czwartek, 30 maja 2013

[15] "A co jeśli nie jestem osobą za którą mnie masz?"

Rozdział 15 „A co jeśli nie jestem osobą za którą mnie masz?”
            Nadeszła pora występu Justina, a ja z całych sił starałam się nie rozpłakać. Słowa Seleny mocno mnie dotknęły, choć sama nie potrafiłam zrozumieć dlaczego. Nie miałam pewności czy nie kłamała, mogła to przecież powiedzieć z czystej złośliwości, ale to nie miałoby sensu. Byłam tylko koleżanką Biebera, nie zagrażałam jej pozycji i nawet tego nie chciałam. Po za tym, nawet jeśli byłaby to prawda, nie powinnam się tym tak przejmować. Nie mogłam przecież pozwolić sobie na zbytnią bliskość, więc wylądowanie z nim w łóżku mi nie groziło. Chłopaka na tym polu czekało wielkie rozczarowanie. Powinnam być wręcz zadowolona, że gdy nie osiągnie celu, da mi spokój i nic już nie będzie zagrażać mojej tajemnicy i nowemu życiu. Nie czułam jednak nic prócz zawodu i zrezygnowania.
Through the sorrow and the fights
Don't you worry, cause everything's gonna be alright
            Słowa piosenki przebiły się przez ból w moich myślach i pomogły mi się trochę otrząsnąć. Ciemnowłosy siedział przy fortepianie i grał, a z jego ust wydobywał się nieziemski głos, który sprawiał, że lody w moim sercu stopniowo topniały.
For you, oh, I would walk a thousand miles
To be in your arms holding my heart
            Jego słowa brzmiały jak obietnica, choć nawet nie były skierowane bezpośrednio do mnie. Powiedzcie, że zwariowałam, ale miałam wrażenie, że szatyn przejeżdża wzrokiem po zgromadzonych w poszukiwaniu czegoś, czego mu brakowało.
Oh I, oh I, I love you
And everything's gonna be alright
Be alright
            Śpiewał, patrząc w moją stronę, choć szansa, że widział mnie z tej odległości i w ogóle mnie zauważył była naprawdę nikła. Patrzyłam na niego jak zahipnotyzowana, nagle żałując, że upierałam się przy miejscu z dala od sceny. Miałam ochotę wygarnąć mu wszystkie żale, które we mnie siedziały, a jednocześnie mocno przytulić i nigdy nie pozwolić mu odejść.
You know that I care for you, I'll always be there for you
I promise I'll just stay right here
I know that you want me to, baby we can make it through
Anything, cause everything's gonna be alright
Be alright
Czułam, że piosenka dobiega końca, a chłopak przeniósł spojrzenie na coś znajdującego się na scenie. Nie chciałam, żeby ta chwila się kończyła, ponieważ ta niezwykła piosenka i jej piękne słowa uspokajały mnie i moje zdruzgotane serce. Wiedziałam, że gdy to się skończy powróci cierpienie i brutalna rzeczywistość, która stała się nieznośna dzięki pewnej długonogiej i nieziemsko pięknej brunetce.
Through the sorrow and the fights
Don't you worry, cause everything's gonna be alright
Utwór się zakończył, a Justin porozmawiał chwilę z kimś na scenie, podziękował publiczności i po chwili zniknął za kulisami. Niedługo po tym koncert dobiegł końca, a ja skierowałam się do bocznego wyjścia, gdzie czekała na mnie limuzyna. Nie lubiłam tego typu luksusów, ale nie chciałam robić problemów, więc zgadzałam się na wszystko, co mi tu zaoferowano.
Dotarłam do hotelu, w którym odbywała się impreza, a przed wejściem czekała już na mnie Elysandra, która od razu porwała mnie do garderoby i dobrała się do moich biednych włosów. Cierpliwie jednak znosiłam wszystko, co tylko przyszło jej do głowy. Czułam już zmęczenie, a wiedziałam, że jeszcze wiele przede mną. To będzie długa noc.
Nieoczekiwanie, prócz ogarniającej mnie senności, zauważyłam, że nie było we mnie już żadnych innych emocji. Złość, rozczarowanie czy nawet zachwyt piosenką znikło bezpowrotnie, a mnie wszystko stało się obojętne.
- Jak podobał ci się występ? – zagaiła ciemnoskóra, układając moje niesforne włosy. – Justin, był najlepszy, nie sądzisz?
- Powinnaś zapytać kogoś, kto patrzy na to bardziej obiektywnie – odpowiedziałam wymijająco, starając się brzmieć lekko i w miarę pogodnie.
- W sumie racja. Zawsze wkładamy w to mnóstwo pracy i staramy się, żeby było idealnie. Mam tylko nadzieję, że ci się podobało – wyznała, pociągając mnie szczotką za kołtun.
- Ałć – syknęłam, a dziewczyna posłała mi przepraszający uśmiech. – Oczywiście, było fantastycznie – zapewniłam, krzywiąc się z bólu, który zadawała mojej głowie. Cierpliwie jednak na nic się nie skarżyłam. Pół godziny później byłyśmy uczesane, umalowane i wyszykowane. Stanęłam przed lustrem przeglądając się z nieufnością w oczach i okręcając się wokół własnej osi.
- Wow, wyglądasz niesamowicie – przyznała z uznaniem moja towarzyszka.
- Dziękuję, ale nie przesadzajmy. Po za tym ty też nie masz powodu do narzekań – przypomniałam jej, wskazując na jej odbicie w lustrze. Wyglądała prześlicznie, podkreślając swoje atuty dopasowaną sukienką, odsłaniającą plecy. Wiedziała jak dobrze się prezentować, ale nie była w tym nachalna. Miała idealne wyczucie stylu i muszę przyznać, że mimo cierpień, mój kok prezentował się niczego sobie. Czarnowłosa wzięła mnie pod ramię i razem wymaszerowałyśmy w stronę sali balowej. Pierwszy raz od miesięcy miałam ochotę po prostu się upić.
* * * *
            Oczami Justina…
            Rozmawiałem z Seleną, gdy w drzwiach sali zauważyłem Amandę wraz z jedną z tancerek. Tej drugiej prawie nie zauważyłem, gdyż w tym momencie dosłownie wszystko przyćmiła uroda mojej przyjaciółki. Zabrakło mi słów, żeby opisać to jak prezentowała się w moich oczach.
- Przepraszam cię na chwilę – rzuciłem do Gomez i szybko ją wyminąłem. Im bliżej byłem, tym bardziej oszałamiała mnie atrakcyjność niebieskookiej. W końcu i ona mnie dostrzegła, ale szybko odwróciła wzrok i szepnęła coś do swojej towarzyszki, która pokiwała głową i odeszła w nieznanym kierunku. – Cześć, jak się bawisz? – wyrzuciłem szybko, gdy znalazłem się już wystarczająco blisko. Czułem jak serce mi łomocze, a język się pląta.
- Świetnie. Gratuluję udanego występu – powiedziała, jednak jej głos wydawał się wyprany z wszelkich emocji. Skłamałbym mówiąc, że mnie to nie zaniepokoiło.
- Dzięki, co myślisz o nowej piosence? Zastanawiałem się czy umieścić ją na kolejnej płycie – oznajmiłem, nie mogąc oderwać od niej oczu. Ona jednakże uporczywie unikała mojego spojrzenia.
- Jest genialna, z pewnością zasługuje na miejsce na płycie – stwierdziła, ciągle na mnie nie patrząc, wręcz natarczywie rozglądając się dookoła, jakby szukała jakiegoś powodu, dla którego mogłaby uciec.
- Amy! Mogłem spodziewać się, że też tu będziesz – usłyszałem nagle i odwróciłem głowę. Za moimi plecami znajdował się ten sam chłopak, który zagadywał ją przed koncertem i którego obecności nie mogłem wytrzymać już wtedy. Przecież on pożerał ją wzrokiem!
- Cóż, widać los postanowił ponownie skrzyżować nasze drogi – odparła ciemnowłosa, na co niemal się zakrztusiłem. Uśmiechnęła się przy tym zalotnie, a ja czułem jak złość wypełnia każdą komórkę mojego ciała. Jeszcze sekunda i znokautowałbym tego cwaniaczka. – Przejdziemy się? – zaproponowała, ale niestety słowa te nie były skierowane do mojej osoby. Spojrzałem z wrogością na bruneta, który nawet mnie nie zauważył, gdyż wolał szczerzyć się i ślinić na widok ciemnowłosej, która zdawała się tego nie zauważać.
- Z przyjemnością – wyrzucił od razu i biorąc ją pod ramię, odszedł w nieznanym kierunku, a ja zostałem sam jak palec, przepełniony ochotą rozwalenia wszystkiego dookoła.
