czwartek, 7 lutego 2013

[05] "Czy nie takie właśnie było twoje poprzednie wcielenie?"


Rozdział 5 „Czy nie takie właśnie było twoje poprzednie wcielenie?”
            Naprawdę dobrze było się komuś wygadać. O dziwo, Cassie wcale nie uciekła z krzykiem, nie wyrzuciła mnie za drzwi ani nawet się nie zbulwersowała. Ciągle mnie zaskakiwała. Na koniec przytuliła mnie mocno i powiedziała, że „damy radę”. To zaskakujące jak dwa słowa mogą poprawić humor i dodać otuchy.
            Moja odwaga skończyła się gdy obudziłam się w poniedziałkowy poranek. Od razu naszły mnie złe przeczucia, a w brzuchu pojawił się niemiły uścisk, jakby ktoś związał mi żołądek w supeł. Lucky od razu to zauważył, zresztą nawet Andy to wyczuwał i zachowywał się nieco niespokojnie.
- W porządku? – zapytał niebieskooki, patrząc na mnie z niepokojem w oczach.
- Tak – odparłam bez przekonania. – Mam kartkówkę z historii i trochę się stresuje – wymyśliłam na poczekaniu. Kłamanie weszło mi w nawyk i wcale mi się to nie podobało. Delikatnie mnie przytulił, co dosyć mnie zaskoczyło, ale i podniosło na duchu.
- Dasz radę, nie znam bardziej zaradnej osoby od ciebie – mruknął, przeczesując palcami włosy.
            Był niezwykle przystojny, a jego charakter zachwycał równie mocno, co wygląd. To było takie frustrujące. Starałam się mu dorównać. Być jak najlepszą, nie musieć wstydzić się swoich uczynków. Nie do końca mi to wychodziło. Ale to nie to bolało mnie najbardziej.
            Z całego serca żałowałam, że nie potrafiłam się w nim zakochać. Dość nietypowy problem, ale czy ja pod jakimkolwiek względem jestem „typowa”? Po prostu, byłam pewna, że byłoby nam razem dobrze. Dwie bratnie dusze, bezgranicznie szczere i darzące siebie niezwykłym zaufaniem, wychowujące wspólnie małe dziecko. Mogłoby być tak pięknie. Ale nie! Bo ja musiałam zadurzyć się w rozkapryszonej Gwiazdce, która zrujnowała mi życie i która ciągle w nim mieszała. Nie potrafiłam pojąć, dlaczego wciąż za nim tęsknie, czego tak naprawdę mi brakuję.
            Musiałam się pogodzić, że ani ja nie zakocham się w Lucasie, ani on we mnie. Byliśmy jak rodzeństwo, czułam, jakbyśmy zdali się od urodzenia i byli prawdziwą rodziną. Nic dziwnego, że wszyscy od razu wierzyli, że naprawdę nią jesteśmy. Moje serce mówiło mi, że tak właśnie jest, że to teraz jest moja prawdziwa i jedyna rodzina.
            Uśmiechnęłam się do niego i chwyciłam swoje drugie śniadanie. Teraz z pewnością nic nie przejdzie mi przez gardło. Spakowałam się i wyszykowałam. Cały czas mruczałam coś pod nosem, starając się dodać sobie odwagi. W końcu udałam się do wyjścia, poinformowana, że to mój współlokator zaprowadzi dzisiaj Andrew do przedszkola. Pożegnałam się i ruszyłam w drogę. […]
            - Muszę ci coś natychmiast powiedzieć! – pisnęła Cassandra, gdy tylko przekroczyłam próg szkoły i wpadłam na nią w holu. Ewidentnie na mnie czekała. Serce od razu mi przyspieszyło, a w głowie pojawiło się tysiąc czarnych myśli. Dziewczyna zaciągnęła mnie w najbardziej odludny kąt w szkole, co tylko pogłębiło moje pesymistyczne scenariusze. Wzięłam się w końcu w garść i starałam zachowywać naturalnie.
- Cześć, też miło cię widzieć. Dobrze spałaś? – spytałam grzecznie. Szatynka prychnęła, a w jej orzechowych oczach pojawiło się rozbawienie.
- Czy nie takie właśnie było twoje poprzednie wcielenie? – zaciekawiła się.
- To znaczy jakie? – dopytałam, co zabrzmiało dość oschle, bo wcale nie chciałam poruszać znowu tego tematu. Nie teraz, nie tutaj.
- Ironiczne, pewne siebie, wybuchowe… - zaczęła wymieniać.
- Starczy – przerwałam jej. – Po co mnie tu ściągnęłaś? – zmieniłam temat i choć byłam mocno podenerwowana, starałam się brzmieć spokojnie i łagodnie.
- Usłyszałam pewne plotki i stwierdziłam, że powinnaś je usłyszeć – wyjaśniła, przeciągając poszczególne słowa, czym starała się zbudować napięcie. Byłam kłębkiem nerwów, więc nie musiała się wcale wysilać.
