poniedziałek, 30 grudnia 2013

[23] "Muszę ją odzyskać, bo inaczej moje życie straci sens."

Rozdział 23 „Muszę ją odzyskać, bo inaczej moje życie straci sens.”
            Austin zabrał mnie na gorącą czekoladę, która rozgrzała mnie po wspólnym spacerze. Był wyjątkowo zimny dzień, ale przynamniej nie wiało. Miasto wyglądało ślicznie, całe w grubej warstwie śniegu i miłosnymi ozdobami w każdym oknie i sklepie. To śmieszne jak w ułamku sekundy moje spojrzenie na ten dzień uległo całkowitej zmianie. Dekoracje przestały być denne i tandetne, a przechodzące zakochane pary przestały mnie denerwować.
            Mahone rozśmieszał mnie cały czas, a po za tym fantastycznie nam się gadało. Uśmiech nie schodził mi z twarzy i przestałam myśleć o wszystkim, co do tej pory mnie dręczyło. Nawet to, że za niedługo miało się ściemnić, a byłam po za domem nie wprawiało mnie w niepokój, a od czasu pobicia w ogóle rzadko wychodziłam gdzieś z domu, pomijając szkołę i nieliczne wyjścia pod czujnym okiem Lucasa.
- To co teraz? – spytałam, patrząc na nasze puste kubki po czekoladzie. – Masz ochotę na coś szczególnego?
- To raczej ja powinienem o to spytać – odparł, uśmiechając się zawadiacko. Już wcześniej sprzeczaliśmy się o coś podobnego, bo ja uważałam, że jest moim gościem i powinnam się dostosować, on zaś twierdził, że przyjechał tu dla mnie i chce, żebym była zadowolona. Był strasznie uparty, ale to było nawet urocze. – Może kino? – zasugerował w końcu, widząc moją minę. Niezręcznie byłoby mi coś narzucać, a pomijając to, to nawet nie wiedziałam, co takiego moglibyśmy tu robić. Pokiwałam głową, bo w sumie mieliśmy dwa kroki, a ja naprawdę dawno tam nie byłam. Ostatni raz chyba jakoś jesienią na jakiejś bajce, gdy Andy wyciągnął mnie i Lucasa.
            W drodze Austin opowiadał mi o jednym z incydentów z szalonymi fankami, co wywołało mój śmiech.
- Mówiłam, że tak będzie! Każdej zawrócisz w głowie i za chwile nie będziesz mógł się opędzić – oznajmiłam, szturchając go lekko łokciem. Szliśmy blisko siebie, co jakiś czas ocierając się o siebie ramionami, jednak żadne z nas nie próbowało chwycić się za ręce. Trochę mnie to uspokoiło. Może jednak przesadzałam i jemu naprawdę zależy tylko na naszej przyjaźni?
- Każdej, mówisz? – spytał chytrym tonem, uśmiechając się znacząco. Patrzył na mnie z ukosa, jakby analizował każdy mój ruch. Czułam ciepło w moich policzkach i cieszyłam się, że w tych warunkach mogłam to zrzucić na mróz.
            Niespodziewanie chłopak pociągnął mnie gdzieś gwałtownie, jednak nie widziałam nic przez jego plecy. Słyszałam tylko dźwięk otwieranych drzwi i dzwonienie dzwoneczka, który za pewne nad nimi wisiał. Przepuścił mnie przed siebie i wskazał wszystko dookoła.
- Które podobają ci się najbardziej? – zapytał. Byliśmy w kwiaciarni. Różnorodne zapachy każdego gatunku mieszały się w jeden słodki aromat, który przywodził mi na myśl jakąś baśniową krainę. Szczerze powiedziawszy nigdy nie miałam swoich ulubionych kwiatów i nawet nie bardzo potrafiłam je rozróżniać. Podeszłam niepewnie do bukietu, który rzucił mi się oczy i niepewnie go powąchałam. Pachniał naprawdę cudnie, co chyba było widać po mojej minie, bo zanim się zorientowałam, mój towarzysz zdążył go wskazać kasjerce i za niego zapłacić, więc nawet nie musiałam go odstawiać. Poczułam ukłucie wzruszenia, ale starałam się nie dać nic po sobie poznać.
- Nie musiałeś – wykrztusiłam jedynie, gdy wrócił do mnie i obdarował mnie ciepłym uśmiechem.
- To twój dzień – odpowiedział tylko i wystawił rękę, a ja bez wahania wzięłam go pod ramię i ruszyliśmy dalej. Nie potrafiłam oderwać wzroku od kwiatów. Były mieszanką kilku gatunków. Rozpoznałam tylko czerwone tulipany, ale nie miałam pojęcia czym są te białe i różowe, jednak ta wiedza nie była mi do niczego potrzebna. Szczęście i tak mnie już przepełniało.
            Skończyło się w momencie, w którym podeszliśmy pod kino. W oddali dostrzegłam dwie sylwetki. Jedna stała bokiem i mnie nie widziała, druga natomiast przyglądała mi się natarczywie.
O nie.
Dzieliło nas z przynajmniej dziesięć metrów, a i tak niemal czułam chłód, pretensje i gniew płynące z jego spojrzenia. Może miałam już urojenia, może rzeczywiście zwariowałam, ale w tej chwili przeklinałam się w duchu, że nie zostaliśmy w kawiarni albo, że dłużej nie wybierałam tych cholernych kwiatów. Wtedy prawdopodobieństwo naszego spotkania by zmalało, a ja miałabym szanse utrzymać to spotkanie w tajemnicy.
To głupie, bo przecież byliśmy przyjaciółmi. Nie powinnam czuć się w obowiązku ukrywać swoich znajomości, żeby nie zranić jego uczuć, zwłaszcza, że miał dziewczynę, której nie znosiłam, ale nigdy nie zająknęłam się słowem na jej temat ani nie dałam mu w żaden sposób do zrozumienia, że mi się nie podoba.
