Epilog.
*około półtorej roku później*
Zanurzona w
gorącej wodzie, wylegiwałam się w wannie, gdy rozdzwonił się mój telefon.
Jęknęłam cicho i wyciągnęłam po niego rękę, ocierając ją wcześniej o leżący
obok ręcznik.
- Halo?
- Hej, wszystko w porządku? – usłyszałam zatroskany głos, a
na moje usta wpełzł leniwy uśmiech. Ten chłopak był istnym ideałem, a ja po
prostu pozwoliłam mu odejść. Z głupoty chyba nigdy się nie wyrasta.
- Tak, właśnie się kapię – odparłam, na moment przygryzając
wargę. Minęły trzy miesiące od naszego zerwania, a on wciąż codziennie się ze
mną kontaktował, tylko po to, by upewnić się, że mam się dobrze . I to wcale
nie było nachalne, bo sama pragnęłam by nasza relacja pozostała tak dobra jak
wcześniej.
- Co dziś robisz? – zapytał, gdy wolną ręką bawiłam się
pianą.
- Hmm, prócz spotkania z Cassie to raczej nic – mruknęłam,
mrużąc oczy. – A czemu pytasz? – zainteresowałam się. Zwykle dzwonił późnym
wieczorem, pytając jak minął dzień, ale rzadko wypytywał o moje plany. W
słuchawce zapadła cisza, przerywana jedynie jego nierównym oddechem.
- Tak sobie – odpowiedział w końcu, ale na tym rozmowa się urywała.
Takie zachowanie nie było do niego podobne. Zaniepokoiłam się. – Tęsknię –
wyszeptał w końcu, ledwo dosłyszalnie i niewyraźnie, dlatego próbowałam sobie
wmawiać, że się przesłyszałam. Takie wyznania też nie były w jego stylu. Był
wesoły i wygadany, ale na pewno nie wylewny jeśli w grę wchodziły uczucia.
Nie
wiedziałam, co odpowiedzieć. Też tęskniłam. Na swój sposób. Kochałam jego
towarzystwo, kochałam jego wsparcie, kochałam jego uśmiech. Kochałam w nim
wszystko. Kochałam go, ale jak najlepszego przyjaciela, jak brata. On niestety
widział mnie w zupełnie inny sposób niż ja jego i to właśnie było powodem, dla
którego w ogóle zaczął się nasz związek. Postanowiłam dać mu szansę, chociaż
nie byłam zakochana.
- Austin…
- Nie musisz nic mówić – przerwał mi. – Obiecaj tylko, że
jak wrócę do Atlanty to się zobaczymy – poprosił. – Oczywiście tylko na
przyjacielskie spotkanie.
Na moich
ustach błądził słaby uśmiech.
- Przecież wiesz, że zawsze tu dla ciebie będę. Daj znać jak
tylko będziesz w mieście – powiedziałam, wyobrażając sobie jaką minę robił,
słysząc moje słowa. – A teraz muszę lecieć. Miłego dnia – pożegnałam się i
rozłączyłam, wiedząc, że nie będzie miał mi tego za złe.
Kąpiel
przestała być przyjemna, woda wystygła. Wyskoczyłam z wanny i osuszyłam się
dokładnie ręcznikiem. Ubrałam się w przygotowane wcześniej ubrania i zabrałam
za malowanie i czesanie.
Moje włosy
były teraz ciemnobrązowe i sięgały do połowy łopatek, a końcówki miałam
delikatnie rozjaśnione. Zaplotłam sobie trochę niechlujnego kłosa i nałożyłam
delikatny makijaż. Gotowa do wyjścia, opuściłam łazienkę i biorąc torebkę ze
wszystkimi potrzebnymi rzeczami, wyszłam na miasto.
Umówiłyśmy
się w pewnej przytulnej kawiarence, która najbardziej przypominała nam tę z
Aylmer, gdzie zaczęła się nasza przyjaźń. Cassandra już na mnie czekała przy
naszym ulubionym stoliku.
Przywitałam
się z nią gorąco, a kilka sekund później podeszła do nas kelnerka, której
złożyłyśmy nasze tradycyjne zamówienie.
- I jak tam mój mały pierwszoroczniaku? – zapytałam,
uśmiechając się szeroko. Moja przyjaciółka skończyła liceum rok po mnie, w
dodatku z wyróżnieniem i bez problemu dostała się na architekturę wnętrz.