- Do rzeczy – ponagliłam ją.
- Spokojnie, tylko się nie denerwuj – rzuciła, kładąc mi ręce na ramionach. Jeszcze bardziej się zaniepokoiłam. – Nie ma co histeryzować, trzeba myśleć racjonalnie i…
- Mów wreszcie!
            Jej zapewnienia przynosiły odwrotny skutek niż by chciała, więc nic dziwnego, że w końcu wybuchłam. Dziewczyna nieco się zmieszała i ściszyła głos.
- Podobno pan B zapisał się do naszej szkoły – szepnęła i zaczęła mi się bacznie przyglądać, zapewne chcąc wybadać moją reakcję.
            To, co czułam, ciężko ująć w słowa. Wszystko było jak cholerne deja vu. Przecież już to wszystko przeżyłam! Pół roku temu uciekłam przed Bieberem, potem żaliłam się przyjaciółce, a na drugi dzień dowiedziałam się, że przeniósł się do naszej szkoły!
            Również moja reakcja była podobna. Nic nie jadłam, zupełnie tak jak wtedy, a teraz widziany obraz powoli się rozmazywał, a przed oczami stanęły mi mroczki. Oparłam się o ścianę i bardzo starałam się nie zemdleć. Przymknęłam oczy i starałam się opanować. Nie, to niemożliwe! Serce pracowało szybciej niż kiedykolwiek, a ja bez powodzenia starałam się wziąć kilka głębszych wdechów. Nawet oddychanie mi teraz nie wychodziło.
- Amy, w porządku? – zaniepokoiła się moja towarzyszka. W porządku? To chyba ostatnie słowo, którym opisałabym swoje samopoczucie. Chciałam osunąć się po ścianie i zapaść pod ziemię. Czułam, że nie dam rady przetrwać tego dnia. – Mam iść po pielęgniarkę? – dopytywała się, lekko mną potrząsając. Trochę mnie to ocuciło. Tutejsza pielęgniarka była naprawdę upiorna, a na osoby, które u niej lądowały zawsze patrzono krzywym okiem. Ostatnie czego pragnęłam to znaleźć się w centrum uwagi.
            Pokręciłam głową.
- W… w porządku – wykrztusiłam w końcu. – To nie jest dla mnie zbyt dobra wiadomość – dodałam cicho, odruchowo się krzywiąc.
- Wiem – odparła szatynka i mocno mnie do siebie przytuliła. – Ale damy radę.
            „Damy” – to słowo miało ogromną moc. Po raz pierwszy od wielu miesięcy poczułam, że nie jestem w tym wszystkim sama. Nawet sobie nie wyobrażałam, że to tak bardzo mi pomoże. Napłynęła we mnie nadzieja dająca siłę do przetrwania.
            Odkleiłam się od Cassie i uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
- Gdzie masz pierwszą lekcję? – zapytałam.
- W sektorze C – odpowiedziała szybko.
- To zupełnie po drugiej stronie niż ja – mruknęłam. Skrzywiłam się na myśl, że mam teraz zostać sama, ale szybko się pozbierałam. Cassandra wystarczająco dużo dla mnie zrobiła, nie musiała być przy mnie przez cały czas, tylko dlatego, że zachowywałam się jak chora psychicznie. Weź się w garść – zganiłam się w myślach. – No nic, do zobaczenia na lunchu? – upewniłam się, a dziewczyna ochoczo pokiwała mi głową. Pożegnałyśmy się cmoknięciem w policzek i każda udała się w swoją stronę.
            O dziwo, pierwsza lekcja minęła bez zakłóceń. Oczywiście zrobiło się normalnie, dopiero gdy przestałam zachowywać się jak wariatka. Było naprawdę przyjemnie, aż nie miałam ochoty wychodzić z klasy. Ciągle miałam obawy przed tym co na nim na mnie czyha. Za nic nie mogłam pozbyć się z głowy swoich czarnych scenariuszy, szczególnie po tym co powiedziała mi Cassie.
            Dzwonek rozbrzmiał zdecydowanie za szybko. Mozolnie zebrałam się z ławki i powoli udałam do wyjścia. Idąc korytarzem, starałam się pozostać niezauważona, choć w duchu cała się trzęsłam. Przeszłam przez główny hol i skręciłam w odpowiedni sektor, gdzie akurat znajdowało się sporo ludzi. Zaczęłam się przez nich przepychać. Nic nie widziałam, nawet nie starałam się rozejrzeć. Przyglądając się czubkom moich butów, uparcie sunęłam na przód.
            Niespodziewanie potknęłam się o coś bliżej niezidentyfikowanego i żeby uniknąć bliskiego spotkania z podłogą, złapałam się czyjegoś ramienia. Jak się okazało był to jakiś pierwszak, którego grzecznie przeprosiłam i ruszyłam dalej. Zmusiło mnie to jednak to ostrożniejszego marszu i obserwowania drogi.
