Rozdział
2 „Nie toleruję nietolerancji.”
Przygotowywałam właśnie kolację, a
za oknem porządnie się rozpadało. Myślami znowu wybiegłam w odległe i dopiero
nastawiony wcześniej minutnik sprowadził mnie do rzeczywistości. Wyłączyłam
piekarnik i wyciągnęłam z niego gorącą zapiekankę.
W głębi co jakiś czas przypominałam sobie sprzeczkę z Lucasem. To była nasza pierwsza kłótnia. Powoli okazywało się, że
wspólne życie nie jest tak proste, jakby się mogło wydawać. Dzielenie ze sobą każdej chwili i każdego
wspomnienia zaczynało być męczące.
Minęły już dwa tygodnie. Najgorsze,
czyli początki w nowej szkole, miałam już za sobą. Denerwowałam się, bo szkoła
nie była zbyt liczna i moja obecność została zauważona niemal przez wszystkich.
Prywatność wydawała się tu dla niektórych zupełnie obcym pojęciem, a wpychanie
nosa w nie swoje sprawy było czymś w rodzaju hobby.
Nie zamierzałam się niczym
zadręczać. Był piątek. Miałam całe dwa dni na oderwanie się od szkolnych
problemów. Wszystko układało się coraz bardziej pomyślnie. Nie kłóciłam się już moim
współlokatorem, bo zaczął wracać o ustalonych wcześniej godzinach i mogłam
wszystko sobie zaplanować. Był naprawdę dobrym i kochanym człowiekiem, nie
mogłam więc długo się na niego gniewać. Andy zaaklimatyzował się w przedszkolu,
polubił z kolegami i nie sprawiał praktycznie żadnych problemów.
Mimo wszystko, Lucas spędzał mnóstwo
czasu po za domem, a ja albo pracowałam, albo siedziałam w domu z dzieckiem.
Sama się na to skazałam, ale zaczynała doskwierać mi samotność. Lucky był moją
bratnią duszą, ale nie miał dla mnie wystarczająco czasu, a ja nie miałam tutaj
nikogo innego. Tak, Lucky, bo oboje doszliśmy do wniosku, że wpadając na siebie
w parku mieliśmy poniekąd ogromne szczęście.
-
Co dziś na kolację? – zapytał, siadając przy stole i biorąc sobie małego na
kolana.
-
Nic specjalnego, bo powoli kończą mi się pomysły – westchnęłam bezradnie i
podałam im posiłek. Sama jakoś nie byłam głodna, więc ostałam się przy kubku
herbaty.
-
Twoja kuchnia nigdy mi się nie znudzi – odparł, uśmiechając się zadziornie.
Zaśmiałam się krótko.
-
Zrobisz wszystko, byleby samemu nie gotować – stwierdziłam, nieco złośliwie. –
Robisz ze mnie kurę domową – zażartowałam, ale chyba zabrzmiało to poważnie, bo
czarnowłosy od razu przestał się uśmiechać. Spojrzał na mnie udręczony, a jego
szafirowe oczy wyrażały jedynie smutek. – Żartowałam – dodałam szybko i dosyć
nerwowo. – Nie przeszkadza mi to. Podoba mi się tutaj, podoba mi się moje życie
– zmieszałam się nieco.
-
Chcę, żebyś skończyła z pracą w tej obleśnej dziurze – oznajmił śmiertelnie
poważnym tonem. Spojrzałam na niego zaskoczona.
-
Potrzebujemy pieniędzy – przypomniałam mu. Nie lubiłam, gdy poruszał takie
tematy przy Andrew.
-
Już nie. Znaczy, potrzebujemy, ale warsztat, w którym pracuję przydzielił mi
parę dobrych zleceń. Może nie kupię nam od razu willi z basenem, ale spokojnie
mogę nas za to utrzymać przez następne miesiące – wytłumaczył, a ja
przyglądałam mu się badawczo.