Właśnie kończyła pierwszy semestr, a ja pękałam z dumy.
- Odezwała się, dorosła – odpyskowała, wytykając język. Z
pewnych rzeczy nigdy się nie wyrasta. – Jest świetnie, ludzie są tacy
zakręceni, ale sympatyczni. Mam mnóstwo nauki, ale to nie przeszkadza mi w
małych szaleństwach – oznajmiła, poruszając znacząco brwiami. Zaśmiałam się
pogodnie. Już sobie wyobrażałam te akademickie imprezy.
- Lepiej opowiedz jakiego przystojniaka już uwiodłaś –
powiedziałam, posyłając jej jednoznaczne spojrzenie. Wiedziałam, że trafiłam w
sedno, gdy zauważyłam jak uroczo się zarumieniła. – Jest z tobą w grupie?
Przystojny? Brunet? Blondyn? – zaczęłam zadawać pytania, na co Cassie wybuchła
głośnym śmiechem.
- Nie zapędzaj się tak, po prostu się spotykamy. A wiesz, że
nie umawiałabym się z byle kim – fuknęła, wywracając oczami w tak typowy dla
siebie sposób, co od razu przywodziło mi na myśl szkolne lata. – A jak u
ciebie? Co słychać u Austina?
Zmieszałam
się, ale starałam się nie dać tego po sobie poznać. Nie chciałam opowiadać jej
wszystkich intymnych szczegółów, bo ta sprawa była dla mnie wyjątkowo osobista.
- Jest w Toronto, niedługo wraca – odparłam wymijająco,
uśmiechając się krzywo.
- Nie kochasz go – stwierdziła nagle, przyglądając mi się
uważnie.
- Oczywiście, że kocham. Tylko nie tak jak powinnam –
mruknęłam z przekąsem, spuszczając wzrok na swój kubek.
- Nie możesz się do niczego się zmuszać. Widocznie nie
jesteście sobie pisani – próbowała mnie pocieszyć, ale nic nie było w stanie
poprawić mi humoru.
- Po prostu nie chcę go ranić – stwierdziłam, zerkając na
nią ze smutkiem.
- Kontaktowałaś się z Justinem? – zmieniła temat, nie chcąc
mnie męczyć. Pokręciłam głową. Z deszczu pod rynnę. Rozmowa o nim również mi
nie leżała. Nie widziałam go od zakończenia szkoły. Myślę, że jemu było
znacznie łatwiej zapomnieć o mnie niż mi o nim.
On, jako
światowa gwiazda, wydał płytę, wyruszył w trasę, która właśnie dobiegała końca,
a w między czasie nagrywał teledyski, film, udzielał wywiadów, brał udział w
sesjach i spotykał się z tysiącami różnych osób. Nie miał czasu za mną
zatęsknić, a i szansa, że chociaż przypadkiem na siebie wpadniemy była jak
jeden do miliona.
Ja
natomiast czułam się jak fanka, która wiernie śledzi jego poczynania przez
portale internetowe, gazety i telewizję. Wiem, że byłoby mi łatwiej, gdybym się
od tego odcięła, ale to było niemożliwe. Był wszechobecny. Wiedziałam więc w
jakie skandale się władował, z kim go ostatnio widywano i w jakim kraju obecnie
przebywał. Może nie dokładnie, ale miałam ogólne pojęcie o tym, co się z nim
działo.
- Będzie za dwa dni w Atlancie – poinformowała mnie
przyjaciółka, wprawiając mnie w niemałe zaskoczenie. – Daje jeden z ostatnich
koncertów tej trasy.
Wzruszyłam
ramionami, udając, że mnie to nie ruszyło, ale moje serce od razu zabiło
mocniej, a w brzuchu pojawił się specyficzny uścisk. Chyba pierwszy raz od
ponad roku znajdziemy się tak blisko siebie.
Oczywiście
moje życie nie polegało jedynie na tęsknieniu i śledzeniu go przez środki
masowego przekazu. Żyłam jak każdy normalny człowiek. Uczęszczałam do Akademii
Muzycznej, doszkalając się w pewnych dziedzinach, dawałam lekcje śpiewu i gry
na pianinie, a także dbałam o relacje z bliskimi.
