Rozdział
5 „Czy nie takie właśnie było twoje poprzednie wcielenie?”
Naprawdę dobrze było się komuś
wygadać. O dziwo, Cassie wcale nie uciekła z krzykiem, nie wyrzuciła mnie za
drzwi ani nawet się nie zbulwersowała. Ciągle mnie zaskakiwała. Na koniec
przytuliła mnie mocno i powiedziała, że „damy radę”. To zaskakujące jak dwa
słowa mogą poprawić humor i dodać otuchy.
Moja odwaga skończyła się gdy
obudziłam się w poniedziałkowy poranek. Od razu naszły mnie złe przeczucia, a w
brzuchu pojawił się niemiły uścisk, jakby ktoś związał mi żołądek w supeł.
Lucky od razu to zauważył, zresztą nawet Andy to wyczuwał i zachowywał się
nieco niespokojnie.
-
W porządku? – zapytał niebieskooki, patrząc na mnie z niepokojem w oczach.
-
Tak – odparłam bez przekonania. – Mam kartkówkę z historii i trochę się
stresuje – wymyśliłam na poczekaniu. Kłamanie weszło mi w nawyk i wcale mi się
to nie podobało. Delikatnie mnie przytulił, co dosyć mnie zaskoczyło, ale i
podniosło na duchu.
-
Dasz radę, nie znam bardziej zaradnej osoby od ciebie – mruknął, przeczesując
palcami włosy.
Był niezwykle przystojny, a jego
charakter zachwycał równie mocno, co wygląd. To było takie frustrujące. Starałam
się mu dorównać. Być jak najlepszą, nie musieć wstydzić się swoich uczynków.
Nie do końca mi to wychodziło. Ale to nie to bolało mnie najbardziej.
Z całego serca żałowałam, że nie
potrafiłam się w nim zakochać. Dość nietypowy problem, ale czy ja pod
jakimkolwiek względem jestem „typowa”? Po prostu, byłam pewna, że byłoby nam
razem dobrze. Dwie bratnie dusze, bezgranicznie szczere i darzące siebie
niezwykłym zaufaniem, wychowujące wspólnie małe dziecko. Mogłoby być tak
pięknie. Ale nie! Bo ja musiałam zadurzyć się w rozkapryszonej Gwiazdce, która
zrujnowała mi życie i która ciągle w nim mieszała. Nie potrafiłam pojąć,
dlaczego wciąż za nim tęsknie, czego tak naprawdę mi brakuję.
Musiałam się pogodzić, że ani ja nie
zakocham się w Lucasie, ani on we mnie. Byliśmy jak rodzeństwo, czułam,
jakbyśmy zdali się od urodzenia i byli prawdziwą rodziną. Nic dziwnego, że
wszyscy od razu wierzyli, że naprawdę nią jesteśmy. Moje serce mówiło mi, że
tak właśnie jest, że to teraz jest moja prawdziwa i jedyna rodzina.
Uśmiechnęłam się do niego i
chwyciłam swoje drugie śniadanie. Teraz z pewnością nic nie przejdzie mi przez
gardło. Spakowałam się i wyszykowałam. Cały czas mruczałam coś pod nosem,
starając się dodać sobie odwagi. W końcu udałam się do wyjścia, poinformowana,
że to mój współlokator zaprowadzi dzisiaj Andrew do przedszkola. Pożegnałam się
i ruszyłam w drogę. […]
- Muszę ci coś natychmiast
powiedzieć! – pisnęła Cassandra, gdy tylko przekroczyłam próg szkoły i wpadłam
na nią w holu. Ewidentnie na mnie czekała. Serce od razu mi przyspieszyło, a w
głowie pojawiło się tysiąc czarnych myśli. Dziewczyna zaciągnęła mnie w
najbardziej odludny kąt w szkole, co tylko pogłębiło moje pesymistyczne
scenariusze. Wzięłam się w końcu w garść i starałam zachowywać naturalnie.
-
Cześć, też miło cię widzieć. Dobrze spałaś? – spytałam grzecznie. Szatynka
prychnęła, a w jej orzechowych oczach pojawiło się rozbawienie.
