Austin
zabrał mnie na gorącą czekoladę, która rozgrzała mnie po wspólnym spacerze. Był
wyjątkowo zimny dzień, ale przynamniej nie wiało. Miasto wyglądało ślicznie,
całe w grubej warstwie śniegu i miłosnymi ozdobami w każdym oknie i sklepie. To
śmieszne jak w ułamku sekundy moje spojrzenie na ten dzień uległo całkowitej
zmianie. Dekoracje przestały być denne i tandetne, a przechodzące zakochane
pary przestały mnie denerwować.
Mahone
rozśmieszał mnie cały czas, a po za tym fantastycznie nam się gadało. Uśmiech
nie schodził mi z twarzy i przestałam myśleć o wszystkim, co do tej pory mnie
dręczyło. Nawet to, że za niedługo miało się ściemnić, a byłam po za domem nie
wprawiało mnie w niepokój, a od czasu pobicia w ogóle rzadko wychodziłam gdzieś
z domu, pomijając szkołę i nieliczne wyjścia pod czujnym okiem Lucasa.
- To co teraz? – spytałam, patrząc na nasze puste kubki po
czekoladzie. – Masz ochotę na coś szczególnego?
- To raczej ja powinienem o to spytać – odparł, uśmiechając
się zawadiacko. Już wcześniej sprzeczaliśmy się o coś podobnego, bo ja
uważałam, że jest moim gościem i powinnam się dostosować, on zaś twierdził, że
przyjechał tu dla mnie i chce, żebym była zadowolona. Był strasznie uparty, ale
to było nawet urocze. – Może kino? – zasugerował w końcu, widząc moją minę.
Niezręcznie byłoby mi coś narzucać, a pomijając to, to nawet nie wiedziałam, co
takiego moglibyśmy tu robić. Pokiwałam głową, bo w sumie mieliśmy dwa kroki, a
ja naprawdę dawno tam nie byłam. Ostatni raz chyba jakoś jesienią na jakiejś
bajce, gdy Andy wyciągnął mnie i Lucasa.
W drodze
Austin opowiadał mi o jednym z incydentów z szalonymi fankami, co wywołało mój
śmiech.
- Mówiłam, że tak będzie! Każdej zawrócisz w głowie i za
chwile nie będziesz mógł się opędzić – oznajmiłam, szturchając go lekko
łokciem. Szliśmy blisko siebie, co jakiś czas ocierając się o siebie ramionami,
jednak żadne z nas nie próbowało chwycić się za ręce. Trochę mnie to uspokoiło.
Może jednak przesadzałam i jemu naprawdę zależy tylko na naszej przyjaźni?
- Każdej, mówisz? – spytał chytrym tonem, uśmiechając się
znacząco. Patrzył na mnie z ukosa, jakby analizował każdy mój ruch. Czułam
ciepło w moich policzkach i cieszyłam się, że w tych warunkach mogłam to
zrzucić na mróz.
Niespodziewanie
chłopak pociągnął mnie gdzieś gwałtownie, jednak nie widziałam nic przez jego
plecy. Słyszałam tylko dźwięk otwieranych drzwi i dzwonienie dzwoneczka, który
za pewne nad nimi wisiał. Przepuścił mnie przed siebie i wskazał wszystko
dookoła.
- Które podobają ci się najbardziej? – zapytał. Byliśmy w
kwiaciarni. Różnorodne zapachy każdego gatunku mieszały się w jeden słodki
aromat, który przywodził mi na myśl jakąś baśniową krainę. Szczerze
powiedziawszy nigdy nie miałam swoich ulubionych kwiatów i nawet nie bardzo
potrafiłam je rozróżniać. Podeszłam niepewnie do bukietu, który rzucił mi się
oczy i niepewnie go powąchałam. Pachniał naprawdę cudnie, co chyba było widać
po mojej minie, bo zanim się zorientowałam, mój towarzysz zdążył go wskazać
kasjerce i za niego zapłacić, więc nawet nie musiałam go odstawiać. Poczułam
ukłucie wzruszenia, ale starałam się nie dać nic po sobie poznać.
- Nie musiałeś – wykrztusiłam jedynie, gdy wrócił do mnie i
obdarował mnie ciepłym uśmiechem.