- Twoja ukochana wystawiła cię dla jakiegoś dzieciaczka? – mruknęła mi do ucha Selena, która nie wiadomo kiedy zjawiła się obok. Jeszcze tego mi brakowało, żeby dogryzała mi cały wieczór z powodu tej żenującej sytuacji.
- To tylko moja przyjaciółka i może robić wszystko, na co tylko ma ochotę – wyjaśniłem nieco zbyt ostro.
- Jasne – prychnęła. – Kolejna cię zostawi, a ty będziesz miesiącami wypłakiwać się na moim ramieniu.
- Kiedy stałaś się taką suką? – warknąłem, zupełnie nad sobą nie panując. Zobaczyłem szok, a po chwili ból wymalowany na twarzy ciemnookiej i od razu pożałowałem swoich słów. Może i byłem zły, a ona mnie zirytowała, ale nie powinienem był tego mówić. Szkoda, że czasem nie pomyślę zanim coś powiem.
            Prawda była taka, że bardzo ceniłem sobie Selenę jako przyjaciółkę. Pomogła mi się podnieść po tym, jak Cherry uciekła. Wysłuchiwała moich żalów i pretensji do całego świata, zawsze była gotowa do pomocy i umiejętnie mnie pocieszała. Gdyby nie ona, pewnie do tej pory byłbym załamany i co dzień upijał się do nieprzytomności. Problem był taki, że ona w pewnym momencie zaczęła chcieć czegoś więcej niż przyjaźni. Myślała, że wyleczy mnie z uczucia do Cherry i zajmie jej miejsce. I kto wie, może by jej się udało, gdyby nie pojawiła się Amanda ze swoim onieśmielającym uśmiechem. I tutaj kolejny problem. Amy również nie dawała mi szans na więcej niż koleżeństwo. Czujecie tą ironie losu? To błędne koło doprowadzało mnie do szału. Bóg miał widać świetne poczucie humoru. Szkoda tylko, że czarne.
- Przepraszam – wyrzuciłem w końcu. – Naprawdę mi przykro – wyznałem ze skruchą i delikatnie ją przytuliłem. Nie opierała się. Zawsze mi wybaczała, chociaż byłem strasznym dupkiem.
            W tym właśnie momencie zobaczyłem, że z drugiego końca pomieszczenia stoi Amanda z lampką jak mniemam wina i przypatruje mi się z nieodgadnioną miną. Gdy zauważyła, że na nią patrzę, natychmiast się odwróciła i szybko odeszła. Świetnie, kuźwa, po prostu świetnie. […]
            Przez następną godzinę usiłowałem z nią porozmawiać, ale jakby zapadła się pod ziemię. Być może poszukiwania byłyby dużo łatwiejsze, gdyby co chwilę ktoś mi nie przeszkadzał. Praktycznie co minutę podchodziły do mnie przeróżne osoby, gratulując występu, zagadując o błahostkach i wypytując o najmniej istotne dla mnie w tym momencie sprawy. Starałam się być grzeczny i uprzejmy, ale coraz bardziej się niecierpliwiłem. Byłem zdenerwowany myślą, że nie mam pojęcia gdzie ona jest i co teraz robi. W dodatku nie ufałem temu knypkowi, który za nią latał przez cały wieczór. Musiałam otwarcie przyznać, że już po raz kolejny zwyczajnie zżerała mnie zazdrość.
            W końcu zauważyłem ją na parkiecie. Tańczyła z tym samym gościem, który wtedy ją ode mnie odciągnął. Czułem jak wzbiera we mnie gniew, więc wziąłem głęboki wdech i policzyłem w głowie do dziesięciu. Musiałem coś zrobić, ale wiedziałem, że nie mogę po prostu podejść i jej od niego zabrać. Wtedy dostrzegłem moją koleżankę z ekipy. Pewnie do niej podszedłem i uśmiechnąłem się niewinnie.
- Hej, mogłabyś coś dla mnie zrobić? – spytałem, starając się brzmieć przekonująco.
- Zależy co – odparła, przyglądając mi się nieufnie.
- Odbiłabyś tamtego gościa od Amandy? – zapytałem, wskazując znielubionego przeze mnie bruneta.
- Mm, takie ciacho to nie ma sprawy – wymruczała i od razu podążyła we wskazanym kierunku, a ja przepychałem się zaraz za nią. Byłem wdzięczny, że wykonała moja prośbę, ale nie pocieszyła mnie faktem, że i ona uważa tego chłopaka za atrakcyjnego. Zaczekałem chwilę, aż przejmie w tańcu ciemnowłosego, a kilkanaście sekund później, podszedłem do Amy i obróciłem ją łagodnie w moją stronę.
- Zatańczymy? – spytałem nonszalancko, udając, że nie zauważyłem jej wcześniejszego zachowania i że nie mam żadnego problemu z jej nowym znajomym. Dziewczyna była wyraźnie zaskoczona, ale pokiwała głową i położyła mi ręce na ramionach. Objąłem ją delikatnie w talii, starając się nie wprawiać jej w zakłopotanie. Wciąż jednak unikała mojego spojrzenia, a na jej ustach nie było cienia uśmiechu. - Dobra, powiesz wreszcie co się stało? – zapytałem, nie wytrzymując napięcia. Pokręciła głową. Nie cierpiałem takiego zachowania. Ewidentnie była zła i obrażona, ale jak chcesz wyjaśnić co jest nie tak i to naprawić to albo nie powie o co chodzi, albo udaje, że nic się nie stało. – Nie udawaj, widzę, że coś cię gnębi – dodałam, gdy uparcie milczała. Wtedy po raz pierwszy od koncertu na mnie spojrzała. Jej oczy często wydawały mi się nieodgadnione, wręcz nienaturalnie niezmienne, z wyjątkiem momentów, w których płakała. Teraz po raz pierwszy ujrzałem w nich ogromne cierpienie i serce od razu boleśnie mnie zakuło. Chciałem się dowiedzieć, co ją tak zraniło i od razu pomyślałem o tym chłoptasiu, ale prawda była taka, że to mnie unikała, a nie jego.
- Dlaczego mnie tu zabrałeś? – spytała. – I nie mówię o bankiecie, tylko ogólnie. Dlaczego chciałeś, żebym tu z tobą przyleciała? – dodała, tytułem wyjaśnienia, zanim zdążyłem się odezwać. Zamiast odpowiedzieć, spojrzałem na zegarek tkwiący na mojej ręce. Za piętnaście dwunasta. Kwadrans, tylko tyle zostało mi czasu, żeby uczynić ten rok lepszym. Odsunąłem się krok do tyłu, powodując tym samym, że dziewczyna mnie puściła. Szybko chwyciłem ją za rękę i zacząłem ciągnąć do wyjścia z sali.
            Działałem pod wpływem impulsu, ale czułem, że to właśnie muszę teraz zrobić. Dotarłem pod windy, po drodze biorąc z szatni nasze kurtki, i wsiadłem do jednej, która akurat była na naszym piętrze. Wcisnąłem guzik odpowiadający najwyższemu piętru w budynku i wziąłem głęboki wdech. Dostrzegłem zdezorientowaną minę ciemnowłosej dziewczyny. Widziałem, że próbowała trzymać język za zębami, ale w końcu nie wytrzymała i spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Gdzie idziemy?
- Zobaczysz – odparłem tajemniczo, gdy drzwi windy się rozsunęły. Rozejrzałem się po korytarzu, ale było pusto. Wszyscy bawili się na dole. Ponownie chwyciłem rękę Amy i pociągnąłem ją do schodów. Szarpnąłem za kraty stojące nam na drodze, a one posłusznie się otworzyły. Kilka stopni i byliśmy pod drzwiami. Zauważyłem, że niebieskooka wygląda na coraz bardziej zagubioną. Pociągnąłem za klamkę i nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście. Drzwi się otworzyły, a ja pewnie wkroczyłem na zewnątrz. W ten oto sposób znaleźliśmy się na dachu drapacza chmur, skąd rozprzestrzeniał się przepiękny widok na całe miasto. Przyciągnąłem brunetkę bliżej siebie, a ona niepewnie postawiła kilka kroków, jakby bojąc się, że zaraz zapadnie się pod ziemię. – Podoba ci się?
            W odpowiedzi, oniemiała, pokiwała jedynie głową. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie – wymamrotała po chwili, otrząsając się z zachwytu.
- Tutaj możemy spokojnie porozmawiać – wyjaśniłem.
- Myślałam, że chciałeś tańczyć – odparła, przenosząc wzrok na mnie. Otoczyła ramiona dłońmi, drżąc z zimna. Podszedłem do niej i pomogłem jej ubrać płaszcz. Sam narzuciłem na siebie swoją kurtkę. Do głowy wpadł mi kolejny pomysł. Chwyciłem ją za rękę i pociągnąłem na środek dachu.
- Kto powiedział, że nie możemy tu tego zrobić? – zapytałem, uśmiechając się zadziornie.
