poniedziałek, 8 lipca 2013

[16] "Stałam z drewnianą tacą w rękach, wpatrując się w idealne oblicze cud chłopca."

Rozdział 16 „Stałam z drewnianą tacą w rękach, wpatrując się w idealne oblicze cud chłopca.”
            Oczami Amy…
            Już miałam wyznać mu prawdę, otworzyć się całkowicie i zaryzykować utratą wszystkiego, co do tej pory osiągnęłam, gdy przerwały nam wybuchające petardy. Podskoczyłam i natychmiast otrzeźwiałam. Chyba zgłupiałam. Jak mogłam w ogóle doprowadzić do sytuacji takiej jak ta? Teraz wiedział, że coś ukrywam i nie da mi spokoju, dopóki się wszystkiego nie dowie. Dziękowałam losowi, że powstrzymał to w ostatnim momencie. To był znak. Powinnam się odsunąć i nauczyć trzymać język za zębami. Podniosłam się do pionu, a Justin poszedł w moje ślady.
- Szczęśliwego nowego roku – starałam się przekrzyczeć hałas, który wywoływały fajerwerki.
- Wszystkiego najlepszego – odkrzyknął i uściskaliśmy się przyjaźnie. Staliśmy jeszcze przez chwilę, podziwiając przepiękny pokaz sztucznych ogni.
- Powinniśmy już wracać. Wszyscy będą cię szukać, o ile już tego nie robią – oznajmiłam.
- Ale nie dokończyliśmy rozmowy – odparł zdezorientowany.
- Jeszcze będzie do tego okazja – zapewniłam go, a on niechętnie pokiwał głową. Odetchnęłam z ulgą. Miałam trochę czasu, żeby wymyślić, co mu powiedzieć. Chłopak schował swój telefon do kieszeni i zaprowadził mnie do windy. Gdy zatrzymaliśmy się na parterze, wyswobodziłam dłoń z jego uścisku. Nie chciałam, żeby ktoś nas zobaczył i zaczął rozsiewać plotki. Starałam sobie nawet nie wyobrażać, co pomyśleli by ludzie, gdyby zauważyli, że zniknęliśmy, a do tego wracamy trzymając się za ręce. Z moim szczęściem pierwszą osobą, która zauważyłaby nas w takiej sytuacji, byłaby Gomez.
            Gdy tylko przekroczyliśmy próg sali, Pan Gwiazda został porwany przez gromadę ludzi, która paliła się, żeby złożyć mu życzenia noworoczne. Ja za to miałam chwilę na odetchnięcie. Oczywiście, też porozmawiałam z kilkoma osobami, włącznie z całym Bieber Teamem. Jednak to Justin był tu gwiazdą i to z nim chciał zamienić słowo niemal każdy z gości. […]
            Godzinę później gwiazdor wciąż nie wyrwał się ze szpon gości, a ja siedziałam przy stole w kącie, bawiąc się niemal pustym kieliszkiem po szampanie, którym mnie tutaj poczęstowano. Miałam ochotę poprosić o kolejny, ale wiedziałam, że nie mogłam przesadzić. Jeśli na trzeźwo byłam tak bliska wygadania swojej największej tajemnicy to nie chciałam nawet myśleć, co mogło mi wymsknąć po pijanemu. Wcześniej wypiłam dwie lampki wina i zaczynało mi już huczeć w głowie, ale na szczęście, świeże powietrze na dachu mnie otrzeźwiło.
- Co taka piękna dziewczyna robi tutaj sama? – usłyszałam i już miałam opowiedzieć coś nieprzyjemnego, gdy zobaczyłam, że to Austin. – Szczęśliwego Nowego Roku! – dodał, a ja podniosłam się i przyjaźnie go uścisnęłam.
- Wzajemnie. Spełnienia marzeń przede wszystkim, żebyś nagrał tą swoją płytę i podbił serca tych wszystkich niewinnych nastolatek – powiedziałam, śmiejąc się krótko. Starałam się przypomnieć sobie wszystko, co mi wcześniej o sobie powiedział.
