Rozdział 29 „Cokolwiek byście nie zrobili, wszechświat i tak
naprowadza was z powrotem na siebie.”
Byłam za
bardzo oddalona od rzeczywistości, żeby zrozumieć choć połowę tego, co się do
mnie mówiło. Dostałam iskierkę nadziei i postanowiłam się jej trzymać tak
kurczowo, jak tylko potrafiłam. Pozwoliłam pozytywnym myślą wypełnić mój umysł,
pożegnałam się i wyszłam z budynku.
Powolnym
spacerem wróciłam do domu przyjaciółki, która zgodziła się przez ostatnie dwie
godziny zająć malcem. Czułam, że nadużywam jej gościnności i nie czułam się z
tym za dobrze. Niestety nie bardzo wiedziałam, co innego mogłabym zrobić. Bałam
się wrócić do tego mieszkania, a nie miałam nikogo innego, kto by mnie
przygarnął. Całe szczęście, że rodzice Cassandry byli tak wyrozumiali, ale ich
cierpliwość też miała swoje granice. Musiałam szybko coś wymyślić, bo nie chciałam
być dla nikogo kulą u nogi.
Nazajutrz
odstawiłyśmy Andrew do przedszkola i pomaszerowałyśmy do szkoły. Z domu Cassie
było wszędzie znacznie bliżej niż z naszego dawnego mieszkania. Praktycznie
nigdzie nie musiałam dojeżdżać autobusem.
- Myślisz, że będzie dzisiaj w szkole? – zapytała,
spoglądając na nieco zachmurzone niebo. Miała oczywiście na myśli Justina. Na
samą myśl o spotkaniu z nim, mój żołądek skręcał się niemiłosiernie.
- Mam nadzieję, że nie, ale wszyscy wiemy, że nie mam za
dużo szczęścia – mruknęłam, wkładając ręce do kieszeni szarej bluzy. Teraz,
kiedy on już wiedział, nie przykładałam takiej wagi do swojego wyglądu. Wciąż
byłam pomalowana i miałam kontakty, ale nie starałam się różnić od Cherry
wszystkim, co możliwe, dlatego gdy przyjaciółka zaoferowała mi swoje ubrania,
bez wahania wzięłam przetarte jeansy, przydużą koszulkę i zwykłą bluzę. Na
nogach miałam czarne trampki, którymi bezlitośnie kopałam każdy napotkany
kamyczek czy też inny leżący przedmiot.
- Co mu powiesz? – zapytała niepewnie, jakby bojąc się mojej
reakcji. Wzruszyłam ramionami. Nie miałam żadnego planu. Reakcja Justia w
szpitalu była tak gwałtowna, że nie miałam pojęcia czego się mogę po nim dalej
spodziewać, więc wolałam się tym nie zadręczać.
- Myślę, że nie będzie chciał mnie widzieć, a co dopiero
rozmawiać – westchnęłam, gdy dotarłyśmy pod szkolne mury. Otworzyłam drzwi
przed szatynką i weszłyśmy do środka. Rozdzieliłyśmy się, bo miałyśmy lekcje w
różnych sektorach. Zabrałam książki z szafki i podreptałam pod klasę.
Na moje
nieszczęście, po drugiej stronie korytarza lekcje miał Gwiazdor i już tam stał
z jakimiś chłopakami, których nigdy wcześniej nie widziałam. Wyglądał jak
normalny chłopak, zwykły uczeń gadający ze swoimi kumplami. Rzadko go takiego
widywałam. Na początku ciągle ktoś się koło niego kręcił, bo w końcu kto by nie
chciał kręcić z samym Justinem Bieberem? Po paru miesiącach wszyscy się jednak
przyzwyczaili i dali mu spokój, tak, że sam mógł decydować o swoimi
towarzystwie.
Poczułam
niemiłe ukłucie, gdy zdałam sobie sprawę, że najczęściej decydował się na mnie
i Cassie. Często go nie było z powodu pracy, dlatego nie zdarzało się to
codziennie, ale mimo wszystko, pamiętałam każdy nasz lunch, przerwę
przesiedzianą na schodach, żarty, pogawędki, sprzeczki i docinki. Smutne, że
wcześniej nie przywiązywałam do tego wagi i tego nie doceniałam, bo wszystko
zapowiadało się na to, że te czasy dobiegły końca i miały nigdy nie wrócić.