            I wtedy go zobaczyłam.
            Stał, jak gdyby nic, oparty o ścianę. Ręce trzymał w kieszeni, a otoczenie mierzył bezbarwnym spojrzeniem. Na twarzy nie było cienia uśmiechu, co zmieniło się w chwili, w której jego oczy napotkały moje. Wyszczerzył się zadowolony i wyglądał jakby lada moment miał rzucić się w moją stronę. Spanikowałam. Spuściłam wzrok i ponowiłam wędrówkę do swojej klasy. Miałam cichą nadzieję, że wianuszek wielbicielek nie pozwoli mu odejść i mnie dogonić.
            Wpadłam do sali równo z dzwonkiem. Szybko zajęłam swoje miejsce przy oknie i przygotowałam się do lekcji. Był to język angielski. Dzisiaj nauczyciel roztrwaniał się nad najważniejszymi  wydarzeniami renesansu, które wpłynęły na kulturę tamtego okresu. Choć bardzo chciałam, nie umiałam się skupić. Wciąż myślałam tylko o jednym.
            Zmienił się i to nawet bardzo. Oczywiście, nie tak jak ja, ale on nie musiał przechodzić wielkiej metamorfozy. Po prostu dojrzał i wydoroślał. Rysy twarzy mu się wyostrzyły, w spojrzeniu pojawiła się powaga, a sylwetka wreszcie prezentowała się naprawdę męsko. Dalej ubierał się „na luzie”, czyli w te opadające z tyłka gacie, czarny t-shirt z nadrukiem i czarną czapke, która nieco przypominała nocnik. Uśmiechnęłam się na to porównanie. Co ja miałam w głowie?
            Zmianie uległa też jego fryzura. Zrezygnował z tak typowej dla niego, opadającej na bok grzywki, na rzecz postawionej na żelu szopy, która mimo wszystko prezentowała się naprawdę atrakcyjnie. STOP! On wcale nie jest atrakcyjny, a jego istnienie w ogóle mnie nie obchodzi. Muszę go ignorować tak długo, aż w końcu sam da sobie spokój.
            Postanowione.
            Lekcja na szczęście dobiegła końca, a na następną udało mi się dotrzeć bez niespodzianek. W końcu nastała długa przerwa, a ja jak opętana popędziłam na miejsce spotkań z Cassie. Te godziny bez niej były koszmarem.
- Hej – rzuciła, siadając naprzeciwko mnie. – Jak minęły poranne lekcje? – spytała, wkładając sobie do ust frytki. Wysunęła talerz w moją stronę, ale pokręciłam głową. Dalej nie potrafiłam nic zjeść. – Jadłaś coś dzisiaj? – zaciekawiła się nagle. Pokręciłam głową, a w jej oczach od razu pojawiła się dezaprobata. -  Musisz coś zjeść, bo w końcu zemdlejesz! – zganiła mnie. Wywróciłam oczami i niechętnie wyciągnęłam z torby jabłko. Szatynka teatralnie westchnęła, ale niczego nie skomentowała. – Fajny ten Pan Gwiazda – mruknęła niespodziewanie, a ja aż się zakrztusiłam. – To znaczy wygląda lepiej niż na zdjęciach. Nawet wysoki. I chyba trochę zmężniał. Z całą pewnością wyprzystojniał… - Dziewczyna paplała jak najęta, nie zwracając na nic uwagi. Ja też szybko się wyłączyłam, nie chcąc dopuścić do głosu wspomnień i emocji, kłębiących się we mnie od rana.
- Możemy się przysiąść? – usłyszałyśmy nagle. Wzdrygnęłam się i podniosłam głowę. O nie – jęknęłam w duchu. Spojrzałam przerażona na Cassandrę, ale ta już przepadła. Na jej twarz wpełznął wielki rumieniec i ochoczo kiwała głową. Moje serce po raz kolejny tego dnia przyspieszyło swój bieg. Chłopcy nie zaczekali na moją zgodę i po prostu usiedli. Była ich trójka, a jeden ewidentnie przykleił się do mojej towarzyszki. Zostałam sama, mierząc się spojrzeniami z moim największym koszmarem, który właśnie łobuzersko się uśmiechał. Spokojnie, Amy, tylko spokojnie. On cię wcale nie rozpoznał. I tego nie zrobi. O ile tylko przestanę się zachowywać jak wariatka-antyfanka. Głupia panikara.
- Właściwie już skończyłam – odparłam wreszcie na ich pytanie, po czym zwróciłam się do Cassie, która ledwo pamiętała o mojej obecności. – Muszę lecieć. Do zobaczenia po lekcjach – wymamrotałam, kiwając jej głową.
            Szybko czmychnęłam do damskiej toalety. Oczywiście tej położonej najbliżej sali geograficznej, żebym mogła jak najprędzej znaleźć się w swojej ławce. Przeczekałam w łazience całą przerwę, starając się doprowadzić do porządku zarówno swój wygląd, jak i psychikę. Po dzwonku jednym susłem przemknęłam do klasy i zajęłam swoje miejsce.