- To twój dzień – odpowiedział tylko i wystawił rękę, a ja
bez wahania wzięłam go pod ramię i ruszyliśmy dalej. Nie potrafiłam oderwać
wzroku od kwiatów. Były mieszanką kilku gatunków. Rozpoznałam tylko czerwone
tulipany, ale nie miałam pojęcia czym są te białe i różowe, jednak ta wiedza
nie była mi do niczego potrzebna. Szczęście i tak mnie już przepełniało.
Skończyło
się w momencie, w którym podeszliśmy pod kino. W oddali dostrzegłam dwie
sylwetki. Jedna stała bokiem i mnie nie widziała, druga natomiast przyglądała
mi się natarczywie.
O nie.
Dzieliło nas z przynajmniej dziesięć
metrów, a i tak niemal czułam chłód, pretensje i gniew płynące z jego
spojrzenia. Może miałam już urojenia, może rzeczywiście zwariowałam, ale w tej
chwili przeklinałam się w duchu, że nie zostaliśmy w kawiarni albo, że dłużej
nie wybierałam tych cholernych kwiatów. Wtedy prawdopodobieństwo naszego
spotkania by zmalało, a ja miałabym szanse utrzymać to spotkanie w tajemnicy.
To głupie, bo przecież byliśmy
przyjaciółmi. Nie powinnam czuć się w obowiązku ukrywać swoich znajomości, żeby
nie zranić jego uczuć, zwłaszcza, że miał dziewczynę, której nie znosiłam, ale
nigdy nie zająknęłam się słowem na jej temat ani nie dałam mu w żaden sposób do
zrozumienia, że mi się nie podoba.
Nieco zdenerwowana pociągnęłam
Austina do środka i podeszliśmy do tablicy z repertuarem. Ponieważ uciekł ze
mnie cały romantyczny nastrój i nie chciałam by to jeszcze bardziej wyglądało
jak randka, odrzuciłam wszystkie komediodramaty i romanse. Horrorów zbyt się
bałam, odkąd przeżyłam kilka nieprzyjemnych historii w swoim życiu. I tak
często śniły mi się koszmary. Padło więc na jakiś film akcji. Widziałam zdziwienie
na twarzy mojego towarzysza, ale nie wydawał się niezadowolony, więc poszliśmy
kupić bilety. No tak, który chłopak byłby nieszczęśliwy idąc na film z szybkimi
samochodami, wyścigami i fajnymi laskami, a do tego dochodzi jeszcze trochę
bójek i krwi.
Kupiliśmy jeszcze popcorn i
picie. Oczywiście nie pozwolił mi za nic zapłacić, ale po kawiarni i kwiatach
nie miałam siły się kłócić, bo i tak pozostawiłby na swoim. Nie chciałam też
urazić jego męskiej dumy.
Gdy zajęliśmy miejsca, na
ekranie pojawiły się reklamy, a światła lekko przygasły. Zaczęliśmy się
wygłupiać i wrzucać sobie wzajemnie ziarna prażonej kukurydzy do buzi, co było
zabawne, bo za nic nie umiał trafić i biedak oberwał nawet w oko. Udało mi się
wyrzucić z głowy zazdrosnego Gwiazdorka i ponownie się odprężyłam. Niestety,
tylko do czasu.
* * * *
Oczami Justina…
Myślałem, że coś rozwalę i
pragnąłem, żeby była to twarz tego lalusia. Zagotowało się we mnie, gdy
zobaczyłem jak idą razem, ona trzymała
się go kurczowo i obejmowała ten wielki bukiet. Oboje tak bardzo
uśmiechnięci, jakby ze mnie kpili. Pewnie teraz się ze mnie śmieją, gadają jak
świetnie udało im się mnie wrobić i zagrać na moich uczuciach. A ja głupi
wierzyłem, gdy mówiła mi, że on nic nie znaczy, bo wyjedzie i nigdy więcej się
nie zobaczą. Pewnie spotykali się cały czas i mieli ze mnie niezły ubaw.
- Hej Justin, co się stało? – Selena sprowadziła mnie na
ziemię, oglądając się za siebie, żeby zrozumieć na co się tak zapatrzyłem.
Zacisnąłem dłonie w pięści i wziąłem głęboki oddech.
- Co powiesz na mały seans? – spytałem, próbując wysilić się
na uśmiech. Dziewczyna spojrzała na zegarek i wzruszyła ramionami.