-
Czy nie takie właśnie było twoje poprzednie wcielenie? – zaciekawiła się.
-
To znaczy jakie? – dopytałam, co zabrzmiało dość oschle, bo wcale nie chciałam
poruszać znowu tego tematu. Nie teraz, nie tutaj.
-
Ironiczne, pewne siebie, wybuchowe… - zaczęła wymieniać.
-
Starczy – przerwałam jej. – Po co mnie tu ściągnęłaś? – zmieniłam temat i choć
byłam mocno podenerwowana, starałam się brzmieć spokojnie i łagodnie.
-
Usłyszałam pewne plotki i stwierdziłam, że powinnaś je usłyszeć – wyjaśniła,
przeciągając poszczególne słowa, czym starała się zbudować napięcie. Byłam
kłębkiem nerwów, więc nie musiała się wcale wysilać.
-
Do rzeczy – ponagliłam ją.
-
Spokojnie, tylko się nie denerwuj – rzuciła, kładąc mi ręce na ramionach.
Jeszcze bardziej się zaniepokoiłam. – Nie ma co histeryzować, trzeba myśleć
racjonalnie i…
-
Mów wreszcie!
Jej zapewnienia przynosiły odwrotny
skutek niż by chciała, więc nic dziwnego, że w końcu wybuchłam. Dziewczyna
nieco się zmieszała i ściszyła głos.
-
Podobno pan B zapisał się do naszej szkoły – szepnęła i zaczęła mi się bacznie
przyglądać, zapewne chcąc wybadać moją reakcję.
To, co czułam, ciężko ująć w słowa.
Wszystko było jak cholerne deja vu. Przecież już to wszystko przeżyłam! Pół
roku temu uciekłam przed Bieberem, potem żaliłam się przyjaciółce, a na drugi
dzień dowiedziałam się, że przeniósł się do naszej szkoły!
Również moja reakcja była podobna.
Nic nie jadłam, zupełnie tak jak wtedy, a teraz widziany obraz powoli się
rozmazywał, a przed oczami stanęły mi mroczki. Oparłam się o ścianę i bardzo
starałam się nie zemdleć. Przymknęłam oczy i starałam się opanować. Nie, to
niemożliwe! Serce pracowało szybciej niż kiedykolwiek, a ja bez powodzenia
starałam się wziąć kilka głębszych wdechów. Nawet oddychanie mi teraz nie
wychodziło.
-
Amy, w porządku? – zaniepokoiła się moja towarzyszka. W porządku? To chyba
ostatnie słowo, którym opisałabym swoje samopoczucie. Chciałam osunąć się po
ścianie i zapaść pod ziemię. Czułam, że nie dam rady przetrwać tego dnia. – Mam
iść po pielęgniarkę? – dopytywała się, lekko mną potrząsając. Trochę mnie to
ocuciło. Tutejsza pielęgniarka była naprawdę upiorna, a na osoby, które u niej
lądowały zawsze patrzono krzywym okiem. Ostatnie czego pragnęłam to znaleźć się
w centrum uwagi.
Pokręciłam głową.
-
W… w porządku – wykrztusiłam w końcu. – To nie jest dla mnie zbyt dobra
wiadomość – dodałam cicho, odruchowo się krzywiąc.
-
Wiem – odparła szatynka i mocno mnie do siebie przytuliła. – Ale damy radę.
„Damy” – to słowo miało ogromną moc.
Po raz pierwszy od wielu miesięcy poczułam, że nie jestem w tym wszystkim sama.
Nawet sobie nie wyobrażałam, że to tak bardzo mi pomoże. Napłynęła we mnie
nadzieja dająca siłę do przetrwania.
Odkleiłam się od Cassie i
uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
-
Gdzie masz pierwszą lekcję? – zapytałam.
-
W sektorze C – odpowiedziała szybko.
