcze? – dobiegło do mnie pytanie, które spowodowało, że ugięły się pode mną kolana. Miałam szczerą nadzieję, że nie, ale nie mogłam mu tego powiedzieć.
- Jeśli będziesz miał szczęście to kto wie – rzuciłam cierpko i wzięłam małego na ręce. Uśmiechnęłam się nikle w ramach pożegnania i szybko odmaszerowałam do domu.
            Cały wieczór chodziłam rozkojarzona i podenerwowana. Nie potrafiłam uwierzyć w to, co się stało. Nie rozumiałam dlaczego to  się dzieję. Dlaczego teraz, gdy niemal ułożyłam sobie życie, gdy zapomniałam i zaczęłam na nowo.
            Nie panikuj. To, że spotkałam go przypadkowo w parku jeszcze nic nie znaczy… Przecież może być tu przejazdem i zniknąć nawet jutro. Jest światową gwiazdą, nie może zostać tu na stałe… Po prostu nie może.
            Mały zasnął dzisiaj wyjątkowo szybko. Musiał być naprawdę wykończony tymi szaleństwami z Jazmyn. Lucas też szybko odpłynął, więc domyśliłam się, że miałam dzisiaj sporo pracy. Ja za to zachowywałam się jakbym cierpiała na poważną bezsenność. Za nic nie mogłam choćby na chwilę się odprężyć, więc zrezygnowana, wstałam z łóżka i najciszej jak umiałam, zaparzyłam sobie herbaty. Właściwie nie wiem po co ta cisza, bo Andy i tak nic nie usłyszy, a Lucky przespałby nawet tsunami.
            Wzięłam kubek i usiadłam pod oknem. Przez dłuższy czas przyglądałam się zasypanej grubą warstwą liści ulicy. Panował na niej całkowity spokój. Wszyscy już dawno poszli do łóżek i tylko ja odstawałam od reszty. W tym momencie poczułam się naprawdę samotna. Była to samotność, której nie czułam jeszcze nigdy w swoim życiu. Zanim stałam się Amy, zawsze otaczała mnie gromadka ludzi, a ja ciągle szalałam, nie mając czasu na przemyślenia i uporządkowanie pewnych wartości.
            Miałam wrażenie, że przez ostatnie dwa miesiące dojrzałam bardziej niż przez całe życie. Nie miałam nawet osiemnastu lat, a czułam się na jakieś pięćdziesiąt. Nie lubiłam jesieni, tylko pogarszała moje samopoczucie. Chciałam mieć obok siebie choć jedną z bliskich osób, które znają mnie od dawna i może choć trochę by mnie zrozumiały. Lucas, owszem, stawał mi się bardzo bliski, ale nie znał całej prawdy, bo nie było to konieczne. Nie musiał wiedzieć, że przeżyłam najbardziej szalone miesiące życia, a wszystko za sprawą Justina Biebera. Tylko teraz nie miałam zupełnie nikogo z kim mogłabym o tym porozmawiać.
            Przestań się nad sobą rozckliwiać – skarciłam się w myślach i dopiłam herbatę. Wstawiłam puste naczynie do zlewu i udałam się do łóżka by podjąć kolejną próbę zaśnięcia.
* * * *
            Oczami Justina…
            Siedziałem w pokoju gościnnym, który przygotował dla mnie ojciec. W miarę cicho brzdękałem na gitarze i spisywałem na kartce swoje myśli. Kto by pomyślał, że przypadkowa dziewczyna z parku tak namiesza mi w głowie. Tylko, że ona miała w sobie coś takiego… znajomego, coś, co przyciągnęło mnie do niej niczym magnes.
            Wiem, że mam obsesję. Odkąd Cherry wyjechała, każda napotkana dziewczyna mi ją przypominała. U tej kolor oczu, u tamtej usta, u innej uśmiech, tu głos, tam włosy, a jeszcze gdzie indziej sylwetka. Ale ta dzisiaj, której imienia nie zdążyłem poznać, była naprawdę wyjątkowa. Jej szafirowe spojrzenie, w którym kryło się coś niepojętego, urocza nieśmiałość i sposób obchodzenia się z dziećmi… To wszystko było tak niesamowicie pociągające, że nie mogłem wyrzuć jej z własnych myśli przez cały wieczór.