Nieco zdenerwowana pociągnęłam Austina do środka i podeszliśmy do tablicy z repertuarem. Ponieważ uciekł ze mnie cały romantyczny nastrój i nie chciałam by to jeszcze bardziej wyglądało jak randka, odrzuciłam wszystkie komediodramaty i romanse. Horrorów zbyt się bałam, odkąd przeżyłam kilka nieprzyjemnych historii w swoim życiu. I tak często śniły mi się koszmary. Padło więc na jakiś film akcji. Widziałam zdziwienie na twarzy mojego towarzysza, ale nie wydawał się niezadowolony, więc poszliśmy kupić bilety. No tak, który chłopak byłby nieszczęśliwy idąc na film z szybkimi samochodami, wyścigami i fajnymi laskami, a do tego dochodzi jeszcze trochę bójek i krwi.
Kupiliśmy jeszcze popcorn i picie. Oczywiście nie pozwolił mi za nic zapłacić, ale po kawiarni i kwiatach nie miałam siły się kłócić, bo i tak pozostawiłby na swoim. Nie chciałam też urazić jego męskiej dumy.
Gdy zajęliśmy miejsca, na ekranie pojawiły się reklamy, a światła lekko przygasły. Zaczęliśmy się wygłupiać i wrzucać sobie wzajemnie ziarna prażonej kukurydzy do buzi, co było zabawne, bo za nic nie umiał trafić i biedak oberwał nawet w oko. Udało mi się wyrzucić z głowy zazdrosnego Gwiazdorka i ponownie się odprężyłam. Niestety, tylko do czasu.
* * * *
Oczami Justina…        
Myślałem, że coś rozwalę i pragnąłem, żeby była to twarz tego lalusia. Zagotowało się we mnie, gdy zobaczyłem jak idą razem, ona trzymała  się go kurczowo i obejmowała ten wielki bukiet. Oboje tak bardzo uśmiechnięci, jakby ze mnie kpili. Pewnie teraz się ze mnie śmieją, gadają jak świetnie udało im się mnie wrobić i zagrać na moich uczuciach. A ja głupi wierzyłem, gdy mówiła mi, że on nic nie znaczy, bo wyjedzie i nigdy więcej się nie zobaczą. Pewnie spotykali się cały czas i mieli ze mnie niezły ubaw.
- Hej Justin, co się stało? – Selena sprowadziła mnie na ziemię, oglądając się za siebie, żeby zrozumieć na co się tak zapatrzyłem. Zacisnąłem dłonie w pięści i wziąłem głęboki oddech.
- Co powiesz na mały seans? – spytałem, próbując wysilić się na uśmiech. Dziewczyna spojrzała na zegarek i wzruszyła ramionami.
- Jeśli pójdziemy teraz, zdążymy jeszcze na tą imprezę u Josha. – stwierdziła. Straciłem jakąkolwiek ochotę na imprezy, szczególnie z jej znajomymi, ale postanowiłem, że będę się tym martwić później. Teraz w głowie miałem tylko Amy i tego ćwoka, bo nie mogłem znieść myśli, że byli tam w środku razem, może się całowali, a on… Nie, Justin, stop.
            Otrząsnąłem się. Czasami traciłem nad sobą panowanie i tak było przed chwilą. Miałem tak odkąd Cherry zniknęła. Przeżyłem wiele nieprzespanych nocy zastanawiając się czy żyje, a jeśli tak to jak się ma. Czy jest z tym kolesiem, z którym uciekła, czy go kocha, czy jest szczęśliwa, czy tęskni za mną, czy w ogóle o mnie pamięta… Dałbym wszystko, żeby wróciła, ale wtedy poznałem Amandę i to ona szybko stała się centrum mojego życia. Tylko, że ona nie chciała mnie prawie tak samo jak Cherry. Nie potrafiłem tego zrozumieć, a ona nigdy mi tego nie wytłumaczyła. Unikała takich tematów jak ognia, a mnie zaczynało to męczyć, choć starałem się być dla niej jak najlepszy i uszanować granice, które wyznaczyła.
            Nie mniej jednak miałem w sobie ten paniczny strach, że ona nagle zniknie z mojego życia, tak jak kiedyś Cherry. Co jeśli on zawróci jej w głowie i namówi ją, żeby przeprowadziła się tam gdzie on mieszka? Nie byłem w stanie jej zatrzymać i to wzbudzało we mnie złość nie do opisania. Nie dałbym rady przejść przez coś takiego ponownie. Dlatego musiałem działać.
            Chwyciłem Selenę za rękę, bo nie miałem wyboru i weszliśmy do środka. Oni właśnie kupili coś przy barze i kierowali się do sali. Nie zauważyli nas. Podszedłem do kasy i uśmiechnąłem się do kasjerki. Momentalnie się speszyła i spuściła wzrok.
- Dwa bilety na to samo, co tamci – mruknąłem, wwiercając w nią swoje spojrzenie. Spojrzała szybko na Amy i jej fagasa, po czym bez mrugnięcia wstukała coś w komputerze i pokazała mi wolne miejsca. Wybrałem przedostatni rząd, licząc na to, że Amy będzie siedzieć przede mną i zapłaciwszy, mrugnąłem do sprzedającej dziewczyny, co pewnie będzie przeżywać przez następny tydzień, i wróciłem do swojej dziewczyny.
            Tak, wiem, że to straszne i egoistyczne z mojej strony, że zachowywałem się jak zazdrosny gnojek z powodu każdego faceta w pobliżu Amandy, mimo, że sam miałem Selenę. Tylko, że ja nic do niej nie czułem. Nie chciałem jej ranić, a po za tym moja wytwórnia naciskała na mnie i przesadnie troszczyła się o mój medialny wizerunek, więc nie zostało mi nic innego, jak trwać w tym wyimaginowanym związku, aż ludzie się nami nie znudzą. Po za tym od początku dawałem Amy do zrozumienia, że jestem nią zainteresowany i pragnę czegoś więcej niż przyjaźni, a to, że ona mi odmówiła nie znaczyło, że momentalnie wszystkie uczucia zniknęły.