- Jeśli pójdziemy teraz, zdążymy jeszcze na tą imprezę u
Josha. – stwierdziła. Straciłem jakąkolwiek ochotę na imprezy, szczególnie z
jej znajomymi, ale postanowiłem, że będę się tym martwić później. Teraz w
głowie miałem tylko Amy i tego ćwoka, bo nie mogłem znieść myśli, że byli tam w
środku razem, może się całowali, a on… Nie, Justin, stop.
Otrząsnąłem
się. Czasami traciłem nad sobą panowanie i tak było przed chwilą. Miałem tak
odkąd Cherry zniknęła. Przeżyłem wiele nieprzespanych nocy zastanawiając się
czy żyje, a jeśli tak to jak się ma. Czy jest z tym kolesiem, z którym uciekła,
czy go kocha, czy jest szczęśliwa, czy tęskni za mną, czy w ogóle o mnie
pamięta… Dałbym wszystko, żeby wróciła, ale wtedy poznałem Amandę i to ona
szybko stała się centrum mojego życia. Tylko, że ona nie chciała mnie prawie
tak samo jak Cherry. Nie potrafiłem tego zrozumieć, a ona nigdy mi tego nie
wytłumaczyła. Unikała takich tematów jak ognia, a mnie zaczynało to męczyć,
choć starałem się być dla niej jak najlepszy i uszanować granice, które
wyznaczyła.
Nie mniej
jednak miałem w sobie ten paniczny strach, że ona nagle zniknie z mojego życia,
tak jak kiedyś Cherry. Co jeśli on zawróci jej w głowie i namówi ją, żeby przeprowadziła
się tam gdzie on mieszka? Nie byłem w stanie jej zatrzymać i to wzbudzało we
mnie złość nie do opisania. Nie dałbym rady przejść przez coś takiego ponownie.
Dlatego musiałem działać.
Chwyciłem
Selenę za rękę, bo nie miałem wyboru i weszliśmy do środka. Oni właśnie kupili
coś przy barze i kierowali się do sali. Nie zauważyli nas. Podszedłem do kasy i
uśmiechnąłem się do kasjerki. Momentalnie się speszyła i spuściła wzrok.
- Dwa bilety na to samo, co tamci – mruknąłem, wwiercając w
nią swoje spojrzenie. Spojrzała szybko na Amy i jej fagasa, po czym bez
mrugnięcia wstukała coś w komputerze i pokazała mi wolne miejsca. Wybrałem
przedostatni rząd, licząc na to, że Amy będzie siedzieć przede mną i
zapłaciwszy, mrugnąłem do sprzedającej dziewczyny, co pewnie będzie przeżywać
przez następny tydzień, i wróciłem do swojej dziewczyny.
Tak, wiem,
że to straszne i egoistyczne z mojej strony, że zachowywałem się jak zazdrosny
gnojek z powodu każdego faceta w pobliżu Amandy, mimo, że sam miałem Selenę.
Tylko, że ja nic do niej nie czułem. Nie chciałem jej ranić, a po za tym moja
wytwórnia naciskała na mnie i przesadnie troszczyła się o mój medialny
wizerunek, więc nie zostało mi nic innego, jak trwać w tym wyimaginowanym
związku, aż ludzie się nami nie znudzą. Po za tym od początku dawałem Amy do
zrozumienia, że jestem nią zainteresowany i pragnę czegoś więcej niż przyjaźni,
a to, że ona mi odmówiła nie znaczyło, że momentalnie wszystkie uczucia
zniknęły.
Czarnowłosa
kupiła, co chciała i z szerokim uśmiechem się na mnie uwiesiła. Położyłem rękę
na jej talii i przybrałem zadowolony wyraz twarzy. Lubiła to, a po za tym tego
ode mnie oczekiwano.
Spektakl
czas zacząć.
* * * *
Oczami Amy…
To było
najdłuższe i najbardziej niezręczne półtorej godziny w moim życiu. W momencie,
w którym gwiazdorska para weszła na sale, zrobiło mi się niedobrze i nie
potrafiłam przełknąć nawet kropli swojego napoju, nie wspominając już o
popcornie. Austin też ich zauważył, jak i moją gwałtowną zmianę nastroju, ale
na szczęście tego nie skomentował, tylko dyskretnie ścisnął moją dłoń, co troszkę
poprawiło mi nastrój i posłałam w jego stronę pełen wdzięczności uśmiech.