-
To zupełnie po drugiej stronie niż ja – mruknęłam. Skrzywiłam się na myśl, że
mam teraz zostać sama, ale szybko się pozbierałam. Cassandra wystarczająco dużo
dla mnie zrobiła, nie musiała być przy mnie przez cały czas, tylko dlatego, że
zachowywałam się jak chora psychicznie. Weź się w garść – zganiłam się w
myślach. – No nic, do zobaczenia na lunchu? – upewniłam się, a dziewczyna
ochoczo pokiwała mi głową. Pożegnałyśmy się cmoknięciem w policzek i każda
udała się w swoją stronę.
O dziwo, pierwsza lekcja minęła bez
zakłóceń. Oczywiście zrobiło się normalnie, dopiero gdy przestałam zachowywać
się jak wariatka. Było naprawdę przyjemnie, aż nie miałam ochoty wychodzić z
klasy. Ciągle miałam obawy przed tym co na nim na mnie czyha. Za nic nie mogłam
pozbyć się z głowy swoich czarnych scenariuszy, szczególnie po tym co
powiedziała mi Cassie.
Dzwonek rozbrzmiał zdecydowanie za
szybko. Mozolnie zebrałam się z ławki i powoli udałam do wyjścia. Idąc
korytarzem, starałam się pozostać niezauważona, choć w duchu cała się trzęsłam.
Przeszłam przez główny hol i skręciłam w odpowiedni sektor, gdzie akurat
znajdowało się sporo ludzi. Zaczęłam się przez nich przepychać. Nic nie
widziałam, nawet nie starałam się rozejrzeć. Przyglądając się czubkom moich
butów, uparcie sunęłam na przód.
Niespodziewanie potknęłam się o coś
bliżej niezidentyfikowanego i żeby uniknąć bliskiego spotkania z podłogą,
złapałam się czyjegoś ramienia. Jak się okazało był to jakiś pierwszak, którego
grzecznie przeprosiłam i ruszyłam dalej. Zmusiło mnie to jednak to
ostrożniejszego marszu i obserwowania drogi.
I wtedy go zobaczyłam.
Stał, jak gdyby nic, oparty o ścianę.
Ręce trzymał w kieszeni, a otoczenie mierzył bezbarwnym spojrzeniem. Na twarzy
nie było cienia uśmiechu, co zmieniło się w chwili, w której jego oczy
napotkały moje. Wyszczerzył się zadowolony i wyglądał jakby lada moment miał
rzucić się w moją stronę. Spanikowałam. Spuściłam wzrok i ponowiłam wędrówkę do
swojej klasy. Miałam cichą nadzieję, że wianuszek wielbicielek nie pozwoli mu
odejść i mnie dogonić.
Wpadłam do sali równo z dzwonkiem.
Szybko zajęłam swoje miejsce przy oknie i przygotowałam się do lekcji. Był to
język angielski. Dzisiaj nauczyciel roztrwaniał się nad najważniejszymi wydarzeniami renesansu, które wpłynęły na
kulturę tamtego okresu. Choć bardzo chciałam, nie umiałam się skupić. Wciąż
myślałam tylko o jednym.
Zmienił się i to nawet bardzo.
Oczywiście, nie tak jak ja, ale on nie musiał przechodzić wielkiej metamorfozy.
Po prostu dojrzał i wydoroślał. Rysy twarzy mu się wyostrzyły, w spojrzeniu
pojawiła się powaga, a sylwetka wreszcie prezentowała się naprawdę męsko. Dalej
ubierał się „na luzie”, czyli w te opadające z tyłka gacie, czarny t-shirt z
nadrukiem i czarną czapke, która nieco przypominała nocnik. Uśmiechnęłam się na
to porównanie. Co ja miałam w głowie?
Zmianie uległa też jego fryzura.
Zrezygnował z tak typowej dla niego, opadającej na bok grzywki, na rzecz
postawionej na żelu szopy, która mimo wszystko prezentowała się naprawdę
atrakcyjnie. STOP! On wcale nie jest atrakcyjny, a jego istnienie w ogóle mnie
nie obchodzi. Muszę go ignorować tak długo, aż w końcu sam da sobie spokój.
Postanowione.