- Dziękuję bardzo – odparł, uśmiechając się łobuzersko. – A gdzie twój przyjaciel?
- Rozrywany przez wszystkich zgromadzonych – mruknęłam, wskazując ludzi otaczających Biebera.
- Na jego miejscu nie pozwoliłbym ci siedzieć tu samej, szczególnie teraz – oznajmił, przenosząc wzrok z tłumu na mnie.
- Przypomnę ci to za rok, gdy sam będziesz rozchwytywany przez swoje fanki – stwierdziłam pewnym tonem, starając się brzmieć pogodnie. – Po za tym są tu też inni moi znajomi, ale zwyczajnie potrzebowałam chwili dla siebie.
- Och, nie wiedziałem, że przeszkadzam – speszył się, co było naprawdę urocze. Parsknęłam śmiechem.
- Jakbym chciała, żebyś sobie poszedł to gwarantuję, żebyś to zauważył – zapewniłam go.
- No to świetnie, bo miałem pytać czy nie chcesz się jeszcze kiedyś ze mną umówić – zaproponował bezpośrednio, a mnie na moment odjęło mowę. Potrząsnęłam głową, żeby wrócić do rzeczywistości. Jasne, był fajny, przystojny, słodki i zabawny, ale nie sądziłam, że którekolwiek z nas traktuje tą znajomość na poważnie.
- To będzie trochę trudne, zwłaszcza, że mieszkam w Kanadzie, a ty zajmiesz się robieniem kariery – poinformowałam go bez emocji, ale nie wyglądał na urażonego ani nawet zrażonego.
- A kiedy wyjeżdżasz? – spytał z nadzieją, którą szybko musiałam zgasić.
- Jutro – odpowiedziałam, uśmiechając się przepraszająco. Z jakiegoś powodu czułam się winna, dając mu kosza.
- Och – wyrzucił tylko. – No trudno, może niebawem odwiedzę Kanadę, grając jakieś koncerty czy coś…
- Mam nadzieję i liczę na wejście za kulisy – oznajmiłam surowo, grożąc mu palcem, czym nieco go rozbawiłam. – Wymieńmy się numerami telefonów, żeby utrzymać kontakt – zaproponowałam, choć sama w to nie wierzyłam. Byłam pewna, że pochłoną go jego zajęcia i za miesiąc nawet nie będzie pamiętał mojego imienia. Nie chciałam mu jednak psuć humoru w taką noc jak ta, więc starałam się być miła. Zaraz po tym jak zapisałam sobie jego numer, a on mój, obok pojawił się mój towarzysz z niezbyt zachwyconą miną.
- Przepraszam, że to tak długo trwało – wymamrotał, patrząc na mnie z miną zbitego psa.
- Nic nie szkodzi, nie nudziłam się za bardzo – zapewniłam go, uśmiechając się ciepło, zarówno do niego, jak i do stojącego obok bruneta, niezmiernie zadowolonego z faktu, że go nie spławiłam.
- To dobrze – odparł krótko.
- Ale pozwolisz, że wrócę już do hotelu. Jestem strasznie zmęczona i chciałabym położyć się spać – wyznałam, czując jak nogi bolą mnie od obcasów, a w głowie wszystko mi pulsuje.
- Jasne, tylko wezmę kurtkę – odparł szybko.
- Hej, ale ty nie musisz psuć sobie zabawy, poradzę sobie sama – powiedziałam, przerażona faktem, że mamy wracać razem. Ja i on, sami w limuzynie, po tym co zdarzyło się na dachu to chyba nie za dobre połączenie.
- Nic już mnie tu nie ominie, a też chciałbym już odpocząć – stwierdził i odszedł po swoje rzeczy. W duchu już cała panikowałam. Nie wymyśliłam jeszcze, co mu powiedzieć, żeby  dał spokój z odkrywaniem moich tajemnic. Austin spojrzał na mnie podejrzliwie, ale posłałam mu spojrzenie pod tytułem „nawet nie pytaj”, więc powstrzymał się od komentarzy.