Rozbrzmiał
głośny i irytujący dzwonek, więc wślizgnęłam się do klasy i zajęłam swoje stałe
miejsce na końcu pod oknem. Lekcja zleciała o dziwo szybko, po skupiłam się na
własnych myślach i obserwowała jak powoli z nieba zaczynają spadać krople
deszczu. Przeklęłam się w myślach, że nie wzięłam kurtki ani parasola.
Od razu
przypomniało mi się jak rok temu rozpętała się burza i musiałam nocować z
Bieberem w szkole. Dokładnie pamiętałam nasze kłótnie i to, że spisał ode mnie
zadanie, a później wylądowaliśmy przez to u dyrektora. Uśmiechnęłam się ponuro.
Nigdy nie umieliśmy się dogadać, nasze charaktery zbyt bardzo lubiły walczyć.
Cały czas
rozważałam również, co zrobić z zadaniem powierzonym przez Ellie. Nie miałam
już czym ryzykować, bo prawda wyszła na jaw. Z drugiej strony skoro pojawił się
dawca, istniała duża szansa, że już niebawem moja dawna przyjaciółka sama
będzie mogła mu o tym wszystkim powiedzieć albo też zadecydować, że dalej
będzie to ukrywać. Pomimo to, gnębiło
mnie poczucie, że ona chciała, żebym to ja zadecydowała. Nie rozumiałam
dlaczego, ale skoro taka była jej wola to nie powinnam tego podważać. Czułam,
że jeśli nie podejmę tej decyzji to kolejny raz ją zawiodę. Szkoda tylko, że
nawet jeśli podjęłabym się tego zadania, nie miałam pojęcia, co powinnam
zrobić.
Wychodząc z
sali, myślałam tylko o tym, żeby jak najszybciej wrócić do domu. Dzień nie
zapowiadał się zbyt fascynująco. Pokonywałam kolejne kroki, trzymając książki
luźno w rękach. Właśnie wtedy poczułam silne szturchnięcie w ramię, które
spowodowało, że przechyliłam się do przodu i wypuściłam wszystko na ziemię.
Szybko kucnęłam, żeby to pozbierać, ale przelotnie spojrzałam na winowajcę.
- Uważaj jak chodzisz – warknął jakiś chłopak, stojący obok
Gwiazdorka, który patrzył na mnie z pogardą. Mruknęłam coś pod nosem, co
skłoniło ich do odejścia. Pozbierałam się i udałam na kolejną lekcję.
Wiedziałam, że nie będzie przyjemnie, ale teraz byłam pewna, że moje ostatnie
miesiące w tej szkole będą istnym koszmarem. […]
* * * *
Oczami Justina…
Nigdy nie
sądziłem, że to wszystko potoczy się w ten sposób. Nie potrafiłem nawet
stwierdzić jak się czułem. Jedyne słowo, które przychodziło mi na myśl to
rozgoryczony. I rozczarowany. Ewentualnie zagubiony, zawiedziony i zdruzgotany.
Do tego wściekły, wkurzony, nerwowy, smutny i zniesmaczony. To wszystko dawało
niezłą mieszankę, która kotłowała się we mnie przez te wszystkie dni i nie
pozwalała normalnie funkcjonować.
Miałem
ochotę do niej zadzwonić, spotkać się z nią, porozmawiać. Wyrzucić wszystkie
pretensje, wszystko wyjaśnić. Ale nie mogłem. Nie wiedziałem czy to kwestia urażonej
dumy, czy złamanego serca, ale nie mogłem znieść myśli, że znów spojrzę w te
fałszywe oczy, że usłyszę ten kłamliwy głos wychodzący z jej wiecznie
zwodzących mnie ust.