Lekcja na szczęście dobiegła końca,
a na następną udało mi się dotrzeć bez niespodzianek. W końcu nastała długa
przerwa, a ja jak opętana popędziłam na miejsce spotkań z Cassie. Te godziny
bez niej były koszmarem.
-
Hej – rzuciła, siadając naprzeciwko mnie. – Jak minęły poranne lekcje? –
spytała, wkładając sobie do ust frytki. Wysunęła talerz w moją stronę, ale
pokręciłam głową. Dalej nie potrafiłam nic zjeść. – Jadłaś coś dzisiaj? –
zaciekawiła się nagle. Pokręciłam głową, a w jej oczach od razu pojawiła się
dezaprobata. - Musisz coś zjeść, bo w
końcu zemdlejesz! – zganiła mnie. Wywróciłam oczami i niechętnie wyciągnęłam z
torby jabłko. Szatynka teatralnie westchnęła, ale niczego nie skomentowała. –
Fajny ten Pan Gwiazda – mruknęła niespodziewanie, a ja aż się zakrztusiłam. –
To znaczy wygląda lepiej niż na zdjęciach. Nawet wysoki. I chyba trochę
zmężniał. Z całą pewnością wyprzystojniał… - Dziewczyna paplała jak najęta, nie
zwracając na nic uwagi. Ja też szybko się wyłączyłam, nie chcąc dopuścić do
głosu wspomnień i emocji, kłębiących się we mnie od rana.
-
Możemy się przysiąść? – usłyszałyśmy nagle. Wzdrygnęłam się i podniosłam głowę.
O nie – jęknęłam w duchu. Spojrzałam przerażona na Cassandrę, ale ta już
przepadła. Na jej twarz wpełznął wielki rumieniec i ochoczo kiwała głową. Moje
serce po raz kolejny tego dnia przyspieszyło swój bieg. Chłopcy nie zaczekali
na moją zgodę i po prostu usiedli. Była ich trójka, a jeden ewidentnie
przykleił się do mojej towarzyszki. Zostałam sama, mierząc się spojrzeniami z
moim największym koszmarem, który właśnie łobuzersko się uśmiechał. Spokojnie,
Amy, tylko spokojnie. On cię wcale nie rozpoznał. I tego nie zrobi. O ile tylko
przestanę się zachowywać jak wariatka-antyfanka. Głupia panikara.
-
Właściwie już skończyłam – odparłam wreszcie na ich pytanie, po czym zwróciłam
się do Cassie, która ledwo pamiętała o mojej obecności. – Muszę lecieć. Do
zobaczenia po lekcjach – wymamrotałam, kiwając jej głową.
Szybko czmychnęłam do damskiej
toalety. Oczywiście tej położonej najbliżej sali geograficznej, żebym mogła jak
najprędzej znaleźć się w swojej ławce. Przeczekałam w łazience całą przerwę,
starając się doprowadzić do porządku zarówno swój wygląd, jak i psychikę. Po
dzwonku jednym susłem przemknęłam do klasy i zajęłam swoje miejsce.
Na szczęście Pan Gwiazda się nie
pojawił. Miałam szczerą nadzieję, że zorientuję się, że nie mam ochoty z nim
przebywać i da mi święty spokój. Przecierpiałam kolejną lekcję i udałam się na
biologię. Lekcja się zaczęła, a ja starałam się na niej skoncentrować, lecz
skończyło się na rysowaniu szlaczków na ostatniej stronie zeszytu.
Rozległo się trzaskanie drzwiami.
-
Dzień dobry, pani profesor. Przepraszam za spóźnienie – rozbrzmiał dobrze znany
mi głos, a serce podeszło mi do gardła. Spojrzałam zszokowana na nauczycielkę,
która tylko zmierzyła go spojrzeniem i skinęła głową. Chłopak zajął pierwsze
wolne miejsce, na szczęście, z dala ode mnie. Chyba mnie nie zauważył.