- Nie ma muzyki – powiedziała.
- Nie widzę problemu – mruknąłem, wyciągając z kieszeni swojego blackberry i szukając odpowiedniej piosenki. Gdy w końcu znalazłem to, czego szukałem, położyłem telefon obok drzwi i pociągnąłem Amy na sam środek dachu.
            W tle rozbrzmiewały pierwsze takty melodii, a ja przyciągnąłem oszołomioną dziewczynę bliżej siebie i otoczyłem jej talię rękami. Patrzyła na mnie tymi wielkimi niebieskimi tęczówkami z niedowierzaniem, ale po chwili wahania położyła dłonie na moich ramionach i delikatnie się uśmiechnęła.
- Nie miałem nawet okazji powiedzieć ci, jak pięknie dziś wyglądasz – powiedziałem cicho, kołysząc naszymi ciałami w rytm melodii. Ciemnowłosa spuściła wzrok i jestem pewny, że się zarumieniła, choć ciemność panująca wokół starannie to ukryła. Uśmiechnąłem się, nie odrywając od niej spojrzenia. Gdy piosenka dotarła do refrenu, zacząłem śpiewać razem z wokalistą.
'Cause even the stars they burn
Some even fall to the earth
We got a lot to learn
God knows we're worth it
No I won't give up
            Jasnooka podniosła wzrok i patrzyła na mnie oczarowana. Przez te kilka minut miałem wrażenie, że mogę zajrzeć w głąb jej duszy i odkryć wszystkie tajemnice, które w sobie kryła. Atmosfera wokół nas była naprawdę magiczna.
And in the end, you're still my friend at least we didn't tend
for us to work we didn't break, we didn't burn
            Spojrzałem niebo i ujrzałem rozgwieżdżone niebo. Brunetka zrobiła to samo i wtedy przed naszymi oczami przemknęła spadająca gwiazda. Pomyślałem, że chciałbym, aby ta chwila nigdy się nie kończyła. Było wręcz idealnie, jak w bajce.
I had to learn what I got, and what I'm not
And who I am
            Ponownie spojrzeliśmy sobie w oczy. Przepełniały mnie same pozytywne uczucia, w brzuchu latało mi co najmniej stado motyli, a serce biło nienaturalnie szybko. Nie mogłem przestać się uśmiechać. Od dawna nie byłem tak szczęśliwy, dlatego próbowałem sobie wmówić, że to, co widzę w oczach mojej towarzyszki to wcale nie strach. Bo czego miałaby się bać? Nigdy bym jej nie skrzywdził.
I won't give up on us
Even if the skies get rough
I'm giving you all my love
I'm still looking up
I'm still looking up
            Wziąłem głęboki wdech i jeszcze trochę pomniejszyłem odległość między nami. Dziewczyna, jakby przeczuwając jakie są moje zamiary, wspięła się na palce i pocałowała mnie w policzek. Przekręciłem delikatnie głowę, tak, że zahaczyła o kącik moich ust. Sekundę później się we mnie wtuliła i chciałbym móc się tym cieszyć, ale wiedziałem, że zrobiła to tylko po to, żebym jej nie pocałował.
            Ciągle nie potrafiłem jej zrozumieć. Gdyby nic do mnie nie czuła, nie pozwoliłaby mi na to wszystko. Prawdopodobnie nawet by tu ze mną nie przyjechała. Mimo to, nie pozwalała mi się zbliżyć. Zastanawiałem się jakie sekrety kryła jej przeszłość.
            Piosenka dobiegła końca, a ja nie chętnie się odsunąłem od siebie mojego anioła. Czas wreszcie poważnie porozmawiać. Wiedziałem, że coś się stało i musiałem dowiedzieć się co. Podszedłem do telefonu, ciągnąc za sobą Amy. Usiadłem na stopniach przy wyjściu i poklepałem miejsce obok siebie.
- Jak się przez ciebie rozchoruję to zażądam odszkodowania – mruknęła, uśmiechając się lekko.
- Z przyjemnością się wtedy tobą zaopiekuję – odparłem, poruszając brwiami i przypominając sobie jej ostatnie przeziębienie. W końcu usiadła obok i spojrzała w górę, na błyszczące gwiazdy. – Powiesz mi teraz co się stało? Tylko szczerze – poprosiłem, patrząc na nią kątem oka.
- Tylko, jeśli ty szczerze wyjaśnisz mi dlaczego mnie tutaj zabrałeś – odparła na jednym wdechu, ciągle patrząc w niebo. Przygryzłem wargę. Oczekiwałem od niej prawdy, więc sam też powinienem być uczciwy. Moje serce zaczęło bić znacznie szybciej niż powinno. Wziąłem głęboki wdech i poczułem jak lodowate powietrze rozchodzi się w moich płucach. Powinniśmy się pospieszyć, jeśli rzeczywiście nie chcemy się przeziębić.
- Bo chciałem mieć cię przy sobie – wyszeptałem po dłuższej chwili. Sam się zdziwiłem, że udało mi się to z siebie wyrzucić. Dziewczyna otworzyła szerzej oczy, ale wyglądała na bardziej wystraszoną niż zaskoczoną. Zapadła cisza, która była dla mnie udręką i zdawała się trwać wiecznie.
- Czego ode mnie oczekujesz? – zapytała i tym razem, to ja osłupiałem. Zdałem sobie sprawę, że sam nie znam odpowiedzi na to pytanie. Czułem jedynie potrzebę posiadania jej przy swoim boku przez cały czas. To było egoistyczne z mojej strony, ale taka była prawda. – Przecież masz Selenę – dodała, widząc, że nie doczeka się odpowiedzi.
- To tylko przyjaciółka – wyjaśniłem szybko.
- Ze wszystkimi przyjaciółkami sypiasz? – spytała tak oschle, że aż przeszły mnie ciarki.
- Słucham? Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy? – wykrztusiłem, oszołomiony. Odwróciła głowę, żebym nie mógł spojrzeć jej w oczy. Nie odpowiedziała. Zacząłem to wszystko analizować. Kto mógł choćby zasugerować jej coś tak okropnego? – Czekaj, Selena ci coś nagadała? – wycedziłem przez zęby. Ciśnienie naprawdę mi podskoczyło. Brunetka gwałtownie obróciła się w moją stronę. Trafiłem. – Nie wiem, jakich kłamstw ci nagadała, ale uwierz mi, nigdy nie oczekiwałem od ciebie, więcej niż możesz mi dać. I nie spałem z nią – wytłumaczyłem. Niebieskooka ciągle milczała, skubiąc kraniec swojego płaszcza. – Przyznam, że nie zawsze byłem aniołkiem i kilka razy zachowałem się źle wobec dziewczyny, ale zmieniłem się. Nigdy nie chciałem cię zranić ani w żaden sposób wykorzystać – dodałem cicho, bawiąc się palcami. Czułem, że sytuacja jest niezręczna, ale chciałem, żeby wszystko było jasne.
- Mówiłam ci, że nie mogę być więcej niż przyjaciółką – wymamrotała. – A ty ciągle robisz te wszystkie rzeczy, które mają mnie w tobie rozkochać.
            Chyba pierwszy raz w ciągu naszej znajomość, Amanda była tak bezpośrednia. Każda kolejna wypowiedź wprawiała mnie w zakłopotanie i sprawiała, że zapomniałem jak się używa języka.
- Bo widzę, że problemem nie są twoje uczucia, tylko coś innego, czego nie mogę rozgryźć. Mówisz, że nie możemy stać się kimś więcej niż przyjaciółmi, ale nie wyjaśniasz dlaczego, więc sam staram się to odkryć – wytłumaczyłem dobitnie, przyglądając się jej pełnym, kuszącym ustom.
- To skomplikowane – odpowiedziała niepewnie i zamilkła. Ewidentnie bała się mi coś wyjawić, a ja kombinowałem jak ją ośmielić i to z niej wydobyć.
- Amy, - zacząłem – nie interesuję mnie twoja przeszłość. Cokolwiek się zdarzyło, nie dbam o to. Ważne jest to, co teraz, a ja nie będę cię obwiniać za coś, co stało się zanim się poznaliśmy.
            Spojrzała mi w oczy, a ja dostrzegłem, że jej opór słabnie i za moment się złamie.
- A co jeśli nie jestem osobą za którą mnie masz? Co jeśli okaże się, że tak naprawdę w ogóle mnie nie znasz? – zadawała pytania, patrząc na mnie z bólem w oczach. Serce mi pękało i marzyłem tylko o tym, żeby mi zaufała.
- Bez względu na to, co powiesz, będę tu z tobą i cię nie zostawię – zapewniłem ją i posłałem jej pokrzepiający uśmiech.
- Ja…
            W tym momencie rozległ się głośny huk, a na niebie rozbłysły setki kolorowych światełek.
