sobota, 17 maja 2014

[30] Epilog

Proszę, przeczytaj notkę pod rozdziałem. To już ostatnia moja wypowiedź, więc poświęć te 2 minutki, będę wdzięczna :)
Epilog.
*około półtorej roku później*
            Zanurzona w gorącej wodzie, wylegiwałam się w wannie, gdy rozdzwonił się mój telefon. Jęknęłam cicho i wyciągnęłam po niego rękę, ocierając ją wcześniej o leżący obok ręcznik.
- Halo?
- Hej, wszystko w porządku? – usłyszałam zatroskany głos, a na moje usta wpełzł leniwy uśmiech. Ten chłopak był istnym ideałem, a ja po prostu pozwoliłam mu odejść. Z głupoty chyba nigdy się nie wyrasta.
- Tak, właśnie się kapię – odparłam, na moment przygryzając wargę. Minęły trzy miesiące od naszego zerwania, a on wciąż codziennie się ze mną kontaktował, tylko po to, by upewnić się, że mam się dobrze . I to wcale nie było nachalne, bo sama pragnęłam by nasza relacja pozostała tak dobra jak wcześniej.
- Co dziś robisz? – zapytał, gdy wolną ręką bawiłam się pianą.
- Hmm, prócz spotkania z Cassie to raczej nic – mruknęłam, mrużąc oczy. – A czemu pytasz? – zainteresowałam się. Zwykle dzwonił późnym wieczorem, pytając jak minął dzień, ale rzadko wypytywał o moje plany. W słuchawce zapadła cisza, przerywana jedynie jego nierównym oddechem.
- Tak sobie – odpowiedział w końcu, ale na tym rozmowa się urywała. Takie zachowanie nie było do niego podobne. Zaniepokoiłam się. – Tęsknię – wyszeptał w końcu, ledwo dosłyszalnie i niewyraźnie, dlatego próbowałam sobie wmawiać, że się przesłyszałam. Takie wyznania też nie były w jego stylu. Był wesoły i wygadany, ale na pewno nie wylewny jeśli w grę wchodziły uczucia.
            Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Też tęskniłam. Na swój sposób. Kochałam jego towarzystwo, kochałam jego wsparcie, kochałam jego uśmiech. Kochałam w nim wszystko. Kochałam go, ale jak najlepszego przyjaciela, jak brata. On niestety widział mnie w zupełnie inny sposób niż ja jego i to właśnie było powodem, dla którego w ogóle zaczął się nasz związek. Postanowiłam dać mu szansę, chociaż nie byłam zakochana.
- Austin…
- Nie musisz nic mówić – przerwał mi. – Obiecaj tylko, że jak wrócę do Atlanty to się zobaczymy – poprosił. – Oczywiście tylko na przyjacielskie spotkanie.
            Na moich ustach błądził słaby uśmiech.
- Przecież wiesz, że zawsze tu dla ciebie będę. Daj znać jak tylko będziesz w mieście – powiedziałam, wyobrażając sobie jaką minę robił, słysząc moje słowa. – A teraz muszę lecieć. Miłego dnia – pożegnałam się i rozłączyłam, wiedząc, że nie będzie miał mi tego za złe.
            Kąpiel przestała być przyjemna, woda wystygła. Wyskoczyłam z wanny i osuszyłam się dokładnie ręcznikiem. Ubrałam się w przygotowane wcześniej ubrania i zabrałam za malowanie i czesanie.
            Moje włosy były teraz ciemnobrązowe i sięgały do połowy łopatek, a końcówki miałam delikatnie rozjaśnione. Zaplotłam sobie trochę niechlujnego kłosa i nałożyłam delikatny makijaż. Gotowa do wyjścia, opuściłam łazienkę i biorąc torebkę ze wszystkimi potrzebnymi rzeczami, wyszłam na miasto.
            Umówiłyśmy się w pewnej przytulnej kawiarence, która najbardziej przypominała nam tę z Aylmer, gdzie zaczęła się nasza przyjaźń. Cassandra już na mnie czekała przy naszym ulubionym stoliku.
            Przywitałam się z nią gorąco, a kilka sekund później podeszła do nas kelnerka, której złożyłyśmy nasze tradycyjne zamówienie.