- W takim razie do widzenia, Austin. Miło było cię poznać. Dziękuję za wspaniałe towarzystwo podczas dzisiejszego wieczoru – podziękowałam, uśmiechając się szczerze i lekko go przytulając.
- Mam nadzieję, że do zobaczenia wkrótce – wyszeptał mi do ucha, po czym pocałował mnie w policzek. Odsunęliśmy się od siebie, słysząc nerwowe chrząknięcie.
- Twój płaszcz – oznajmił chłodno szatyn, podając mi moje rzeczy.
- Dzięki – mruknęłam i zaczęłam się ubierać.
- Dziękuję za dotrzymanie towarzystwa Amy – zwrócił się do Mahone, podając mu rękę. Brzmiał jakby rozmawiał z podwładnym o pracy, a nie ze swoim rówieśnikiem o wspólnej znajomej, ale przynajmniej się starał.
- Drobiazg. Chętnie to powtórzę – odparł pogodnie brunet, puszczając mi oczko. Widziałam, że Gwiazdorek cały się w środku gotuje, ale utrzymał profesjonalny wyraz twarzy i przepuszczając mnie w drzwiach, zaprowadził mnie do holu. Wpadliśmy na kilka osób z ekipy, więc zaczęłam się ze wszystkimi żegnać.
- Jedziecie do hotelu? – spytała Elysandra. Pokiwałam głową. – Zabiorę się z wami, bo nogi mi zaraz odpadną i chyba zemdleję – poinformowała nas, przesadnie gestykulując rękoma. Ciemnookiemu od razu zrzedła mina, ja natomiast wewnątrz skakałam ze szczęścia i tańczyłam kankana.
            Ocalona. […]
            Gdy wysiedliśmy pod hotelem, Justin postanowił odprowadzić mnie do pokoju. Serce biło mi jak oszalałe. Bałam się, że zatrzyma mnie na pustym korytarzu i nie puści póki mu wszystkiemu nie wyśpiewam. Wymyślałam przekropne wizje tego, jak to się skończy, ale szatyn uparcie milczał i patrzył w dal, jakby był obecny tylko ciałem, a jego dusza fruwała gdzieś daleko w przestworzach. W końcu stwierdziłam, że chyba odpuścił i czekał, aż sama odważę się coś powiedzieć. Doszliśmy pod drzwi i na moment się zatrzymaliśmy. Wtedy dopiero przeniósł na mnie swój wzrok.
            - Dobranoc – szepnęłam i musnęłam ustami jego policzek. W odpowiedzi uśmiechnął się nikle, ale i tak dostrzegłam smutek w jego oczach. Byłam mu wdzięczna, że nie naciskał i dał spokój, ale wiedziałam, że go to dręczy. Miałam tylko nadzieję, że niedługo mu przejdzie i o tym zapomni. Tak, nadzieja matką głupich.
            Weszłam do swojej sypialni i zamknęłam drzwi. Przez krótką chwilę poczułam ulgę. Tym razem mi się udało, ale nie miałam pojęcia, co będzie dalej. Rzuciłam w kąt torebkę i ściągnęłam buty. Szybko przebrałam się w piżamę, zmyłam makijaż i ściągnęłam kontakty. Zmęczona i udręczona rzuciłam się na łóżko i bezskutecznie próbowałam zasnąć. Pierwszy raz od naprawdę dawna zaczęłam myśleć o rzeczach, które zdawały mi się już całkiem odległe i obce i chcąc nie chcąc rozdrapywałam bolesne wspomnienia, grzebiąc w przeszłości, od której nie mogłam się uwolnić.
            Przypomniałam sobie dzień, w którym opuściłam Los Angeles. Miasto aniołów, które za skórą mają złowrogie demony. Doskonale pamiętałam ostatnią sprzeczkę z Justinem, w którym tak go poniżyłam, chociaż on tylko starał się mi pomóc. Zranił mnie, oszukał i okłamał, ale mimo wszystko zachowałam się podle i egoistycznie. Straciłam wszystko i jeszcze naraziłam swoje życie, bo żeby zrobić im na złość zadawałam się z najgorszą szumowiną w mieście.