            Marzyłem by znów ją zobaczyć, ale miałem wrażenie, że ona pragnęła czegoś zupełnie przeciwnego. Moja sława ją przytłaczała? Czy ona w ogóle wiedziała z kim ma do czynienia? Jedno wiedziałem na pewno: wariowałem. […]
            Następnego dnia wstałem dosyć wcześnie, choć wcale się nie wyspałem. Po prostu moje sny nie dawały mi spokoju i postanowiłem zająć się czymś pożytecznym. Rano przejrzałem podręczniki, z których korzystałem podczas indywidualnego toku nauczania. Później z jadłem obiad z ojcem, jego nową żoną i moim przyrodnim rodzeństwem, którym zaraz potem się zająłem. Około szesnastej postanowiłem się trochę przejść, w celu zebrania myśli.
            To miasto nieco mnie dobijało. Przywykłem już do zatłoczonego L.A, gdzie słońce nie przestawało świecić ani na chwilę. Może i było ogromne, i pełne turystów, i wiązało się z nim wiele dziwnych wspomnień, ale dawało też mnóstwo możliwości. A ta dziura, w której utknąłem na własne życzenie? Tu był jeden park, jedno centrum handlowe, może dwie szkoły i klika osiedli. Załamać się można, szczególnie, gdy chce się trochę powłóczyć i pozwiedzać okolicę. Musiałem otwarcie przyznać, że Aylmer* to dziura zabita dechami, która nie dawała mi żadnego pola manewru.
            Próbując się jakoś pocieszyć, powtarzałem sobie, że w ten sposób mam większe szanse spotkać tajemniczą nieznajomą z parku, ale moje nadzieje gasły wraz ze spadkiem temperatury powietrza, która coraz bardziej dawała mi się we znaki. Westchnąłem przeciągle i rozejrzałam się dookoła. Spostrzegłem grupkę dziewczyn zmierzającą w moim kierunku.
- Cześć, możemy prosić o autografy? – spytała najwyższa. Nie miałem na to najmniejszej ochoty, ale sam byłem sobie winien, wychodząc bez żadnego okrycia. Po za tym kochałem moje fanki i nawet, gdy zupełnie nie miałem humoru, nie chciałem ich zawieść.
            Potulnie podpisałem każdej notesik, plakat czy też koszulkę, a następnie ustawiłem się do zdjęć. Przy trzecim z kolei mój wzrok powędrował gdzieś w dal. I wtedy ją dostrzegłem. Szła sobie jak gdyby nigdy nic ze swoim, jak mniemam, braciszkiem i jakimś wysokim brunetem. Mały rozrzucał dookoła kolorowe liście, a dziewczyna głośno się śmiała. Mimo, iż była spory kawałek ode mnie, dźwięk jej melodycznego głosu napełnił moje uszy i wprowadził spory mętlik w głowie.
            Niespodziewanie, odwróciła głowę i nasze spojrzenia się spotkały. Od razu wyszczerzyłem się jak głupi, natomiast jej uśmiech natychmiast przygasł. Szybko się odwróciła i chwytając swojego towarzysza pod ramię, odmaszerowała w przeciwną stronę. Cała ta sytuacja była co najmniej dziwna i nie miałem pojęcia co o tym wszystkim myśleć.
            Przytuliłem każdą z wielbiących mnie dziewcząt i zniechęcony, wróciłem do domu. Już miałem dość, a dopiero jutro miał się zacząć prawdziwy koszmar…
* * * *
            Oczami Cherry…
            Nie spodziewałam się, że mogę wpaść na niego nawet wracając z rodzinnego wypadu z kina. Właśnie dlatego zachowałam się jak jakaś walnięta dziwaczka i chwytając Lucasa, szybko pomaszerowałam do domu. Zaczynałam się obawiać, że ten chłopak wcale nie pojawił się tu przypadkiem i nie zmierza zbyt prędko stąd zniknąć.
            Byłam przerażona i niemal pewna, że jeśli zaraz się komuś nie wygadam to zwariuję. Podałam chłopakom kolację i zatrzasnęłam się w sypialni. Wyciągnęłam telefon i niepewnie wybrałam numer Cassie.
- Tak, słucham – usłyszałam.
- Cześć, tu Amanda. Masz teraz czas? – zapytałam bez ogródek.
- A stało się coś? – odparła, wyczuwając moje podenerwowanie.