Odnowiłam
kontakt z ojcem zaraz po tym, jak przeniosłam się na uczelnie do Atlanty. Matka
odeszła i słuch po niej zaginął, natomiast tata, z pomocą mojego brata Mike’a,
wyszedł z uzależnienia i wrócił do pracy, biorąc pod opiekę kolejne młode
talenty. Przez jego znajomości udało mi się sprzedać kilka moich tekstów i
zarobić spore pieniądze. Szczerze powiedziawszy, moje dzieła przypadły do gustu
niejednej gwieździe i dostawałam coraz więcej telefonów w tych sprawach. Ja po
prostu większość wolnego czasu spędzałam na przelewaniu swoich emocji na
papier, a skoro za żadne skarby nie chciałam pchać się w show-biznes, to
przynajmniej w taki sposób sprawiałam, że moje dzieła się nie marnowały. To
było łączenie przyjemnego z pożytecznym. Ja miałam dochód, oni piosenki, które
podbijały listy przebojów.
Porozmawiałyśmy
jeszcze z godzinkę, po czym Cassandra musiała lecieć na jakieś dodatkowe
zajęcia, więc pożegnałyśmy się i rozeszłyśmy. Wróciłam do swojego mieszkania,
które wydało mi się wyjątkowo puste. Przez te trzy miesiące całkowicie skupiłam
się na swojej pracy i strasznie je zaniedbałam.
Na samą
myśl o tym, ile roboty mnie czekało, opadłam na kanapę i otworzyłam laptopa.
Weszłam na czat i rozpoczęłam rozmowę z przyjaciółmi. Przyznam, że byłam dumna
z tego, jak udało mi się odbudować pewne znajomości.
Miałam
całkiem dobry kontakt ze swoją kuzynką, Jackie. Wybaczyła mi wszystkie moje
głupoty, choć trochę to trwało. Spędziłyśmy nawet ze sobą tydzień ostatnich
wakacji, ale nie paliło jej się do przeprowadzki z Australii do Stanów, więc
nasze spotkania nie mogły być częstsze. Niemniej jednak cieszyłam się, że
mogłam do niej napisać w każdej sprawie i przynajmniej częściowo odzyskałam jej
zaufanie.
Starałam
się minimum jeden weekend w miesiącu przeznaczać na powrót do Kanady i
spotkania z Ellie i coraz większą Charice, a także resztą moich dawnych
przyjaciół, z którymi utrzymywałam koleżeńskie stosunki. Najchłodniej
traktowała mnie Caitlin, ale z Abbie i Christianem dogadywałam się lepiej niż
mogłam przypuszczać. Czasami żałowałam, że nie jestem już tą nastoletnią
dziewczyną, która przeżywała tyle szalonych przygód i pakowała się w tak wiele
kłopotów. Wspomnienia z tamtego okresu nigdy nie zostaną zepchnięte w
niepamięć.
Dorosłość
bywała przytłaczająca. Cała odpowiedzialność spoczywała na moich barkach i
musiałam sama o siebie zadbać. Niby po części się do tego przyzwyczaiłam,
próbując zająć się przez rok szkoły średniej Lucasem i Andrew, ale to nie to
samo. Teraz cała młodzieńcza beztroskość wyparowała bezpowrotnie.
W temacie
Lucasa i jego braciszka. Mieszkali kilkanaście mil ode mnie. Lucky zaręczył się
z Vanessą i teraz to ona przejęła ode mnie pałeczkę w wychowywaniu młodszego z
braci. Brakowało mi tego, ale wiedziałam też, że oboje byli w dobrych rękach.
Często się odwiedzaliśmy i wciąż byli dla mnie jak rodzina. Cieszyłam się, że
mój przyjaciel wreszcie oderwał się od swojej paskudnej przeszłości i wkraczał
w dojrzałość jako nowy człowiek, pozbawiony wielu trosk i problemów, a Andy
wyrastał na zdolnego i bystrego chłopaka.
Popisałam
trochę z Abbie i pożartowałam z Chrisem, ale w końcu musiałam oderwać się od
komputera i zabrać do pracy. Zjadłam obiad i przelotnie posprzątałam kuchnie
oraz salon. Później cała moja uwaga skupiła się na instrumencie stojącym naprzeciwko
dużego okna, które umożliwiało mi widok na piękną panoramę miasta. Apartament
na najwyższym piętrze drapacza chmur miał swoje uroki.