Wytrzymałem
i starałem się zapomnieć. To było jednak trudniejsze niż przypuszczałem. Miałem
w głowie mętlik. Nie mogłem pojąć, że tak dobrze grała przez te wszystkie
miesiące. Oczywiście to wyjaśniało niektóre jej zachowania. Wymigiwanie się od
rozmów o rodzinie i przeszłości, odtrącanie mnie, wymówki o tym, że nie mogłaby
ze mną być, choć nie mogła tego wytłumaczyć. Z jednej strony rozumiałem, że
uciekła i chciała sobie ułożyć życie na nowo, ale z drugiej strony to zaszło za
daleko. Jak tak bardzo chciała trzymać się od wszystkich z daleka, mogła wybrać
inne miejsce niż jej dawne miasteczko. To była jej najgłupsza decyzja. Po za
tym, do cholery! Ona pojechała ze mną szukać Cherry, choć dobrze wiedziała, że
nic nie znajdziemy. Po co to było? Żeby zdobyć moje zaufanie albo pokpić sobie,
jakim jestem debilem, że niczego nie rozgryzłem?
- Idiota – burknąłem pod nosem. Byłem ślepym głupcem, a ona
bawiła się mną jak chciała. To budziło we mnie złość, jakiej nigdy nie czułem,
dlatego gdy Jake ją szturchnął, powodując upadek jej rzeczy, nawet się nie
zająknąłem. Pomiatała mną przez wiele tygodnie, dlaczego więc miałbym jej bronić?
W czasie
lunchu wymknęliśmy się z chłopakami na papierosa. Nawet ja się skusiłem, choć
zdarzyło mi się palić może dwa razy w całym życiu. Nie byłem pewny, co się ze
mną działo, ale chciałem się jakoś wyładować, pozbyć tych wszystkich emocji.
Wracając z
powrotem, maszerowałem z wysoko uniesioną głową przez hol, aż usłyszałem obok
siebie cichy, niepewny głos.
- Hej, możemy porozmawiać? – Od razu podskoczyło mi
ciśnienie. Podziwiałem, że ona wciąż miała odwagę się do mnie odzywać. Miałem
ochotę rzucić nią o ścianę i zmieszać z błotem, bo całkowicie na to zasłużyła.
- Nie mamy o czym – wycedziłem przez zęby, zaciskając dłonie
w pięści i odwracając się od niej. Od razu przeskoczyła przede mnie i położyła
mi ręce na klatce piersiowej. Jej dotyk był dla mnie jak kopnięcie prądem i to
już nie był przyjemny, elektryzujący dreszczyk.
- Chcę tylko powiedzieć… - zaczęła, ale jej przerwałem,
łapiąc ją z całej siły za nadgarstki.
- Zejdź mi z drogi – warknąłem, głosem przesyconym niechęcią
i obrzydzeniem. – Nie chcę słyszeć już żadnego kłamstwa, daj mi spokój i nie
pokazuj mi się więcej na oczy. Czy wyraziłem się jasno? – zapytałem oschle,
pochylając się bliżej jej twarzy, żeby lepiej widzieć jej wielkie, przerażone
oczy. Zdałem sobie sprawę jak sztucznie wyglądały te ciemnoniebieskie tęczówki.
Szkoda, że zauważyłem to dopiero teraz. Niemniej jednak widok jej wystraszonej
miny napełniał mnie pewną satysfakcją. Skinęła sztywno głową, a ja uwolniłem
swój uścisk i ją odepchnąłem. Bez słowo ją ominąłem, mając nadzieję, że poczuje
się choć w połowie tak źle jak ja. […]
Słuchałem
muzyki, wylegując się na własnym łóżku. Skończyliśmy nagrywać, a promocja
zacznie się dopiero za trzy tygodnie. Minął ponad tydzień odkąd widziałem Amy,
Cherry czy jakkolwiek powinienem ją nazywać. Nie pojawiałem się za często w
szkole, wymigując się wywiadami lub sesjami. Liczyłem, że jakoś wytrzymam te
dwa miesiące w tej szkole i wyruszę w trasę dookoła świata, zapominając o
wszystkim, co miało tu miejsce. Postanowiłem, że nie zrezygnuję z powodu
jakiejś kłamliwej suki i skończę to, co obiecałem sobie we wrześniu.
- Justin! – usłyszałem, czując szarpanie rękawa. Moja
przyrodnia siostra usilnie próbowała zwrócić na siebie moją uwagę. Zdjąłem
słuchawki i popatrzyłem na nią z wyczekiwaniem. – Tata mówi, że masz gościa –
pisnęła i wybiegła. Spojrzałem na nią z lekkim rozbawieniem, ale zaraz potem
dotarł do mnie sens jej słów. Zdecydowanie nie miałem ochoty nikogo widzieć, a
gdy zobaczyłem sylwetkę wchodzącej dziewczyny, od razu mnie zemdliło. Podniosłem
się do pozycji siedzącej i spojrzałem na nią z irytacją.