            Na szczęście Pan Gwiazda się nie pojawił. Miałam szczerą nadzieję, że zorientuję się, że nie mam ochoty z nim przebywać i da mi święty spokój. Przecierpiałam kolejną lekcję i udałam się na biologię. Lekcja się zaczęła, a ja starałam się na niej skoncentrować, lecz skończyło się na rysowaniu szlaczków na ostatniej stronie zeszytu.
            Rozległo się trzaskanie drzwiami.
- Dzień dobry, pani profesor. Przepraszam za spóźnienie – rozbrzmiał dobrze znany mi głos, a serce podeszło mi do gardła. Spojrzałam zszokowana na nauczycielkę, która tylko zmierzyła go spojrzeniem i skinęła głową. Chłopak zajął pierwsze wolne miejsce, na szczęście, z dala ode mnie. Chyba mnie nie zauważył.
            W tym momencie obrócił głowę i po raz kolejny tego dnia spojrzeliśmy sobie w oczy. Byłam przerażona, a on niepewnie się uśmiechnął. Nie odwzajemniłam go. Przeniosłam wzrok na tablicę i więcej na niego nie patrzyłam, choć byłam w stu procentach pewna, że on mnie obserwuje.
            To była najdłuższa godzina w moim życiu. Temat lekcji był mi znany, więc nauczycielka niczym nie mogła mnie zaskoczyć, a siedzenie z nim w jednym pomieszczeniu i bycie na celowniku stresowało mnie do granic możliwości.
            W końcu jednak, upragniony dzwonek zaszczycił mnie swoim dźwiękiem. Było to jak balsam dla moich uszu. Zerwałam się i zaczęłam pakować. Kątem oka widziałam jak nasz nowy uczeń dyskutuje z panią profesor, a ona w namyśle kiwa głową. Przerzuciłam sobie torbę przez ramię i ruszyłam do drzwi. To była moja szansa, żeby wyjść zanim on postanowi do mnie zagadać.
- Amando, pozwól na chwilkę.
            Doszło to do moich uszu, jak przez mgłę, gdy jedną nogą byłam już za drzwiami. Zachłysnęłam się powietrzem, ale w porę się opanowałam i podeszłam do wołającej mnie kobiety. Spojrzałam na nią z nieukrywaną niepewnością.
- Tak, słucham?
- Chciałabym, żebyś pomogła Justinowi w nadrobieniu materiału – oznajmiła tonem nie znoszącym sprzeciwu, a ja mimo to miałam ochotę się kłócić.
- Ale… Ja nie mogę – odparłam, łamiącym się głosem. Amy, zachowuj się. – Naprawdę. Mam mnóstwo zajęć i obowiązków, nie dam rady – dodałam, przygryzając wargę w oczekiwaniu.
- Nie masz dużych zaległości, ale brakuje ci kilku ocen, które inni zdobyli jeszcze we wrześniu – oznajmiła, ignorując moją płaczliwą wypowiedź. – Są one konieczne do wystawienia ocen semestralnych – dodała, a ja już wiedziałam, że przegrałam tą bitwę. Spuściłam wzrok. – Jeśli pomożesz swojemu koledze, automatycznie dopiszę ci kilka pozytywnych ocen – zaproponowała, jakby to była oferta mojego życia, choć i tak nie miałam przecież wyboru. Wiedziałam, że jeśli nie spełnię jej prośby, może mnie nawet nie przepuścić do kolejnej klasy.
            Pokiwałam sztywno głową.
- To wszystko? – upewniłam się, sztucznie się uśmiechając. Kobieta skinęła. – W takim razie do widzenia – wycedziłam przez zęby i odwróciwszy się na pięcie, czym prędzej się stamtąd oddaliłam. 
* * * * 
Jakieś to ckliwe. Chociaż bardzo chcę, nie potrafię pisać tak lekko jak kiedyś. Ale obiecuję, że niedługo akcja się rozkręci. Tylko proszę o trochę cierpliwości, zaczynają mi się ferie, więc wezmę się w garść i spróbuję napisać coś do przodu. Komentujcie, klikajcie "czytam", bo to bardzo mnie motywuje, a ostatni rozdział przeczytało o  połowę mniej czytelników niż rozdział trzeci. Jak macie jakieś uwagi, piszcie, wezmę je sobie do serca :) 
Przy okazji chcę powiedzieć, że pragnę, aby moi czytelnicy, szczególnie Ci stali i zawsze aktywni, czuli się docenieni, dlatego z całych sił dziękuję Brutal Girl, Shandy Green, Fun, Patiiiii i moim "realnym" czytelniczką - Dziani i Gardenie. Oczywiście reszte też bardoz kocham, ale wymienione osoby napawają mnie wyjątkową chęcią do pisania ^^ 
Pozdrawiam i do następnego ;** 

