środa, 28 sierpnia 2013

[18] "Ten człowiek oznacza dla mnie tylko kłopoty."

Rozdział 18 „Ten człowiek oznacza dla mnie tylko kłopoty.”
            Po tym wydarzeniu od razu zadzwoniłam do Cassie, która natychmiast do mnie przyjechała i zaczęła mnie pocieszać. Wiedziała, co wydarzyło się w sylwestra, więc gdy usłyszała, że ponownie spotkałam Selenę, przytuliła mnie bez zastanowienia i pozwoliła mi się wypłakać. Gdy już się uspokoiłam, wszystko jej opowiedziałam.
            Czułam się naiwnie i słabo. Przez cztery miesiące nie uroniłam jednej łzy, a odkąd Justin znowu namieszał w moim życiu, co chwilę wpadałam w histerię. To było nienormalne i wręcz się za to nienawidziłam.
- Ty się zakochałaś – skomentowała, a ja spojrzałam na nią spod łba. – Nie patrz tak na mnie, mówię to, do czego boisz się przyznać nawet przed samą sobą.
            Zastanowiłam się na chwilę nad jej słowami. Osoba tego chłopaka zawsze budziła we mnie silne emocje, nieraz przestawałam przy nim racjonalnie myśleć i robiłam głupoty, ale nigdy nie myślałam o tym, jak o czymś poważnym i stałym. Właściwie to potrafiłam w ciągu jednego dnia znienawidzić i polubić go ze sto razy. Coś jednak było w tym, że tak bardzo raniło mnie jego zachowanie i tak bardzo przejmowałam się nim samym.
- Nie nazwałabym tak tego. Po za tym to nie ma znaczenia – wychrypiałam, ocierając wilgotne policzki.
- Jak to nie ma znaczenia? To wszystko zmienia! – podniosła z emocji głos, co nieco mnie rozbawiło, ale szybko spoważniałam.
- Mówiłam, jest z Gomezową – burknęłam markotnie.
- Żeby zrobić ci na złość!
- Co? – zapytałam inteligentnie.
- Nie mógł znieść, że się z kimś spotykasz… Nie przerywaj mi! – zagroziła, widząc, że chcę sprostować wzmiankę o moich rzekomych randkach. – Dla niego tak to wygląda, bolało go to, ale zamiast to wyjaśnić, postanowił odegrać się tym samym. Być może sprawdza też twoją reakcję, bo sama opowiadałaś, jak mówił, że widzi, że coś do niego czujesz, ale nie chcesz z nim być. Ciągle mu tego nie wyjaśniłaś – roztrwaniała się. Ona chyba uwielbiała snuć te swoje teorie i się w to wszystko wczuwać, ale jednocześnie tak często potrafiła pomóc i jeszcze częściej miała racje.
- Bo nie dał mi na to szansy! – oburzyłam się, na nowo się na niego złoszcząc.
- Krzycz na niego, nie na mnie. Ja jestem niewinna – odparła, unosząc bezbronnie ręce, co mnie rozśmieszyło.
- Okej, przepraszam – fuknęłam, uśmiechając się po chwili przepraszająco. – Ale nawet jeśli jest z nią, żeby wzbudzić we mnie zazdrość, nie zamierzam się w to wtrącać.
- To co zamierzasz? – spytała, a po jej minie widziałam, że nie oczekuje odpowiedzi, a jedynie chce mi dać do myślenia. Wzruszyłam ramionami.
- Nie mam pojęcia. Postaram się z nim porozmawiać, bo nie chcę, żeby był na mnie zły, ale nie zamierzam bardziej angażować się w tą znajomość. Nauczyłam się już, że ten człowiek oznacza dla mnie tylko kłopoty – odpowiedziałam mimo wszystko.
- W takim razie powinnaś wreszcie wyrzucić go ze swojego serca – oznajmiła poważnym tonem, patrząc na mnie z mieszanką współczucia, ale i wsparcia. Pokiwałam niepewnie głową. – Muszę już wracać, poradzisz sobie? – dodała, zerkając na zegarek.
- Jasne, przepraszam w ogóle za fatygę i jak zwykle dziękuję, że mogę na ciebie liczyć – odpowiedziałam, mocno ją przytulając.
- Zawsze do usług – odparła, uśmiechając się szeroko. Odprowadziłam ją do drzwi i pożegnałam. Rozmowa z nią przeniosła mi nieopisaną ulgę, wreszcie się uspokoiłam i poukładałam trochę myśli. Jakoś przetrzymam te kilka miesięcy w towarzystwie Pana Gwiazdy, a potem nasze drogi się rozejdą, tym razem już na zawsze. Musiałam sobie jednak najpierw wyjaśnić z nim parę spraw, żeby nie było niedopowiedzeń i większych problemów. Może i nieraz mnie zranił, ale ja już wystarczająco mu się odpłaciłam i nie chciałam mu jeszcze dokładać.
            Moje rozmyślania przerwały krzyki z zewnątrz. Szybkim krokiem podeszłam do okna i dyskretnie przez nie wyjrzałam. Wytrzeszczyłam oczy, gdy zobaczyłam, że to Lucas kłóci się z jakimś podejrzanym gościem. Moja ciekawość była zbyt wielka, żeby odpuścić, więc uchyliłam okno, żeby lepiej słyszeć i czekałam na rozwój wydarzeń. Serce biło mi jak dzwon.
- Mówiłem już, że nie mam tych pieniędzy! – krzyknął mój współlokator. – I nic dla was nie zrobię.
- Jeszcze zmienisz zdanie, gdy porozmawiamy sobie z tą twoją ślicznotką – odwarknął jego rozmówca. Lucky w sekundę znalazł się przy nim i podniósł go nad ziemię za kurtkę.
- Radzę ci się nawet do niej nie zbliżać – usłyszałam jedynie, bo dalej przyciszył głos. Po chwili rozległ się łoskot, a chłopak, który groził Lucasowi leżał na ziemi. Szybko się pozbierał, krzycząc coś niezrozumiałego i uciekł. Byłam pewna, że mój przyjaciel prychnął lekceważąco i wszedł do kamienicy, w której mieszkaliśmy. Błyskawicznie zamknęłam okno i usiadłam na kanapie, włączając telewizor.
Mój mózg pracował na najwyższych obrotach. Lucky miał problemy i to poważne. Ten gość nie wyglądał na byle kogo. Może sam nie był groźny, ale założę się, że ma swoją bandę i wyglądał na bardzo stanowczego. Chciał pieniędzy, których mój współlokator nie mógł mu dać, ale czułam, że nie odpuści. Musiałam coś wymyślić, jakoś pomóc. Nie mogłam przecież pozwolić, żeby jedynej tak bliskiej mi osobie coś się stało.