- Czego chcesz? – burknąłem nieprzyjemnie, ale mniej wrednie
niż gdy zwracałem się do młodej Bludworth. Cassandra przysiadła na skraju
łóżka, patrząc na mnie ze smutkiem w jej orzechowych oczach. Miała coś w sobie,
że nikt nie potrafił jej odmówić, a jej dziecięcy wygląd sprawiał, że za
wszelką cenę chciało się ją chronić przed całym złem tego świata. Moje
spojrzenie uległo pewnej zmianie, ale wciąż nie potrafiłem jej traktować tak
chłodno, jakbym tego chciał.
- Wiem, że cię zraniła, ale nie musisz wyżywać się na
wszystkich ludziach na świecie – zaczęła spokojnie. Wywróciłem oczami. Gadki
szmatki, ale po co ona tu do cholery w ogóle przyszła?
- Wiedziałaś o tym – stwierdziłem, mierząc ją wzrokiem.
Spuściła oczy na swoje kolana. Poczułem się jeszcze bardziej oszukany, choć nie
sądziłem, że to w ogóle możliwe. – I pozwoliłaś jej na te wszystkie gierki moim
kosztem.
- To nie tak, Justin – wymamrotała, znowu na mnie patrząc. –
Wiedziałam, że to złe, ale nie mogłam podejmować za nią decyzji. Pewnie mi nie
uwierzysz, ale gdy powiedziała mi to wszystko, zaraz po tym jak przyjechałeś,
nakłaniałam ją, żeby od razu ci wszystko wyjaśniła. Później naciągnęłam ją na
ten sylwestrowy wyjazd, bo liczyłam, że tam się złamie albo ewentualnie sam
odkryjesz, co jest prawdą – mówiła, wciąż patrząc mi w oczy i nic nie
wskazywało na to, żeby kłamała. – Cały czas próbowałam was sprowadzić na
odpowiednią drogę, ale nie mogłam tak otwarcie wszystkiego wyznać. Spróbuj postawić
się w mojej sytuacji. Amanda była jedyną osobą, która się za mną wstawiła, gdy
mnie poniżano i okazała mi sympatię i chęć do zaprzyjaźnienia się. Źle wobec
ciebie postąpiła, ale wcale nie miała złych zamiarów – tłumaczyła mi dalej, nie
robiąc przerwy nawet na porządny oddech i zaczynałem się bać, że lada moment
się udusi. – Jest naprawdę dobrą przyjaciółką i jako jedyna osoba, która
wysłuchiwała ją przez ten czas wiem, że każdą swoją decyzję rozważała przez
wzgląd na twoje dobro. Cały czas myślała o tym, żeby oszczędzić ci bólu.
- Coś jej nie wyszło – mruknąłem. – Przestań mydlić mi oczy.
Żadne twoje wywody nie sprawią, że jej wybaczę. Postaw się w mojej sytuacji –
przedrzeźniałem jej słowa. – Wiedziała, że byłem w niej zakochany, gdy była
Cherry i ciągnęła swoje kłamstwa widząc, że zakochuję się w niej jako Amy.
- Czy to nie rozwiązuje twojego problemu? – zapytała. – Byłeś
rozdarty między uczuciami do jednej, a drugiej. Teraz możesz mieć je obie.
Nie
odezwałem się. Udałem, że nie ruszyły mnie jej słowa, choć w rzeczywistości
wwiercały się w mój umysł. „Możesz mieć je obie” – to były jakieś niedorzeczne
żarty. Patrzyłem na nią, jakby była nienormalna, czekając, aż w końcu sobie
pójdzie.
Cassie wstała i zbliżyła się do
drzwi, widząc, że niewiele może wskórać. Widziałem po jej minie, że toczy ze
sobą walkę, bo coś jeszcze cisnęło się jej na usta. Posłała mi kolejne
zawiedzione spojrzenie, zrezygnowana, że mimo szczerych chęci i odważnej
próbie, nie zmieniła mojego podejścia.