-
Teraz może i tak, ale co będzie za pół roku? Lepiej pomęczyć się teraz i mieć oszczędności – mruknęłam, spoglądając na
zajadającego się swoją kolacją szatyna.
-
Nie mówię, że masz nic nie robić. Ta praca w kawiarni jak najbardziej mi
odpowiada. Jest blisko, na godziwych warunkach i chcę, żebyś miała pieniądze na
jakieś swoje potrzeby, zakupy, kino i inne zachcianki.
-
Nie potrzebuję tego – wtrąciłam.
-
Chcę, żeby niczego ci nie brakowało. Po za tym martwię się, gdy jesteś na tym
cholernym zmywaku, tak daleko od domu. To niebezpieczna dzielnica – dodał. –
Koniec dyskusji, do poniedziałku masz złożyć wypowiedzenie – rozkazał wreszcie,
zakładając sobie ręce na piersi i patrząc na mnie z góry. Nie podobał mi się
jego władczy ton, ale musiałam się z nim zgodzić. Nienawidziłam tej pracy, tych
zmarnowanych weekendów i strachu, gdy wracałam po nocy ciemnymi uliczkami.
Zawsze tłumaczyłam sobie, że to dla naszego dobra, dla Andrew. Miałam już
jednak tego dosyć i poniekąd ucieszyłam się z prośby czarnowłosego.
-
Dobrze – odpowiedziałam w końcu, a chłopak ewidentnie był zaskoczony moją
kapitulacją w tym temacie. Było to pozytywne zaskoczenie, więc niemal od razu
na twarz wkradł mu się ten zadowolony uśmieszek, za który miałam ochotę walnąć
go w łeb. – W takim razie mam wolny
weekend – ucieszyłam się.
-
Powinnaś się uczyć. – Od razu zepsuł mi humor. Ponownie miał jednak rację.
Miałam zaległości. Łączenie szkoły, pracy, zajmowania się dzieciakiem i domem
było prawie niewykonalne. Prędzej czy później bym się wykończyła. Stwierdziłam,
że muszę to rozsądnie rozplanować. Postanowiłam, że zabiorę się za to dopiero
jutro. Dzisiaj, po raz pierwszy od wielu tygodni, zamierzałam po prostu trochę
się polenić. […]
Siedzę na ziemi w swoim pokoju i
przysłuchuję się wszystkiemu wokół. Ktoś nachalnie dobija się do drzwi.
Proszę, wpuść mnie – woła głos.
Wszystko wydaje się strasznie
odległe, jakby gęsta mgła odgradzała mnie od rzeczywistości.
Błagam, wysłuchaj mnie.
Nagle oddzielająca nas ściana po
prostu się rozpływa, a mój rozmówca staje tuż przede mną.
-
Musisz mnie wysłuchać – szepta.
-
Nic nie muszę – odpowiadam, choć nie mam
żadnej kontroli nad tym co robię i mówię.- Nie chciałeś zniknąć z mojego życia,
więc ja zniknę z twojego. – Mój ton jest oschły i nieprzyjemny, a ja sama z
całych sił staram się uniknąć kontaktu wzrokowego z ciemnowłosym chłopakiem.
Szatyn łapie mnie za ramiona i przyciąga
bliżej siebie.
-
Nigdy nie pozwolę ci odejść – stwierdza cicho, acz pewnie. Uśmiecham się
ironicznie.
-
Nigdy nie mów nigdy, Justin* – odpowiadam i wyswobadzam się z jego uścisku.
Podniosłam się gwałtownie, cała
zalana potem. Co muszę mieć z głową, że śnią mi się własne wspomnienia? Chyba
nie chciałam znać odpowiedzi na to pytanie. Wiedziałam jedynie, że moja
przeszłość nie chciała dać mi spokoju.
Był poniedziałek. Weekend minął w
zastraszająco szybkim tempie. Wyszykowałam się i mozolnym krokiem odprowadziłam
małego do przedszkola, a później podjechałam autobusem pod szkołę.