Usłyszałam dźwięk otwieranego zamka i wiedziałam, że zaraz ujrzę zdenerwowaną twarz niebieskookiego. Byłam jednak pewna, że jeśli zapytam wprost o co chodziło, nie odpowie. Co najwyżej się pokłócimy, ale i tak niczego się nie dowiem, a już tym bardziej nie pozwoli mi nic zrobić.
- Cześć – wymamrotałam, gdy przekroczył próg pokoju. Spojrzał na mnie, a w jego oczach błyszczała złość pomieszana ze zmartwieniem. – Jak było z Vanessą? – zapytałam, ale jedynie wzruszył ramionami. Aż bałam się dalej dopytywać, bo nie chciałam bardziej go denerwować. – Słyszałam jakieś krzyki, wiesz może co się stało? – wyrzuciłam niby od niechcenia i może to była moja paranoja, ale wydawał się cały zesztywnieć.
- Nie zauważyłem nic niepokojącego – wycedził markotnie po dłuższej chwili. Czyli miałam rację, nic się nie dowiem. Musiałam więc działać na własną rękę. […]
            Kilka dni później Justin pojawił się w szkole. Zachowywał się jak zupełnie inna osoba. Trochę przypominał starszą wersję siebie, tą którą poznałam w zeszłym roku. Panoszył się jakby był kimś lepszym niż reszta, trzymał z tymi popularnymi i zachowywał zuchwale. Miałam wrażenie, że te momenty, w których zachowywał się jak dżentelmen i był taki słodki po prostu mi się przyśniły. Nie wiedziałam, co w niego wstąpiło. Mógł być na mnie zły, ale dlaczego odgrywał się na innych? Niech już powie mi to, co mu leży na sercu w twarz, a nie wyżywa na innych. Szczególnie, że podobno spędził upojne chwile ze swoją nową dziewczyną, więc raczej nie miał na co narzekać.
- Hej – usłyszałam, gdy siedziałam w stołówce w przerwie na lunch i zajadałam krem z brokułów. Nie był najlepszy, ale dało się go zjeść, a mój żołądek domagał się czegoś porządnego.
- O, cześć. Jak historia? – spytałam, wiedząc, że Cassie pisała dzisiaj ważny test.
- Nijak. Nie było źle, ale okaże się jak będą wyniki – odparła lekko. Zupełnie jakbym widziała się rok wcześniej. Wtedy też się niczym nie przejmowałam. Spostrzegłam jednak, że moja przyjaciółka spogląda z zatroskaniem w stronę stolika, przy którym siedział Justin z bandą, jak dla mnie, zwykłych debili, ale mieli sporo kasy i grali w szkolnych drużynach, więc się liczyli.
- Co jest? – spytałam bezpośrednio, marszcząc brwi i przyglądając jej się badawczo.
- To nic takiego – odparła wymijająco, nawet na mnie nie patrząc.
- Cassie, przecież widzę.
- Naprawdę nic się nie stało – przekonywała mnie.
- Cassandro Marie van Allen! Masz mi w tej chwili powiedzieć o co chodzi, bo inaczej porozmawiamy – uniosłam się i wymierzyłam w nią łyżką. Wyglądała jakby nie wiedziała czy ma się śmiać, czy płakać.
- Już dobrze, tylko się uspokój i nie mówi do mnie pełnym imieniem. To brzmi groźnie i przerażająco – mruknęła, ciągle zaskoczona moim wybuchem.
- Bo miało tak brzmieć. A teraz gadaj!
- Okej, Justin dziwnie się dzisiaj zachował – wyznała cicho, tak, że ledwo usłyszałam to w zgiełku szmerów panujących wokoło.
- To znaczy?
- No, wpadłam na niego, wypadły mi książki i spodziewałam się, że mi pomoże, szczególnie, że go przeprosiłam, a on burknął coś kąśliwego, wszyscy zaczęli się śmiać i odeszli jeszcze bardziej rozkopując wszystko, co mi spadło – wyznała jakby ze wstydem. Aż się we mnie zagotowało. Momentalnie podniosłam się z miejsca, kierując mordercze spojrzenie w stronę wspomnianego szatyna. Dziewczyna jednak szybko mnie powstrzymała, łapiąc mnie za rękę. – Daj spokój, to nie jest tego warte. Nie potrzebujesz większych problemów – powiedziała stanowczo, co mnie przekonało. Faktycznie, bójka na środku szkoły była w stylu Cherry, a przecież nie chciałam jej w żadnym stopniu przypominać. Ciągle jednak byłam tak wściekła, że ręce mi się trzęsły. Tej gwiazdce już się kompletnie w głowie poprzewracało. Zachowywał się jak najgorszy gnojek, wkurzyłabym się nawet gdyby tak potraktował obcą mi osobę, a co dopiero moją najlepszą przyjaciółką, którą sam przecież lubił. Przypomniało mi się jak planowaliśmy wspólny wyjazd na ferie, ale to jeszcze bardziej mnie rozłościło.
            To było, aż niewiarygodne, żeby tak się zmienić w ciągu nieco ponad tygodnia. Ale Cassie by mnie nie okłamała, nie w takiej sprawie, tym bardziej, że sama zaobserwowałam jak niestosowanie zachowuje się Bieber. Ochota na rozkwaszenie jego twarzy nie opuszczała mnie ani na chwilę.
            Moja towarzyszka próbowała zmienić temat i mnie uspokoić, ale nic to nie dało. Gdy kierowałam się na kolejną lekcję, którą na nieszczęście miałam z Gwiazdorkiem, wciąż we mnie wrzało. Weszłam do klasy i omal nie wybuchłam głośnym krzykiem, widząc go na moim miejscu. Nie zamierzałam mu ustępować. Chyba już kompletnie mu odbiło, jeśli myślał, że będę się teraz przed nim płaszczyć jak ci wszyscy idioci wokół niego.
            Przepchałam się przez otaczający go tłum wielbicieli i spojrzałam na niego wściekle.
- Zająłeś moje miejsce – syknęłam, krzyżując ręce na piersiach i mrużąc oczy. Widziałam ten błysk zdziwienia w jego oczach, gdy dotarło do niego kto odważył się tak wobec niego zachowywać, ale szybko przywołał tą wyćwiczoną obojętność i wyzywający uśmieszek.
- Nie widzę, żeby było podpisane – odparł ironicznym tonem, a wszyscy w kręgu zaśmiali się głupkowato. Kilku chłopaków zagwizdało, wyczuwając napięcie panujące wokół naszej dwójki.
- Podpiszę się twoją krwią, jeśli stąd nie znikniesz. Daję ci dziesięć sekund – warknęłam najbardziej wrogim tonem na jaki było mnie stać. Nie było to trudne, bo w tym momencie nienawidziłam go bardziej niż kogokolwiek. Miałam przed oczami wszystkie złe rzeczy, które mnie przez niego spotkały, wszystkie słowa i czyny, które zraniły mnie i moich najbliższych. Trochę się tego nazbierało przez te dziesięć miesięcy naszej wybuchowej znajomości.