- Sam to przyznałeś – rzuciła, a ja zerknąłem na nią
zaskoczony.
- Co?
- Nie ważne jak się nie zachowywała, kim by nie była i czego
by nie robiła – i tak się w niej zakochiwałeś – wyjaśniła, uśmiechając się
lekko. – Cokolwiek byście nie zrobili, wszechświat i tak naprowadza was z
powrotem na siebie – oznajmiła na pożegnanie, a później słyszałem tylko jej
cichnące kroki. Położyłem się i zakryłem twarz poduszką, żeby stłumiła mój
krzyk.
Sfrustrowany.
Kolejne
słowo, które oddaje moje obecne samopoczucie. […]
* * * *
Oczami Amy…
Tygodnie
mijały. Lucas wracał do sił, ale czekała go długa rehabilitacja. Oczywiście
pierwszym słowem jakie udało mu się wyrzucić było „przepraszam”. Miałam ochotę
go walnąć. O mało nie zginął i nie doprowadził mnie do zawału, a przepraszał za
to, że go postrzelono. Fakt, sam się w to po części wpakował. Wiedziałam, że
miał czarną przeszłość przez swoją matkę-narkomankę, ale nie sądziłam, że ta
przeszłość doścignie go tutaj. Zdecydował się jednak złożyć zeznania, co
znacznie usprawniło pracę policji i po paru tygodniach złapali kilku
podejrzanych.
Wynajęliśmy
dwa pokoje w mieszkaniu pewnego pogodnego staruszka. Chyba czuł się samotny, bo
wyglądał na ucieszonego z naszego towarzystwa. Postanowiliśmy u niego zostać do
końca roku szkolnego, a potem przeniesiemy się w zależności od tego, na jaką
uczelnię się dostanę.
Lucky miał
zakaz wychodzenia, mogłam go zawozić jedynie do kliniki i z powrotem. Siedział
więc w domu, zajmując się swoim braciszkiem, a ja uczyłam się i dorabiałam w
pobliskim sklepie do naszego budżetu, żebyśmy mogli rozpocząć swoją akademicką
karierę bez zmartwień o fundusze.
Przesiadywałam
w kącie stołówki, zjadając bułkę z serem, gdy z impetem dosiadła się moja
przyjaciółka. Miała dzisiaj podkręcone włosy i słodkie loczki okalały jej
zarumienioną twarz.
- Musisz mu powiedzieć – wyrzuciła zadyszana. Uniosłam brew,
przeżuwając swoje drugie śniadanie i zastanawiając się, co też znowu wpadło jej
do tej chorej głowy.
- Hmm? – mruknęłam niezrozumiale.
- O dziecku – szepnęłam, przewracając teatralnie oczami, co
miało wyrazić irytację wobec mojej niedomyślności. Omal się nie udławiłam.
- Słucham? – wykrztusiłam. Owszem, Justin robił postępy w
swoim zachowaniu, ale daleko nam było do jakiejkolwiek przyjaznej relacji. Po
prostu nie wchodziłam mu w drogę, a on zwyczajnie mnie ignorował, odpuszczając
sobie nienawistne spojrzenia i obelgi. Nie wyobrażałam sobie, że miałabym znowu
do niego podejść i nawiązać rozmowę, po tym jak mnie ostatnio potraktował.
Przez dwa dni miałam ślady jego palców na nadgarstkach. Napędził mi wtedy
niezłego stracha.
- To miała być twoja decyzja, a wiem, że chciałaś mu
powiedzieć – oznajmiła, unosząc trochę głos. Jej oczy błyszczały i kompletnie
nie rozumiałam, dlaczego akurat teraz się na to uparła. – Nie możesz rezygnować
przez własne tchórzostwo – dodała, na co się skrzywiłam. Okej, miała racje.
Bałam się. Nie tylko tego, że mnie odprawi, ale również tego, że jeszcze
bardziej mnie znienawidzi. Kolejna tajemnica, którą przed nim miałam i którą
uzna za moje następne kłamstwo. – Pomogę
ci – zapewniła mnie ciemnowłosa, potrząsając energicznie swoimi loczkami.
Uśmiechnęłam się z wdzięcznością, ale pokręciłam głową.