Zaczął się kolejny zwyczajny szkolny
dzień. Ciągle zdarzało mi się gubić wśród rozbudowanych korytarzy i
nielogicznej numeracji. Miałam ochotę ukatrupić dyrektora za ten remont, przez
który miałam problemy z orientacją w budynku, do którego uczęszczałam od lat.
Tylko nikt o tym nie wiedział i nie mogłam tego zmienić.
Poranne lekcje minęły zaskakująco
szybko. Może było to winną mojego nieco niepokojącego, acz nadzwyczaj dobrego
humoru. Zaczynałam akceptować swoje życie, dogadywałam się z Lucasem,
pokochałam Andrew, a na dodatek nie musiał już pracować na zmywaku. Czyż świat
nie jest piękny?
Po spożyciu skromnego lunchu udałam
się w drogę do sali z geografii. Korytarze świeciły pustkami, gdyż większość
uczniów ciągle przesiadywała w stołówce. Skręcając w sektor B, ujrzałam
niecodzienny i niekoniecznie przyjemny widok.
-
Ludzie twojego pokroju nie powinni w ogóle istnieć – fuknęła tleniona blondynka
do skulonej pod ścianą, kruchej dziewczyny. Po boku prześladowczyni stały dwie
inne, wyglądające równie sztucznie uczennice. Ewidentnie pastwiły się i
zastraszały młodszą i słabszą koleżankę.
Poczułam jak adrenalina rozchodzi
się w moich żyłach z prędkością światła. Wszystko się we mnie zagotowało.
Miałam wrażenie, że para zaraz wystrzeli mi z uszu.
-
Zostawcie ją – wymsknęło mi się, zanim mój mózg ostrzegł mnie o istniejącym
zagrożeniu. – Co ona wam takiego zrobiła? – warknęłam, przybierając
rozwścieczony ton.
-
Nie twój interes – syknęła główna prześladowczyni. Doskonale ją pamiętałam. – A
ty co, Indiana**,
szukasz guza?
-
Po prostu nie toleruję pomiatania innymi – odparłam, starając się zapanować nad
emocjami.
-
Tego nawet nie śmiałabym nazwać człowiekiem – prychnęła, a wyniosłość w jej
głosie świadczyła jedynie o rozbudowanym ego i zaburzonym systemie wartości.
-
Ma takie same prawa jak ty, musisz się z tym pogodzić. Niewolnictwo już dawno
przestało istnieć, obudź się dziewczyno – oznajmiłam równie nieprzyjemnym
tonem. Blondynka zrobiła krok w moją stronę. Jej straż czaiła się z tyłu,
gotowa w każdej chwili ruszyć do ataku w obronie swojej królowej. Zmierzyłyśmy
się spojrzeniami. Nie chcę wiedzieć do czego mogłoby dojść, gdyby w tym
momencie ktoś się nie wtrącił.
-
Dominica! – zawołał jakiś wysoki brunet, który pojawił się obok nas nie wiadomo
skąd. – Co tu się dzieje?
-
Plebs się odzywa – mruknęła, na co prychnęłam pod nosem, dogłębnie dając im do
zrozumienia moje lekceważenie. Spojrzałam na nich wyzywająco, a chłopak
przyglądał mi się, wyraźnie zaciekawiony.
-
Myślę, że powinnaś już iść – powiedział, a dziewczyna u jego boku uśmiechnęła
się triumfalnie. Całkowicie to zignorowałam. – Mówiłem do ciebie, Dominico –
wyjaśnił. Nie wiem, która z nas była w większym szoku.
-
Słucham? – wykrztusiła oburzona.
-
Odejdź – powtórzył, nie odrywając ode mnie wzroku. To było co najmniej
dziwaczne. Blondynka zmierzyła mnie rozzłoszczonym spojrzeniem, ale potulnie
wykonała polecenie, a jej obstawa bez słowa podążyła za nią. Zostaliśmy w
trójkę.