- Chciałam się komuś pożalić, ale jeśli jesteś zajęta to rozumiem, poczekam na lepszy moment – wyjaśniłam, mówiąc zdecydowanie za szybko. Nienawidziłam się denerwować. Zachowywałam się wtedy tak nienaturalnie.
- Nie ma sprawy, nie robię teraz nic ważnego. Wpadnij do mnie – odpowiedziała wesoło, a ja od razu się rozluźniłam. Ona była naprawdę kochana. Poczułam, że mogę jej zaufać.
            Upewniłam się, że moi współlokatorzy mnie nie potrzebują i naciągając na głowę kaptur czarnej bluzy, ruszyłam w drogę. Kiedyś już odprowadzałam Cassandrę do domu, więc pamiętałam gdzie mieszka. Otworzyła mi szeroko drzwi, równie szeroko się uśmiechając. Przytuliłam ją na powitanie i rozebrałam buty oraz kurtkę. Następnie udałyśmy się do jej pokoju, a ja nie wiedziałam od czego zacząć rozmowę.
- Chcesz coś do picia albo do jedzenia? – spytała gościnnie. Pokręciłam głową. – To może powiedz już o co chodzi, bo widzę, że cię to męczy – oznajmiła, uśmiechając się pokrzepiająco.
- To… Naprawdę trudne, nie wiem od czego zacząć – zmieszałam się i wbiłam wzrok we własne dłonie.
- Może powiedz czego bądź kogo to dotyczy – zaproponowała, starając się mi to wszystko ułatwić.
- Chłopaka – odparłam krótko.
- O, robi się ciekawie. Jak się nazywał? – spytała, zacierając ręce.
- Ech, może zacznijmy od tego, że… Jeszcze parę miesięcy temu byłam kimś zupełnie innym. Dosłownie i w przenośni – zaczęłam, starając się by brzmiało to w miarę zrozumiale, a dziewczyna uniosła zdziwiona brwi. – Do końca września mieszkałam w Los Angeles w Kalifornii, a nie gdzieś w Indianie, jak wszyscy myślą. I zupełnie inaczej się nazywałam. A Lucas i Andy wcale nie jest moją rodziną. Poznaliśmy się całkiem przypadkiem – mówiłam jednym tchem, a Cassie powstrzymała mnie gestem ręki.
- Poczekaj, muszę przyswoić nowe informacje. Czyli, że tak naprawdę nie nazywasz się Amanda, twoje kuzynostwo wcale nie jest kuzynostwem, cała twoja przeszłość została zmyślona, a ty z nieznanych mi jeszcze przyczyn uciekłaś z rodzinnego gniazdka i zmieniłaś wszystkie dane osobowe? – upewniła się, a ja przytaknęłam.
- I wygląd. Miałam kiedyś dłuższe, brązowe włosy bez grzywki, inaczej się malowałam i ubierałam, a moje oczy tak naprawdę są czekoladowe, ale noszę soczewki – dodałam. Szatynka nabrała powietrza i lekko pogwizdując je wypuściła.
- Czyli w jednym zdaniu twoje życie jest jednym wielkim kłamstwem – podsumowała, na co wyraźnie się skrzywiłam. Bolesna prawda.
- Można to ująć i tak.
- Ale… po co? – zapytała.
- I tu wracamy do początku historii, kiedy ponad pół roku temu w moim życiu pojawił się pewien pokręcony chłopak – rozpoczęłam tajemniczo, śmiejąc się z samej siebie pod nosem. Cassandra z niecierpliwością czekała na dalszą część opowieści, nie zadając zbędnych pytań, gotowa pochłonąć każde moje słowo. Nie wiedziałam czy postępuję słusznie, tak bardzo obdarzając ją zaufaniem. Czułam jednak, że inaczej nie dam rady. – Moi rodzice byli bardzo bogaci, tata pracował w show-biznesie, więc obracał się w towarzystwie gwiazd i celebrytów. Oszczędzę ci całą nudną historię dotyczącą poznania Pana Gwiazdy i niekończących się kłótni. W skrócie: nie przypadliśmy sobie do gustu, ale mimo wszystko coś nas do siebie ciągnęło, a los nie chciał nas za nic rozdzielić. Mieszkałam wtedy jeszcze tutaj, a on w końcu musiał wyjechać, bo kariera wzywała. Okazało się też, że moja rodzina się przeprowadza i zostawiłam tutaj wszystko - szkołę, przyjaciół, marzenia. Zatraciłam z nimi kontakt, a na domiar złego okazało się, że to właśnie osoba, której chciałam się pozbyć, mieszka dom obok. Kolejne perypetie, kłótnie, zbliżenia. Wszystko się skomplikowało, straciłam wszystkich przyjaciół, zaczęłam palić i zadawać się ze złym towarzystwem. Było źle i to z mojej winy, co zrozumiałam, gdy było za późno. To Lucas mnie uratował. Jego sytuacja też była ciężka. Oboje musieliśmy zniknąć, więc postanowiliśmy razem uciec – zrobiłam przerwę i obserwowałam reakcje mojej rozmówczyni. Choć wydaję mi się, że to, co się działo można raczej nazwać monologiem.