            Może mi się przywidziało, ale chłopak zdawał się wzdrygnąć. Większość towarzystwa zamarła w niepewnym oczekiwaniu, a kilku odważnych zabuczało głośno.
- Co tak nerwowo, kicia – wyrzucił, wymuszając wyluzowany ton i starając się obróć tą sytuację na swoją korzyść i to jeszcze w zabawny sposób. Jednak to określenie w jego ustach i sposób w jaki je wypowiedział doprowadziły mnie na krawędź.
- Pięć… Cztery… Trzy… - zaczęłam odliczać, a on spojrzał na mnie nie rozumiejąc, o co chodzi. Ciągle jednak siedział, rozwalony na moim krześle. – Dwa… Jeden!
            W sekundę złapałam colę, trzymaną przez najbliższą osobę i przechyliłam tak, że jej zawartość rozlała się na krocze Biebera. Miałam szczerą nadzieję, że ktoś to nagrał albo zrobił zdjęcie, bo jego mina była bezcenna. Wyraz jego twarzy będzie mi się śnił po nocach. Poderwał się z miejsca jak poparzony i stanęliśmy twarzą w twarz, mierząc się rozwścieczonymi spojrzeniami. Czułam jak moje serce przyspiesza swój bieg, ale zachowałam kamienny wyraz twarzy.
- Pożałujesz… - zaczął, ale natychmiast mu przerwałam.
- Ogarnij się, Bieber – wycedziłam przez zęby. -  Nie jesteś nikim lepszym ode mnie ani nikogo w tej szkole. Zacząłeś tu chodzić, bo chciałeś być normalnym nastolatkiem, więc tak się zachowuj, a nie jak rozkapryszona księżniczka, bo to nie sprawi, że będziesz fajniejszy – wyjaśniłam dobitnie, odsuwając się o krok. Zabrakło mu słów. Zawsze potrafiłam dogadać. Wszystko przez ten niewyparzony język, ale przyznam, że w takich sytuacjach się przydawał. Nie dam sobie w kaszę dmuchać. – A teraz odejdź i nie wchodź mi więcej w drogę – dodałam chłodno, robiąc mu miejsce do przejścia. Widziałam jak zaciska dłonie w pięści, ale ewidentnie zabrakło mu argumentów do dalszej dyskusji. Wszyscy dookoła też jakby zapomnieli jak się używa ust. Zmierzył mnie nienawistnym spojrzeniem i dumnie odmaszerował, zapewnie do łazienki by pozbyć się mojego arcydzieła. Reszta natychmiast się rozeszła i zajęła swoje miejsca. Moje pozostało puste, co wywołało mój szyderczy uśmiech. Przez cały czas w tej szkole byłam szarą myszką i starałam się nie rzucać w oczy, ale w takiej sytuacji nie potrafiłam zachować się spokojnie i nawet tego nie żałowałam.
            Usiadłam z zadowoleniem, przysuwając odpowiednio krzesło. Gwiazdorek nie pojawił się już do końca lekcji. […]
            Wyszłam ze szkoły, opatulając się ciepłym szalem i chowając ręce do kieszeni płaszcza. Miałam już serdecznie dość zimy, śniegu, mrozu, ślizgania się na zamarzniętych chodnikach i nieustającej jak mi się zdawało ciemności. Nie mogłam się doczekać, aż nadejdzie wiosna i wszystko obudzi się do życia, chociaż tutaj w Kanadzie mogło to nadejść nawet pod koniec kwietnia. Musiałam więc jeszcze trochę przemęczyć się z zimową aurą.
            Zmierzałam w stronę przystanku, gdy usłyszałam irytujące wołanie. Próbowałam to zignorować, ale nic to nie dało, bo krzyki stawały się coraz głośniejsze. Niechętnie zatrzymałam się i obróciłam w stronę nawołującej mnie osoby.
- Czego chcesz? – warknęłam natychmiast, gdy ujrzałam szatyna o czekoladowym spojrzeniu.
- Co ci się stało? – zapytał zszokowany. Zaśmiałam się gorzko, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszałam.
- Co mi się stało? To ty zachowujesz się jakby ci na mózg padło! – uniosłam się, a złość ponownie wypełniła każdą komórkę mojego ciała. Przez długi czas nie odpowiadał. – Nie wiem o co ci chodzi, bo od nowego roku unikałeś mnie jak ognia, a teraz zachowujesz się jakby wszyscy ci coś zrobili i w ramach pokuty byli twoimi służącymi. Nie takiego Justina poznałam i nie z takim chcę się zadawać – oznajmiłam tonem równie zimnym jak otaczające nas powietrze. – Zastanów się kto tu powinien przemyśleć swoje zachowanie i daj znać jak przestaniesz zachowywać się jak dupek – poinformowałam go i czym prędzej odeszłam, marząc o ciepłym kocu i popołudniu spędzonym na kanapie z kubkiem gorącej czekolady, z dala od rozpieszczonych gwiazdek i reszty problemów. […]
            Do końca następnego tygodnia unikaliśmy się jak ognia. Do tego wróciłam do pracy na zmywaku. Lucas jeszcze o tym nie wiedział, bo przeważnie go nie było albo… go okłamywałam. Nienawidziłam tego, ale skoro on nie chciał mi nic powiedzieć i dać sobie pomóc to nie miałam wyboru. Potrzebowaliśmy pieniędzy, więc zamierzałam je zarobić. Wszystko inne zeszło na dalszy plan. Byłam ciągle zmęczona, bo popołudnia spędzałam z Andrew, wieczory w pracy, a noce zarywałam na naukę. Nie było łatwo, ale nie zamierzałam narzekać. Nie miałam już dziesięciu lat i czas było wziąć na siebie odpowiedzialność za samodzielne życie, nie ważne jaką cenę miałam za to zapłacić.
- Wyglądasz na wykończoną – zauważyła Cassie podczas przerwy w szkole. Spojrzałam na nią smętnie. – Kolejna zarwana noc?
- Mam sporo nauki – wytłumaczyłam się. Codziennie powtarzałam to samo.
- Nie chcę tego słuchać. Przesadzasz. Jeśli się w końcu porządnie nie wyśpisz to na pewno nie zaliczysz dobrze egzaminów – stwierdziła, patrząc na mnie z troską w oczach.
- Dam radę, odeśpię w weekend – zapewniłam ją. Żałowałam, że zwolnili mnie z tej przyjemnej kafejki, w której pracowałam jesienią, ale niestety, obroty zmalały i cięcia budżetowe zmusiły do zwolnień, a że byłam najmłodsza i najmniej doświadczona to pożegnałam się z przyjemną pracą i miłymi współpracownikami.