            Czarnowłosa kupiła, co chciała i z szerokim uśmiechem się na mnie uwiesiła. Położyłem rękę na jej talii i przybrałem zadowolony wyraz twarzy. Lubiła to, a po za tym tego ode mnie oczekiwano.
            Spektakl czas zacząć.
* * * *
            Oczami Amy…
            To było najdłuższe i najbardziej niezręczne półtorej godziny w moim życiu. W momencie, w którym gwiazdorska para weszła na sale, zrobiło mi się niedobrze i nie potrafiłam przełknąć nawet kropli swojego napoju, nie wspominając już o popcornie. Austin też ich zauważył, jak i moją gwałtowną zmianę nastroju, ale na szczęście tego nie skomentował, tylko dyskretnie ścisnął moją dłoń, co troszkę poprawiło mi nastrój i posłałam w jego stronę pełen wdzięczności uśmiech.
            Przez cały seans już się nie dotykaliśmy. Bieber siedział dwa lub trzy rzędy dalej i choć nie mogłam go zobaczyć, czułam jego palące spojrzenie przez cały film, przez co za nic nie mogłam się skupić na fabule. Austin też czasami na mnie zerkał, przez co czułam się jeszcze bardziej obserwowana. Zdawało mi się, że byłam jak królik doświadczalny, na którego reakcje wszyscy patrzą z wyczekiwaniem. Udawałam, że nic nie zauważam i patrzyłam tępo na ekran, choć nie wiedziałam, co się w ogóle dzieje.
            Z ulgą powitałam napisy końcowe i chciałam jak najszybciej opuścić salę, w której czułam się jak w klatce. Było mi duszno i miałam wrażenie, że zaraz stracę kontakt z rzeczywistością. Bałam się, że Justin postanowi do nas zagadać, a wtedy zapadnę się pod ziemię albo umrę ze wstydu.
            Gdy wstawaliśmy, jeden jedyny raz na nich zerknęłam. Całowali się. Nie byłam jakimś znawcą, ale wyglądało, jakby robili to z przymusu i na pokaz. Wydawało mi się, że to jakaś chora gra, w którą wbrew woli zostałam wplątana.
            Zorientowałam się, że Austin wyciąga do mnie rękę i po tym, co zobaczyłam bez wahania ją chwyciłam. Splótł swoje palce z moim i w ciszy wyszliśmy z budynku. Ubrałam płaszcz, szalik i czapkę, rozkoszując się jednocześnie błogim świeżym powietrzem. Patrzyłam na gwieździste niebo, a chłód całkowicie przestał mi przeszkadzać. Przeniosłam swoje spojrzenie na bruneta, a w oczach starałam się mu przekazać swoje przeprosiny. Wiedziałam, że pewnie inaczej sobie wyobrażał ten wieczór, szczególnie po tym jak zachowywałam się wcześniej. Kto wie do czego by doszło, gdyby Gwiazdor nie siedział nam na ogonie. Ja już wcześniej gryzłam się z wyrzutami sumienia, ale spychałam je gdzieś w głąb umysłu. Nie mogłam ich jednak powstrzymać, gdy Bieber był tuż obok.
- Pewnie powinieneś już wracać. Jutro grasz ważny koncert – powiedziałam z lekkim smutkiem w głosie, a on już wcale się nie uśmiechał, co w ogóle do niego nie pasowało.
- Odprowadzę cię – odrzekł tylko, a ja nie zaprotestowałam, bo po zmroku bałam się zostać sama. Nie chciałam powtórki sprzed paru tygodni.
            Rozmowa jakoś się nie kleiła, więc szliśmy w milczeniu, po prostu ciesząc się swoją obecnością. Gdy doszliśmy pod moją kamienicę, wspięłam się na palce i pocałowałam go w policzek, a potem mocno go przytuliłam.
- Dziękuję za dzisiejszy dzień. Było wspaniale – zapewniłam go. Powiedziałabym, że idealnie, gdyby nie jeden mały szczegół.
- Wpadnę po ciebie po koncercie i wtedy pogadamy. Dam ci znać o której dokładnie – odparł jedynie, ale nie wypuszczał mnie z uścisku jeszcze przez dłuższą chwilę, więc wiedziałam, że nie był zły. – Dobranoc – szepnął na pożegnanie i po raz kolejny tego dnia pocałował mnie w czubek głowy. Miałam ochotę przenieść te całusy na usta, ale z jakiegoś powodu wydało mi się to nie na miejscu, jakbym próbowała go tym oszukać.
- Słodkich snów. Powodzenia jutro. Będę trzymać kciuki, choć wiem, że wypadniesz nieziemsko – stwierdziłam z pewnością, co wreszcie z powrotem przywołało jego typowy uśmiech. Zadowolona z tego, że poprawiłam mu humor, wróciłam do domu i po sprawdzeniu co z moimi współlokatorami, poszłam spać. Pierwszy raz od tygodni nie nawiedził mnie żaden koszmar. […]
            Obudziło mnie głośne pukanie. Po chwili do moich uszu doszły także odgłosy sprzeczki. Zerwałam się na równe nogi i otuliwszy się w pośpiechu szlafrokiem, podreptałam do przedpokoju. Oczy o mało nie wyszły mi z orbit, gdy ujrzałam Justina kłócącego się z Lucasem.
- Muszę z nią natychmiast porozmawiać! – upierał się szatyn.
- Jest trzecia w nocy, a ty ledwo stoisz na nogach. Wróć do domu i odezwij się jak doprowadzisz się do porządku – wysyczał cicho, ale stanowczo mój przyjaciel.