- Jej – skomentowała, oniemiała. – Pokręcone. Daj mi chwilkę, pójdę po wodę.
- Dobry pomysł – odparłam, gdyż od mówienia zaschło mi w gardle. Przez te kilka minut, w których zostałam sam na sam ze swoimi myślami, zaczęłam się zastanawiać czy to, co robię jest słuszne. Pomijając kwestie zaufania, nie wiem czy powinnam obarczać kogoś tym całym bagnem, w którym ugrzęzłam. Miałam tyle wątpliwości, ale było już za późno. Jak się powiedziało „A” to trzeba powiedzieć „B”.
- Proszę.
            Dziewczyna szybko wróciła z powrotem i podała mi szklankę z wodą. Wypiłam pół jednym łykiem i zaczęłam dokładnie przyglądać się mojej rozmówczyni. Próbowałam wybadać jak zareagowała na usłyszaną historię, ale nie dostrzegłam nic, prócz zainteresowania dalszą częścią historii.
- Chyba wszystko zrozumiałam. Teraz proszę o szczegóły! – zażądała, klaszcząc w dłonie. Oczy prawie wyskoczyły mi na wierzch. Ciemnowłosa zaskakiwała mnie coraz bardziej z każdym dniem.
- Nie zdążę ci opowiedzieć wszystkiego, choćbym została tu tydzień – zaśmiałam się, po raz pierwszy odkąd postanowiłam jej o tym wszystkim powiedzieć.
- No to może będę pytać o to, co mnie najbardziej interesuję – zaproponowała, uśmiechając się chytrze. Upiłam kolejnego łyka wody, prawie się przy tym dławiąc.
- Niech będzie. To co cię najbardziej ciekawi? – spytałam, choć doskonale znałam odpowiedź. Poczułam niemiły ucisk w żołądku.
- Kim jest ten cały Pan Gwiazda? […]
            Siedziałam u Cassie, aż zrobiło się całkiem ciemno. Bałam się wracać sama, więc Lucky po mnie podjechał. Andrew zasnął w foteliku, a mnie ten widok całkowicie rozczulił.
- Dziękuję i przepraszam za kłopot – wymamrotałam, zapinając pasy.
- Daj spokój – odparł. – Mam wrażenie, że przeze mnie nie masz życia, bo ciągle się uczysz, pracujesz albo zajmujesz małym. Bardzo mnie cieszy, że gdzieś wyszłaś – dodał.
- Nie przeszkadza mi to. Uwielbiam spędzać czas z tobą i twoim bratem. Jesteście moją jedyną rodziną – odpowiedziałam cicho, patrząc za okno.
- Ty naszą też. I jesteś zdecydowanie lepsza niż ta prawdziwa – oznajmił pół żartem, pół serio. Uśmiechnęłam się pod nosem. – Tęsknisz? – zapytał znienacka. Nie musiał tego precyzować, bo choć pytanie było bardzo ogólne, doskonale zrozumiałam o co mu chodzi.
- Nie mam za czym – skłamałam, nie chcąc go martwić. Spojrzałam na jego minę i wiedziałam, że nie chce mi uwierzyć. Wymusiłam blady uśmiech i bez słowa ruszyliśmy do domu. 
* * * * 
Długo nie pisałam, wiem i przepraszam. Nie mam jednak siły się usprawiedliwiać. Nie sprawdzałam błędów, więc za takowe z góry przepraszam. Sprawami organizacyjnymi zajmę się w weekend. Dziękuję za Wasze wsparcie i cierpliwość :)
Czytajcie i komentujcie! ^^ 
Pytania? Just ask!
Pozdrawiam ;**