Pierwszoklasistka – jak mniemam po
jej wyglądzie i pozycji w szkolnej hierarchii – ciągle kucała pod ścianą.
-
Jak się nazywasz, nieziemska istoto? – zapytał brunet, a ja o mało się nie
przewróciłam. Ze śmiechu, oczywiście. Spojrzałam na niego jak na idiotę i pomogłam wstać poszkodowanej.
-
Dzięki za pomoc – wymamrotałam i pociągnęłam dziewczynę w stronę łazienek.
-
Intrygujące – rzucił, a ja ledwo to usłyszałam, gdyż w tym momencie drzwi od
szkolnej ubikacji się za nami zamknęły.
- Dziękuję – odezwała się cicho brązowowłosa.
Jej wielkie oczy wciąż wyglądały na wystraszone. Machnęłam na nią ręką.
-
Mam nadzieję, że nie zdążyła ci nic zrobić – westchnęłam, a szatynka pokręciła
głową. Odetchnęłam z ulgą. Postanowiłam na razie nie drążyć tematu
dręczycielki. – Jestem Amanda, ale wszyscy mówią na mnie Amy – rzuciłam,
wyciągając w jej stronę otwartą dłoń.
-
Cassandra, ale proszę, mów mi Cassie – odparła, delikatnie ściskając moją rękę.
-
No więc, Cassie… Ile masz jeszcze lekcji? – spytałam pogodnie.
-
Dwie – odpowiedziała krótko po chwili namysłu.
-
W takim razie porywam cię na małe wagary – zniżyłam nieco głos i puściłam jej
oczko. Wyszłyśmy z powrotem na korytarz, a ja dokładnie rozejrzałam się
dookoła. – Teren czysty – szepnęłam z przejęciem, na co moja nowa koleżanka
cichutko zachichotała. Szybko pociągnęłam ją w stronę bocznego wyjścia, skąd
dzieliło nas tylko kilka kroków od przystanku autobusowego. […]
Siedziałyśmy w przytulnej
kawiarence, pijąc po kubku gorącej czekolady. Było to też miejsce, w którym
pracowałam popołudniami. Dziwnie było mi tu siedzieć, nie obsługując klientów.
-
Dlaczego to zrobiłaś? – zapytała niespodziewanie Cassie. Była niezwykle
śliczna. Miała duże, orzechowe oczy i długie, kasztanowe włosy. Była szczupła i
niewiele niższa ode mnie. Szybko znalazłyśmy wspólny język i poczułyśmy się
pewnie w swoim towarzystwie.
-
Nie toleruję nietolerancji – mruknęłam, uśmiechając się pod nosem. – Dominica
nie ma prawa się nad nikim pastwić. Ktoś powinien utrzeć jej ten zadarty nos.
-
Innym też się to nie podoba, a nigdy się za mną nie wstawili – wyznała, patrząc
w swój kubek.
-
Bo to tchórze – burknęłam. - Boją się, że ich zniszczy. Niektórzy pewnie cieszą
się, że uwzięła się na ciebie, bo sami mają spokój – wyjaśniłam ponuro, a
szatynka się skrzywiła. – Ale zapomnij o tym. Obiecuję, że ta jędza więcej ci
się nie naprzykrzy – zapewniłam ją, uśmiechając się pokrzepiająco. Zmieniłyśmy
temat na weselszy i szybko zapomniałyśmy o nieprzyjemnej sytuacji. […]
Sielanka szybko dobiegła końca, a ja
musiałam przejąć swoją zmianę. Cassandra odeszła do domu, ale wymieniłyśmy się
numerami na wszelki wypadek. Praca ciągnęła mi się znacznie bardziej niż
szkoła, co było spowodowane moim przywiązaniem do nowego domu, w którym
chciałam znaleźć się jak najszybciej.