- I jak tam mój mały pierwszoroczniaku? – zapytałam, uśmiechając się szeroko. Moja przyjaciółka skończyła liceum rok po mnie, w dodatku z wyróżnieniem i bez problemu dostała się na architekturę wnętrz. Właśnie kończyła pierwszy semestr, a ja pękałam z dumy.
- Odezwała się, dorosła – odpyskowała, wytykając język. Z pewnych rzeczy nigdy się nie wyrasta. – Jest świetnie, ludzie są tacy zakręceni, ale sympatyczni. Mam mnóstwo nauki, ale to nie przeszkadza mi w małych szaleństwach – oznajmiła, poruszając znacząco brwiami. Zaśmiałam się pogodnie. Już sobie wyobrażałam te akademickie imprezy.
- Lepiej opowiedz jakiego przystojniaka już uwiodłaś – powiedziałam, posyłając jej jednoznaczne spojrzenie. Wiedziałam, że trafiłam w sedno, gdy zauważyłam jak uroczo się zarumieniła. – Jest z tobą w grupie? Przystojny? Brunet? Blondyn? – zaczęłam zadawać pytania, na co Cassie wybuchła głośnym śmiechem.
- Nie zapędzaj się tak, po prostu się spotykamy. A wiesz, że nie umawiałabym się z byle kim – fuknęła, wywracając oczami w tak typowy dla siebie sposób, co od razu przywodziło mi na myśl szkolne lata. – A jak u ciebie? Co słychać u Austina?
            Zmieszałam się, ale starałam się nie dać tego po sobie poznać. Nie chciałam opowiadać jej wszystkich intymnych szczegółów, bo ta sprawa była dla mnie wyjątkowo osobista.
- Jest w Toronto, niedługo wraca – odparłam wymijająco, uśmiechając się krzywo.
- Nie kochasz go – stwierdziła nagle, przyglądając mi się uważnie.
- Oczywiście, że kocham. Tylko nie tak jak powinnam – mruknęłam z przekąsem, spuszczając wzrok na swój kubek.
- Nie możesz się do niczego się zmuszać. Widocznie nie jesteście sobie pisani – próbowała mnie pocieszyć, ale nic nie było w stanie poprawić mi humoru.
- Po prostu nie chcę go ranić – stwierdziłam, zerkając na nią ze smutkiem.
- Kontaktowałaś się z Justinem? – zmieniła temat, nie chcąc mnie męczyć. Pokręciłam głową. Z deszczu pod rynnę. Rozmowa o nim również mi nie leżała. Nie widziałam go od zakończenia szkoły. Myślę, że jemu było znacznie łatwiej zapomnieć o mnie niż mi o nim.
            On, jako światowa gwiazda, wydał płytę, wyruszył w trasę, która właśnie dobiegała końca, a w między czasie nagrywał teledyski, film, udzielał wywiadów, brał udział w sesjach i spotykał się z tysiącami różnych osób. Nie miał czasu za mną zatęsknić, a i szansa, że chociaż przypadkiem na siebie wpadniemy była jak jeden do miliona.
            Ja natomiast czułam się jak fanka, która wiernie śledzi jego poczynania przez portale internetowe, gazety i telewizję. Wiem, że byłoby mi łatwiej, gdybym się od tego odcięła, ale to było niemożliwe. Był wszechobecny. Wiedziałam więc w jakie skandale się władował, z kim go ostatnio widywano i w jakim kraju obecnie przebywał. Może nie dokładnie, ale miałam ogólne pojęcie o tym, co się z nim działo.
- Będzie za dwa dni w Atlancie – poinformowała mnie przyjaciółka, wprawiając mnie w niemałe zaskoczenie. – Daje jeden z ostatnich koncertów tej trasy.
            Wzruszyłam ramionami, udając, że mnie to nie ruszyło, ale moje serce od razu zabiło mocniej, a w brzuchu pojawił się specyficzny uścisk. Chyba pierwszy raz od ponad roku znajdziemy się tak blisko siebie.
            Oczywiście moje życie nie polegało jedynie na tęsknieniu i śledzeniu go przez środki masowego przekazu. Żyłam jak każdy normalny człowiek. Uczęszczałam do Akademii Muzycznej, doszkalając się w pewnych dziedzinach, dawałam lekcje śpiewu i gry na pianinie, a także dbałam o relacje z bliskimi.