- Nie, muszę się z tym zmierzyć sama. […]
Czekałam na
parkingu, napawając się piękną, wiosenną pogodą. Maj był w tym roku wyjątkowo
urokliwy. Miałam na sobie tylko czarny t-shirt i cienki sweter, a mimo to było
mi duszno. Choć może to kwestia mojego stresu. Czułam jak moje serce
niespokojnie kołatało się w piersi, a ja z całych sił starałam się oddychać
równomiernie i spokojnie.
W końcu
wyszedł. Pożegnał się ze znajomymi i skierował w moją stronę. Przystanął gdy
mnie spostrzegł. Stałam przy jego samochodzie, czując jak ręce mi się pocą, a
myśli pędzą w szaleńczym wyścigu. Ruszył nerwowym krokiem, a zdenerwowanie
odmalowało się na jego twarzy. Gdy stanął przede mną zauważyłam nutkę
ciekawości w jego oczach, co dodało mi trochę odwagi.
- Dwa zdania i dam ci spokój – zapewniłam szybko, biorąc
głęboki oddech. – Ellie urodziła dziecko – wykrztusiłam, patrząc na niego z
niepokojem.
- Co? – zapytał, unosząc brwi. Wiedziałam, że ojciec Ellie
powiedział tylko Pattie, a ona nie przekazała tego nikomu. Justin nawet nie
widział Charice, bo mieszkał ze swoim ojcem. Ta sytuacja była dziwna i
nienormalna, ale nie zmierzałam nikogo osądzać, bo sama byłam mistrzynią
niezręcznych i niezrozumiałych wydarzeń.
- Ellie, ta wysoka, czarnowłosa dziewczyna, z którą się
przyjaźniłam w zeszłym roku… - zaczęłam tłumaczyć, ale mi przerwał. Chyba
uwielbiał to robić.
- Wiem kto to. Jest w szpitalu, ma operację – odparł,
krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Okej, więc… - zaczęłam, ale nie umiałam powiedzieć nic więcej.
- Do rzeczy – ponaglił mnie, poirytowany moją
nieporadnością. Potrząsnęłam głową i zganiłam się w myślach.
- Otóż ma tę operację bo jej serce nie wytrzymało porodu.
Urodziła zdrową córeczkę, imieniem Charice i to… jest też twoja córka –
wyrzuciłam na jednym wdechu i poczułam jak wszystko we mnie płonie z emocji.
Obserwowałam jak zaskoczenie zmienia się w niedowierzanie i przez chwilę miałam
wrażenie, że znowu się na mnie rzuci, więc odsunęłam się dwa kroki do tyłu.
- To jest jakiś żart, prawda? – zapytał z lekką kpiną.
- Nie, Justin. Prawda jest taka, że zostałeś ojcem. I pewnie
zastanawiasz się dlaczego dowiadujesz się o tym teraz i dlaczego ode mnie –
mówiłam, gestykulując żywo rękami. – Ellie nie chciała żebyś wiedział, po tym
co zrobiłeś na imprezie u mnie i miała zamiar usunąć ciążę, ale nie mogła…
Poprosiła, żebym pomogła jej pozbyć się ciebie z naszego życia, dlatego
powiedziałam ci, żebyś zniknął. Potem sama wyjechałam i wiemy, co było dalej,
ale w tym czasie okazało się, że Ellie ma chore serce i napisała list, żebym w
razie jej śmierci podjęła decyzję o tym, czy się dowiesz – nawijałam jak
zakręcona, a on tylko patrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Nie potrafiłam
odczytać nic z jego twarzy, a strasznie zastanawiało mnie, co sobie o tym wszystkim
myślał. – Ona może z tego wyjdzie, ale decyzja należała do mnie. Przepraszam,
że mówię to dopiero teraz. I przepraszam za wszystko inne, choć wiem, że nigdy
mi nie wybaczysz – ściszyłam głos i spuściłam wzrok, próbując powstrzymać
napływające łzy. Chłopak milczał i pomyślałam, że walczy z tym, żeby mnie nie
rozszarpać, więc bez kolejnych zbędnych słów się oddaliłam, próbując całkowicie
się nie rozkleić. […]
* * * *
Oczami
Justina…
Następna
rewelacja, która przewracała całe moje dotychczasowe życie. Jak to, do jasnej
cholery, jestem ojcem? Czy ją do końca porąbało? To było niewiarygodne.