            Mimowolnie w moich oczach pojawiły się łzy, a ja w ciemności patrzyłam się w sufit, przywołując kolejne, bolesne wspomnienia. Serce pękało mi na myśl, że już nic nie mogłam zmienić. Czułam, że do końca życia będę ponosić konsekwencje kilku głupich, niedojrzałych decyzji. Moje myśli wędrowały własnymi ścieżkami, rozmyślając o wszystkich osobach z mojego dawnego życia.
            A moi rodzice? Pamiętają o mnie? Szukają mnie? Czy choć trochę przejęli się tym, że zniknęłam? Nie byłam dobrą córką, tak jak oni nie byli dobrymi rodzicami, ale zastanawiałam się czy mój wyjazd w jakikolwiek sposób zmienił ich życie. Czy choć przez moment pomyśleli, że popełnili błąd i zabolało ich, że mnie stracili? Szczerze w to wątpiłam. Ciekawe tylko jak zatuszowali moją ucieczkę. W końcu w pewien sposób stałam się osobą publiczną. Tata zajmujący się karierą gwiazd, które często przewijały się przez nas dom, kilka występów, w których zaprezentowałam swoje umiejętności muzyczne, a do tego burzliwa znajomość z największą gwiazdą popu, Justinem Bieberem. Oj, było o mnie głośno. A tu nagle znikam bez słowa, tuż przed tym jak miałam zacząć swoją „karierę”.
            A Jackie? Jak wyglądało jej życie przez ostatnie miesiące? Kiedy dowiedziała się, że uciekłam? Jak na to zareagowała? Zdałam sobie sprawę, że już jutro ją zobaczę, ale wciąż nie mogłam w to uwierzyć. Co zrobi jak mnie zobaczy? Nienawidzi mnie? Tęskniła? Co mam jej powiedzieć? Nerwy dały o sobie znać. Czułam jakby wszystkie wnętrzności ścisnęły się w ciasny słupeł. Teraz to już na pewno nie zasnę.
            W dodatku nie wiedziałam jak wymknąć się na te kilka godzin. Justin pewnie będzie chciał iść ze mną, a przecież nie może się o niczym dowiedzieć. Musiałam coś szybko wymyślić, jednak moje myśli zbiegły na zupełnie inny tor. Przed oczami stanęły mi obrazy sprzed kilku godzin. To, jak blisko byłam wyjawienia wszystkich tajemnic, było wręcz niewiarygodne. Zaczęłam się zastanawiać jakby zareagował, gdybym wyznała mu prawdę o swojej przeszłości, a raczej tożsamości. Wymyślałam tysiące możliwych scenariuszy, głównie tych negatywnych, aż w końcu zapadłam w niespokojny sen. […]
            Obudziłam się o piątej rano, cała rozdygotana. Była przerażona. Śniły mi się naprawdę okropne rzeczy. Trzeba mi było tyle myśleć o tym wszystkim? Wiedziałam, że już za nic nie usnę, więc mozolnie zwlekłam się z łóżka i je zaścieliłam. Zaraz po wykonaniu porannej toalety zabrałam się za pakowanie. Popołudniu, tudzież pod wieczór mieliśmy wyjeżdżać. Szczerze, jedyne co trzymało mnie jeszcze przy życiu to myśl, że za kilkanaście godzin ujrzę Lucasa i Andrew, że przywitają mnie z otwartymi ramionami i mocno ich wyściskam, szczęśliwa, że posiadam taką  wspaniałą rodzinę.
            Gdy już niemal wszystko znalazło się na powrót w mojej walizce, usiadłam w fotelu i zaczęłam dogłębnie zastanawiać się powinna wyglądać cała dzisiejsza akcja. Na samą myśl o tym feralnym spotkaniu mój żołądek zaciskał się z nerwów, a ręce zaczynały trząść. Wiedziałam jednak, że nie mogłam się już wycofać. Modliłam się jedynie, żeby nie skończyło się to kompletną katastrofą. Ciągle nie wiedziałam też jak wymknąć się na te dwie-trzy godziny nie wzbudzając niczyich podejrzeń, szczególnie Justina.