            Od razu poznałam, że Bieber był wstawiony i przez moment miałam ochotę zatrzasnąć mu drzwi przed nosem. To nie był pierwszy raz, kiedy nachodził mnie w nocy i zakłócał mój spokój. Potem jednak nasze spojrzenia się skrzyżowały, a ja zobaczyłam w nich tyle cierpienia, że zmiękły mi kolana. Przypomniało mi się, dlaczego ostatnio doprowadził się do takiego stanu i w mig pojęłam, że i tym razem powód jest ten sam.
- Już dobrze, Lucky, niech wejdzie. Porozmawiam z nim – oznajmiłam równie cicho, nie chcąc obudzić naszego malucha. Czarnowłosy rzucił mi pełne wątpliwości spojrzenie, ale posłuchał i pomógł Justinowi dojść do naszej kanapy. Gdy Gwiazdorek siedział już spokojnie, mój współlokator udał się do sypialni.
- Zostawię was samych – rzucił sucho, a jego wzrok mówił „jakby coś to wołaj”, więc sztywno skinęłam głową.
- Co tym razem, Justin? – spytałam zmęczonym tonem, wpatrując się w niego z lekkim współczuciem. Przez kilka sekund miałam wrażenie, że go czymś uraziłam i rozpoczęłam kłótnię, ale szybko się opanował i znów widziałam jedynie jego ból.
- Ona za moment będzie pełnoletnia – powiedział pod nosem, a ja zmarszczyłam brwi.
- Kto? – spytałam odruchowo. Wtedy doszedł do mnie pewien fakt. Za niecałe dwa tygodnie miałam urodziny. Osiemnaste. Coś na co wyczekiwałam od początku października. Wtedy rodzice nie będą mogli mnie zmusić do powrotu i przestaną mnie szukać.
- Cherry – wyszeptał, patrząc w sufit. Bałam się, że zaraz się rozpłacze, a mi pęknie serce i powiem coś, czego nie powinnam. – Szukamy jej od miesięcy, policja uzna ją za zaginioną, doda do rejestru, ale przestanie cokolwiek robić. Być może jest bezpieczna i nawet szczęśliwa, a rodzice stracą sens szukania, bo nie będą już mogli do niczego jej zmusić – opowiadał, lekko bełkocząc, przez co nie rozumiałam niektórych słów, ale wiedziałam o co mu chodzi.
- Ciągle za nią tęsknisz? – zadałam to pytanie, jakbym nie miała odpowiedzi wymalowanej na jego twarzy.
- Tak – odpowiedział mimo wszystko. – Cholernie.
- I chcesz, żeby wróciła? – upewniałam się.
- Pragnę tego jak niczego innego – mówił jakby znacznie trzeźwiej. – W życiu tylko dwie dziewczyny tak zawróciły mi w głowie: ona i… - zaczął, ale urwał, jakby uznał, że to nie ma sensu. – Skoro ty mnie skreśliłaś, muszę ją odzyskać, bo inaczej moje życie straci sens – wyrzucił z trudem, a potem wziął kilka głębokich wdechów jakby próbował powstrzymać szloch. Było mi go żal jak nikogo innego, a wyrzuty sumienia wgryzały mi się tak mocno do świadomości, że myślałam, że moja głowa za ułamek sekundy eksploduje. – Pomóż mi ją odnaleźć – powiedział nagle i stanowczo. Jego spojrzenie mówiło, że byłam mu to winna, chociaż nie mogłam tego zrobić z oczywistych powodów.
            Jak miałam mu pomóc odnaleźć samą siebie?
            Widząc w jego oczach tą straszną desperację, której to ja byłam powodem, odpowiedziałam:

- Zgoda.
* * * *
Jak widać mam porąbane pomysły, które być może nie ma ją sensu, ale co tam.
Coś słabo komentujecie, już o mnie zapomnieliście? :c 
Dziękuję za każde miłe słowo, kocham Was <3
Następny w weekend, bo mam już napisane dwa na zapas ^^
Czytasz=Komentujesz
Pozdrawiam ;** 

sobota, 21 grudnia 2013

[22] "Za dużo by stracił, no spójrz na siebie."

Rozdział 22 „Za dużo by stracił, no spójrz na siebie.”
            Dobre dni przeplatały się z tymi gorszymi. Skłamałabym wypierając się, że te mniej przyjemne momenty były spowodowane nieobecnością Justina, bo taka była prawda. Dzień z nim mijał mi znacznie ciekawiej. Przyzwyczaiłam się do tego, że jest obok. Nie byliśmy w jakiejś głębokiej, zażyłej relacji, ale sam fakt, że spędzaliśmy wolne chwile na rozmowach i wygłupach poprawiał mi humor i zbliżał nas do siebie.
Jedyne, co mnie męczyło to fakt, że ciągle musiałam się pilnować. Uważałam na każdy detal: szykowałam się godzinami, gdy wiedziałam, że będę się z nim widzieć, modulowałam ton głosu, skupiałam się na gestykulacji i mowie ciała, byle tylko nie przypominać Cherry. Przede wszystkim unikałam rozmów o przeszłości, rodzinie, a także nigdy przy nim nie śpiewałam, nie grałam ani nawet nie tańczyłam. Powoli popadałam w obłęd, bojąc się, że coś zaczyna coś podejrzewać. Wiedziałam, że długo tak nie pociągnę, ale odwlekałam podejmowanie jakichkolwiek decyzji najbardziej jak się dało.
Było mi nieco łatwiej, gdy chłopak zaczął nagrywać nową płytę, bo nie miał na nic innego czasu. Konkretnie nie miał czasu dla mnie i Cassie, bo regularnie widywałam jego zdjęcia z Seleną, wywiady i sesje. Publicznie udzielał się naprawdę sporo, a dodatkowo starał się utrzymać poziom w szkole. Przyznam, że było to godne podziwu, ale sama też się nie leniłam.