10 komentarzy:

  1. Cześć! Przepraszam, że piszę do Ciebie dopiero teraz, ale miałam małe problemy z dostępem do Internetu. Mam nadzieję, że nie jesteś zła i wpadniesz do mnie na http://stranger-bieber.blogspot.com/ by przeczytać rozdział DWUNASTY oraz podzielić się wrażeniami z nim związanymi. Pozdrawiam - Fun.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do treści rozdziału:
      Miło mi, że doceniłaś moje wypociny, które próbuję naskrobać pod każdą nową notką jaką dodajesz. ;-)
      Uuuuu ale Amandzie nie sprzyja los. Tak bardzo unikała Justina, że dostanie go jeszcze więcej.Gdybym była na jej miejscu to chyba zapadłabym się pod ziemię- dosłownie. Czasem spojrzenie w oczy osoby, która odmieniła nasze życie, a potem z niego zniknęła, jest cholernie trudne i bolesne. No ale cóż... Life is brutal xD
      Czekam na rozdział szósty i mam nadzieję, że pojawi się jak najszybciej!
      http://stranger-bieber.blogspot.com/

      Usuń
  2. A dziękuję, czuję się bardzo doceniona ;). Chyba nie muszę mówić, że rozdział jest świetny (i wcale nie ckliwy). Dziwne, gdy czytam, nie czuję, że piszesz coś na siłę. No cóż... Coś mi się wydaje, że Justin wie, kim jest Amanda. Chyba że Justina po prostu do niej ciągnie, co jest zrozumiałe - podświadome odczuwanie miłości i takie tam :). Kurczę, już nie mogę się doczekać, co będzie dalej. Też mam ferie. W końcu. Ale tyle mi zadali ze szkoły, więc raczej nie odpocznę, trzeba czekać do wakacji ;) Patiiiii