            Odnowiłam kontakt z ojcem zaraz po tym, jak przeniosłam się na uczelnie do Atlanty. Matka odeszła i słuch po niej zaginął, natomiast tata, z pomocą mojego brata Mike’a, wyszedł z uzależnienia i wrócił do pracy, biorąc pod opiekę kolejne młode talenty. Przez jego znajomości udało mi się sprzedać kilka moich tekstów i zarobić spore pieniądze. Szczerze powiedziawszy, moje dzieła przypadły do gustu niejednej gwieździe i dostawałam coraz więcej telefonów w tych sprawach. Ja po prostu większość wolnego czasu spędzałam na przelewaniu swoich emocji na papier, a skoro za żadne skarby nie chciałam pchać się w show-biznes, to przynajmniej w taki sposób sprawiałam, że moje dzieła się nie marnowały. To było łączenie przyjemnego z pożytecznym. Ja miałam dochód, oni piosenki, które podbijały listy przebojów.
            Porozmawiałyśmy jeszcze z godzinkę, po czym Cassandra musiała lecieć na jakieś dodatkowe zajęcia, więc pożegnałyśmy się i rozeszłyśmy. Wróciłam do swojego mieszkania, które wydało mi się wyjątkowo puste. Przez te trzy miesiące całkowicie skupiłam się na swojej pracy i strasznie je zaniedbałam.
            Na samą myśl o tym, ile roboty mnie czekało, opadłam na kanapę i otworzyłam laptopa. Weszłam na czat i rozpoczęłam rozmowę z przyjaciółmi. Przyznam, że byłam dumna z tego, jak udało mi się odbudować pewne znajomości.
            Miałam całkiem dobry kontakt ze swoją kuzynką, Jackie. Wybaczyła mi wszystkie moje głupoty, choć trochę to trwało. Spędziłyśmy nawet ze sobą tydzień ostatnich wakacji, ale nie paliło jej się do przeprowadzki z Australii do Stanów, więc nasze spotkania nie mogły być częstsze. Niemniej jednak cieszyłam się, że mogłam do niej napisać w każdej sprawie i przynajmniej częściowo odzyskałam jej zaufanie.
            Starałam się minimum jeden weekend w miesiącu przeznaczać na powrót do Kanady i spotkania z Ellie i coraz większą Charice, a także resztą moich dawnych przyjaciół, z którymi utrzymywałam koleżeńskie stosunki. Najchłodniej traktowała mnie Caitlin, ale z Abbie i Christianem dogadywałam się lepiej niż mogłam przypuszczać. Czasami żałowałam, że nie jestem już tą nastoletnią dziewczyną, która przeżywała tyle szalonych przygód i pakowała się w tak wiele kłopotów. Wspomnienia z tamtego okresu nigdy nie zostaną zepchnięte w niepamięć.
            Dorosłość bywała przytłaczająca. Cała odpowiedzialność spoczywała na moich barkach i musiałam sama o siebie zadbać. Niby po części się do tego przyzwyczaiłam, próbując zająć się przez rok szkoły średniej Lucasem i Andrew, ale to nie to samo. Teraz cała młodzieńcza beztroskość wyparowała bezpowrotnie.
            W temacie Lucasa i jego braciszka. Mieszkali kilkanaście mil ode mnie. Lucky zaręczył się z Vanessą i teraz to ona przejęła ode mnie pałeczkę w wychowywaniu młodszego z braci. Brakowało mi tego, ale wiedziałam też, że oboje byli w dobrych rękach. Często się odwiedzaliśmy i wciąż byli dla mnie jak rodzina. Cieszyłam się, że mój przyjaciel wreszcie oderwał się od swojej paskudnej przeszłości i wkraczał w dojrzałość jako nowy człowiek, pozbawiony wielu trosk i problemów, a Andy wyrastał na zdolnego i bystrego chłopaka.
            Popisałam trochę z Abbie i pożartowałam z Chrisem, ale w końcu musiałam oderwać się od komputera i zabrać do pracy. Zjadłam obiad i przelotnie posprzątałam kuchnie oraz salon. Później cała moja uwaga skupiła się na instrumencie stojącym naprzeciwko dużego okna, które umożliwiało mi widok na piękną panoramę miasta. Apartament na najwyższym piętrze drapacza chmur miał swoje uroki.