            A wracając do Gwiazdorka. Bałam się, że będzie mnie męczył, próbując wyciągnąć to, co prawie wyznałam mu wczoraj w nocy. Musiałam mu to jakoś wyjaśnić, ale szczerze to nie miałam pojęcia, co mogłabym mu powiedzieć. Najśmieszniejsze było to, że sama się w to wszystko wpakowałam i powoli zatracałam w kłamstwach. Zawsze miałam niezwykły talent do ładowania się w tarapaty.
            Musiałam coś zrobić, bo siedzenie na miejscu i myślenie o tym wszystkim sprawiało, że odchodziłam od zmysłów, a nie zamierzałam wylądować w najbliższym czasie na oddziale dla osób z problemami psychicznymi. Przypomniało mi się, że przecież jest tu siłownia, więc postanowiłam z niej skorzystać. Może wyciskając z siebie wszystkie siły, wymyślę też jakieś rozsądne rozwiązanie tego wszystkiego. Przy okazji wytworzę trochę endorfin, co poprawi moje samopoczucie i koncentracje.
            Szybko ubrałam coś luźnego, spięłam włosy i ubrałam kontakty. Chwyciłam butelkę wody i klucz od pokoju, po czym udałam się w odpowiednie miejsce. Rozciągnęłam się i wykonałam kilka ćwiczeń na rozgrzewkę. Następnie wskoczyłam na bieżnie, później pojeździłam na rowerku i skorzystałam z innych dostępnych sprzętów. Na koniec kolejna seria ćwiczeń i ponowne rozciąganie. Po wszystkim byłam cała mokra, ale można powiedzieć, że szczęśliwa. Wreszcie się obudziłam, a mój mózg pracował na najwyższych obrotach, co doprowadziło do tego, że zamiast panikować, zaczęłam myśleć racjonalnie.
            Wróciłam do pokoju i wskoczyłam pod prysznic, który był wręcz konieczny. Po umyciu się, wysuszyłam włosy i kolejny raz założyłam soczewki. Ubrałam się w ciemne rurki, biały top i fioletowy sweterek. Spięłam niesforne i potargane włosy w niechlujnego kucyka. Musiałam jeszcze nałożyć swój codzienny makijaż i zatuszować worki pod oczami, spowodowane niespokojną nocą.
            Dochodziła ósma, gdy przypomniało mi się o moim zakładzie z Bieberem, który niestety przegrałam. Wiedziałam, że jak nie wywiążę się z umowy, będzie mi to długo wypominać, a po za tym to chciałam mu nawet sprawić przyjemność. Udałam się więc szybko do kuchni, gdzie zagadałam jedną z pracownic, która już kojarzyła mnie z poprzednich dni. Wyjaśniłam jej mój problem, a ona od razu postanowiła mi pomóc i przygotowałyśmy naprawdę smaczny posiłek, który w dodatku pomogła mi dotransportować pod same drzwi pokoju szatyna. Załatwiła mi nawet z recepcji klucz, który umożliwił mi wejście do środka bez budzenia tej Śpiącej Królewny.
            Na palcach, najciszej jak umiałam, wślizgnęłam się do środka, zostawiając sobie uchylone drzwi. Chłopak smacznie spał, wylegując się na brzuchu i przytulając rękami poduszkę. Kołdra była skopana gdzieś w nogach ciemnowłosego, przez co mogłam zauważyć, że śpi w samych, dosyć krótkich spodenkach. W pomieszczeniu zrobiło się nagle nieznośnie gorąco i jestem pewna, że na moich policzkach pojawiły się szkarłatne wypieki. Taki widok potrafił człowieka porządnie rozproszyć. Przez dłuższą chwilę stałam z drewnianą tacą w rękach, wpatrując się w idealne oblicze cud chłopca, który wprowadzał chaos w mojej głowie i sercu jak nikt inny. Nie uszło mojej uwadze, że wypracował sobie niezły kaloryfer. Już wcześniej nie było na co narzekać, ale teraz naprawdę miał się czym pochwalić.