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, coś czuję, że będzie powtórka z rozrywki. Ciekawie, ciekawie. Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Każde napisane przez Ciebie słowo napełnia mnie energią :D I opisany przez Ciebie Justin wydaje się taki realny! mam nadzieję, że jak go w Łodzi zobaczę to się nie zawiodę ( a przy okazji, wybierasz się może na koncert?) rozdział genialny ( jak zwykle :)) i czekam z niecierpliwością na następny :D - niechcemisięlogować Shandy Green :D

    OdpowiedzUsuń
  5. o matko ; o .. dzięki, jeszcze nikt mi nigdy nie podziękował za coś takiego .. aaaaaaaaaaa orgazm xd ;* moim zdaniem każdy rozdział jest coraz lepszy i jak mi się wydaje dłuższy, także jestem zadowolona i taki wieeeeelki plus dla ciebie .. aaa kocham to opowiadanie i nie mogę się doczekać następnego rozdziału, to ten jdifjvjdfbjfi dzięki i do następnego :* pozdrawiam ~brutal girl

    OdpowiedzUsuń
  6. Napawam Cię chęcią do pisania? ;D Ooo <3

    Przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale tak jakoś nie pykło :( W każdym razie oba (ten i poprzedni) są super ;) Czekam z niecierpliwością kiedy rozkręci się akcja ;*

    Ale super, że pojawił się Justin... Ja jednak zawsze chciałam, żeby mu się poukładało z Cherry :) Widzę jakieś światełko w tunelu na taką ewentualność ^^

    Życzę Ci duuuuużo, duuużo WENY ;** No i fajnych ferii :) Odpocznij sobie od większości osób ze szkoły :D

    Dziania

    P.S.: Może spróbowałabyś zdecydować się na konkretne daty dodawania rozdziałów? Fajnie by było wiedzieć ile trzeba czekać na następny wpis :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakieś deja vu tu wyczuwam. :) I co teraz zrobi Amy? Justin się dowie, że tak naprawdę jest Cherry i będzie klops. Ale za to będzie się działo. :D Nie mogę się doczekać nowego rozdziału. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. fajny, pisz dalej ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział 13 pojawił się na http://stranger-bieber.blogspot.com/ . Mam nadzieję, że ze względu na numerację, nie jest pechowy i spodoba Ci się jego treść. Pozdrawiam i zachęcam do komentowania - Fun.

    OdpowiedzUsuń