Przez cały
seans już się nie dotykaliśmy. Bieber siedział dwa lub trzy rzędy dalej i choć
nie mogłam go zobaczyć, czułam jego palące spojrzenie przez cały film, przez co
za nic nie mogłam się skupić na fabule. Austin też czasami na mnie zerkał,
przez co czułam się jeszcze bardziej obserwowana. Zdawało mi się, że byłam jak
królik doświadczalny, na którego reakcje wszyscy patrzą z wyczekiwaniem.
Udawałam, że nic nie zauważam i patrzyłam tępo na ekran, choć nie wiedziałam,
co się w ogóle dzieje.
Z ulgą
powitałam napisy końcowe i chciałam jak najszybciej opuścić salę, w której
czułam się jak w klatce. Było mi duszno i miałam wrażenie, że zaraz stracę
kontakt z rzeczywistością. Bałam się, że Justin postanowi do nas zagadać, a
wtedy zapadnę się pod ziemię albo umrę ze wstydu.
Gdy
wstawaliśmy, jeden jedyny raz na nich zerknęłam. Całowali się. Nie byłam jakimś
znawcą, ale wyglądało, jakby robili to z przymusu i na pokaz. Wydawało mi się,
że to jakaś chora gra, w którą wbrew woli zostałam wplątana.
Zorientowałam
się, że Austin wyciąga do mnie rękę i po tym, co zobaczyłam bez wahania ją
chwyciłam. Splótł swoje palce z moim i w ciszy wyszliśmy z budynku. Ubrałam
płaszcz, szalik i czapkę, rozkoszując się jednocześnie błogim świeżym
powietrzem. Patrzyłam na gwieździste niebo, a chłód całkowicie przestał mi
przeszkadzać. Przeniosłam swoje spojrzenie na bruneta, a w oczach starałam się mu
przekazać swoje przeprosiny. Wiedziałam, że pewnie inaczej sobie wyobrażał ten
wieczór, szczególnie po tym jak zachowywałam się wcześniej. Kto wie do czego by
doszło, gdyby Gwiazdor nie siedział nam na ogonie. Ja już wcześniej gryzłam się
z wyrzutami sumienia, ale spychałam je gdzieś w głąb umysłu. Nie mogłam ich
jednak powstrzymać, gdy Bieber był tuż obok.
- Pewnie powinieneś już wracać. Jutro grasz ważny koncert –
powiedziałam z lekkim smutkiem w głosie, a on już wcale się nie uśmiechał, co w
ogóle do niego nie pasowało.
- Odprowadzę cię – odrzekł tylko, a ja nie zaprotestowałam,
bo po zmroku bałam się zostać sama. Nie chciałam powtórki sprzed paru tygodni.
Rozmowa
jakoś się nie kleiła, więc szliśmy w milczeniu, po prostu ciesząc się swoją
obecnością. Gdy doszliśmy pod moją kamienicę, wspięłam się na palce i
pocałowałam go w policzek, a potem mocno go przytuliłam.
- Dziękuję za dzisiejszy dzień. Było wspaniale – zapewniłam
go. Powiedziałabym, że idealnie, gdyby nie jeden mały szczegół.
- Wpadnę po ciebie po koncercie i wtedy pogadamy. Dam ci
znać o której dokładnie – odparł jedynie, ale nie wypuszczał mnie z uścisku
jeszcze przez dłuższą chwilę, więc wiedziałam, że nie był zły. – Dobranoc –
szepnął na pożegnanie i po raz kolejny tego dnia pocałował mnie w czubek głowy.
Miałam ochotę przenieść te całusy na usta, ale z jakiegoś powodu wydało mi się
to nie na miejscu, jakbym próbowała go tym oszukać.
- Słodkich snów. Powodzenia jutro. Będę trzymać kciuki, choć
wiem, że wypadniesz nieziemsko – stwierdziłam z pewnością, co wreszcie z
powrotem przywołało jego typowy uśmiech. Zadowolona z tego, że poprawiłam mu
humor, wróciłam do domu i po sprawdzeniu co z moimi współlokatorami, poszłam
spać. Pierwszy raz od tygodni nie nawiedził mnie żaden koszmar. […]
Obudziło
mnie głośne pukanie. Po chwili do moich uszu doszły także odgłosy sprzeczki.
Zerwałam się na równe nogi i otuliwszy się w pośpiechu szlafrokiem, podreptałam
do przedpokoju. Oczy o mało nie wyszły mi z orbit, gdy ujrzałam Justina
kłócącego się z Lucasem.