            Wbiła północ, a stary rok właśnie dobiegł końca.
* * * * 
Przepraszam. Wiem, jak długo czekaliście, ale ja ciągle nie mam komputera, do tego doszła wycieczka szkolna, wyjazd do rodziny, nauka, brak weny, a na końcu odcięli mi internet. Cały wszechświat przeciwko mnie i mojej twórczości :D W ramach wynagrodzenia, macie najdłuższy rozdział w całej historii tego opowiadania (jest prawie taki jak 2 normalne). No i dzieję się. Jest mój ulubiony moment, na który tyle czekałam i z którym miałam tyle problemów. Moje ulubione piosenki też się załapały. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Następny postaram się dodać w ten weekend albo następny. Mam masę nauki i pracy, więc nic nie obiecuję, ale zrobię, co w mojej mocy, żeby Was zadowolić :) 
Klikajcie w linki dodane w rozdziale ;P 
Pozdrawiam ;** 

niedziela, 12 maja 2013

[14] "Czekam na swoje śniadanie, łzawa królewno."


Rozdział 14 „Czekam na swoje śniadanie, łzawa królewno.”
            Po kolacji oglądaliśmy razem z kilkoma tancerzami film. Był ciekawy, a atmosfera była przyjemna. Czułam jakbym spędzała miły wieczór z przyjaciółmi, chociaż przecież poznałam ich parę godzin wcześniej. Jedynym drażniącym elementem był nieustannie gapiący się we mnie Bieber. Możecie powiedzieć, że miałam obsesję, ale naprawdę przez cały czas czułam jak wwierca we mnie swoje spojrzenie. Dziewczyna siedząca obok chyba też to zauważyła, bo niespodziewanie rzuciła w niego popcornem. Trafiła prosto w oko.
- Ała! Za co to? – oburzył się szatyn, pocierając zranione miejsce.
- Zamknij paszczę, bo ci ślinka cieknie – odgryzła się jedynie sprawczyni zamieszania, po czym wróciła do oglądania. Niby nic takiego, a czułam, że się zarumieniłam. No, bo czy ona właśnie głośno zasugerowała, że Justin ślini się na mój widok, czy może mi się przesłyszało? Poczułam się mocno zażenowana. Starałam się jednak, żeby nie było po mnie nic widać, ale i tak dostrzegłam łobuzerski uśmieszek ciemnookiego.
            Pół godziny później film dobiegł końca i wszyscy zaczęli się rozchodzić. Gwiazdorek odprowadził mnie pod drzwi. Może bez niego czułam się zagubiona, ale gdy nie odstępował mnie na krok też nie czułam się komfortowo.
- Dobrze, że nie oglądaliśmy czegoś wzruszającego – zagaił, gdy byliśmy już niemal pod wejściem do mojego pokoju.
- A to niby czemu? – zdziwiłam się.
- Nie chciałbym, żebyś znowu się popłakała, choć przyznam, że chętnie znów bym cię pocieszył – wyjaśnił z szerokim uśmiechem na ustach. Dźgnęłam go palcem w brzuch. – Ej! A za co to?
- Za żywota. Nie popłakałabym się, umiem się powstrzymać przy ludziach – odburknęłam.
- Tak, oczywiście – mruknął z ironią w głosie, ciągle się uśmiechając. Czułam, że coś knuł i aż bałam się dowiedzieć jakie myśli chodziły mu po głowie.
- Nie rozpłakałabym się przy wszystkich – wycedziłam zirytowana.
- Założymy się? – spytał pewnie.
- O co?
- O buziaka – wymruczał, a ja zakrztusiłam się własną śliną.
- Zapomnij. Prędzej zrobiłabym ci śniadanie do łóżka – zgasiłam jego nadzieję.
- Też może być – odpowiedział po chwili, zadowolony z mojego pomysłu. Czy ja musiałam mieć taki niewyparzony język? – Więc zakład o śniadanie do łóżka – oznajmił z zadowoleniem i wyciągnął w moją stronę rękę. Spojrzałam na niego z irytacją i nieufnością. Akurat wtedy pojawił się obok stylista Justina, Ryan.
- Dzieciaki, co wy tu jeszcze robicie? – spytał zaskoczony takim widokiem.
- Och, nic takiego. Ktoś tu jedynie tchórzy – wyjaśnił szatyn, patrząc na mnie z wyzywającym uśmieszkiem. Gwałtownie chwyciłam jego dłoń i nią potrząsnęłam.
- Zakład stoi. Przetnij – nakazałam mężczyźnie, a on posłusznie wykonał polecenie, nawet nie pytając o co chodzi. Widocznie jak się żyje na co dzień z Bieberem, to się przyzwyczaja do jego dziwnych pomysłów. – Dobranoc – niemal syknęłam i odwróciwszy się na pięcie, znikłam za drzwiami swojego pokoju. Ten bałwan kiedyś się czegoś doigra i nie będzie to nic przyjemnego. […]
            Nazajutrz wreszcie udało mi się wyspać. Zdałam sobie jednak sprawę, że wieczorem jest ten głupi występ, a po nim jeszcze głupsze after party, a ja kompletnie nie miałam w co się ubrać! Wyśmiejcie mnie, ale nie przypuszczałam, że będę miała okazję iść na imprezę dla największych gwiazd show-biznesu i nie miałam nic nadającego się na taką okazję. Z desperacji podzieliłam się moim problem z Justinem, który stwierdził, że to żaden kłopot.
- We wszystkim wyglądasz pięknie – oznajmił, za co oberwał poduszką. Potrzebowałam pomocy i zrozumienia, a nie słodkich kłamstw. – Po prostu idź na zakupy.
- Po prostu idź na zakupy – przedrzeźniałam go. – Bo przecież tonę w pieniądzach i mogę wydać fortunę na ubranie, które założę raptem raz – warknęłam, na co wywrócił oczami.
- Przecież nie będziesz za nic płacić – stwierdził, a ja szybko zrozumiałam, o co mu chodzi i gwałtownie zaprzeczyłam.
- O nie, nie będziesz mi już nic kupował. I tak się wykosztowałeś, żeby mnie tu ściągnąć – przypomniała mu, a on ciężko westchnął.
- Pieniądze nie są dla mnie problemem, a to przeze mnie tu jesteś. Gdyby nie ja, nie musiałabyś iść na żadną imprezę i nie potrzebowałabyś nowych ciuchów – powiedział, a ja w duchu przyznałam mu rację.
            I tym sposobem wyszłam właśnie z hotelu, mając w torebce złotą kartę kredytową, drżąc na samą myśl o tym jak wielki majątek mogłam roztrwonić. Bardziej bałam się jednak, że zaraz ktoś mnie okradnie. Miałam wrażenie, że wszyscy wiedzą, co ukrywam w swojej torbie, co przecież było paranoją.
- Amy! – usłyszałam jakiś kobiecy głos i odruchowo się wzdrygnęłam. Odwróciłam się w poszukiwaniu wołającej mnie osoby i dostrzegłam dziewczynę z burzą loków przeciskającą się przez tłum. Elysandra była jedną z tancerek Justina i z bliżej nieznanych powodów to z nią dogadywałam się najlepiej. – Usłyszałam, że idziesz na zakupy, a tak się składa, że też potrzebuję kilku rzeczy, więc pomyślałam, że możemy sobie potowarzyszyć – wyjaśniła, ciągle zadyszana pogonią za mną.
- Jasne, we dwoje raźniej. Szczególnie w takim miejscu jak to – stwierdziłam, ostentacyjnie rozglądając się dookoła. Nowy Jork był piękny, ale jednocześnie głośny i przytłaczający. Nie wspomnę już o przepychających się tu tłumach zarówno mieszkańców, jak i turystów.
            Podjechałyśmy metrem do dzielnicy, w której znajdowało się kilka fajnych, i zabójczo drogich, sklepów, gdzie rzuciłyśmy się w poszukiwaniu najciekawszych okazji. Szczerze ucieszyłam się, że nie byłam tu sama, bo nienawidziłam samotnych zakupów. Zawsze miałam wrażenie, że wszyscy wtedy dziwnie się na mnie patrzą. A tak miałam kogoś, kto chętnie mi radził i pomagał odnaleźć w tym wielkim mieście.
            Kupiłam sobie płaszczyk na koncert, gdyż odbywał się on na dworze oraz zestaw na późniejsza imprezę. Moja towarzyszka zaopatrzyła się natomiast w kreacje na rocznicową kolacje ze swoim chłopakiem. Po wszystkim byłyśmy padnięte i wstąpiłyśmy do Starbucksa, gdzie wzięłam na wynos orzechową gorącą czekoladę, a dla ciemnowłosej waniliową latte. Zaczęłyśmy kierować się do metra, żeby wrócić do hotelu, gdy oczywiście musiałam się z kimś zderzyć. Gorący napój rozlał mi się na zmarznięte ręce, a po chwili kapnął na buty ofiary mojego przekleństwa.