- Cześć – usłyszałyśmy i równo obróciłyśmy głowy. – Możemy porozmawiać? – To pytanie było skierowane do mnie, ale jakoś nie miałam ochoty na nie odpowiadać.
- A mamy o czym? – spytałam, ignorując jego smutną minę i cierpienie w oczach. Miałam wrażenie, że nawet to miał wyćwiczone i udawał.
- Chcę przeprosić – oznajmił, a ja z trudem powstrzymałam prychnięcie.
- Nie tylko mnie należą się przeprosiny – stwierdziłam, patrząc na niego znacząco.
- A tak… Cassie, przepraszam cię z całego serca, że tak cię potraktowałem. Zachowałem się jak skończony idiota i nie liczę, że mi wybaczysz, ale chcę, żebyś wiedziała, że żałuję – wyznał, patrząc na moją przyjaciółkę ze skruchą w oczach. Widziałam po niej, że już o wszystkim zapomniała. Miała do niego pewnego rodzaju słabość, dlatego nie chciała mi się przyznać, że coś jej wtedy zrobił.
- Nie ma sprawy, przeprosiny przyjęty – odparła pogodnie, uśmiechając się uroczo. Odparł wdzięcznym spojrzeniem i przeniósł wzrok na mnie.
- Ze mną nie pójdzie ci tak łatwo – rzuciłam oschle.
- Spodziewałem się tego, ale chcę ci wszystko wyjaśnić. Proszę, przyjdź po lekcjach na parking to będziemy mogli spokojnie porozmawiać – powiedział i nie czekając na odpowiedź odszedł. Wywróciłam oczami. Jakoś wątpiłam, żebyśmy mogli „spokojnie porozmawiać” po ostatnich wydarzeniach. Co prawda emocje już opadły, ale i tak bardziej spodziewałam się kolejnej kłótni niż rychłej zgody. […]
            Mimo wszystko, po skończonych zajęciach wyszłam na parking i rozejrzałam się dookoła. Stał przy swoim czarnym samochodzie, oparty o maskę, ewidentnie na coś czekając. Przyjęłam obojętny wyraz twarzy i z wysoko uniesioną głową podeszłam w jego stronę. Niestety metr przed nim się poślizgnęłam i straciłam równowagę. Uratował mnie przed upadkiem na twardą, zmarzniętą ziemię, łapiąc mnie za łokieć.
- Dzięki – burknęłam od niechcenia. Skinął głową w odpowiedzi. Zapadła pełna skrępowania cisza, jakbyśmy oboje zapomnieli, co chcieliśmy powiedzieć.
- Może wejdziemy do środka zanim zamarzniemy? – zaproponował, a ja pokiwałam głową. Otworzył przede mną drzwi, co wydawało mi się równie niezręczne jak atmosfera wokół, zważywszy, że sporo ludzi nas obserwowało. To musiało być dziwne, tydzień temu zrobiliśmy taką aferę, a teraz wsiadam do jego auta, jakbym była jego dziewczyną.
             Od razu odepchnęłam od siebie tą myśl, widząc przed oczami jadowity uśmiech dumnej Gomez, gdy oznajmia mi, że jest z Justinem.
- Nie wiem od czego zacząć – wyznał cicho, patrząc przed siebie, co może by mnie nawet rozczuliło, gdyby nie to, że ciągle byłam na niego zła.
- Może odjedź sprzed szkoły zanim niektórym oczy wyjdą z orbit od gapienia się – mruknęłam, również zerkając za okno. Odpalił silnik i odjechał kilka przecznic, zaparkował i ponownie spróbował nawiązać rozmowę, ale jakoś mu to nie wychodziło. – Może powiesz mi wreszcie dlaczego zachowywałeś się jakby ci ktoś wsadził kij w tyłek? – wykrztusiłam zanim zdążyłam się zastanowić nad tym, co mówię.
- Dobrze powiedziane – odparł, z trudem powstrzymując uśmiech. Sama czułam się rozbawiona tym dialogiem. – Ale sam nie wiem. Teraz widzę, że było to głupie i niedorzeczne, ale sytuacja wokół mnie jest nerwowa, pracujemy dniami i nocami nad nową płytą, a do tego jeszcze ty…
- Ja? – zdziwiłam się. Spojrzał na mnie pobłażliwie.
- Nie mów, że po tym wszystkim cię to dziwi – zaśmiał się, ale nie było w tym nic pogodnego. Domyśliłam się, że chodzi o ten nieszczęsny bal noworoczny i sytuację na dachu. Niemal otwarcie przyznał, że coś do mnie czuje i chce, żebym przy nim była, a ja o mało nie wydałam swojej największej tajemnicy. To przez ten wyjazd wszystko tak się skomplikowało, a już wcześniej nie było łatwo. – Po za tym byłoby miło gdybyś też wytłumaczyła mi swoje zachowanie.
- Chciałam, ale nie dałeś mi szansy – odburknęłam.
- Byłem zły, chciałem to zrobić z samego rana, ale jak wstałem to dowiedziałem się, że jesteś z tym… - zaciął się. Widziałam jak zaciska szczękę i patrzy w dal z zamglonym z spojrzeniem.
- To było tylko przyjacielskie spotkanie, na miłość boską! – podniosłam ton głosu.
- Z jego strony to tak nie wyglądało…
- A nawet jeśli to co? Nie bądź hipokrytą! Sam cały czas się kręcisz wokół dziewczyn! Selena aż za dobrze mi wszystko wyjaśniła – warknęłam zirytowana.
- Selena? Co ona ci znowu nagadała? – Jeszcze bardziej się spiął.
- Nieważne. Chyba znasz ją lepiej, w końcu to twoja dziewczyna. – Końcówkę wypowiedzi wyplułam z odrazą, nie mogąc myśleć o tej brunetce pozytywnie, choć w małym stopniu.
- To było po tym jak zrozumiałem, że wolisz innego! – krzyknął. Na moment osłupiałam. Pojazd wydał mi się nagle wyjątkowo ciasny, a powietrze nieznośnie gęste. Spojrzał na mnie błyszczącymi od gniewu i smutku oczami, a ja poczułam niemiły ucisk w sercu. – Mówisz, że nie możesz się wiązać, ale nie chodzi o uczucia, nic nie wyjaśniasz, a zaraz potem lecisz do pierwszego poznanego typka – dodał oschle, przełykając z trudem ślinę. Przyglądał mi się spod zmrużonych powiek, co jeszcze bardziej mnie peszyło.
- Bo… Wiedziałam, że znajomość z nim nie potrwa dłużej niż dwa dni. Wyjechałam i więcej go nie zobaczę, więc chciałam się trochę zabawić. Ale nawet nic między mną, a nim nie było. A na pewno nie więcej niż między nami – wykrztusiłam, wyrzucając ręce w powietrze. Tego chłopaka nie dało się zrozumieć, a dodatkowo było najbardziej irytującym człowiekiem na Ziemi. Ewidentnie odjęło mu mowę. – Mówiłam, że nie możemy być więcej niż przyjaciółmi i wydawało mi się, że to zrozumiałeś, więc nie wiem, czemu zrobiłeś sobie taką nadzieję – dodałam chłodno, wiedząc, że go to zaboli, ale wiedziałam, że inaczej nie odpuści.