- Muszę z nią natychmiast porozmawiać! – upierał się szatyn.
- Jest trzecia w nocy, a ty ledwo stoisz na nogach. Wróć do
domu i odezwij się jak doprowadzisz się do porządku – wysyczał cicho, ale
stanowczo mój przyjaciel.
Od razu
poznałam, że Bieber był wstawiony i przez moment miałam ochotę zatrzasnąć mu
drzwi przed nosem. To nie był pierwszy raz, kiedy nachodził mnie w nocy i
zakłócał mój spokój. Potem jednak nasze spojrzenia się skrzyżowały, a ja
zobaczyłam w nich tyle cierpienia, że zmiękły mi kolana. Przypomniało mi się,
dlaczego ostatnio doprowadził się do takiego stanu i w mig pojęłam, że i tym
razem powód jest ten sam.
- Już dobrze, Lucky, niech wejdzie. Porozmawiam z nim –
oznajmiłam równie cicho, nie chcąc obudzić naszego malucha. Czarnowłosy rzucił
mi pełne wątpliwości spojrzenie, ale posłuchał i pomógł Justinowi dojść do
naszej kanapy. Gdy Gwiazdorek siedział już spokojnie, mój współlokator udał się
do sypialni.
- Zostawię was samych – rzucił sucho, a jego wzrok mówił
„jakby coś to wołaj”, więc sztywno skinęłam głową.
- Co tym razem, Justin? – spytałam zmęczonym tonem,
wpatrując się w niego z lekkim współczuciem. Przez kilka sekund miałam
wrażenie, że go czymś uraziłam i rozpoczęłam kłótnię, ale szybko się opanował i
znów widziałam jedynie jego ból.
- Ona za moment będzie pełnoletnia – powiedział pod nosem, a
ja zmarszczyłam brwi.
- Kto? – spytałam odruchowo. Wtedy doszedł do mnie pewien
fakt. Za niecałe dwa tygodnie miałam urodziny. Osiemnaste. Coś na co
wyczekiwałam od początku października. Wtedy rodzice nie będą mogli mnie zmusić
do powrotu i przestaną mnie szukać.
- Cherry – wyszeptał, patrząc w sufit. Bałam się, że zaraz
się rozpłacze, a mi pęknie serce i powiem coś, czego nie powinnam. – Szukamy
jej od miesięcy, policja uzna ją za zaginioną, doda do rejestru, ale przestanie
cokolwiek robić. Być może jest bezpieczna i nawet szczęśliwa, a rodzice stracą
sens szukania, bo nie będą już mogli do niczego jej zmusić – opowiadał, lekko
bełkocząc, przez co nie rozumiałam niektórych słów, ale wiedziałam o co mu
chodzi.
- Ciągle za nią tęsknisz? – zadałam to pytanie, jakbym nie
miała odpowiedzi wymalowanej na jego twarzy.
- Tak – odpowiedział mimo wszystko. – Cholernie.
- I chcesz, żeby wróciła? – upewniałam się.
- Pragnę tego jak niczego innego – mówił jakby znacznie
trzeźwiej. – W życiu tylko dwie dziewczyny tak zawróciły mi w głowie: ona i… -
zaczął, ale urwał, jakby uznał, że to nie ma sensu. – Skoro ty mnie skreśliłaś,
muszę ją odzyskać, bo inaczej moje życie straci sens – wyrzucił z trudem, a
potem wziął kilka głębokich wdechów jakby próbował powstrzymać szloch. Było mi
go żal jak nikogo innego, a wyrzuty sumienia wgryzały mi się tak mocno do
świadomości, że myślałam, że moja głowa za ułamek sekundy eksploduje. – Pomóż
mi ją odnaleźć – powiedział nagle i stanowczo. Jego spojrzenie mówiło, że byłam
mu to winna, chociaż nie mogłam tego zrobić z oczywistych powodów.
Jak miałam
mu pomóc odnaleźć samą siebie?
Widząc w
jego oczach tą straszną desperację, której to ja byłam powodem, odpowiedziałam:
- Zgoda.
* * * *
Jak widać mam porąbane pomysły, które być może nie ma ją sensu, ale co tam.
Coś słabo komentujecie, już o mnie zapomnieliście? :c
Dziękuję za każde miłe słowo, kocham Was <3
Następny w weekend, bo mam już napisane dwa na zapas ^^
Czytasz=Komentujesz
Pozdrawiam ;**