- Bardzo cię przepraszam – wyrzuciłam, robiąc spory krok w tył i podnosząc głowę. Moje oczy napotkało rozbawione spojrzenie chłopaka o głębokim błękitnym kolorze tęczówek. Czułam, że na moje policzki wkrada się rumieniec, choć pewnie i tak byłam już dość czerwona od panującego mrozu. Czemu zawsze musiałam ośmieszać się przed największymi przystojniakami w okolicy?
- Nic się stało. Takie dziewczyny mogę wpadać na mnie codziennie – odparł, szeroko się uśmiechając. Tekst tandetny, ale od tego uśmiechu zmiękły mi kolana. Weź się w garść – skarciłam się w myślach.
- Mam nadzieję, że cię nie pobrudziłam. Jeszcze raz przepraszam – burknęłam i zgrabnie go wyminęłam. Pędziłam przed siebie, a po chwili dogoniła mnie Elysandra.
- Dziewczyno, masz fart – zaśmiała się. – Wiesz kto to był?
- Nie mam pojęcia – przyznałam. – I szczerze, nie chcę wiedzieć. […]
            Nadszedł czas na podjęcie wyzywania rzuconego przez Biebera. Naprawdę chciałam wygrać ten zakład i udowodnić mu, że nie jestem mięczakiem. Zasiedliśmy w tym samym pomieszczeniu, co ostatnio, w niemal tym samym towarzystwie, a szatyn włączył film, uśmiechając się przebiegle. Nie bądź taki pewny siebie, Bieber. Jeszcze ci mina zrzednie, kiedy nawet nie mrugnę na widok jakieś łzawej sceny.
            Nie wiem nawet jaki był tytuł filmu, ale był całkiem fajny i miło spędzałam czas z naprawdę sympatycznymi ludźmi. Zajadałam się popcornem i chipsami, co jakiś czas zerkając na ciemnookiego, który z kolei bacznie mnie obserwował. Udawałam, że mnie to nie rusza i starałam się nie myśleć o tym, że mogłam przegrać. Wiedziałam jednak, że po tym wyjeździe przytyję jakieś pięć kilo, bo jedzenie było wyborne, a ja ciągle coś podjadałam.      
           Doszliśmy do sceny, w której główna bohaterka dowiedziała się, że jej ojciec jest śmiertelnie chory i najpewniej nie zostało mu zbyt dużo czasu. Ścisnęło mnie za gardło, ale przełknęłam ślinę, zjadłam kilka chipsów i popiłam sokiem i jakoś udało mi się wytrzymać. Kolejne minuty minęły spokojnie, ale w końcu doszliśmy do momentu, w którym ów ojciec umarł. Było to naprawdę wzruszające i chwytało za serce, a ja byłam na skraju wytrzymałości. Czułam gulę rosnącą w gardle, a oczy powoli stawały się wilgotne. Na sekundę je przymknęłam i wzięłam głęboki wdech. Sytuacja opanowana. Miałam nadzieję, że lada moment film dobiegnie końca i oszczędzi mi kolejnych dramatycznych scen. Jak na złość zobrazowano również pogrzeb zmarłego mężczyzny, a jego córka powiedziała kilka naprawdę poruszających słów. Zanim zdążyłam się opanować, kilka łez spłynęło po moim policzku. A później kolejne.
- Ha! – poderwał się z krzykiem ciemnowłosy. Wszyscy prócz mnie spojrzeli na niego jak na kosmitę. – Wygrałem! – uradował się, a ja spojrzałam na niego ze zmrużonymi oczami. Gdybym mogła zabić go spojrzeniem, leżałby już martwy.
- Bałwan – wycedziłam przez zęby, ocierając mokry policzek.
- Czekam na swoje śniadanie, łzawa królewno – oznajmił z wielkim uśmiechem, a cała ekipa przeniosła spojrzenia z niego na mnie, jakby oczekując wyjaśnienia jego dziwnego zachowania. Co ja mogłam poradzić na to, że ten dzieciak był nienormalny?
            Wzruszyłam ramionami i po chwili podniosłam się z miejsca.
- Czas się zbierać i szykować – ogłosił jeden z tancerzy i reszta również zaczęła się rozchodzić. Podeszła do mnie ta sama dziewczyna, z którą byłam na zakupach.
- Chciałam ci tylko powiedzieć, że rozmawiałam z tutejszym fryzjerem i podsunął mi świetny pomysł na ułożenie twoich włosów na wieczór – oznajmiła, uśmiechając się szczerze.
- Jej, dzięki, ale po co tyle zachodu? – zdziwiłam się. Ledwo ją znałam, a ona przejęła się moim wyglądem na wieczorne wyjście jakbym, co najmniej wychodziła za mąż, a ona była moją druhną.
- Och, i tak nie będę miała co robić po występie przed after party, a to będzie wyglądać więc genialnie, więc, proszę, zgódź się! – poprosiła, robiąc minę biednego szczeniaczka.
- No dobrze, skoro tak ci na tym zależy – zgodziłam się, widząc, że nie uda mi się jej spławić. – W takim razie do zobaczenia. […]
            Przed osiemnastą wszyscy byliśmy już na Time Square. Odbywała się właśnie ostatnia próba, setki osób kręciło się dookoła starając się dopiąć wszystko na ostatni guzik. Atmosfera robiła się napięta, wyczułam też tremę czekoladowookiego. Zastanawiałam się dlaczego się tak stresował, skoro od dobrych paru lat występował na całym świecie, więc to dla niego nic nowego. Wiedziałam, że ten występ był dla niego bardzo ważny, więc starałam się trzymać na uboczu i nikomu nie przeszkadzać. Przyznam jednak, że bycie tu parę godzin przed widowiskiem było nużące, gdyż nie działo się tu zupełnie nic ciekawego. Podeszłam za scenę, gdzie rozstawiono stół z przekąskami oraz napojami i nalałam sobie szklankę wody.
            Chciałam powrócić do swojego poprzedniego miejsca i czekać tam na spektakl, więc obróciłam się na pięcie i… poczułam, że uderzam w coś twardego, a zawartość mojego plastikowego kubka wydostaje się na zewnątrz. Zanim zorientowałam się, co się dzieję, cała woda znalazła się na czyjejś kurtce. Wytrzeszczyłam oczy, nie wierząc, że znowu mnie to spotyka.
- To jest jakieś fatum – wymamrotałam pod nosem.
- Nazwałbym to raczej zwykłą niezdarnością – odparł poszkodowany. Skądś już kojarzyłam ten głos. Niepewnie podniosłam głowę i ponownie tego dnia napotkałam wesoły wzrok chłopaka o hipnotyzującym niebieskim spojrzeniu. – Ale to chyba przeznaczenie sprawia, że znowu na siebie wpadamy w takich okolicznościach – dodał, uśmiechając się z rozbawieniem, a w jego oczach tańczył iskierki radości i zaskoczenia. Nie wiem czemu miałby się cieszyć, wpadając na taką ofiarę losu jak ja. Szczególnie, że po raz kolejny go czymś oblałam.
- Naprawdę cię przepraszam, jestem straszną ofermą – przyznałam ze skruchą.
- Nic nie szkodzi…
- Nieprawda, przeze mnie masz przemoczoną kurtkę, a tu jest strasznie zimno – przerwałam mu, zażenowana. Dlaczego los pokarał mnie takim kalectwem?
- Myślę, że jakoś przeżyję, szczególnie, gdy tyle pięknych dziewczyn kręci się w pobliżu i rozgrzewa atmosferę – stwierdził z nieskrywaną pewnością siebie. Nie przerywaliśmy kontaktu wzrokowego, mimo, że czułam jak moje policzki robią się czerwone. – Tak w ogóle to jestem Austin.
            Austin? Żartujecie ze mnie?
- Amanda, ale mów mi Amy – odpowiedziałam, wyciągając do niego dłoń, a on ujął ją i delikatnie pocałował. Jeśli wcześniej byłam czerwona to teraz pewnie przybrałam kolor szkarłatu.
- Więc Amy, co tu robisz? Będziesz występować? – spytał zaciekawiony. Zaśmiałam się krótko.
- Nie, w życiu. Przyjaciel mnie tu zaciągnął, żebym popatrzyła na jego show – wyjaśniłam z uśmiechem.
- Przyjaciel? Masz sławnego przyjaciela? – zainteresował się. Jak na zawołanie Pan Gwiazda zjawił się obok i zmierzył spojrzeniem mojego rozmówce od stóp  do głów. Miał rozczochrane włosy i był cały zgrzany, co było dziwne, gdyż ja prawie zamarzałam.