Egzaminy miałam za sobą, ale nie miałam czasu na odpoczynek. Zajmowałam się Andrew i domem w jeszcze większym stopniu niż dotychczas, bo Lucas miał coraz więcej pracy. Nie podobało mi się to, ale nie mogliśmy tego zmienić, bo potrzebowaliśmy pieniędzy na czynsz i nasze utrzymanie. Wolny czas spędzałam z Cassie lub rozmawiając i pisząc z Austinem. Byłam w głębokim szoku, że ciągle utrzymywaliśmy kontakt, ale naprawdę dobrze się z nim dogadywałam. Przy nim nie musiałam się niczym przejmować, mogłam być sobą, a on zawsze poprawiał mi nastrój swoim poczuciem humoru.
W ostatni piątek stycznia spałam u Cassie. Urządziłyśmy sobie babski wieczór. Oglądałyśmy filmy, objadałyśmy się niezdrowym żarciem i gadałyśmy o wszystkim przez pół nocy. Przyznam, że to pozwoliło mi się od wszystkiego oderwać i znów poczuć zwykłą nastolatką. Część weekendu, której nie spędziłam z domownikami, przegadałam z Austinem.
- Naprawdę to zrobiłeś? – spytałam z niedowierzaniem, gdy opowiadał mi kolejną niestworzoną historię z planu teledysku, który właśnie nagrywał.
- Nie wierzysz w moje możliwości? – odpowiedział pytaniem na pytanie, rzucając mi wyzywające spojrzenie. Dla jasności, widzieliśmy się przez kamerkę komputerową. Pierwszy raz od wieków siedziałam przy komputerze. Nie mieliśmy takowego w domu, ale akurat Lucas pożyczył laptopa od kolegi i postanowiłam wykorzystać okazję. – Tak w ogóle to muszę ci coś powiedzieć – oznajmił, niepokojąco poważnym tonem. Poczułam lekkie ukłucie w żołądku. – Będę za dwa tygodnie w Kanadzie! – zawołał, a ja o mało nie dostałam zawału. Zaraz potem zakryłam usta ręką, bo zdumienie pomieszane z radością spowodowało, że zaczęłam piszczeć.
- Mówisz poważnie? – upewniłam się, bojąc się, że się zgrywa.
- Nie śmiałbym cię okłamać – zapewnił, uśmiechając się rozbrajająco. – Wyruszam w mini trasę, zaczniemy od południowej Kanady przez niemal całe Stany Zjednoczone – oznajmił uradowany, a ja od razu mu pogratulowałam. Niedługo potem musiałam kończyć i się pożegnaliśmy, jednak świadomość, że niedługo się spotkamy mocno podniosła mnie na duchu. Znaliśmy się raptem miesiąc, a widzieliśmy się dwa razy, a i tak niesamowicie się cieszyłam, że będę miała okazję spędzić z nim trochę czasu. Nie wiedziałam tylko jak wytrzymam te cholerne dwa tygodnie. […]
            Szkoła mi się dłużyła, szczególnie, że miałam świadomość, że pozostał już tylko nieco ponad tydzień do przyjazdu Austina. Sama nie potrafiłam zrozumieć dlaczego, aż tak się cieszyłam, ale postanowiłam się nad tym głębiej nie zastanawiać i żyć chwilą.
            Za tydzień były też walentynki, co radowało mnie znacznie mniej. To święto zawsze było mi obojętne i nie obchodziłam go jakoś specjalnie, jednak w tym roku wyjątkowo dobijała mnie świadomość, że tylko ja spędzę je sama. Lucas z pewnością spędzi dzień z Vanessą, Justin pojedzie do Seleny, a Cassandra została zaproszona na randkę przez przystojniaka ze szkolnej drużyny. Tylko ja zostaje w domu, opiekując się dzieckiem.
            Akurat spędzałam przerwę z Cassie, gdy przyłączył się do nas Gwiazdor.
- Hej piękne – przywitał się z nami, a zawadiacki uśmiech nie schodził mu z ust. Właśnie takie zachowanie przyprawiało moje serce o szybsze bicie.
- Cześć przystojniaku – odparła moja przyjaciółka, puszczając mu oczko. Zaśmiałam się cicho, obserwując ich zachowanie. Mimo, że stało się to naszą codziennością, ciągle się do tego nie przyzwyczaiłam. Było mi jednak niezmiernie miło, że zakopaliśmy z Bieberem topór wojenny i w miarę się dogadywaliśmy.
- Co powiecie na całonocny maraton filmowy w weekend? – zapytałam, przerywając im fascynującą konwersacje o skąpych strojach tutejszych cheerleaderek. – Zapraszam do siebie – zaproponowałam, poruszając znacząco brwiami.
- Czy ty coś sugerujesz, Auer? – spytał szatyn, mrużąc uwodzicielsko oczy. Z trudem opanowałam uśmiech i zachowałam poważny wyraz twarzy.
- Śnij dalej, Bieber – odgryzłam się, prychając krótko.
- Mnie pasuję – oznajmiła ciemnowłosa, zapobiegając naszym dalszym docinkom. – A jak z tobą, Justin?
- Nie przepuściłbym takiej okazji – oznajmił zachrypniętym głosem i odszedł, uprzednio puszczając w naszą stronę całusa, co wywołało melodyjny śmiech mojej towarzyszki, a u mnie ciężkie westchnięcie. To będzie ciekawa noc. […]
            Piątek nastał szybciej niż się spodziewałam. Emocjonowałam się wspólną nocą z przyjaciółmi bardziej niż powinnam, a dodatkowo nakręcał mnie fakt, że za parę dni zobaczę się z Austinem. Ciągle zastanawiałam się co będziemy robić i jak zachowamy się wobec siebie po tych wszystkich rozmowach i czy on przypadkiem nie chce czegoś więcej niż przyjaźni.