Usiadłam do
fortepianu i odkryłam klawiaturę. Zaczęłam przesuwać palcami po klawiszach,
tworząc z początku nieskładną i nierytmiczną melodię. Spoglądałam na nabazgrany
tekst i kilka nut, próbując wyobrazić sobie cały utwór w głowie.
I am feeling so small.
It was over my head
I know nothing at all.
Nuciłam pod nosem, słysząc jak wszystko
nabierało kształtu i wyrazu. Coraz bardziej zadowolona z efektów, pochłonęłam
się bez reszty.
You're the one that I love.
And
I'm saying goodbye.
Piosenka
była całkowicie szczera, oddawała wszystko, co kłębiło się we mnie od długich
tygodni. Melodia nie należała do wesołych, a słowa według mnie wzbudzały emocje
i sprawiały, że nawet mi chciało się płakać.
Say something, I'm giving up on you.
Say
something...
Oderwałam
się późnym wieczorem, myśląc na zamianę o Austinie i moim dawnym życiu. Byłam z
Mahone ponad pół roku. Postanowiliśmy spróbować, a on obiecywał, że jeśli się
nie uda to trudno. Żyło nam się spokojnie, ale nawet jako para, sprawialiśmy
wrażenie przyjaciół. Po prostu, mimo moich szczerych chęci i jego wielu starań,
nie umiałam przełamać tej granicy. To nie miało sensu ani przyszłości. Nie
chciałam marnować mu życia, łudzić go czy też dawać niepotrzebnej nadziei.
Byłam pewna, że tak cudowny facet bez problemu znajdzie sobie wspaniałą
dziewczynę, która z miejsca się w nim zakocha. To widocznie nie miałam być ja.
[…]
Dochodziła
jedenasta wieczorem. Noc zapowiadała się chłodna i nieprzenikniona, a ja,
niczym nie zrażona, ochoczo pokonywałam kolejne alejki parku i podśpiewywałam
sobie pod nosem, usłyszaną w radiu piosenkę.
Próbowałam
nie popadać w zbyt głębokie zamyślenie. Starałam się panować nad emocjami, ale
znów czułam się jak głupiutka szesnastolatka, czująca przyjemne motylki w
brzuchu na myśl o pierwszej randce. Serce kołatało mi się niespokojnie w
piersi, oddech był przyspieszony, a nogi z niechęcią stawiały kolejne chwiejne
kroki. Miałam wrażenie, że jestem pijana, choć od dawna nie miałam w ustach
alkoholu.
Nie miałam
pojęcia na co liczyłam ani skąd we mnie ta nadzieja. Cichutko liczyłam, że
pewien osobnik nie zmienił w ostatnim czasie swoich przyzwyczajeń i wciąż udawał
się na nocne schadzki po skończonym koncercie. Właśnie w taki sposób poznaliśmy
się prawie trzy długie lata temu.
Cassie
powiedziała mi, że z nikim się nie spotykał. Trwał przez jakimś czasie w
ustawionym związku z panną Gomez, ale teraz oficjalnie zerwali. Niewykluczone,
że do siebie wrócą, ale chodziło tylko o zrobienie szumu i rozgłos. Wiedziałam
też, że widział swoją córkę jakieś trzy razy. Ellie dużo mi o wszystkim
opowiadała. Zachowywał się w porządku. Płacił alimenty, ale nie narzucał się,
bo wiedział, że Baker była z Dylanem i to on był przy ich dziecku przez cały
czas. Wolał nie wprowadzać zamieszania i zachować dystans, ale było widać, że
się troszczył.
Co do samej
matki, przeczep się przyjął, ale jej życie nie będzie już nigdy takie jak było.
Rok spędziła na leczeniach i rehabilitacjach, a nowe serce nie pozwalało na
wielkie szaleństwa, więc nie mogła się nadwyrężać, uprawiać zawodowo sportu ani
nadużywać alkoholu ani palić. Mimo wszystko, zawsze widywałam ją rozpromienioną
i uśmiechniętą. Cieszyła się tym, co miała, a miłość bliskich pozwalała jej
rozkwitać.