- Amy, tu jesteś – powiedział, przenosząc wzrok na mnie. – Potrzebujesz czegoś? – zapytał z przejęciem. Pokonałam ogromną chęć wywrócenia oczami. Jego troska była naprawdę przesadna.
- Nie, dziękuję – odparłam, posyłając mu ciepły uśmiech. – Chociaż właściwie nie obraziłabym się za dodatkowy sweter, okropnie tu zimno – przyznałam, stwierdzając, że mój zestaw nie był wystarczająco ciepły. – I nie macie przypadkiem zapasowej kurtki? Przeze mnie Austin ma morką kurtkę – przyznałam, zawstydzona.
- Zobaczymy, co da się zrobić – oznajmił i spojrzał z niechęcią na mojego towarzysza.
- Dzięki.
- Justin! Wracaj na próbę! – zawołał ktoś z ekipy, a chłopak spojrzał na mnie ostatni raz, po czym się ulotnił.
            Przeniosłam wzrok na błękitnookiego. Musiałam przyznać, że wyglądał naprawdę dobrze. Miał ciemne, niesforne włosy, zadziorny uśmiech i to magnetyczne spojrzenie. Był bardzo pogodny i miał fajne poczucie humor, więc z chęcią spędziłam z nim trochę czasu w oczekiwaniu na początek imprezy. Całkiem miło mi się z nim gadało, no i udało mu się mnie parę razy rozśmieszyć, za co ma u mnie ogromnego plusa. Gdy musiał iść na swoje miejsce, wymieniliśmy się numerami telefonu. Widziałam, że wyrażał chęć umówienia się ze mną na prawdziwą randkę, ale jeszcze nie wiedziałam czy się na to piszę.
            Występy się zaczęły. Justin miał występować dopiero pod koniec, a reszta jakoś mało mnie interesowała. Znudziło mi się siedzenie, więc wstałam i oparłam się o barierki, starając się nie rzucać w oczy.
- Niezły widok, co? – usłyszałam i odruchowo odwróciłam głowę. Prawie się przewróciłam, widząc obok samą pannę Gomez, uśmiechającą się do mnie serdecznie. Przy okazji obdarzyła mnie zaciekawionym spojrzeniem, co nieco mnie krępowało.
- Zapiera dech w piersi – wymamrotałam po chwili, otrząsając się z oszołomienia.
- Jesteś Amy, prawda? – upewniła się, a ja pokiwałam głową. Podejrzewałam, że Bieber ją na mnie nasłał, ale i tak nie czułam się pewnie w jej obecności. – Justin prosił, żebym rzuciła okiem czy wszystko z tobą w porządku – wyjaśniła, potwierdzając moje podejrzenia.
- W porządku. Naprawdę powinien przestać zawracać sobie mną głowę – odparłam, patrząc na scenę.
- On już taki jest. Troszczy się o ludzi, na których zależy – mruknęła brunetka.
- Nie sądzę, żebym była kimś naprawdę ważnym w jego życiu – oznajmiłam, wciąż patrząc przed siebie. Dziewczyna prychnęła lekceważąco, więc odważyłam się na nią spojrzeć.
- Dziewczyno, on zaciągnął cię za sobą z Kanady do Nowego Jorku! Myślisz, że zrobiłby to, gdyby tylko cię lubił? – spytała, ale uznałam to za pytanie retoryczne, więc nie odpowiedziałam, tylko ciągle patrzyłam w jej ciemne, nieodgadnione oczy. Zapadła niezręczna cisza.
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi z klasy, nic więcej – zapewniłam ją, przybierając nieco oschły ton. Miała upewnić się, że nic mi nie jest, więc skoro już to wie, czemu nie mogła po prostu odejść i zostawić mnie w spokoju? Nie rozumiałam czego ode mnie chce i po co mi to wszystko mówi.
- Naprawdę jesteś, aż tak naiwna, że myślisz, że on chce się tylko przyjaźnić? – zadała kolejne głupie pytanie, kładąc nacisk na ostatnie słowo. – A od kiedy przyjaciół chce się zaciągnąć do łóżka?
- O czym ty mówisz? – wykrztusiłam, czując jak je słowa wywiercają mi dziurę w sercu.
- A myślisz, że po co cię tu wyciągnął? Przeleci cię i zostawi. Widziałam już nie raz jak traktował dziewczynki takie jak ty. Nie będziesz wyjątkiem – zapewniła mnie, ostrym jak brzytwy tonem. Zdruzgotana opadłam na swoje miejsce i ze zdezorientowaniem wpatrywałam się w swoje dłonie.
- Myślę, że powinnaś już sobie pójść – wyrzuciłam i oczami wyobraźni widziałam jej zwycięski uśmiech. Czułam, jakby cały świat właśnie śmiał się z mojej naiwności.
* * * * 
Od razu mówię, że spóźnienie nie jest moją winą. Mój komputer od miesiąca jest w naprawie, a mój kochany braciszek prawie nie pozwala mi korzystać ze swojego, więc zwyczajnie nie miałam kiedy napisać tego rozdziału. W ogóle to wracam do szkoły po wolnym z powodu matur i będę zawalona sprawdzianami, więc przenoszę dzień dodawania ocen na sobotę, bo potrzebuję piątkowej nocy na pisanie :) 
Jak wrażenia? Przyznam, że sama nie umiem się doczekać kolejnego rozdziału, bo myślę, że będzie w nim kilka ciekawych scen. Mam nadzieję, że zauważyliście linki, które dodałam w rozdziale i na nie zerkniecie :D
Następny najprawdopodobniej w sobotę.
Dziękuję za wszystkie opinie i komentarze, motywujecie mnie i to cholernie <3
Pozdrawiam ;** 

niedziela, 5 maja 2013

[13] "Przyjdź sama i nie mów nikomu."


 Rozdział 13 „Przyjdź sama i nie mów nikomu.”
            Tysiące czarnych scenariuszy przemknęło mi przez głowę. Bałam się, że któryś z nich może okazać się prawdziwy. Zwątpiłam w sens dawania Justinowi tego prezentu. A właściwie dwóch. Gdyby chodziło o płytkę, nie miałabym powodu do zmartwień, ale czułam, że chodzi o tą drugą część mojego podarunku.
- W porządku? – spytał nieco rozbawiony, ale i zaniepokojony. Nie dziwię mu się. Wyglądałam pewnie jakbym zobaczyła ducha.
- Tak, tak. Zamyśliłam się. Co mówiłeś? – udałam głupią, ale chłopak chyba wolał nie wnikać. Prawidłowo.
- Ten film jest fantastyczny. Miałem łzy w oczach jak go oglądałem. Uszczęśliwiłaś tym nie tylko mnie, ale też mnóstwo innych osób, wiesz o tym?
            Pokiwałam lekko głową.
- Zawsze wydawało mi się, że masz niezwykłą relację z fanami. Pomyślałam, że film z Beliebers i moimi wstawkami będzie całkiem fajny – wyjaśniłam, uśmiechając się pod nosem. Te dziewczyny pewnie by oszalały, wiedząc, że ich idol je zobaczył.
- Fajny to za mało powiedziane – odparł. Przez jakiś czas rozmawialiśmy o błahostkach, a później pobawiliśmy się z dzieciakami. W końcu zgłodniały, więc zrobiliśmy im kanapki. – Co robisz w sylwestra? – zapytał nagle brązowooki. Spojrzałam na niego niepewnie kątem oka.
- Nic specjalnego. Pewnie spędzę go z Andrew i Lucasem, choć ten pewno będzie chciał pójść do swojej dziewczyny – odpowiedziałam. – A ty?
- Zostałem zaproszony do Nowego Jorku – rzucił, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- No tak, jasne – parsknęłam. Niemożliwe przecież, żeby ktoś taki jak on spędził po prostu wieczór z rodziną albo przyjaciółmi. Z trudem powstrzymałam wywrócenie oczami.
- I chcę, żebyś pojechała tam ze mną – oznajmił, a ja wypuściłam trzymany w rękach talerz. Całe szczęście, że był plastikowy, więc przynajmniej się nie roztrzaskał.
- Nie mogę – wyrzuciłam przez zęby.
- Czemu?
- Bo nie.
- To nie odpowiedź – zdenerwował się. – Po za tym mi obiecałaś! – niemal wykrzyknął, a ja aż otworzyłam szerzej oczy. […]
            Powiedzcie mi jak to możliwe, że stoję teraz w kolejce do odprawy na lotnisku, a za chwilę będę w samolocie zmierzającym do Nowego Jorku i spędzę sylwestra z samym Justinem Bieberem i jego znajomymi? Bo ja nie mogę uwierzyć, że tak to się skończyło.