            Bieber wpadł na wyjątkowo genialny pomysł i zabrał Andrew do siebie, gdzie spędzi czas z Jazzy i Jaxonem. Bałam się trochę, że jest za mały na noc po za domem, ale przecież i tak nie kładłam się spać, więc w każdej chwili mogę po niego podejść. Liczyłam jednak, że obejdzie się bez takich ekscesów.
            Przyjaciele wpadli chwilę po tym jak skończyłam robić kolację. Jak zawsze ucieszył ich widok ciepłego jedzenia i od razu zasiedli do stołu. Przypomniało mi się jak byli tu w święta i razem przystrajaliśmy całe mieszkanie. To było nieco ponad miesiąc temu, a miałam wrażenie jakby minęły od tego czasu całe wieki. Tyle się wydarzyło… Nasz sylwestrowy wyjazd, rozmowa na dachu, związek z Gomez, niejedna kłótnia, ale w końcu i tak wracaliśmy do tego samego. Czegokolwiek byśmy sobie nie zrobili, jakich świństw nie wyrządzili i jak bardzo nie zranili i tak znowu się do siebie zbliżaliśmy. I mówię tu zarówno o naszej znajomości za czasów Cherry, jak i obecnej. Cokolwiek by się nie stało, nie mogłam się od niego uwolnić. To czy bym tego chciała to już zupełnie inna sprawa.
- Hej, a pamiętacie jak jeszcze niedawno ubieraliśmy tutaj choinkę? – zagaiła Cassie, wymachując na wszystkie strony łyżką. Pokiwaliśmy głowami, nie wiedząc do czego zmierza. – Rany wydaje się jakby to było wczoraj, jak ten czas szybko leci – westchnęła wracając do jedzenia. Wymieniliśmy z Justinem zdezorientowane spojrzenia. Dziewczyna miała czasami takie odchyły i lepiej było nie wnikać o co tak naprawdę jej chodzi. Dokończyliśmy posiłek i od razu zabraliśmy się do oglądania, bo lista filmów była naprawdę długa, więc nie chcieliśmy tracić ani minuty.
            Przyznam, że nie pamiętam kiedy ostatnio tak się zrelaksowałam. Chyba mój spokój skończył się wraz z wyjazdem do Nowego Jorku. Potem zaczęły się problemy, a od pobicia prawie cały czas byłam nerwowa, ale starałam się to maskować, żeby nie martwić moich bliskich. Teraz jednak zapomniałam o wszystkich troskach i po prostu dobrze się bawiłam. Niby nie było to nic takiego, tylko zwykłe oglądanie filmów w towarzystwie przyjaciół, ale w moim życiu zdecydowanie brakowało normalności. Odkąd sięgam pamięcią ładowałam się w kłopoty i nienormalne sytuacje, a już w ogóle nasiliło się to, gdy poznałam Biebera. Od tamtej chwili moje życie to pasmo szalonych i nie zawsze przyjemnych przygód. Zastanawiało mnie jakim cudem wciąż go toleruję. Powinnam chcieć go zabić za to wszystko, co spotkało mnie z jego powodu, a tymczasem wręcz pragnęłam jego towarzystwa. To było chore, zupełnie jak ja sama.
            Z rozmyślań wyrywały mnie komentarze towarzyszy, którzy na bieżąco relacjonowali to, co działo się na ekranie. Śmiałam się z ich żartów, wygłupiałam i sama co jakiś czas odzywałam. Nadszedł w końcu czas, w którym musieliśmy się wzajemnie pilnować, bo ogarnęła nas senność. Co parę minut ktoś mnie szturchał albo ja musiałam przebudzać kogoś innego. Pierwsza dała za wygraną Cassandra, która oparła się o moje ramię i jedynie odpędzała nas ręką, gdy próbowaliśmy przywołać ją do rzeczywistości. Następnie odpadłam ja sama, gdyż miarowy oddech przyjaciółki za bardzo mnie odprężył i odpłynęłam w niebyt.
            Gdy się obudziłam, poczułam, że jest mi strasznie niewygodnie. Byłam cała zdrętwiała, a w dodatku czułam na sobie ciężar. Szatynka wciąż na mnie spała, w dodatku chyba obśliniła mi koszulkę. Na domiar wszystkiego zauważyłam, że na moich kolanach spoczywa głowa Justina. Również przebywał w krainie Morfeusza i do tego miał rozchylone usta. Zagryzłam wargi, żeby powstrzymać śmiech, bo nie miałam serca jeszcze ich budzić. Wyciągnęłam wolną rękę po leżący obok telefon. Nie należał do mnie, tylko do Gwiazdorka, ale chciałam tylko sprawdzić godzinę. Nacisnęłam środkowy guzik i ujrzałam swoje zdjęcie na tapecie. Moja mina musiała być bezcenna. Co prawda byłam na nim razem z Cassie i obie spałyśmy, więc musiał wykonać je dzisiaj w nocy, ale żeby od razu ustawiać je na wyświetlaczu?
            Postanowiłam odpłacić mu się tym samym i uwieczniłam jego otwartą buzię, po czym szybko wysłałam ją na swoją komórkę. Przypomniało mi się, że miałam sprawdzić godzinę i okazało się, że jest już prawie jedenasta. Z trudem wyswobodziłam się spod bezwładnych ciał przyjaciół, ale jakimś cudem wcale się nie obudzili. Ułożyli się tylko tak, że głowa jasnowłosej spoczywała na torsie chłopaka. Ponownie powstrzymałam śmiech i zrobiłam kolejne zdjęcie, tym razem swoim telefonem.