- Tak, masz rację – warknął, bo dłuższej chwili. – Byłem idiotą, bo się o ciebie starałem, ale nie martw się, drugi raz nie popełnię tego błędu – wycedził. Zabolało. Poczułam jak łzy wzbierają mi w oczach, więc czym prędzej wysiadłam z samochodu i biegłam, dopóki nie straciłam go z oczu. 
* * * * 
Wróciłam. Razem z weną i nowymi pomysłami. Nie wiem ile to potrawa i nie obiecuję, że teraz rozdziały będą dużo częściej, szczególnie gdy zacznie się szkoła, ale z pewnością zakończę to opowiadanie. Tak w ogóle to podoba mi się ten rozdział, dobrze mi się go pisało. Myślę, że trochę się wreszcie dzieję, coś się wyjaśnia między tą dwójką. A w następnym... Stanie się coś nieprzyjemnego... A teraz myślcie, co to może być. Czekam na Wasze pomysły :D 
Nie wiem kiedy następny, zależy jak mnie zmotywujecie ;) 
Czytasz = Komentujesz
Pozdrawiam ;** 

czwartek, 1 sierpnia 2013

[17] "Co ci przyszło do głowy, gamoniu?"

Rozdział 17 „Co ci przyszło do głowy, gamoniu?”
            - Nie zamierzam wrócić – odparłam sucho, obserwując uważnie jej reakcje. Zmrużyła jedynie oczy, przyglądając mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Spodziewałam się takiej odpowiedzi – odrzekła tylko. Czułam się nieswojo i nie mogłam uwierzyć, że wszystko, co nas łączyło, zostało przekreślone przez jeden mój błąd.
- Nareszcie ułożyłam sobie życie, po za tym nie sądzę, żebym miała do czego wracać – stwierdziłam, przypominając sobie sytuacje panującą w moim dawnym domu. – Wiesz, że z rodzicami miałam kiepskie relacje i cały czas się kłóciłam. Po twoim wyjeździe zrobiło się sto razy gorzej. Nazwałabym to zimną wojną. Justin też mnie mocno zranił i wtedy wydawało mi się, że nigdy mu tego nie wybaczę. Ty za to byłaś tysiące kilometrów dalej i prawie nie miałyśmy kontaktu, więc nie było nic, co by mnie tam trzymało – mówiłam szybko, nie chcąc, żeby mi przerywała zanim wszystko opowiem.
- Twoi rodzice się rozwiedli – oznajmiała znienacka. Wytrzeszczyłam oczy, a zaraz potem wciągnęłam głośno powietrze. Nie wiedziałam co na to odpowiedzieć. – Twój ojciec bardzo się przejął twoim zniknięciem i chciał cię za wszelką cenę znaleźć. Twoja mama była innego zdania. W dodatku okazało się, że ma romans. Podzielili się równo majątkiem i twoja matka zniknęła równie szybko co ty. Tata natomiast do tej pory nie umie się po tym pozbierać i nie rozstaje się z butelką procentów.
            Wydawało mi się jakbym opuściła własne ciało i zaczęła spadać w czarną otchłań. Czułam się winna. Przyczyniłam się do tego wszystkiego. Zniszczyłam własną rodzinę. Poczułam niemiły ucisk w żołądku. Od nadmiaru rewelacji zakręciło mi się w głowie.
- On się poddał, więc postanowiliśmy przejąć jego misję. Byłam wściekła, bo dowiedziałam się o wszystkim jako ostatnia. No, prawie. To ja skontaktowałam się z twoim bratem i później do niego przyleciałam. Nie miałam dużo czasu, bo nie mogę zrezygnować ze szkoły, ale sama rozwiązałaś mój problem – dokończyła swoją historię. Przez dłuższą chwilę milczałam, usiłując przetrawić wszystkie informacje. Z trudem przełknęłam ślinę i spojrzałam w jej pełne przeróżnych uczuć oczy.
- Czyli teraz… - zaczęłam, ale nie umiałam ubrać w słowa tego, o co chciałam zapytać. – Po prostu… się rozejdziemy i o sobie zapomnimy? – wydusiłam w końcu, łamiącym się głosem.
- To zależy tylko od ciebie – odparła po czasie, który dłużył mi się niemiłosiernie. – Możesz po prostu wstać i wyjść, jakby to wszystko nigdy nie miało miejsca albo pójść ze mną spotkać się ze swoimi bratem, ojcem i Justinem i wszystko wyjaśnić, a wtedy spróbujemy odbudować to, co straciliśmy.
            Uczucie, które mnie ogarnęło trudno było opisać. Mogę jednak pewnie powiedzieć, że wiem, co czuję osoba, której zadaje się cios w sam środek klatki piersiowej. Przez moment naprawdę miałam wrażenie, że moje serce zostało boleśnie zmiażdżone i właśnie zakończyło swoją pracę.
            Zaczerpnęłam głośno powietrza. Wszystko szło nie tak. W życiu bym nie przewidziała, że ta sytuacja może potoczyć się właśnie tak. Miałam wejść, powiedzieć kilka słów i wyjść, powracając do życia, które wiodłam od ponad czterech miesięcy. Zamiast tego znalazłam się pod ścianą, postawiona przed wyborem, którego nie potrafiłam dokonać.
- Ale… - zaczęłam, ledwo dosłyszalnie, drżącym głosem.
- Żadnych ale, wóz albo przewóz – przerwała mi natychmiast. Spojrzałam na nią z przerażeniem w oczach i rozpaczą malującą się na twarzy.
- Chcę ich spotkać – powiedziałam i przez ułamek sekundy zobaczyłam iskierkę nadziei w jej wielkich oczach. – Ale muszę wracać – dodałam zanim zdążyła mi znowu przerwać. Znowu przywołała na twarz tą wymuszoną obojętność.
- Więc chyba masz odpowiedź na twoje pytanie – mruknęła jadowicie w odpowiedzi, podnosząc się z miejsca. Panicznie bałam się, że gdy wyjdzie, już więcej jej nie zobaczę.
- Zaczekaj – niemal załkałam. – Muszę ułożyć sobie kilka spraw, ale to nie znaczy, że chcę was stracić. Nie mogę tak po prostu zapomnieć o ostatnich miesiącach i wrócić, ale nie znaczy, że musimy rozejść się na zawsze i to jeszcze w niezgodzie.
            Próbowałam zmiękczyć jej serce, wziąć ją na litość, cokolwiek, ale wydawała się niewzruszona.