            Gwiazdor był najbardziej upartą na osobą na świecie! Fakt, dałam mu ten głupi kupon, który mówił, że spełnię jedną jego zachciankę, ale gdybym wiedziała, że wymyśli coś takiego, dałabym mu pluszowego renifera. Spodziewałam się, że zaprosi mnie do kina albo na jakąś imprezę, cokolwiek, ale nie podróż do Nowego Jorku! I jeszcze nie dałam rady się wywinąć. Nawet Cassie nalegała, że to dobry pomysł, choć nie zgodziła się jechać z nami. Niby nie mogła, ale ja sądzę, że to tylko głupia wymówka, żeby wpakować mnie w to bagno i zostawić samą.
            Dobrze, że chociaż wynegocjowałam własny pokój z łazienką i miejsce z dala od sceny i innych gwiazd. Nie, żebym nie chciała popatrzeć na występ Justina, po prostu nie chciałam rzucać się w oczy. Ostatnie czego mi brakowało to wylądowanie na okładkach gazet, bo zauważono mnie w towarzystwie gwiazdy. Sam Pan Gwiazda zapewnił mnie, że nic takiego nie będzie miało miejsca, a mnie pozostawało tylko mu zaufać.
- Hej, będzie fajnie – zapewnił mnie szatyn, widząc moją nietęgą minę, gdy o drugiej w nocy wsiadaliśmy na pokład samolotu.
- W to nie wątpię – mruknęłam nieprzytomnie.
- Byłaś kiedyś w NY? – spytał, ignorując moje wrogie nastawienie.
- Nie – odpowiedziałam.
- Będziesz zachwycona, zobaczysz – przekonywał mnie, a ja pokiwałam głową, chcąc jak najszybciej znaleźć się w fotelu i przespać całą podróż. […]
            Oczywiście nie zmrużyłam oka, bo po pierwsze, nie mogłam spać w kontaktach, po drugie, zżerały mnie nerwy. Za to Bieber od razu odleciał, więc przynajmniej miałam spokój. Jeszcze mi brakowało, żeby przez cały lot próbował mnie przekonywać jak to będzie fantastycznie. Nie martwiłam się przecież o to, czy będę się nudzić. Bałam się, że moje kłamstwa się wydadzą i zrujnuję sobie życie. Ale przecież nie mogę mu tego powiedzieć.
            Kusiłam los, tak ryzykując. Zdecydowanie była nienormalna. Miałam nadzieję… Właściwie to jej nie miałam. Modliłam się jedynie o przetrwanie i zagłuszałam czarne myśli głośną muzyką i jakąś durnowatą gazetą. Gdy przeczytałam wszystkie interesujące artykuły, odpaliłam tablet Justina, którego pożyczył mi na czas podróży.  Pograłam w jakieś gry, a potem mnie podkusiło i zaczęłam buszować w sieci. Wszystko byłoby super, gdybym nie trafiła na portale plotkarskie.
            „Justin Bieber spędzi sylwestra w Nowym Jorku razem z Seleną Gomez!” – głosił tytuł. Z postu wynikało, że od dawna to planowali i zamierzają wyszaleć się za cały rok. Nie wiem ile było w tym prawdy, ale jeśli rzeczywiście coś w tym jest, to po co Pan Gwiazda zabierał mnie ze sobą? Nie zamierzałam być piątym kołem u wozu.
            Zaczęliśmy podchodzić do lądowania. Szatyn się obudził i posłał w moją stronę ciepły uśmiech. Niepewnie go odwzajemniłam. Czułam jak mój żołądek wykonuje fikołka. Nie przepadałam za lataniem samolotem, a szczególnie gdy cały wyjazd tak mnie stresował.
- Jak się spało? – zapytałam, żeby zająć czymś myśli i wypełnić ciszę panującą wokół nas.
- Całkiem nieźle, a tobie?
- Nie spałam, ale nie było tak źle – mruknęłam. – Więc co będziemy robić?
- Dzisiaj pokażę ci kilka fajnych miejsc, potem ja będę miał próbę, a ty możesz mi towarzyszyć albo iść na zakupy. Jutro do południa możemy robić, co tylko będziesz chciała, ale wieczorem mam występ na Time Square, potem jest After Party, z którego zwiniemy się jak tylko będziesz chciała. A pojutrze pewnie będziemy odsypiać, pakować się i wracać – wyjaśnił, a ja starałam się przyswoić wszystkie informacje. Byłam jednak padnięta po nieprzespanej nocy i marzyłam jedynie o wygodnym łóżku i dłuższej drzemce.
- Dobra, tylko daj mi odpocząć – wymamrotałam, na co chłopak cicho się zaśmiał. No tak, on sobie pospał. […]
            Kiedy już trochę się zdrzemnęłam i odświeżyłam, Justin wyciągnął mnie na miasto. Zaczęliśmy od Central Parku, który wyglądał pięknie, cały w śniegu i świątecznej aurze. Było pusto, więc mogliśmy spokojnie pospacerować.
- Jak to jest możliwe? – szepnęłam, ciągle niedowierzając, że znalazłam się w takim miejscu i w takiej sytuacji.
- Co? – zapytał ciemnooki.
- Nic, po prostu zastanawiam się jak bardzo pokręcone może być życie – odparłam, naciągając mocniej czapkę na uszy. Było dosyć chłodno i szczerze, gdyby nie namowy mojego towarzysza, spędziłabym cały dzień pod hotelową kołdrą.
- Tak, nieraz potrafi nas zaskoczyć – rzucił.
- A nad czym ty się tak zamyśliłeś? – spytałam, przyglądając mu się z ukosa.
- Myślałem o tym, jak to jest możliwe, że ja jestem tak blisko z Cassie, twoją przyjaciółką, podczas gdy ty nawet nie poznałaś żadnego mojego przyjaciela – odpowiedział. Zrobiło mi się gorąco. Przypomniały mi się wszystkie chwilę spędzone z jednym z jego najlepszych przyjaciół, który był również bardzo bliski sercu Cherry.
Christian.
Zakuło mnie serce. Tęskniłam za nim. I za Ellie, Abbie, Caitlin i całą resztą bandy. Na co dzień starałam się ignorować to uczucie, bo wiedziałam, że dawne czasy już nigdy nie wrócą.
- Widać jakoś nie było okazji – stwierdziłam.
- Tak, ale chyba czas to zmienić – oznajmił pogodnie z chytrym uśmieszkiem na ustach. Udawałam, że ten pomysł jest mi obojętny, choć w środku strasznie panikowałam.
- Pewnie poznam kogoś dzisiaj wieczorem, ma być sporo sław – zaczęłam, obserwując jego reakcję. – Podobno ma się pojawić nawet sama Selena Gomez – dodałam, zanim zdążył coś powiedzieć. Na dźwięk nazwiska młodej gwiazdki, skrzywił się lekko i potrząsnął głową, jakby starał się odpędzić jakąś nieprzyjemną myśl.
- Tak, będzie tam mnóstwo osób – odparł wymijająco. – Ale chodziło mi o moich dawnych przyjaciół, z czasów gdy nie byłem jeszcze sławny. Powinienem ci ich kiedyś przedstawić.
- Czemu nie? Ale na razie skup się na jutrzejszym występie i tym, co teraz, a resztą będziemy się martwić jak wrócimy do Kanady – poradziłam mu, a on pokiwał głową i po raz kolejny się uśmiechnął. […]
            Po powrocie z miasta, zjedliśmy pyszny obiad w hotelowej restauracji, a ja poznałam mnóstwo osób  z ekipy Biebera. Byli naprawdę sympatyczni i weseli. Szczególnie dogadywałam się z tancerzami, którzy cały czas się śmiali i żartowali. Całe szczęście, nie spotkałam jeszcze Brauna i szczerze powiedziawszy wolałabym tego uniknąć.
- Zaraz mam próbę, chcesz iść? – zapytał Justin. Uśmiechnęłam się do niego przepraszająco.
- Chętnie, ale nie dziś. Jestem padnięta, chyba się zdrzemnę – odpowiedziałam i jak na zawołanie, ziewnęłam.
- Jak stara babcia – burknął.
- Hej! Ty przespałeś cały lot, a ja przez całą noc nie zmrużyłam oka! – odgryzłam się. – A i tak miałam siłę na bieganie z tobą po mieście, więc coś mi się chyba należy.
- Przecież żartowałem. Nie chcę po prostu żebyś się nudziła – wyjaśnił, nieco zakłopotany. To było urocze.
- Nie martw się, jest świetnie – zapewniłam go, na co uśmiechnął się pod nosem. – Powodzenia – dodałam na odchodnym.
            Szatyn wraz z wszystkim współpracownikami udał się na próbę, a ja wróciłam do pokoju. Zaczęłam wspominać nasz wypad do parku, który oczywiście skończył się spektakularną bitwą na śnieżki. Byłam dumna, że kilka razy udało mi się porządnie mu przywalić. Szkoda, że oberwali też niewinni przechodnie, ale musiałam przyznać, że było zabawnie. Teraz jednak ledwo żyłam. Dochodziła czwarta. Chciałam choć godzinkę się przespać, a potem… Nie miałam pojęcia. Bez Justina czułam się nieco zagubiona i nie miałam ochoty udawać się na samotne wycieczki. Chodzenie po hotelu też nie wydawało się ciekawą alternatywą.