            Nagle ciemnooki poruszył się niespokojnie, co wreszcie sprowadziło mnie z krainy fantazji do brutalnej rzeczywistości. Odstawiłam śniadanie na półkę obok łóżka i rozejrzałam się w poszukiwaniu kartki i czegoś do pisania. Gdy już to znalazłam, nabazgrałam kilka słów i położyłam wiadomość obok talerza. Obdarzyłam chłopaka ostatnim zapatrzonym spojrzeniem i czym prędzej opuściłam pomieszczenie, zamykając cichutko za sobą drzwi.
            Wróciłam do siebie i opadłam na fotel. Dotknęłam swoich policzków. Wciąż były gorące i jeśli szybko nie przestanę myśleć o tym, co widziałam kilka minut temu to będę chodzić taka czerwona, aż do wieczora. Widok półnagiego Gwiazdorka mocno odbił się w mojej psychice i cała koncentracja zebrana na siłowni poszła w siną dal. Niespodziewanie głośno zaburczało mi w brzuchu. No tak, jemu przygotowałam wprost królewskie śniadanie, a sama chodziłam na głodzie. Zaśmiałam się z własnej głupoty i czym prędzej wróciłam na stołówkę. Uśmiech mimowolnie wkradał się na moje usta, gdy przed oczami wciąż pojawiał mi się obraz zaspanego Justina.
- A co ci tak wesoło? – zapytała Elysandra, na którą wpadłam zaraz po wejściu na jadalnie. Speszona, odwróciłam wzrok. A już prawie udało mi się pozbyć tych rumieńców!
- Po prostu mam dobry humor. To przestępstwo? – spytałam.
- Spokojnie, tylko pytam – odparła, unosząc ręce w geście kapitulacji. Nałożyłam sobie na talerz kilka kromek ciemnego pieczywa, żółty ser oraz jajko, po czym udałam się do stolika, przy którym siedziała już zaprzyjaźniona tancerka.
- A gdzie reszta? – spytałam od niechcenia. Domyślałam się, że jeszcze długo nie będą wstanie podnieść się z łóżka.
- Nie oczekuj, że zobaczysz ich przed południem – poinformowała mnie tylko i zajęła się swoim śniadaniem. Gdy już skończyłam, wypiłam szklankę soku i odniosłam naczynia do odpowiedniego okienka. Niby to kelnerki powinny sprzątać, ale były tak miłe, że chciałam im trochę ułatwić pracę. Wychodząc, poczułam wibracje telefonu. Była to wiadomość od mojego wczoraj poznanego znajomego.
„Naprawdę dobrze się wczoraj z Tobą bawiłem. Mam nadzieję, że będziemy mieli okazję to powtórzyć i że Cię nie obudziłem. Austin”
            Czyżbym  spędzała mu sen z powiek? Uśmiechnęłam się pod nosem na tą myśl. I wtedy właśnie wpadłam na to, jak rozwiązać problem dzisiejszego wyjścia. Szybko mu odpisałam i dogoniłam moją śniadaniową towarzyszkę.
- Hej, mam prośbę – zagadałam. – Gdyby Justin rzeczywiście nie wstał do tej dwunastej… Przekażesz mu, że wyszłam się z kimś spotkać i ma się nie martwić? – spytałam, a ona spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Dobra, ale pod warunkiem, że powiesz mi kim jest ten szczęściarz – odpowiedziała, krzyżując ręce na piersiach. Posłała mi przy tym przebiegły uśmieszek i ciekawskie spojrzenie. Wywróciłam oczami.
- Poznałam go wczoraj, nazywa się Austin M… - zacięłam się, nie mogąc sobie przypomnieć jego nazwiska.
- Mahone? – spytała z niedowierzaniem. Pokiwałam energicznie głową. – Dziewczyno! Przecież to na niego wpadłaś po zakupach! Szczęście cię nie odstępuję – przyznała. Nie powiedziałabym tego – mruknęłam w myślach, przypominając sobie gdzie tak naprawdę idę.