W końcu moja praca się skończyła, a
ja pomogłam mojej współpracowniczce zamknąć lokal, po czym obie rozeszłyśmy się
do domów. Całą drogę pokonałam wręcz w podskokach, ale niemal pod samymi
drzwiami przypomniało mi się, że zabrakło nam herbaty, mleka i cukru. Z niechęcią udałam się do najbliższego sklepu
i zaczęłam szukać potrzebnych artykułów. Wzięłam dodatkowo paczkę żelków, gdyż
naszła mnie na nie ochota i skierowałam się do kasy. Zamarłam w pół kroku niczym sparaliżowana i zwyczajnie spanikowałam.
Nieopodal stały dwie osoby, których
nigdy bym się tu nie spodziewała. Christian i Caitlin Beadles stali sobie jak
gdyby nigdy nic w kolejce, z koszykiem pełnym zakupów. Wykonałam szybki odwrót, taranując przy tym
jakąś staruszkę. Brawo, Amy, na pewno pomoże ci to zostać niepostrzeżoną.
Schowałam się za kolumną z konserw i starałam się uspokoić oddech. Jak oni się
tu znaleźli?!
-
Czy mogę w czymś pomóc? – zapytała któraś z pracownic, gdy od paru minut stałam
z zamkniętymi oczami.
-
Nie, dziękuję – odpowiedziałam i wyjrzałam zza regału. Nikogo już nie było.
Popędziłam zapłacić za zakupy i czym prędzej udałam się do bezpiecznego
mieszkania.
* Nawiązanie do piosenek Justina Biebera - Never let you go oraz Never say never
** Bohaterka pochodzi z miejscowości Chandler, w stanie Indiana, stąd wzięła się jej ksywka.
** Bohaterka pochodzi z miejscowości Chandler, w stanie Indiana, stąd wzięła się jej ksywka.
* * * *
Zwlekałam z tym rozdziałem, bo nie podobał mi się prawie w ogóle, ale w końcu stwierdziłam, że chyba nie jest tak źle. Kolejny już kończę, więc postaram się dodać w weekend. Wtedy też wezmę się za porządny szablon, bo ten nie należy do najbardziej udanych. Wytrzymajcie jeszcze kilka dni ;)
Parę spraw organizacyjnych.
Adres bloga pochodzi z języka włoskiego, którego uczę się już 4 rok i znaczy tyle co słynne motto Justina - "never say never",czyli "nigdy nie mów nigdy".
Informowani - jeśli chcesz do nich należeć zostaw swój numer GG lub Twittera lub napisz do mnie [7061011] [OnlyHalfEvil33].
Jeśli klikniecie w imiona nowych bohaterów (za pierwszym razem, gdy zostały wymienione), otworzą Wam się ich zdjęcia :P A w odpowiedzi na pytania, tak, na ikonce na profilu (i komentarzach) to jestem ja ;D
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Nie piszę dla pustych komentarzy, ale Wasze szczere słowa motywują mnie do działania :)
Dziękuję za wszystko <3
Pozdrawiam ; **
Woho suuuper :3 Boże jak ja kocham Andrew'a taki słłłiit :3. Zajebisty rozdział zresztą jak każdy :D
OdpowiedzUsuńZ każdym rozdziałem uwielbiam Cię coraz bardziej :D Nareszcie mi się coś rozjaśniło po przeczytaniu tego! Mam nadzieje, że planujesz zakończyć happy endem? Chociaż w Twoim wykonaniu to smutne zakończenie też będzie mistrzowskie :D Z niecierpliwością czekam na następny! :D