Niemożliwe, żebym ja, Justin Bieber, pokręcony osiemnastolatek, światowa
gwiazda, największe odkrycie obecnego stulecia, miał dziecko! Okej, może się z
nią przespałem. Może się nie zabezpieczyliśmy, ale to nie znaczyło, że to ja
byłem ojcem! Skąd mogłem wiedzieć, że nie puściła się z kimś innym?
Nie
wiedziałem, co robić. Jeśli powiedziałbym Scooterowi, zabiłby mnie. Kolejny
skandal to nie to, czego potrzebujemy, szczególnie gdy wychodzi nowa płyta. Kto
chciałby słuchać nastoletniego dziecioroba? Rodzice też nie wydawali mi się
dobrą perspektywą, ale musiałem się jakoś upewnić, że to moje dziecko. Przez
chwilę żałowałem, że się o tym dowiedziałem. Miałem dość otrzymywania kolejnych
gówien. Najpierw ta cała sprawa z Amy, a teraz to! Przecież ja zwariuję!
Rozumiałem, czemu mi to powiedziała.
Byłem zły, że tyle przede mną ukrywała, więc chciała uspokoić swoje sumienie i
wyznać wszystko, co leżało jej na sercu. Szkoda, że to wcale nie zmieniło
niczego na lepsze. […]
Koniec
czerwca był upalny. Wszyscy tłoczyli się, żeby jak najszybciej odebrać
świadectwo i raz na zawsze pożegnać się ze szkolnymi murami. Czułem pewną
pustkę, wiedząc, że zamykam ten rozdział swojego życia, ale równie mocno
odczuwałem ulgę, że ten etap mam już za sobą. Ostatnie miesiące bezpowrotnie
mnie zmieniły i ukształtowały we mnie nowego człowieka, który właśnie wkraczał
w dorosłe życie.
Nie
musiałem robić żadnych testów, żeby mieć pewność, że Charice jest moją córką.
Wystarczyło, że ją zobaczyłem. Tylko ktoś z rodziny Bieberów mógł mieć takie
oczy. Miała też moje usta, za to nos i włosy całkowicie otrzymała po matce. Nie
mogłem się od niej oderwać. Nie obchodziło mnie, że powinienem ukryć fakt, że
to ja jestem ojcem, że to zaszkodzi mojej karierze, że wyjeżdżam w trasę i
muszę ją zostawić. Byłem gotów wszystko porzucić, żeby tylko na zawsze trzymać
ją w swoich ramionach.
Rzeczywistość
oczywiście zmusiła mnie do czego innego, ale nikt nie miał żalu, szczególnie po
tym, co zrobiłem dla Ellie. Przypadkiem odkryłem, że córka chłopaka mamy umiera
i postanowiłem zobaczyć, co jeszcze da się zrobić. Użyłem swoich pieniędzy,
znajomości i wpływów, żeby znaleźć dawcę i po codziennych wielogodzinnych
poszukiwaniach wreszcie się udało. Robiłem to przez wzgląd na moją mamę, ale
teraz cieszyłem się dodatkowo z tego, że uratowałem też matkę mojego aniołka.
Skoro ja nie mogłem zostać dobrym rodzicem na pełny etat, chciałem, żeby
chociaż jej rodzicielka odpowiednio się nią zajęła.
Podszedłem
w todze i czapce ze śmiesznym dzyndzlem na głowie i uścisnąłem rękę dyrektora.
Wręczył mi dyplom ukończenia szkoły i pogratulował. Podziękowałem i wróciłem na
swoje miejsce. Cały czas myślałem o tym, co mnie ostatnio spotkało i tym, co
jeszcze mnie czekało.
Po
skończonej uroczystości, zrzuciłem z siebie odświętny ubiór i poprawiłem włosy.
Gdy wychodziłem z łazienki, zauważyłem jak Amy opróżnia swoją szafkę. Zawsze
miała w niej bałagan, więc trudno jej było to teraz ogarnąć. Podszedłem bliżej
i w ostatniej chwili złapałem lecąc na ziemię przedmiot. Podałem jej go i
uśmiechnąłem się nikle.