Uśmiechnęłam
się pod nosem, otulając się szczelniej skórzaną ramoneską. Rozglądałam się nerwowo,
ale w około nie było żywego ducha. Zaczynałam się niepokoić, że przyszłam tu na
marne. Nie łudziłam się, że na pewno wszystko się uda, ale nie mogłam się
pozbyć tej iskierki nadziei, która powoli przygasała.
Przygryzłam
wnętrze policzka i narzuciłam szybsze tempo marszu. Zaczęłam biec, próbując
rozładować emocje. Skręcając w kolejną parkową ścieżkę, dostrzegłam
zakapturzoną postać na jej drugim końcu. Nie miałam żadnej pewności, ale
postanowiłam zaryzykować. Co mogłam stracić? Najwyżej wyjdę na idiotkę, wpadając
na obcą osobę.
Przyspieszyłam,
ale sylwetka mężczyzny oddalała się coraz bardziej. Biegłam, ile sił miałam w
nogach, jakby od tego zależało moje życie. Swoją drogą, przeklęte botki na
obcasie. Następnym razem biorę adidasy. Co ja bredzę, ja nie dożyję następnego
razu.
Zdesperowana,
zatrzymałam się, czując jak szklą mi się oczy.
- Justin! – zawołałam zrezygnowana, licząc na cud.
I tak się
stało. Chłopak przystanął, jakby upewniając się, że nie miał omamów.
- Justin! – powtórzyłam i ponowiłam swój heroiczny pościg.
Osoba w kapturze, która z każdym krokiem wydawała mi się coraz bardziej
znajoma, odwróciła się w moją stronę, a jej twarz oświetlił strumień światła
padający z latarni. Patrzył na mnie z niedowierzaniem, co najmniej jakbym była
wymysłem jego wyobraźni.
Pokonałam
ostatnie dzielące nas metry i wpadłam na niego z impetem. Z trudem przyjął na
siebie uderzenie i utrzymał się w pionie. Zadarłam głowę by móc na niego
spojrzeć. Wciąż wpatrywał się we mnie, jakbym była tylko przywidzeniem.
- Cherry? – zapytał zachrypniętym i lekko drżącym głosem.
Zapewne był wykończony po koncercie, ale niewykluczone, że była to też sprawka
tego, co poczuł na mój widok. Uśmiechnęłam się szeroko i przejechałam wzrokiem
od jego przenikliwych oczu, przez idealne kości policzkowe, po pełne usta,
które prosiły się tylko o jedno.
Wahałam się
tylko przez sekundę, a zaraz potem wspięłam się na palce i musnęłam jego
miękkie wargi, czując jak przyjemne dreszcze wędrują wzdłuż mojego kręgosłupa.
Zarzuciłam mu ręce na szyję, próbując zmniejszyć odległość między naszymi
ciałami do absolutnego minimum. Każda komórka jego ciała spięła się pod moim
dotykiem, ale po chwili zaczął oddawać pocałunek z jeszcze większą
zachłannością. Przejechał językiem po mojej dolnej wardze, a ja rozchyliłam
usta, czyniąc tę chwilę jeszcze bardziej namiętną.
Jego dłonie
wodziły po moich plecach, dostarczając mi jeszcze więcej emocji. Rozkoszowałam
się jego bliskością, a jego wprawny język sprawiał, że zapominałam o całym
świecie. W tej chwili wszystkie miesiące rozłąki poszły w niepamięć, wszystko
przestało się liczyć. Na taką chwilę było warto czekać całe życie.
Odsunęliśmy
się od siebie dopiero, gdy zabrakło nam oddechu. Zaczerpnęliśmy głośno
powietrza, przyglądając się sobie uważnie. Na moment powróciłam na Ziemię. Nie
wiedziałam dlaczego to wszystko zrobiłam, co mną kierowało. To był impuls,
którego nie umiałam powstrzymać. To, że odwzajemnił pocałunek jeszcze o niczym
nie świadczyło. Pamiętałam jednak o naszej umowie. Oboje byliśmy wolni i spotkaliśmy
się ponownie, spełniając tym samym warunki naszego zakładu. Wciąż nie miałam
jednak pewności, że dostanę to, o czym tak marzyłam. Jeszcze jedną szansę.
Wystarczyło
tylko, że spojrzałam w jego czekoladowe oczy, by wiedzieć, że nie mam się, o co
martwić. Nie mogła przewidzieć co przyniesie przyszłości i czy to wypali, ale
byłam pewna, że spróbujemy, a ja dam z siebie wszystko. Miałam w ramionach całe
swoje szczęście i nie miałam zamiaru go tak łatwo wypuścić.