OdpowiedzUsuńmbjkgnvbjkldgkose aaaaaaaaaaaa .. jak dzisiaj zobaczyłam, że jest nowy to mi sie ryj uśmiechnął, a jak przeczytałam, to nie mogę tego uśmiechu zdjąć xd. svjfcxjobjsioo nm opsifv pskjgobnsodgoib ok . kończę bo dalszy komentarz (ze względów mojego samopoczucia) wyglądał by mniej więcej tak jak nieco wyżej .. w każdym razie rozdział jest mmmmmmmmmmm.. zaaaaaaaaaaaaaajebiiiiiiisty :* pozdrawiam ~brutal girl :>
OdpowiedzUsuńOsz ty jędzo... Nawet mi nic nie powiedziałaś, że dodałaś nowy -.-''
OdpowiedzUsuńRozdział taki... sympatyczny :) Aż jestem trochę w szoku, bo myślałam, że trochę więcej się podzieje, ale mi tam bardzo pasuje :D
Spodobała mi się postać Cassandry ^^ Mam nadzieję, że będzie się dalej pojawiała w opowiadaniu :);**
Świetny rozdział,tylko bardzo brakuje mi Justina. Mam nadzieję, że niedługo coś o nim napiszesz. Cherry spotkała już Chrisa i Caitlin, więc powinien się gdzieś kręcić także Justin. Powiedz, że tak :D Cassie wydaje się spoko. Ciekawi mnie, czy zamiesza w tej opowieści czy będzie tylko bohaterką poboczną. Po Tobie można spodziewać się wszystkiego :) Czekam z niecierpliwością na następny rozdział. Pozdrawiam. Patiiiii
OdpowiedzUsuńWiem powtarzam się, ale super rozdział. :D Amy w końcu poznała jakąś dziewczynę, z którą się zakumplowała. :D Ciekawa jestem kiedy pojawi się Justin w tej części, bo trochę się za nim stęskniłam. :P Czekam na nowy rozdział. :)
OdpowiedzUsuńSuper. Liczyłam na nowe postacie!
OdpowiedzUsuńW ogóle jak przeczytałam Indiana to myślałam, że chodzi o Indiana Jones:) a tu taka niespodzianka.
Poza tym absolutnie słodka jest ksywka Lucky.
Więcej takich rozdziałów!!! Błagam!!
Gardena
Hej :d świetny rozdział czekam na następny :D
OdpowiedzUsuńPo 1 - rozdział jest świetny!
OdpowiedzUsuńPo 2 - jest prze prze prze cudowny? I ta ksywka "Lucky" awww :3
A po 3 - jesteś śliczna! <3 to tak by the way, no ale co tam :D czekam na następny, cholernie mnie zaintrygowałaś!
Co do informowania myślę, że zostawiłam Ci mojego tt, na którego obecnie nie mogę się zalogować (dzięki Chrome, też cie kocham -.-) ale poradzę sobie z tym haha :3 jak coś jestem @awesome_zeebrah <3
Hej! Nie przeczytałam jeszcze Twojego bloga, ale wkrótce to zrobię. Chciałaś być informowana o nowych rozdziałach na stranger-bieber.blogspot.com , a nie mam TT ani GG. Tak więc oświadczam, że pojawił się rozdział ósmy. Zapraszam ;-)
OdpowiedzUsuńDotarłam i ja! I wstyd się przyznać, ale kompletnie nie pamietam kim był Christian i Caitlin. Chyba naprawdę muszę stanowczo wrócić do wcześniejszych części..
OdpowiedzUsuńCieszy mnie to, że Amy jako jedyna wstawiła się za Cassie. Dzięki temu zyskała w oczach dziewczyny i być może znalazła kogoś z kim mogłaby się zaprzyjaźnić.
Słodkie jest to, jak Lucas troszczy się o Amy. Stworzyli razem coś na kształt rodziny i są szczęśliwi. Oby udało im się utrzymać taki stan rzeczy jak najdłużej.
Pozdrawiam i czekam na następny! :*
Oh wow. Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam gdy dowiedziałam się, że kontynuujesz pisanie o Cherry. Cholernie podoba mi się ten pomysł. Jak dla mnie świetny początek. Będę tu zaglądać i czekam na 3 rozdział ;)
OdpowiedzUsuń