            Moje śpioszki obudziły się akurat, gdy kończyłam przygotowywać śniadanie. Nie zdziwiłabym się gdyby obudził ich zapach gorących grzanek i gotowanych jajek, bo jedzenie było jedynym, co potrafiło zawsze ich przyciągnąć. Po kolei poszli do łazienki i zasiedliśmy do stołu, w ciszy konsumując to, co przyrządziłam. Nikomu nie paliło się do rozmowy, bo nikt się porządnie nie wyspał i byliśmy raczej marudni. W końcu jednak wywiązała się sprzeczka o to, kto pierwszy zasnął, a kto wytrzymał najdłużej. Jakie to dla nas typowe. […]
            Chodziłam cała podenerwowana, bo były walentynki, czyli już niebawem widzę się z Austinem. Tylko, że on jakoś dziwnie się zachowywał. Rozmowa nam się ostatnio nie kleiła, zadawał jakieś zdawkowe pytania, po czym wymigiwał się brakiem czasu i szybko się żegnał. Bałam się, że jednak nie chcę się ze mną zobaczyć, że zrobiłam coś, co go do mnie zniechęciło i nasza znajomość się skończyła.
- Hej, Amy! – usłyszałam wołanie przyjaciółki, choć przecież siedziała na schodach tuż obok mnie. Spojrzałam na nią ze zdziwieniem. – Co się dzieje? Nie można się z tobą dzisiaj w ogóle dogadać! – zarzuciła mi, a ja posłałam jej zmieszany uśmiech.
- Przepraszam – jęknęłam, czując, że muszę się komuś wygadać. – Umówiłam się na randkę i teraz panikuję – wyznałam, spuszczając wzrok na swoje dłonie.
- Co?! I ja dowiaduję się o tym dopiero teraz?! – oburzyła się, ale zaraz się opanowała. – Ale kto, gdzie, kiedy? Zgodziłaś się iść gdzieś z Justinem? – spytała nagle, a ja spojrzałam na nią zdumiona.
- Co? Skąd ci on w ogóle przyszedł do głowy? – zapytałam, ale tylko wzruszyła ramionami, więc opowiedziałam jej prawdę i podzieliłam się moimi obawami.
- Wiesz, może coś mu wypadło, nie da rady i wstydzi ci się przyznać – stwierdziła, po chwili zamyślenia. Na tą myśl zrobiło mi się niewyobrażalnie smutno.
- Może, ale powinien mi powiedzieć, a nie mnie unikać. Wolałabym wiedzieć takie rzeczy od razu, a nie rozczarowywać się chwilę przed – mruknęłam cicho, obejmując kolana rękami. Dziewczyna uśmiechnęła się pocieszająco i mocno mnie przytuliła.
- Na pewno się na ciebie nie obraził. Za dużo by stracił, no spójrz na siebie – powiedziała z szerokim uśmiechem. – Jeśli do wieczora nie da ci znać, zadzwoń do niego i powiedz mu, że ma postawić sprawę jasno – poradziła, a ja pokiwałam w zamyśleniu głową. – Muszę lecieć na francuski. Daj znać jak się dowiesz co i jak – poprosiła, całując mnie w policzek.
- Jasne, na razie – odparłam, ciągle zastanawiając się, co tak naprawdę zachwiało moją beztroską i wręcz idealną relacje z tym uroczym brunetem.
            Uświadomiłam sobie, że następny jest w-f, a ja wciąż nie byłam w stanie ćwiczyć. Udało mi się za to wynegocjować, że zamiast siedzieć bezczynnie na sali gimnastycznej, mogłam chodzić do sali muzycznej. Przyjaciołom mówiłam, że odrabiam zadania z matematyki, co nie do końca było kłamstwem, bo zawsze dziesięć minut przed końcem lekcji, siadałam do ławki i otwierałam zeszyt. W takim stanie zawsze mnie zastawali, więc nie wzbudzałam żadnych podejrzeń. Mniejsza z Cassandrą, ale przenigdy nie mógł się o tym dowiedzieć Justin.
            Idąc do sali, minęłam się z dyrektorem, który tylko uśmiechnął się znacząco. To on mi na to pozwalał i przekonał do tego nawet trenera. Na dodatek wiedział o tym, że kłamałam, bo również podał mu wersję o zadaniach z matematyki. Byłam mu wdzięczna, ale jednocześnie mnie to przerażało. Miałam u niego dług i nie wiedziałam jak będę musiała go spłacić.
            Trzy minuty po dzwonku, kiedy zrobiło się zupełnie cicho i wiedziałam, że nikt już nie błąka się w pobliżu, usiadałam do pianina i wyciągnęłam swoje zapiski. Tutaj spisywałam nuty, a w domu wieczorami często pisałam teksty. Prawdę mówiąc nie tylko odrywałam się od rzeczywistości i oddawałam pasji, ale również łączyłam ze swoją przeszłością, nie narażając się jednocześnie na wewnętrzne cierpienie i ból. Przez cały czas starałam się nie myśleć o rodzicach, którzy się rozwiedli, o załamanym tacie, o tym, że najbliższa kuzynka i brat mnie znienawidzili po miesiącach poszukiwań, o tym, że być może Justin ciągle za mną tęsknił, ale nie dawał tego po sobie poznać, o utraconych przyjaciołach. W normalnych okolicznościach jakikolwiek powrót do przeszłości przyprawiał mnie o łzy, ale gdy grałam czułam jakby wszystko znów było na miejscu. Jakbym znów była tą sześcioletnią dziewczynką, która spędzała godziny maltretując klawisze, próbując wygrywać najprostsze melodie. Przed oczami pojawiają mi się chwile, gdy grałam z Justinem, gdy dla mnie śpiewał, gdy całowaliśmy się przy fortepianie. Sunę palcami po klawiaturze, wydobywając kolejne dźwięki, kompletnie się zatracając, aż w końcu wszystkie myśli wylatują mi z głowy i tracę kontakt z rzeczywistością. Pozostaję tylko ja i moja melodia, nic więcej.
            Niespodziewanie ktoś głośno zapukał, co gwałtownie wyrywało mnie z transu i wybiło z rytmu, więc pianino wydało z siebie nieprzyjemny dla uszu dźwięk, a ja gwałtownie obracóciłam się w stronę drzwi i zamarłam.