W tym momencie obrócił głowę i po
raz kolejny tego dnia spojrzeliśmy sobie w oczy. Byłam przerażona, a on
niepewnie się uśmiechnął. Nie odwzajemniłam go. Przeniosłam wzrok na tablicę i
więcej na niego nie patrzyłam, choć byłam w stu procentach pewna, że on mnie
obserwuje.
To była najdłuższa godzina w moim
życiu. Temat lekcji był mi znany, więc nauczycielka niczym nie mogła mnie
zaskoczyć, a siedzenie z nim w jednym pomieszczeniu i bycie na celowniku
stresowało mnie do granic możliwości.
W końcu jednak, upragniony dzwonek
zaszczycił mnie swoim dźwiękiem. Było to jak balsam dla moich uszu. Zerwałam
się i zaczęłam pakować. Kątem oka widziałam jak nasz nowy uczeń dyskutuje z
panią profesor, a ona w namyśle kiwa głową. Przerzuciłam sobie torbę przez
ramię i ruszyłam do drzwi. To była moja szansa, żeby wyjść zanim on postanowi
do mnie zagadać.
-
Amando, pozwól na chwilkę.
Doszło to do moich uszu, jak przez
mgłę, gdy jedną nogą byłam już za drzwiami. Zachłysnęłam się powietrzem, ale w
porę się opanowałam i podeszłam do wołającej mnie kobiety. Spojrzałam na nią z
nieukrywaną niepewnością.
-
Tak, słucham?
-
Chciałabym, żebyś pomogła Justinowi w nadrobieniu materiału – oznajmiła tonem
nie znoszącym sprzeciwu, a ja mimo to miałam ochotę się kłócić.
-
Ale… Ja nie mogę – odparłam, łamiącym się głosem. Amy, zachowuj się. –
Naprawdę. Mam mnóstwo zajęć i obowiązków, nie dam rady – dodałam, przygryzając
wargę w oczekiwaniu.
-
Nie masz dużych zaległości, ale brakuje ci kilku ocen, które inni zdobyli
jeszcze we wrześniu – oznajmiła, ignorując moją płaczliwą wypowiedź. – Są one
konieczne do wystawienia ocen semestralnych – dodała, a ja już wiedziałam, że
przegrałam tą bitwę. Spuściłam wzrok. – Jeśli pomożesz swojemu koledze,
automatycznie dopiszę ci kilka pozytywnych ocen – zaproponowała, jakby to była
oferta mojego życia, choć i tak nie miałam przecież wyboru. Wiedziałam, że
jeśli nie spełnię jej prośby, może mnie nawet nie przepuścić do kolejnej klasy.
Pokiwałam sztywno głową.
-
To wszystko? – upewniłam się, sztucznie się uśmiechając. Kobieta skinęła. – W
takim razie do widzenia – wycedziłam przez zęby i odwróciwszy się na pięcie,
czym prędzej się stamtąd oddaliłam.
* * * *
Jakieś to ckliwe. Chociaż bardzo chcę, nie potrafię pisać tak lekko jak kiedyś. Ale obiecuję, że niedługo akcja się rozkręci. Tylko proszę o trochę cierpliwości, zaczynają mi się ferie, więc wezmę się w garść i spróbuję napisać coś do przodu. Komentujcie, klikajcie "czytam", bo to bardzo mnie motywuje, a ostatni rozdział przeczytało o połowę mniej czytelników niż rozdział trzeci. Jak macie jakieś uwagi, piszcie, wezmę je sobie do serca :)
Przy okazji chcę powiedzieć, że pragnę, aby moi czytelnicy, szczególnie Ci stali i zawsze aktywni, czuli się docenieni, dlatego z całych sił dziękuję Brutal Girl, Shandy Green, Fun, Patiiiii i moim "realnym" czytelniczką - Dziani i Gardenie. Oczywiście reszte też bardoz kocham, ale wymienione osoby napawają mnie wyjątkową chęcią do pisania ^^
Pozdrawiam i do następnego ;**
Cześć! Przepraszam, że piszę do Ciebie dopiero teraz, ale miałam małe problemy z dostępem do Internetu. Mam nadzieję, że nie jesteś zła i wpadniesz do mnie na http://stranger-bieber.blogspot.com/ by przeczytać rozdział DWUNASTY oraz podzielić się wrażeniami z nim związanymi. Pozdrawiam - Fun.