            Usiadłam do fortepianu i odkryłam klawiaturę. Zaczęłam przesuwać palcami po klawiszach, tworząc z początku nieskładną i nierytmiczną melodię. Spoglądałam na nabazgrany tekst i kilka nut, próbując wyobrazić sobie cały utwór w głowie.
I am feeling so small.
It was over my head
I know nothing at all.
            Nuciłam pod nosem, słysząc jak wszystko nabierało kształtu i wyrazu. Coraz bardziej zadowolona z efektów, pochłonęłam się bez reszty.
You're the one that I love.
And I'm saying goodbye.
            Piosenka była całkowicie szczera, oddawała wszystko, co kłębiło się we mnie od długich tygodni. Melodia nie należała do wesołych, a słowa według mnie wzbudzały emocje i sprawiały, że nawet mi chciało się płakać.
Say something, I'm giving up on you.
Say something...
            Oderwałam się późnym wieczorem, myśląc na zamianę o Austinie i moim dawnym życiu. Byłam z Mahone ponad pół roku. Postanowiliśmy spróbować, a on obiecywał, że jeśli się nie uda to trudno. Żyło nam się spokojnie, ale nawet jako para, sprawialiśmy wrażenie przyjaciół. Po prostu, mimo moich szczerych chęci i jego wielu starań, nie umiałam przełamać tej granicy. To nie miało sensu ani przyszłości. Nie chciałam marnować mu życia, łudzić go czy też dawać niepotrzebnej nadziei. Byłam pewna, że tak cudowny facet bez problemu znajdzie sobie wspaniałą dziewczynę, która z miejsca się w nim zakocha. To widocznie nie miałam być ja. […]
            Dochodziła jedenasta wieczorem. Noc zapowiadała się chłodna i nieprzenikniona, a ja, niczym nie zrażona, ochoczo pokonywałam kolejne alejki parku i podśpiewywałam sobie pod nosem, usłyszaną w radiu piosenkę.
            Próbowałam nie popadać w zbyt głębokie zamyślenie. Starałam się panować nad emocjami, ale znów czułam się jak głupiutka szesnastolatka, czująca przyjemne motylki w brzuchu na myśl o pierwszej randce. Serce kołatało mi się niespokojnie w piersi, oddech był przyspieszony, a nogi z niechęcią stawiały kolejne chwiejne kroki. Miałam wrażenie, że jestem pijana, choć od dawna nie miałam w ustach alkoholu.
            Nie miałam pojęcia na co liczyłam ani skąd we mnie ta nadzieja. Cichutko liczyłam, że pewien osobnik nie zmienił w ostatnim czasie swoich przyzwyczajeń i wciąż udawał się na nocne schadzki po skończonym koncercie. Właśnie w taki sposób poznaliśmy się prawie trzy długie lata temu.
            Cassie powiedziała mi, że z nikim się nie spotykał. Trwał przez jakimś czasie w ustawionym związku z panną Gomez, ale teraz oficjalnie zerwali. Niewykluczone, że do siebie wrócą, ale chodziło tylko o zrobienie szumu i rozgłos. Wiedziałam też, że widział swoją córkę jakieś trzy razy. Ellie dużo mi o wszystkim opowiadała. Zachowywał się w porządku. Płacił alimenty, ale nie narzucał się, bo wiedział, że Baker była z Dylanem i to on był przy ich dziecku przez cały czas. Wolał nie wprowadzać zamieszania i zachować dystans, ale było widać, że się troszczył.
            Co do samej matki, przeczep się przyjął, ale jej życie nie będzie już nigdy takie jak było. Rok spędziła na leczeniach i rehabilitacjach, a nowe serce nie pozwalało na wielkie szaleństwa, więc nie mogła się nadwyrężać, uprawiać zawodowo sportu ani nadużywać alkoholu ani palić. Mimo wszystko, zawsze widywałam ją rozpromienioną i uśmiechniętą. Cieszyła się tym, co miała, a miłość bliskich pozwalała jej rozkwitać.