- Był na koncercie, a potem na tej imprezie, dużo gadaliśmy, trochę potańczyliśmy, a na koniec wymieniliśmy się numerami. Właśnie mi napisał i stwierdziłam, że skoro i tak mogę go już więcej nie zobaczyć to zaryzykuję tym jednym spotkaniem – opowiadałam jej, gdy jechałyśmy windą. – Postaram się wrócić przed szesnastą – zapewniłam.
- No jasne, bierz się za niego póki masz okazję! – Klepnęła mnie znacząco w ramię, a ja znów miałam ochotę przewrócić oczami. – Przekaże to jakby co naszej gwiazdce, ale raczej nie będzie zadowolony – dodała po chwili.
- Dlaczego? – spytałam głupkowato, ale ona tylko spojrzała na mnie pobłażliwie i odeszła, gdyż winda właśnie zatrzymała się na jej piętrze. […]
            - Okej, czyli jesteśmy umówieni – rzuciłam do słuchawki. – Do zobaczenia – dodałam, po czym się rozłączyłam. Austin zgodził się mnie kryć, pod warunkiem, że potem rzeczywiście się z nim spotkam, choćby to miała być tylko godzina. Właśnie dotarłam na miejsce spotkania z Jackie. Byłam pół godziny przed czasem. Od razu udałam się do łazienki, gdzie zdjęłam kontakty, zmyłam makijaż i nałożyłam nowy, tak, żeby bardziej przypominać Cherry i jak najmniej Amy. Zdjęłam płaszcz i ubrałam luźną bluzę z kapturem oraz niebieską czapkę, pod którą dokładnie ukryłam czarne włosy. Zmieniłam również botki na koturnie na adidasy. Spojrzałam w lustro i wzięłam głęboki wdech. Nie sądziłam, że tak łatwo uda mi się wrócić do dawnego wyglądu, a jednocześnie czułam jakbym patrzyła na zupełnie obcą osobę. To było okropne uczucie, ale nie miałam czasu się nad sobą roztkliwiać i starałam się skupić na tym, co miałam do zrobienia, a nie było to łatwe zadanie. Wymusiłam pokrzepiający uśmiech i opuściłam pomieszczenie. Zajęłam stolik na największym uboczu i czekałam, obmyślając setki możliwości tego, jak mogło potoczyć się nasze spotkanie. Musiałam jakoś przekonać moją kuzynkę, żeby dała sobie spokój z szukaniem mnie i nie starała się mnie namawiać do powrotu.
- Cherry? – usłyszałam ściszony, niepewny głos obok i lekko się wzdrygnęłam. Nikt nie zwrócił się tak do mnie od prawie pół roku. Odchrząknęłam, starając się odzyskać zdolność mówienia.
- Usiądź, proszę – poprosiłam, jednak mój głos nie wyrażał żadnych emocji. Kilka sekund później blondwłosa dziewczyna znalazła się centralnie naprzeciwko mnie. Jej mina wyrażała zagubienie i nieufność, a w oczach dostrzegłam niemy wyrzut, choć starała się zatuszować to wszystko pod maską obojętności.
            Zapadła niezręczna cisza. Mimo godzin głowienia się nad przebiegiem tej rozmowy, nie umiałam wykrztusić z siebie słowa. Patrzyłam na nią oszołomiona, a w głowie miałam pustkę. Ona chyba czuła się podobnie, bo patrzyła na mnie nieobecnym wzrokiem. Chociaż może po prostu oczekiwała na moje wyjaśnienia.
            Zakaszlałam nerwowo.
- Dobrze wyglądasz – wymamrotałam. Niech mnie ktoś zabije. Nic głupszego i bardziej niedorzecznego nie mogło wydostać się z moich ust. Wyraz jej twarzy powiedział mi, że mój komentarz był nie na miejscu, jeszcze zanim się odezwała.