- Wątpię, żeby po tym wszystkim było to możliwie. Znowu traktujesz nas jak zabawki. Wszystko musi być po twojej myśli. Myślisz, że możemy tak po prostu siedzieć w kącie i czekać, aż TY sobie wszystko poukładasz i łaskawie znajdziesz dla nas czas? – spytała z nieukrywaną ironią, a ja spuściłam wzrok.
- Powiedz mi tylko czy jeśli kiedyś, w niedalekiej przyszłość, zechcę was zobaczyć, mam po co w ogóle szukać z wami kontaktu? – zapytałam, chwytając się ostatniej deski ratunku.
- Nie wiem – odparła. – Żegnaj, Cherry – rzuciła ozięble i zaczęła odchodzić.
- Jackie! – zawołałam desperacko i trochę zbyt głośno, gdyż kilka ciekawskich głów zwróciło się w naszą stronę. Dziewczyna jedynie lekko obróciła głowę. – Przekaż Justinowi i Mike’owi, że ze mną wszystko w porządku i żeby nie zawracali sobie mną głowy – wykrztusiłam z trudem. Blondynka sztywno skinęła i szybkim krokiem opuściła lokal.
            Zapadłam się głębiej w kanapę, na której siedziałam i czułam jak w oczach wzbierają mi łzy. Po chwili już strumieniami spływały po moich policzkach. W środku mnie biło się tyle różnych emocji i uczuć, że nie potrafiłam stwierdzić jak tak naprawdę się czułam. Było źle, wręcz tragicznie, ale nie wiedziałam, czy jestem bardziej zła, zawiedziona, czy zdruzgotana. Pewnie wszystkiego po trochu.
            Nie wiem ile to trwało, ale w końcu udało mi się odepchnąć niechciane uczucia w głąb umysłu i jak robot powlokłam się do łazienki, gdzie powróciłam do wyglądu, który towarzyszył mi od tych kilku miesięcy.
            Później, zupełnie bezmyślnie, wyszłam na zewnątrz i bez zastanowienia zaczęłam maszerować ulicami Nowego Jorku. Było okropnie zimno, a drobne płatki śniegu spadały z nieba, obsypując moje czarne włosy, nie okryte już żadną czapką, cienką warstwą białego puchu. Wszystko ze mnie wyparowało. Żadna myśl nie miała sensu, patrzyłam na wszystko jakby z oddali, zupełnie nieobecna duchem.
            Ktoś z przechodzących obok ludzi, zahaczył o mnie ramieniem. W wyniku szturchnięcia straciłam na moment równowagę i zmusiłam się do rozejrzenia po okolicy. Z niekrytym przerażeniem zdałam sobie sprawę, że nie mam pojęcia gdzie się znajdowałam. Nie znałam tego miasta i nie powinnam była tak się włóczyć, ale wtedy w ogóle się nad tym nie zastanawiałam. Już tego żałowałam.
            Jak na zawołanie rozdzwonił się mój telefon. Wygrzebałam go z torby i nawet nie patrząc kto dzwonił, odebrałam i chciałam poprosić o natychmiastową pomoc.
- Amy! Szósty raz do ciebie dzwonię! Gdzie jesteś i dlaczego nie odbierałaś? – usłyszałam pretensjonalny ton głosu i przez chwilę nie wiedziałam do kogo ten głos należał. Miałam ochotę po prostu się rozłączyć, bo miałam już po dziurki w nosie ciągłych wyrzutów i pretensji. – Jesteś tam? Coś się stało? – dodał ktoś w słuchawce, zanim zdążyłam cokolwiek zrobić. Wreszcie się otrząsnęłam.
- Nie, w porządku, ale… chyba się zgubiłam – przyznałam ze wstydem.
- Co? Jak? Gdzie? – dopytywał się.
- Nie wiem, Austin. Jakbym wiedziała gdzie jestem to już bym wracała – jęknęłam, rozglądając się nerwowo dookoła. Zadawał kolejne pytania, a ja opowiadałam mu skąd wyszłam i kiedy mniej więcej to było. Na koniec opisałam mu jak wygląda moje najbliższe otoczenie, a on poprosił, żebym wysłała mu zdjęcie i nigdzie się nie ruszała. Nie musiał mi dwa razy powtarzać. Nie zamierzałam jeszcze bardziej się zgubić. To i tak cud, że nie znalazłam się w slumsach i nikt mnie nie napadł.
            Odgarnęłam warstwę śniegu z ławki i przysiadłam na jej skraju. Potarłam skostniałe ręce, których nie chroniły należycie nawet grube rękawiczki. Miałam wrażenie, że za kilka minut zamarznę i będę wyglądać jak bałwan ulepiony kilka metrów ode mnie. Cierpliwie jednak czekałam, wiedząc, że nic innego zrobić nie mogę.
            Zaczęłam już szczękać zębami, gdy żółta taksówka zatrzymała się przy krawężniku, a z jej wnętrza wyskoczył przystojny brunet z ulgą pojawiającą się na twarzy. Zaraz jednak spojrzał na mnie krytycznym wzrokiem, a ja odpowiedziałam mu spojrzeniem pełnym skruchy. Pociągnął mnie natychmiast do środka czekającego pojazdu i wsiadł zaraz po mnie. Trzęsłam się strasznie, a szczęka drżała tak bardzo, że nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa.
- Kto normalny wybiera się na piesze wycieczki w taką pogodę i to jeszcze po takim mieście jak to? – spytał, na co wzruszyłam ramionami, dalej dygocząc. Chłopak poprosił kierowcę o podkręcenie ogrzewania, ale i to niewiele z początku pomogło. Zdesperowana, przysunęłam się bliżej ciemnowłosego, a on pewnie objął mnie ramieniem, pozwalając mi mocno się wtulić i porządnie zagrzać. – Co ci przyszło do głowy, gamoniu? – skarcił mnie, patrząc na mnie z troską.
- Byłam na spotkaniu, ale się zdenerwowałam i wyszłam, nie zwracając na nic uwagi, aż zdałam sobie sprawę, że się zgubiłam – wyjaśniłam, cicho, gdy już byłam w stanie mówić. Na szczęście siedział na tyle blisko, że wszystko usłyszał.
- Następnym razem znajdź sobie inny sposób na wyładowanie emocji to oszczędzimy sobie zamieszania – parsknął, kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Nie martw się, nie zamierzam tego powtarzać – odparłam i choć po tym wszystkim nie było mi do śmiechu, zaśmiałam się krótko. […]
            Austin zabrał mnie na gorącą czekoladę i miło spędziliśmy resztę popołudnia. Kawiarnia, w której się zatrzymaliśmy znajdowała się w centrum handlowym, więc odwiedziliśmy kilka sklepów, cały czas się wygłupiając i co jakiś czas robiąc zdjęcia w śmiesznych okularach czy czapkach.