Nie
rozmawialiśmy ze sobą od tamtego czasu, ale moja uraza do niej powoli słabła i
nie chciałem, żebyśmy rozeszli się w całkowitym żalu do siebie nawzajem.
- Dzięki – mruknęła zmieszana, biorąc ode mnie zgubę i
kontynuując pakowanie.
- Chciałem się pożegnać – oznajmiłem, co wreszcie przykuło
jej uwagę i zmusiło do spojrzenia na mnie. – Tym razem już po raz ostatni –
dodałem, nieco ciszej, jakby nawet mnie nie podobało się brzmienie tych słów.
Tyle razy marzyłem o tym, żeby już więcej jej nie zobaczyć, a gdy przyszło, co
do czego, naszły mnie wątpliwości. Zdecydowanie byłem frajerem.
- Wątpię – odparła, uśmiechając się przelotnie. –
Wszechświat się na nas uwziął i czego byśmy nie próbowali, nasze drogi ponowie
się krzyżują – stwierdziła, patrząc mi w oczy. Nie mogłem rozgryźć, co sobie
myślała, mówiąc to i czułem się zagubiony. Nawet teraz, gdy odkryłem większość
jej tajemnic, wciąż była dla mnie zagadką.
- W takim razie do zobaczenia – wykrztusiłem, zdając sobie
sprawę, że stoimy nieco za blisko i odsunąłem się. Uśmiechnąłem się trochę
wymuszenie i wyminąłem ją.
- Justin! – dobiegło do moich uszu po paru sekundach.
Odwróciłem się, patrząc na nią z wyczekiwaniem. Nie chciałem, żeby jeszcze
bardziej mi to utrudniła. Pożegnania i odejścia nie były moją broszką. –
Obiecaj mi, że jeśli spotkamy się za rok, dwa, może pięć, a ty mi wybaczysz,
damy sobie jeszcze jedną szansę – poprosiła ledwo dosłyszalnie, jakby wstydząc
się własnych słów. Przez chwilę myślałem, że się przesłyszałem. Przemierzyłem
parę kroków, żeby znaleźć się bliżej.
- Zgoda, ale pod warunkiem, że oboje będziemy wolni –
wtrąciłem swój warunek, uznając, że nie miałem nic do stracenia. Jeśli już
teraz moja złość mijała, za rok czy dwa może uda nam się nawiązać normalne
relacje. A jak nie, każdy odnajdzie swoją ścieżkę w życiu.
- To było dla mnie oczywiste – parsknęła, przewracając
oczami. Wyciągnąłem do niej rękę, którą ona lekko uścisnęła na znak przyjętego
układu. Następnie wspięła się na palce i cmoknęła mnie w policzek. Przeszedł
mnie dreszcz, ale nie był on tak nieprzyjemny jak ostatnio. Byłem na dobrej
drodze. – Do zobaczenia, Gwiazdorku.
* * * *
Ta-dam!
Liczę na
fanfary, udało mi się wreszcie skończyć.
To już
ostatni rozdział, w ciągu najbliższego tygodnia ukaże się jeszcze epilog.
I już raz
na zawsze pożegnamy się z Cherry/Amy i Justinem :')
Przyznam,
że miałam jeszcze parę pomysłów, mogłabym napisać kilka scen, ale nie chciałam
tego dłużej przyciągać. Może kiedyś napiszę jakiś dodatek z wycinkami z ich
życia, zobaczy się.
Czytelniczko, która napisała z anonima, bo korzystała z telefonu - miałaś
racje. Z początku Lucas miał być dawcą dla Ellie, ale stwierdziłam, że już
wystarczy dramatów, po za tym Lucky był moją ulubioną postacią z całego
opowiadania i nie potrafiłabym go uśmiercić :P
Ogólnie
to jestem zadowolona z tego rozdziału, mam nadzieję, że Was nie rozczarowałam.
Jeśli nie
rozwiałam Waszych wątpliwości albo macie
pytania do jakiś niewyjaśnionych wątków, piszcie w komentarzach
lub http://ask.fm/onlyhalfevil33 bo możliwe, że po prostu o tym
zapomniałam :D
Proszę, komentujcie! To już niemal
ostatni raz, kiedy liczę na Wasze szczere opinie <3
Pozdrawiam
;**