            Uśmiechnęłam się pod nosem, otulając się szczelniej skórzaną ramoneską. Rozglądałam się nerwowo, ale w około nie było żywego ducha. Zaczynałam się niepokoić, że przyszłam tu na marne. Nie łudziłam się, że na pewno wszystko się uda, ale nie mogłam się pozbyć tej iskierki nadziei, która powoli przygasała.
            Przygryzłam wnętrze policzka i narzuciłam szybsze tempo marszu. Zaczęłam biec, próbując rozładować emocje. Skręcając w kolejną parkową ścieżkę, dostrzegłam zakapturzoną postać na jej drugim końcu. Nie miałam żadnej pewności, ale postanowiłam zaryzykować. Co mogłam stracić? Najwyżej wyjdę na idiotkę, wpadając na obcą osobę.
            Przyspieszyłam, ale sylwetka mężczyzny oddalała się coraz bardziej. Biegłam, ile sił miałam w nogach, jakby od tego zależało moje życie. Swoją drogą, przeklęte botki na obcasie. Następnym razem biorę adidasy. Co ja bredzę, ja nie dożyję następnego razu.
            Zdesperowana, zatrzymałam się, czując jak szklą mi się oczy.
- Justin! – zawołałam zrezygnowana, licząc na cud.
            I tak się stało. Chłopak przystanął, jakby upewniając się, że nie miał omamów.
- Justin! – powtórzyłam i ponowiłam swój heroiczny pościg. Osoba w kapturze, która z każdym krokiem wydawała mi się coraz bardziej znajoma, odwróciła się w moją stronę, a jej twarz oświetlił strumień światła padający z latarni. Patrzył na mnie z niedowierzaniem, co najmniej jakbym była wymysłem jego wyobraźni.
            Pokonałam ostatnie dzielące nas metry i wpadłam na niego z impetem. Z trudem przyjął na siebie uderzenie i utrzymał się w pionie. Zadarłam głowę by móc na niego spojrzeć. Wciąż wpatrywał się we mnie, jakbym była tylko przywidzeniem.
- Cherry? – zapytał zachrypniętym i lekko drżącym głosem. Zapewne był wykończony po koncercie, ale niewykluczone, że była to też sprawka tego, co poczuł na mój widok. Uśmiechnęłam się szeroko i przejechałam wzrokiem od jego przenikliwych oczu, przez idealne kości policzkowe, po pełne usta, które prosiły się tylko o jedno.
            Wahałam się tylko przez sekundę, a zaraz potem wspięłam się na palce i musnęłam jego miękkie wargi, czując jak przyjemne dreszcze wędrują wzdłuż mojego kręgosłupa. Zarzuciłam mu ręce na szyję, próbując zmniejszyć odległość między naszymi ciałami do absolutnego minimum. Każda komórka jego ciała spięła się pod moim dotykiem, ale po chwili zaczął oddawać pocałunek z jeszcze większą zachłannością. Przejechał językiem po mojej dolnej wardze, a ja rozchyliłam usta, czyniąc tę chwilę jeszcze bardziej namiętną.
            Jego dłonie wodziły po moich plecach, dostarczając mi jeszcze więcej emocji. Rozkoszowałam się jego bliskością, a jego wprawny język sprawiał, że zapominałam o całym świecie. W tej chwili wszystkie miesiące rozłąki poszły w niepamięć, wszystko przestało się liczyć. Na taką chwilę było warto czekać całe życie.
            Odsunęliśmy się od siebie dopiero, gdy zabrakło nam oddechu. Zaczerpnęliśmy głośno powietrza, przyglądając się sobie uważnie. Na moment powróciłam na Ziemię. Nie wiedziałam dlaczego to wszystko zrobiłam, co mną kierowało. To był impuls, którego nie umiałam powstrzymać. To, że odwzajemnił pocałunek jeszcze o niczym nie świadczyło. Pamiętałam jednak o naszej umowie. Oboje byliśmy wolni i spotkaliśmy się ponownie, spełniając tym samym warunki naszego zakładu. Wciąż nie miałam jednak pewności, że dostanę to, o czym tak marzyłam. Jeszcze jedną szansę.  