            To dziwne, że po tym wszystkim co mnie dzisiaj spotkało miałam ochotę na żarty, ale w jego towarzystwie trudno było się nie śmiać. Miał też znakomite wyczucie, gdyż nie poruszył żadnego niezręcznego tematu. Po prostu gadaliśmy o błahostkach i zachowywaliśmy się jak starzy znajomi, choć przecież znałam go dopiero drugi dzień. Po wszystkim odwiózł mnie hotel i odprowadził pod same drzwi, żartując, że zgubię się po drodze za co walnęłam go w ramię. Pożegnałam się całusem w policzek i krótkim przytuleniem, dziękując po raz kolejny za ratunek i wszystko inne. Dostrzegłam kątem oka, że ostatnie sekundy naszego spotkania obserwuje pewien niezadowolony gwiazdor ze skwaszoną miną. Nic nie powiedział, wręcz odwrócił się ostentacyjnie na pięcie i odszedł, gdy tylko zorientował się, że go widzę.
            Wróciłam do pokoju i dopakowałam kilka rzeczy. Pół godziny później opuściliśmy miejsce naszego pobytu i udaliśmy się na lotnisko. Mimo, że siedziałam obok Justina, nie odezwał się do mnie ani słowem. Przez większość podróży miał w uszach słuchawki, a przez resztę spał. Nie zamierzał go zmuszać do rozmowy.
            Gdy wylądowaliśmy w Kanadzie dowiedziałam się, że nawet nie odwiezie mnie do domu, tylko polecił do jednemu ze swoich ludzi. Zdenerwowałam się. Dobrze, mogło mu się nie podobać, że spotkałam się z innym chłopakiem po tym, co mi powiedział, ale mimo wszystko, powinien choć trochę opanować swoją zazdrość i ze mną porozmawiać, a miałabym szansę mu to wyjaśnić. No, ale przecież lepiej się dąsać jak sześcioletnie dziecko i obrażać. Niech do tego tupnie nogą, a zabiję go śmiechem.
            Odeszłam bez pożegnania, dając mu czas na ochłonięcie i przemyślenie tego wszystkiego. Sama tego potrzebowałam. Mimo wszystko, znowu byłam przygnębiona. Humor poprawił mi się dopiero wtedy, gdy przekroczyła próg domu i w moje ramiona wpadł mały piszczący Andy, tryskający radością z mojego powrotu i opowiadający o wszystkim, co mnie ominęło. Zaraz potem rzuciłam się na szyje Lucasowi i wyprzytulałam go za wszystkie czasy. Przez ten moment wyparłam wszystkie nieprzyjemne wspomnienia ze świadomości i cały ten wyjazd wydawał się tylko moim chorym wymysłem.  […]
            Minął tydzień. Powrót do szkoły, o dziwo, nie był tragiczny. Justina nie widziałam ani razu od chwili powrotu, bo zajął się sprawami zawodowymi i nie chodził na lekcje. Spędzałam czas z Cassie i moimi ukochanymi domownikami. Po za tym zakuwałam do egzaminów semestralnych, które zbliżały się wielkimi krokami.
            Przez to wszystko, co się wydarzyło, coraz częściej rozmyślałam nad tym, co będzie dalej. Ostatnimi czasy żyłam z dnia na dzień, tygodnia na tydzień. Dbałam o dom i szkołę i nie zastanawiałam się nad niczym więcej. Wiedziałam, że muszę mieć dobre stopnie i odkładać pieniądze na studia, ale zdałam sobie sprawę, że nawet nie wiem, co chcę w życiu robić. Nie potrafiłam sobie tego wszystkiego wyobrazić. Ja pójdę na studia, Cassie zostanie w liceum, a Justin wyruszy w trasę, zajmie się nagrywaniem i promowaniem płyty i ogólnie wróci do swojego gwiazdorskiego trybu życia. Lucas będzie dalej godził pracę z wychowaniem Andrew i związkiem z Vanessą. Mam nadzieję, że ta dziewczyna mu pomoże, gdy ja będę zajęta zdobywaniem wykształcenia, bo póki co to tylko wyciąga go z domu i patrzy na mnie krzywym okiem przy każdej okazji.
            Piątkowy wieczór mijał mi wyjątkowo spokojnie i… nudno. Nie narzekałam, bo miałam już dosyć rewelacji i afer, jak na jeden tydzień. Niemniej jednak nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Lucky wyszedł z Van, a Andy był u sąsiadki, bo przyjechał do niej wnuczek i nie wiedziała, co zrobić, żeby się nie nudzić. Ja natomiast nie miałam nic ciekawego do roboty. Mogłam co prawda pościerać kurze albo napisać esej na historię, ale bądźmy szczerzy, kto normalny chciałby tak spędzać początek weekendu?
            Zrezygnowana, włączyłam telewizor, bo w tym domu nie mieliśmy nawet komputera. Właśnie dlatego często zostawałam dłużej w szkole, gdy musiałam skorzystać z Internetu albo coś napisać. Przełączyłam kanał na jakiś muzyczny i po dziesięciu minutach wycia jakiejś nowej gwiazdki zaczęły się newsy. Zupełnie nie interesowało mnie, że Angelina Jolie postanowiła adoptować kolejne dziecko albo, że Miley Cyrus ponownie zeszła się ze swoim chłopakiem. Nowy teledysk dziewczyny, której nazwisko nic mi nie mówiło również mnie nie zaciekawił.
- A teraz czas na informacje dnia. Justin Bieber został przyłapany ze swoją nową dziewczyną – oznajmiła podekscytowanym głosem prowadząca, a moje serce zaczęło szybciej bić. W myślach błagałam, żeby nie okazało się, że ktoś nas razem widział na balu noworocznym. – Plotki o rzekomym związku z młodą piosenkarką i aktorką, Seleną Gomez, potwierdziły się! Para została w tym tygodniu kilkakrotnie złapana przez fotoreporterów, ale też specjalnie się z tym nie kryli. Sami zobaczcie – powiedziała, a na ekranie pojawiło się po kolei kilka zdjęć. Na wszystkich była uśmiechnięta Gomezowa i Gwiazdorek. Na jednym trzymali się za ręce, na innym ona złapała go pod ramie. Siedziałam zszokowana i zdezorientowana. – Justin przyleciał dla swojej dziewczyny do Los Angeles, a teraz podobno ona leci z nim do studia, gdzie młody piosenkarz będzie pracował nad nową płytą. Widać para nie może bez siebie wytrzymać! Oby…
            Wyłączyłam telewizor i tępo wpatrywałam się w czarny ekran. Z tego, co wiedziałam, Bieber nagrywał w Kanadzie, całkiem niedaleko naszej szkoły. To oznaczało, że ta gwiazdka Disneya się tu pojawi, a ja mogę na nią wpaść. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Ostatniego spotkania z nią nie wspominałam najlepiej. Miałam ochotę zaszyć się gdzieś na najbliższy czas i nie pokazywać nikomu na oczy. Najbardziej bolała mnie myśl, że myślałam, że on ciężko pracuje i dlatego nie ma czasu, żeby się ze mną skontaktować, a tymczasem mizdrzył się do tej wymalowanej lali. Miło z jego strony.