Szczęśliwa,
z cichym piskiem rzuciłam mu się na szyję, a on otoczył moją talię, zamykając
nas w mocnym uścisku.
* * * *
O rany.
To już.
Żegnamy się.
OnlyHalfEvil odmeldowuję się.
Czy ktoś jeszcze płaczę?
Uch, tego pocałunku wcale nie miało tam być, teraz wyszło
tandetnie, ale zdałam sobie sprawę, że przez całą tę część nie było ani jednej
takiej sceny, a chciałam Wam wynagrodzić wszystkie niedogodności.
Zakończenie nie jest oczywiste, czyli takie jak lubię. Sami
możecie ocenić czy Justinowi i Cherry mogło się udać czy też nie dali rady ze
sobą wytrzymać. Chciałam też, żeby wyszło w miarę życiowo dlatego nie wszystko
jest idealnie, choć i tak wyszło znacznie pozytywniej niż planowałam. W końcu
nikogo nie zabiłam, brawa dla mnie.
Teraz
trochę cyferek!
Jeśli przebrnęliście przez wszystkie
części, przetrwaliście 458 stron moich wypocin. Ta miała 170. Na Onecie miałam
64 tysiące wyświetleń i 607 komentarzy tutaj prawie 40 tys. i ponad 300
komentarzy. W sumie ponad 100tys. Odsłon i prawie 1000 komentarzy. Może jak na
ponad 3 lata tworzenia to nie jest tak wiele, ale mnie i tak zachwyca. Kocham
Was za to wszystko, bez Was ta podróż nie byłaby możliwa! Kłaniam się Wam z
wdzięcznością z tego miejsca
Nie, nie będzie kolejnej
części. Może w wolnej chwili napiszę dodatek ze scenami, których nie dałam rady
już tu wcisnąć i dam Wam znać, ale nic nie obiecuję.
To jednak nie koniec. Tak łatwo się mnie
nie pozbędziecie!
Tworzę już
nową historię.
Będzie zupełnie inna, całkowicie odmienny świat. Nie będzie to słodkie
lovestory, więc przykro mi jeśli ktoś na takie czeka, bo na razie nie dam rady
niczego takiego stworzyć, ale kto wie, co przyniesie przyszłość.
Moje nowe opowiadania będą dostępne pod
adresem:
Na razie nic tam nie ma i na pewno do
czerwca nic się tam nie pojawi, może opis bloga albo bohaterowie, ale rozdziały
zacznę publikować jak będę ich miała stworzone ok. 10 bo wtedy będę mogła
publikować regularnie i nie będziecie czekać miesiącami. Szablon zmienię, bo
nie jestem przekonana.
Przy okazji, co myślicie o tym,
który jest tutaj? Opanowałam gimpa i się tym chwalę haha
Jeśli czegoś nie wyjaśniałam, coś Was trapi, ciekawi albo cokolwiek, piszcie w komentarzach, na Twitterze albo
asku. Możecie też pytać o nowe opowiadanie, niewykluczone, że uchylę rąbka
tajemnicy ;>
To chyba tyle ode mnie, dosyć wylewnych
poematów.
Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
Wielkie ukłony dla Was, za to, że
dotrwaliście do końca. Szczerze Was podziwiam!
Proszę, ten ostatni raz, dajcie znać, co
myślicie!
Pozdrawiam ;**
P.S. Droga Fun, mam nadzieję, że nie masz już focha :D
Na pocieszenie wstawiam okładkę nowego opowiadania *o*
Na pocieszenie wstawiam okładkę nowego opowiadania *o*
O matko :c cieżko mi bedzie sie przyzwyczaić że to opowiadanie sie skończyło bo było/jest jednym z najlepszych, ktore przyszlo mi czytac :c eh nie umiem sie żegnac wiec czekam na notki na nowym blogu <3 pozdrawiam ~brutal girl
OdpowiedzUsuńJezu tak bardzo rycze tak bardzo kocham :(
OdpowiedzUsuńomg to jest boskie szkoda że już koniec
OdpowiedzUsuńej będę tęsknić! szybko wracaj do nas <3
OdpowiedzUsuń