            Wystarczyło tylko, że spojrzałam w jego czekoladowe oczy, by wiedzieć, że nie mam się, o co martwić. Nie mogła przewidzieć co przyniesie przyszłości i czy to wypali, ale byłam pewna, że spróbujemy, a ja dam z siebie wszystko. Miałam w ramionach całe swoje szczęście i nie miałam zamiaru go tak łatwo wypuścić.
            Szczęśliwa, z cichym piskiem rzuciłam mu się na szyję, a on otoczył moją talię, zamykając nas w mocnym uścisku.

                                                                                                                                KONIEC
* * * *
O rany.
To już.
Żegnamy się.
OnlyHalfEvil odmeldowuję się.
Czy ktoś jeszcze płaczę?
Uch, tego pocałunku wcale nie miało tam być, teraz wyszło tandetnie, ale zdałam sobie sprawę, że przez całą tę część nie było ani jednej takiej sceny, a chciałam Wam wynagrodzić wszystkie niedogodności.
Zakończenie nie jest oczywiste, czyli takie jak lubię. Sami możecie ocenić czy Justinowi i Cherry mogło się udać czy też nie dali rady ze sobą wytrzymać. Chciałam też, żeby wyszło w miarę życiowo dlatego nie wszystko jest idealnie, choć i tak wyszło znacznie pozytywniej niż planowałam. W końcu nikogo nie zabiłam, brawa dla mnie.
Teraz trochę cyferek!
Jeśli przebrnęliście przez wszystkie części, przetrwaliście 458 stron moich wypocin. Ta miała 170. Na Onecie miałam 64 tysiące wyświetleń i 607 komentarzy tutaj prawie 40 tys. i ponad 300 komentarzy. W sumie ponad 100tys. Odsłon i prawie 1000 komentarzy. Może jak na ponad 3 lata tworzenia to nie jest tak wiele, ale mnie i tak zachwyca. Kocham Was za to wszystko, bez Was ta podróż nie byłaby możliwa! Kłaniam się Wam z wdzięcznością z tego miejsca
Nie, nie będzie kolejnej części. Może w wolnej chwili napiszę dodatek ze scenami, których nie dałam rady już tu wcisnąć i dam Wam znać, ale nic nie obiecuję.
To jednak nie koniec. Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie!
Tworzę już nową historię. Będzie zupełnie inna, całkowicie odmienny świat. Nie będzie to słodkie lovestory, więc przykro mi jeśli ktoś na takie czeka, bo na razie nie dam rady niczego takiego stworzyć, ale kto wie, co przyniesie przyszłość.
Moje nowe opowiadania będą dostępne pod adresem:
Na razie nic tam nie ma i na pewno do czerwca nic się tam nie pojawi, może opis bloga albo bohaterowie, ale rozdziały zacznę publikować jak będę ich miała stworzone ok. 10 bo wtedy będę mogła publikować regularnie i nie będziecie czekać miesiącami. Szablon zmienię, bo nie jestem przekonana.
Przy okazji, co myślicie o tym, który jest tutaj? Opanowałam gimpa i się tym chwalę haha
Jeśli czegoś nie wyjaśniałam, coś Was trapi, ciekawi albo cokolwiek, piszcie w komentarzach, na Twitterze albo asku. Możecie też pytać o nowe opowiadanie, niewykluczone, że uchylę rąbka tajemnicy ;>
To chyba tyle ode mnie, dosyć wylewnych poematów.
Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
Wielkie ukłony dla Was, za to, że dotrwaliście do końca. Szczerze Was podziwiam!
Proszę, ten ostatni raz, dajcie znać, co myślicie!
Pozdrawiam ;**
P.S. Droga Fun, mam nadzieję, że nie masz już focha :D
Na pocieszenie wstawiam okładkę nowego opowiadania *o*


4 komentarze:

  1. O matko :c cieżko mi bedzie sie przyzwyczaić że to opowiadanie sie skończyło bo było/jest jednym z najlepszych, ktore przyszlo mi czytac :c eh nie umiem sie żegnac wiec czekam na notki na nowym blogu <3 pozdrawiam ~brutal girl

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu tak bardzo rycze tak bardzo kocham :(

    OdpowiedzUsuń
  3. omg to jest boskie szkoda że już koniec

    OdpowiedzUsuń
  4. ej będę tęsknić! szybko wracaj do nas <3

    OdpowiedzUsuń