            Moje ponure rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi, a następnie głośne pukanie. W pierwszej chwili miałam ochotę po prostu nie otwierać, ale uświadomiłam sobie, że może to sąsiadka odprowadziła Andrew.
            Podeszłam do drzwi i otworzyłam je bez zastanowienia. Sekundę później moja szczęka opadła prawie do podłogi. Spodziewałabym się tu prędzej mojej własnej matki niż…
- Możemy porozmawiać?
- Nie mamy o czym – odburknęłam nieprzyjemnie. Może zareagowałabym łagodniej, gdyby nie ten materiał w telewizji.
- Proszę, to zajmie dziesięć minut i obiecuję, że nie będzie to nic złego – poprosiła, uśmiechając się niepewnie.
- Czego chcesz? – spytałam nieufnie i z dystansem. Ciągle nie pozwoliłam jej przekroczyć progu domu.
- Przeprosić – odpowiedziała krótko, a ja ponownie doznałam szoku. Tylko po to się fatygowała? W końcu jednak moje serce zmiękło, a raczej moja ciekawość przeważyła na jej korzyść. Wpuściłam brunetkę do środka i przekręciłam zamek. Usiadłyśmy na sofie w salonie i patrzyłyśmy na siebie w milczeniu. Czekałam, aż się odezwie, bo przecież to ona chciała porozmawiać, ale ona uparcie milczała, wprawiając mnie w zakłopotanie. Miałam wrażenie, że w powietrzu wisi tysiące niewypowiedzianych słów, które chciałybyśmy sobie wyrzucić.
- Jesteś teraz już oficjalnie z Justinem? – zapytałam, nie wytrzymując tej martwej ciszy. Po za tym chciałam mieć pewność, bo nie ufałam mediom. Pamiętam, co wymyślały, gdy Cherry kręciła się wokół Biebera.
- Nie nazwałabym nas jeszcze prawdziwą parą, ale wszystko idzie w tym kierunku – odparła rzeczowym tonem, zakładając nogę na nogę i składając dłonie na kolanach. Odrzuciła włosy do tyłu i uśmiechnęła się z zadowoleniem. Wreszcie dostała, czego chciała.
- Nie chcę być niegrzeczna, ale mogłabyś mi nareszcie wyjaśnić po co się tu zjawiłaś? Bo jeśli po to, żeby pochwalić się swoją relacją z chłopakiem to powinnyśmy się pożegnać – poinformowałam ją, uśmiechając się sztucznie.
- Co tak nerwowo. Masz prawo mieć o mnie złe zdanie, bo ostatnio zachowałam się wobec ciebie okropnie, dlatego przyszłam to sprostować – wyjaśniła, a ja spojrzałam na nią z niedowierzaniem. – Byłam zazdrosna – przyznała otwarcie. – Wiesz, w lato Justin zadurzył się w takiej jednej… - zaczęła, a ja zesztywniałam. Nie miałam ochoty tego słuchać, ale gdybym zareagowała zbyt gwałtownie, mogłoby to wzbudzić niepotrzebne podejrzenia. Selena zatrzymała się na chwilę, jakby zastanawiała się ile może mi powiedzieć.
- Cherry? – spytałam cicho, patrząc na swoje kolana.
- Opowiadał ci o niej? – zdziwiła się.
- Raz wspominał, ale niewiele wyjaśnił, a potem już nie chciał do tego wracać – mruknęłam, pomijając większą część historii tamtego wieczoru, gdy szatyn mi o tym opowiadał.
- Nie dziwię się. On się w niej zakochał, a ona zachowała się jak suka i uciekła bez słowa wyjaśnienia. Nie chcesz wiedzieć, co się wtedy z nim działo. To był koszmar, ale ja pomogłam mu przez niego przejść. I już było niemal dobrze, tylko, że ja… też coś do niego poczułam. Prawie zaczął to odwzajemniać, ale wtedy pojawiłaś się ty. Opowiadał mi o tobie godzinami, a ja wyłam w środku z rozpaczy. W Nowym Jorku trochę mi odbiło, gdy cię zobaczyłam. Chciałam się pozbyć zagrożenia, przyznaję, było to podłe z mojej strony, ale nie myślałam wtedy racjonalnie. Tyle się napracowałam, żeby pozbyć się z jego serca tej zdziry, a tu nagle wpadasz ty i wszystko niszczysz. Spróbuj choć trochę wczuć się w moją sytuację – opowiadała, a ja siedziałam sztywna jak kłoda, z nieobecnym wzrokiem i pękającym sercem. Z trudem zniosłam obelgi na moją dawną osobę, a co dopiero opowieść o załamanym Justinie. – Jednak nie musiałam nic robić. Sama załatwiłaś sprawę. Nie wiem, co zrobiłaś, ale dziękuję. Jus przyjechał do mnie po nowym roku i nie wspomniał o tobie ani słowem, ale za to zaczęliśmy się do siebie zbliżać – dodała. To był cios poniżej pasa. Chełpiła się tym, że wygrała przez mój błąd. – Chciałabym tylko wiedzieć, że między nami wszystko w porządku.
            Była bezczelna i pewna siebie. Powinnam walnąć jej z liścia i wyrzucić za drzwi. Jaki tupet trzeba mieć, żeby przyjść do mojego domu i opowiadać mi takie rzeczy? Oszołomiona, pokiwałam jednak głową i mruknęłam coś cicho. Dziewczyna uśmiechnęła się w odpowiedzi, wstała, pocałowała mnie w policzek i wyszła, jak gdyby nigdy nic. A ja ciągle tkwiłam na kanapie, nieobecna duchem, na nowo przeżywając każdą chwilę minionego roku.

            Moje serce zostało zmiażdżone w drobny mak.
* * * *
Przepraszam. Znowu i znowu. Nie wiem jak to możliwe, ale w te wakacje mam mniej czasu niż w roku szkolnym. Wolontariat, spotkania z przyjaciółmi, do tego dużo biegam i czytam, a wieczorami kładę się spać wcześnie, wykończona tym wszystkim. A za parę godzin wyjeżdżam. Na 3 tygodnie. Nie wiem czy dam radę coś tam napisać i dodać, nic już nie obiecuję. Na pewno nie skończę tego opowiadania tak szybko jak chciałam, więc jeszcze się ze mną pomęczycie. 
Przepraszam też za błędy, bo nie zdążyłam nic sprawdzić. Chciałam już coś dodać, żeby Was dłużej nie męczyć :) 
Czytasz = Komentujesz
Pozdrawiam ;**