            Przespałam się trochę, ale był to niespokojny sen. Po raz kolejny sięgnęłam po tablet i zajęłam czas grami. Nagle, na ekranie pojawiło się powiadomienie.
            Jackie Bludworth wysłała Ci prywatną wiadomość…
            Moje serce od razu przyspieszyło swój bieg, a przed oczami stanęły mi mroczki. Dobrze, że leżałam na łóżku, bo inaczej wylądowałabym na podłodze. Uspokój się, wariatko – zganiłam się. To przecież jeszcze nic nie znaczy. Tylko dlaczego Justin dał mi to dziadostwo skoro przychodziły tu jakieś prywatne informacje?
            Wiadomość znikła. Właściwie to została odczytana. Oznaczało to tyle, że to nie jedyne urządzenie, na które przychodzą mu powiadomienia. Powinnam zostawić to w spokoju, ale teraz, kiedy on już to odczytał, wiedziałam, że nie mam możliwości, żeby dowiedział się, że ja też ją przeczytałam, a byłam zbyt ciekawa i przejęta, żeby odpuścić.
            Drżącą ręką wcisnęłam „wyświetl” i zaczęłam przyswajać kolejne słowa z ekranu.
            „Hej, Justin! Słyszałam, że jesteś w NY i zostajesz na parę dni. Tak się składa, że ja i Mike też tu dotarliśmy. Może zobaczymy się po twoim występie na Time Square? Mamy kilka nowych informacji, natrafiliśmy na kilka śladów, ale byłoby lepiej gdybyśmy porozmawiali o tym twarzą w twarz.”
            Dalej nie byłam już w stanie rozróżnić poszczególnych liter, gdyż zaczęłam się trząść jak nienormalna. Jakie ślady, jakie informacje?! Niemożliwe, żeby cokolwiek znaleźli! Zbyt dobrze o to zadbałam, gdy wyjeżdżałam! Dlaczego oni nie mogli dać po prostu spokoju i pozwolić mi żyć z dala od tego wszystkiego?
            Zerwałam się na równe nogi. Wpadł mi do głowy pewien pomysł, choć był on bardzo ryzykowny. Chyba jednak nie miałam innego wyboru… Wciągnęłam na siebie spodnie oraz bluzę i czym prędzej wyszłam w poszukiwaniu jakiegoś komputera. Pracownik hotelu skierował mnie na odpowiednie piętro i już dziesięć minut później logowałam się na swoje dawne konto na Twitterze.
            Oby tylko akurat była online…
            Ciągle drżącą ręką wstukałam kilka słów w prywatnej wiadomości. Całe szczęście, że ciągle mnie obserwowała.
            „Cześć. Nie wiem, co mogłabym napisać, żeby cokolwiek wyjaśnić, ale chcę, żebyś wiedziała, że nic mi nie jest. W nowy rok będę przejazdem w Nowym Jorku, jeśli chcesz ze mną porozmawiać, będę o trzynastej w kawiarni przy południowym wyjściu Central Parku, przesyłam adres pod spodem. Przyjdź sama i nie mów nikomu. Będę wiedzieć jeśli to zrobisz i wtedy się nie pojawię. C.”
            Ledwo udało mi się wcisnąć „wyślij”. Nie miałam pojęcia dlaczego to robię, a już tym bardziej nie wiedziałam czy był to dobry pomysł, ale może jeśli przekonam ją, że nic mi nie jest, ale nie chcę wracać i powinna o mnie zapomnieć, da spokój i powstrzyma również Mike’a i Justina.
            Skąd mam wiedzieć, że to ty?”
            O mało nie spadłam z krzesła, widząc odpowiedź.
            „Zapytaj mnie o cokolwiek” – wystukałam szybko. Stukałam nerwowo palcami w blat i niecierpliwie wyczekiwałam odpowiedzi.
            „Gdzie obudziłam się po imprezie przed wyjazdem na pewną wyspę? Jaka wyspa to była i z kim tam pojechałyśmy?”
            Od kiedy moja kuzynka była taka nieufna? Po za tym sądziłam, że zapyta o coś bardziej osobistego, ewentualnie jakąś przygodę z dzieciństwa, ale już mniejsza o to.
            „Obok ławki w parku. Ja wylądowałam u Justina i myślałam, że zostałam porwana. Istria. Pojechałam z Jeydonem, a Justin z Jasmine. Pozbyliśmy się ich i wtedy przyjechałaś ty z Chrisem.”
            Miałam nadzieję, że tyle wystarczy. Naprawdę nie miałam czasu na zdawanie całego życiorysu. Musiałam wrócić do pokoju przed powrotem mojego towarzysza.
„Dobra, dlaczego chcesz się nagle spotkać?”
            Na moment mnie zatkało. Ale czego się spodziewałam? Łez radości i słów troski?
            „Słyszałam, że mnie szukacie. Nie chcę, żebyście tracili swój czas. Umowa jest taka, że wyjaśnimy sobie wszystko, a potem rozchodzimy się bez słowa. Nie próbuj mnie zatrzymywać.”
            Byłam okrutna. Wiedziałam, że moja kuzynka na pewno przejęła się moim zniknięciem i zarywała noce ze zmartwienia, a ja traktowałam ją jakby nic nie znaczyła. Inaczej jednak nie dałaby mi spokoju, namawiała do powrotu, a ja nie mogłam zostawić mojego nowego życia i tak po prostu, po pół roku wrócić do tego wszystkiego. Zachciało mi się płakać, ale musiałam być silna. Sama sobie to wszystko zgotowałam.
            „Zgoda. W takim razie do zobaczenia.”
            Znałam ją na tyle dobrze, że wiedziałam, że coś uknuła i będzie kombinować. Postanowiłam być jednak równie uparta, co ona, więc szykowało się ciekawe starcie.
            „Tylko nikomu nic nie mów. Do zobaczenia.”
            Szybko wyłączyłam komputer i pędem pobiegłam do wind, żeby jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju.
- Amy? – usłyszałam znajomy głos, gdy wysiadłam na odpowiednim piętrze.
            Cholera.
* * * *
            Oczami Justina…
            Po skończonej próbie poszedłem do pokoju Amandy, ale nikt mi nie otworzył, więc pomyślałem, że może zeszła już na kolację. Zauważyłem ją przy windach.
- Amy?
            Lekko się wzdrygnęła i powoli obróciła w moją stronę. Na jej twarzy malowało się zmieszanie, jakbym właśnie złapał ją na gorącym uczynku.
- Wszystko w porządku? – zapytałem niepewnie.
- Tak, tak – zapewniła szybko. – Myślałam, że wrócę przed tobą – dodała tytułem wyjaśnienia.
- Wiedziałem, że będziesz się nudzić. Nie powinienem cię zostawiać – mruknąłem, złoszcząc się na samego siebie. Obiecałem sobie, że jeśli uda mi się ją tutaj zabrać to zrobię wszystko, żeby był to najlepszy wyjazd w jej życiu.
- Wcale nie – zaprzeczyła. – Niedawno dopiero wstałam i postanowiłam się trochę rozejrzeć. Myślałam nad pójściem na siłownie i sprawdzałam czy tutaj takowa jest – oznajmiła. Jakoś nie potrafiłem wyobrazić jej sobie na siłowni. Wydawała się taka drobna i krucha. – Po za tym, przestań się tak mną przejmować, nie mam pięciu lat i umiem o siebie zadbać. Pamiętaj, że jesteś tu służbowo i czułabym się naprawdę źle, wiedząc, że odciągam cię od obowiązków – dodała poważnym tonem. Była taka kochana. Mój mały aniołek.
- Idziemy na kolację? – zaproponowałem, na co ochoczo pokiwała głową.
- Na samą myśl o ćwiczeniu strasznie zgłodniałam – zaśmiała się melodyjnie, po czym wróciła pod windy, a ja podążyłem za nią ochoczo, uśmiechając się szeroko.
* * * *
Ta-dam! Przepraszam za spóźnienie, ale naprawdę nie wyrobiłam. Ale pomyślicie, że teraz bliżej już do kolejnego, gdyż czternastka pojawi się w piątek :) No i ta jakże ważna scena została przesunięta do następnego rozdziału, bo tu już jej nie zmieściłam, ale to nie to co myślicie ;P Zaskoczeni takim obrotem spraw? :D 
Dziękuję za Wasze komentarze! 
Uwielbiam Was, jesteście wspaniali <3 
Czytasz=Komentujesz
Pozdrawiam ;**