OdpowiedzUsuńCo do treści rozdziału:
UsuńMiło mi, że doceniłaś moje wypociny, które próbuję naskrobać pod każdą nową notką jaką dodajesz. ;-)
Uuuuu ale Amandzie nie sprzyja los. Tak bardzo unikała Justina, że dostanie go jeszcze więcej.Gdybym była na jej miejscu to chyba zapadłabym się pod ziemię- dosłownie. Czasem spojrzenie w oczy osoby, która odmieniła nasze życie, a potem z niego zniknęła, jest cholernie trudne i bolesne. No ale cóż... Life is brutal xD
Czekam na rozdział szósty i mam nadzieję, że pojawi się jak najszybciej!
http://stranger-bieber.blogspot.com/
A dziękuję, czuję się bardzo doceniona ;). Chyba nie muszę mówić, że rozdział jest świetny (i wcale nie ckliwy). Dziwne, gdy czytam, nie czuję, że piszesz coś na siłę. No cóż... Coś mi się wydaje, że Justin wie, kim jest Amanda. Chyba że Justina po prostu do niej ciągnie, co jest zrozumiałe - podświadome odczuwanie miłości i takie tam :). Kurczę, już nie mogę się doczekać, co będzie dalej. Też mam ferie. W końcu. Ale tyle mi zadali ze szkoły, więc raczej nie odpocznę, trzeba czekać do wakacji ;) Patiiiii
OdpowiedzUsuńOch, coś czuję, że będzie powtórka z rozrywki. Ciekawie, ciekawie. Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńKażde napisane przez Ciebie słowo napełnia mnie energią :D I opisany przez Ciebie Justin wydaje się taki realny! mam nadzieję, że jak go w Łodzi zobaczę to się nie zawiodę ( a przy okazji, wybierasz się może na koncert?) rozdział genialny ( jak zwykle :)) i czekam z niecierpliwością na następny :D - niechcemisięlogować Shandy Green :D
OdpowiedzUsuńo matko ; o .. dzięki, jeszcze nikt mi nigdy nie podziękował za coś takiego .. aaaaaaaaaaa orgazm xd ;* moim zdaniem każdy rozdział jest coraz lepszy i jak mi się wydaje dłuższy, także jestem zadowolona i taki wieeeeelki plus dla ciebie .. aaa kocham to opowiadanie i nie mogę się doczekać następnego rozdziału, to ten jdifjvjdfbjfi dzięki i do następnego :* pozdrawiam ~brutal girl
OdpowiedzUsuńNapawam Cię chęcią do pisania? ;D Ooo <3
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale tak jakoś nie pykło :( W każdym razie oba (ten i poprzedni) są super ;) Czekam z niecierpliwością kiedy rozkręci się akcja ;*
Ale super, że pojawił się Justin... Ja jednak zawsze chciałam, żeby mu się poukładało z Cherry :) Widzę jakieś światełko w tunelu na taką ewentualność ^^
Życzę Ci duuuuużo, duuużo WENY ;** No i fajnych ferii :) Odpocznij sobie od większości osób ze szkoły :D
Dziania
P.S.: Może spróbowałabyś zdecydować się na konkretne daty dodawania rozdziałów? Fajnie by było wiedzieć ile trzeba czekać na następny wpis :)
Jakieś deja vu tu wyczuwam. :) I co teraz zrobi Amy? Justin się dowie, że tak naprawdę jest Cherry i będzie klops. Ale za to będzie się działo. :D Nie mogę się doczekać nowego rozdziału. :)
OdpowiedzUsuńfajny, pisz dalej ;*
OdpowiedzUsuńRozdział 13 pojawił się na http://stranger-bieber.blogspot.com/ . Mam nadzieję, że ze względu na numerację, nie jest pechowy i spodoba Ci się jego treść. Pozdrawiam i zachęcam do komentowania - Fun.
OdpowiedzUsuń