            Nie wierzyłam własnym oczom. Chyba całkowicie odpłynęłam i ciągle nie wróciłam do świata żywych. Przecież to niemożliwe.
- Czekałem na parkingu, ale nie jestem zbyt cierpliwy, a do tego jest strasznie zimno, więc postanowiłem wejść do środka. Wtedy usłyszałem tą cudowną melodię i postanowiłem sprawdzić kto jest tak utalentowany. Nie powinno mnie dziwić, że to ty, a mimo wszystko nie mogę w to uwierzyć – oznajmił, a ja tylko patrzyłam na niego z rozchylonymi ustami, mrugając trzy razy częściej niż powinnam. W końcu uszczypnęłam się lekko w rękę i poderwałam na równie nogi.
- Austin! – zapiszczałam radośnie i wręcz rzuciłam mu się na szyje. Może w normalnych okolicznościach bym tak nie zareagowała, ale po paru dniach strachu, że nie chce mnie znać, nie mogłam opanować szczęścia na jego widok. Chłopak przycisnął mnie do siebie i przez dłuższą chwilę żadne z nas nie chciało tego przerwać, ale w końcu doszło do mnie, że to mogło wyglądać nie tak jakbym chciała. Mahone był świetnym przyjacielem, ale nie chciałam robić mu nadziei, bo nie byłam pewna czy mogę dać mu to, czego by chciał.
- Nie liczyłem na aż tak radosne powitanie, ale to było przyjemne – stwierdził, uśmiechając się zadziornie, za co szturchnęłam go w pierś.
- Zabiję cię chyba, przez ciebie odchodziłam od zmysłów przez ostatnie dni! – wypomniałam mu, patrząc na niego z specjalnie naburmuszoną miną.
- Wow, nawet nic nie zrobiłem, a już szalejesz – zażartował, za co znowu go szturchnęłam. – Ał, przestań mnie bić. Masz jakiś problem z agresją?
- Och, ja ci dopiero pokaże co znaczy moja agresją – zagroziłam. – Myślałam, że nie chcesz mnie znać – wyznałam, na co spojrzał na mnie z nieodgadnioną miną i nieco się odsunął.
- Jak mogłaś tak pomyśleć?
- Prawie nie rozmawialiśmy, dziwnie się zachowywałeś i ciągle mnie zbywałeś. Bałam się, że zmieniłeś zdanie i nie chcesz już utrzymywać kontaktu – mówiłam cicho, zdając sobie sprawę, że być może rzeczywiście miałam paranoję i wysunęłam pochopne wnioski. Moment później byłam już tego pewna.
- Głupku, ja się martwiłem, że się czegoś domyślisz, a chciałem ci zrobić niespodziankę – zaśmiał się, ponownie mnie przytulając i całując w czubek głowy. Modliłam się w duchu, żeby uważał to za przyjacielski gest, ale sama nie mogłam powstrzymać motylków w brzuchu, które zaczęły strasznie mi doskwierać.
- No właśnie, co ty tu robisz? – spytałam, odsuwając się od niego i bacznie mu się przyglądając. Wyglądał nienagannie, jak zawsze. Idealnie ułożone włosy, dobrze dobrane ciuchy, emanująca pewność siebie i nie schodzący z ust zadziorny uśmiech. Jeszcze tak ładnie pachniał, że aż kręciło mi się w głowie.
- Przyjechałem wcześniej, żeby spędzić z tobą walentynki – oznajmił pogodnie, uśmiechając się jeszcze szerzej. O nie, to nie brzmi jak przyjacielskie spotkanie. Który chłopak robi coś takiego dla dziewczyny, jeśli nie liczy na coś więcej?
            Mimo wszystko, odwzajemniłam uśmiech i spytałam o podróż. Zaraz potem zorientowałam się, że lekcja dobiegała końca, a niekoniecznie chciałam wpaść na Justina, bo coś mówiło mi, że nie ucieszy go widok mojego przyjaciela. Nie powinien być zazdrosny, bo sam spędza mnóstwo czasu z panną Gomez, ale jakoś wolałam nie ryzykować. Znałam go aż za dobrze.

- Zaczekaj przy samochodzie, skoczę tylko do szafki – poinformowałam mojego towarzysza. Po zabraniu odpowiednich rzeczy, napisałam wiadomość do przyjaciółki, żeby na mnie nie czekali, bo musiałam wyjść wcześniej i wróciłam do Austina, który już na mnie czekał. Jego spojrzenie spowodowało, że po moim kręgosłupie przeszedł przyjemny dreszcz. Zapowiadało się udane popołudnie. 
* * * * 
Jak zawsze mam jedno słowo: PRZEPRASZAM
Nie pisałam prawie 2 miesiące, ale to były naprawdę trudne tygodnie. Oszczędzę Wam tłumaczeń, teraz mam prawie 3 tygodnie wolnego, potem 2 szkoły i znowu 2 ferii, a że nie mam żadnych planów to postaram skupić się na opowiadaniu i wreszcie je skończyć.
Ten rozdział trochę o niczym, ale niedługo zacznie się prawdziwa akcja i dojdziemy do punktu kulminacyjnego :)
DZIĘKUJĘ TEŻ Z CAŁEGO SERCA ZA KAŻDE CIEPŁE SŁOWO!
KOCHAM WAS! 
Mam nadzieję, że jeszcze o mnie nie zapomnieliście i wytrwacie do końca ;)
Tak nawiasem dzisiaj mijają trzy lata odkąd zaczęłam pisać to opowiadanie. Zaczęło się tutaj i niebawem (wreszcie) skończy. Wiele się przez te 3 lata zmieniło. Ja się zmieniłam, Justin się zmienił, więc to opowiadanie też, co chyba da się zauważyć, porównując nowe rozdziały do starych. Dziękuję za to, że byliście i jesteście. Uwielbiam Was, myszki! <3
Pozdrawiam ;**