- Pieprzenie – prychnęła, a ton jej głosu był równie lodowaty jak temperatura na zewnątrz. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł po moich plecach. Określenie, że była zła, byłoby dużym niedopowiedzeniem. Nie dziwiłam jej się, wręcz się powinnam się tego spodziewać, ale i tak zabolało, bardziej niż mogłam to przewidzieć. Nie oczekiwałam, że rzuci mi się z łzami radości w ramiona, ale taka niechęć mnie zaskoczyła. Była niegdyś najbliższym członkiem mojej rodziny i najlepszą przyjaciółką. Teraz wydawała mi się całkiem obca. Widać nie tylko ja zmieniłam się w ostatnim czasie. – Dlaczego? – spytała w końcu, a w jej głosie pobrzmiewał zawód.
- Dlaczego co? – odpowiedziałam pytaniem, skłaniając ją do sprecyzowania wypowiedzi. W głębi siebie wiedziałam doskonale o co pyta, ale musiałam usłyszeć wszystko dosłownie, żeby zmusić się do jakiejkolwiek odpowiedzi.
- Dlaczego mi to zrobiłaś? – syknęła. – Dlaczego? – powtórzyła, łamiącym się głosem. – Kompletnie się dla ciebie nie liczyłam? Nie obchodziło cię jak się poczuje, co się ze mną stanie i jak sobie z tym poradzę? – zaczęła wyliczać, zaciskając dłonie w pięści. Oczy wyraźnie jej błyszczały. Sama miałam ochotę się rozpłakać.
- Ja.. – zaczęłam, ale nie umiałam skleić sensownego zdania. – Nie mogłam… Nie miałam wyboru…
- Zawsze jest wybór – przerwała mi – ale ty wolałaś pójść na łatwiznę. Jesteś pieprzoną egoistką – wyrzuciła mi, obrzucając mnie spojrzeniem, przez które miałam ochotę schować się pod stołem.
- Ratowałam swoje życie – wyszeptałam, ledwo słyszalnie. – I tylko w ten sposób mogłam zapewnić wam bezpieczeństwo – dodałam. Tym razem się nie wtrącała, czekając na dokładniejsze wyjaśnienia. – Nie wiesz w jakiej sytuacji się znalazłam. Wiedziałam, że was zranię, ale jednocześnie zdawałam sobie sprawę, że tylko tak upewnię się, że nie stanie się wam prawdziwa krzywda.
- Byłam na drugim końcu świata. Ktokolwiek ci zagrażał, wątpię, żeby dorwał i mnie – mruknęła, już nieco spokojniejszym i mniej wrogim tonem niż poprzednio.
- Tobie może i nie, ale gdybyś wiedziała gdzie wyjeżdżam to prędzej czy później to by się wydało, a ja chciałam chronić zarówno siebie, jak i rodziców oraz Justina. Gdybym została, żyłabym w ciągłym strachu i zastraszeniu. Już wtedy wpadałam w paranoję i bałam się w ogóle wyjść z domu. Przykro mi, że musiałam was tak potraktować i zdaję sobie, że jest to niewybaczalne, ale nie żałuję swojej decyzji – wyjaśniłam cierpliwie, starając się wytłumaczyć wszystko jak najlepiej, jednocześnie nie zdradzając za wielu szczegółów.

- Co teraz? – spytała dobitnie, patrząc swoimi wielkimi oczami. Dobre pytanie, Jackie. Sama chciałabym znać na nie odpowiedź.
* * * *
Przepraszam. I dziękuję za cierpliwość, bo nie dostawałam żadnych zażaleń z powodu długiej nieobecności. Zdaję sobie jednak sprawę, że 5 tygodni to całkiem spora nieobecność i że pewnie trochę na tym straciłam. Mam tylko nadzieję, że choć kilku z Was dotrwa ze mną do końca historii, którą nawiasem zamierzam zamknąć wraz z końcem wakacji. Następny będzie krótszy, ale za to dodam go w ciągu najbliższego tygodnia. Mam nadzieję, że mi wybaczycie i dacie znać o Waszej obecności :) 
Czytasz = Komentujesz
Udanych wakacji, miśki <3
Pozdrawiam ;**