Po tym wydarzeniu od razu zadzwoniłam do Cassie, która
natychmiast do mnie przyjechała i zaczęła mnie pocieszać. Wiedziała, co
wydarzyło się w sylwestra, więc gdy usłyszała, że ponownie spotkałam Selenę,
przytuliła mnie bez zastanowienia i pozwoliła mi się wypłakać. Gdy już się
uspokoiłam, wszystko jej opowiedziałam.
Czułam się naiwnie i słabo. Przez cztery miesiące nie
uroniłam jednej łzy, a odkąd Justin znowu namieszał w moim życiu, co chwilę
wpadałam w histerię. To było nienormalne i wręcz się za to nienawidziłam.
- Ty się zakochałaś –
skomentowała, a ja spojrzałam na nią spod łba. – Nie patrz tak na mnie, mówię
to, do czego boisz się przyznać nawet przed samą sobą.
Zastanowiłam się na chwilę nad jej słowami. Osoba tego
chłopaka zawsze budziła we mnie silne emocje, nieraz przestawałam przy nim
racjonalnie myśleć i robiłam głupoty, ale nigdy nie myślałam o tym, jak o czymś
poważnym i stałym. Właściwie to potrafiłam w ciągu jednego dnia znienawidzić i
polubić go ze sto razy. Coś jednak było w tym, że tak bardzo raniło mnie jego
zachowanie i tak bardzo przejmowałam się nim samym.
- Nie nazwałabym tak
tego. Po za tym to nie ma znaczenia – wychrypiałam, ocierając wilgotne
policzki.
- Jak to nie ma
znaczenia? To wszystko zmienia! – podniosła z emocji głos, co nieco mnie
rozbawiło, ale szybko spoważniałam.
- Mówiłam, jest z
Gomezową – burknęłam markotnie.
- Żeby zrobić ci na
złość!
- Co? – zapytałam
inteligentnie.
- Nie mógł znieść, że
się z kimś spotykasz… Nie przerywaj mi! – zagroziła, widząc, że chcę sprostować
wzmiankę o moich rzekomych randkach. – Dla niego tak to wygląda, bolało go to,
ale zamiast to wyjaśnić, postanowił odegrać się tym samym. Być może sprawdza
też twoją reakcję, bo sama opowiadałaś, jak mówił, że widzi, że coś do niego
czujesz, ale nie chcesz z nim być. Ciągle mu tego nie wyjaśniłaś – roztrwaniała
się. Ona chyba uwielbiała snuć te swoje teorie i się w to wszystko wczuwać, ale
jednocześnie tak często potrafiła pomóc i jeszcze częściej miała racje.
- Bo nie dał mi na to
szansy! – oburzyłam się, na nowo się na niego złoszcząc.
- Krzycz na niego, nie
na mnie. Ja jestem niewinna – odparła, unosząc bezbronnie ręce, co mnie
rozśmieszyło.
- Okej, przepraszam –
fuknęłam, uśmiechając się po chwili przepraszająco. – Ale nawet jeśli jest z
nią, żeby wzbudzić we mnie zazdrość, nie zamierzam się w to wtrącać.
- To co zamierzasz? –
spytała, a po jej minie widziałam, że nie oczekuje odpowiedzi, a jedynie chce
mi dać do myślenia. Wzruszyłam ramionami.
- Nie mam pojęcia.
Postaram się z nim porozmawiać, bo nie chcę, żeby był na mnie zły, ale nie
zamierzam bardziej angażować się w tą znajomość. Nauczyłam się już, że ten
człowiek oznacza dla mnie tylko kłopoty – odpowiedziałam mimo wszystko.
- W takim razie powinnaś
wreszcie wyrzucić go ze swojego serca – oznajmiła poważnym tonem, patrząc na
mnie z mieszanką współczucia, ale i wsparcia. Pokiwałam niepewnie głową. –
Muszę już wracać, poradzisz sobie? – dodała, zerkając na zegarek.
- Jasne, przepraszam w
ogóle za fatygę i jak zwykle dziękuję, że mogę na ciebie liczyć –
odpowiedziałam, mocno ją przytulając.
- Zawsze do usług –
odparła, uśmiechając się szeroko. Odprowadziłam ją do drzwi i pożegnałam.
Rozmowa z nią przeniosła mi nieopisaną ulgę, wreszcie się uspokoiłam i
poukładałam trochę myśli. Jakoś przetrzymam te kilka miesięcy w towarzystwie
Pana Gwiazdy, a potem nasze drogi się rozejdą, tym razem już na zawsze. Musiałam
sobie jednak najpierw wyjaśnić z nim parę spraw, żeby nie było niedopowiedzeń i
większych problemów. Może i nieraz mnie zranił, ale ja już wystarczająco mu się
odpłaciłam i nie chciałam mu jeszcze dokładać.
Moje rozmyślania przerwały krzyki z zewnątrz. Szybkim
krokiem podeszłam do okna i dyskretnie przez nie wyjrzałam. Wytrzeszczyłam
oczy, gdy zobaczyłam, że to Lucas kłóci się z jakimś podejrzanym gościem. Moja
ciekawość była zbyt wielka, żeby odpuścić, więc uchyliłam okno, żeby lepiej
słyszeć i czekałam na rozwój wydarzeń. Serce biło mi jak dzwon.
- Mówiłem już, że nie
mam tych pieniędzy! – krzyknął mój współlokator. – I nic dla was nie zrobię.
- Jeszcze zmienisz
zdanie, gdy porozmawiamy sobie z tą twoją ślicznotką – odwarknął jego rozmówca.
Lucky w sekundę znalazł się przy nim i podniósł go nad ziemię za kurtkę.
- Radzę ci się nawet do
niej nie zbliżać – usłyszałam jedynie, bo dalej przyciszył głos. Po chwili
rozległ się łoskot, a chłopak, który groził Lucasowi leżał na ziemi. Szybko się
pozbierał, krzycząc coś niezrozumiałego i uciekł. Byłam pewna, że mój
przyjaciel prychnął lekceważąco i wszedł do kamienicy, w której mieszkaliśmy.
Błyskawicznie zamknęłam okno i usiadłam na kanapie, włączając telewizor.
Mój mózg
pracował na najwyższych obrotach. Lucky miał problemy i to poważne. Ten gość
nie wyglądał na byle kogo. Może sam nie był groźny, ale założę się, że ma swoją
bandę i wyglądał na bardzo stanowczego. Chciał pieniędzy, których mój
współlokator nie mógł mu dać, ale czułam, że nie odpuści. Musiałam coś
wymyślić, jakoś pomóc. Nie mogłam przecież pozwolić, żeby jedynej tak bliskiej
mi osobie coś się stało.
Usłyszałam
dźwięk otwieranego zamka i wiedziałam, że zaraz ujrzę zdenerwowaną twarz
niebieskookiego. Byłam jednak pewna, że jeśli zapytam wprost o co chodziło, nie
odpowie. Co najwyżej się pokłócimy, ale i tak niczego się nie dowiem, a już tym
bardziej nie pozwoli mi nic zrobić.
- Cześć – wymamrotałam,
gdy przekroczył próg pokoju. Spojrzał na mnie, a w jego oczach błyszczała złość
pomieszana ze zmartwieniem. – Jak było z Vanessą? – zapytałam, ale jedynie
wzruszył ramionami. Aż bałam się dalej dopytywać, bo nie chciałam bardziej go
denerwować. – Słyszałam jakieś krzyki, wiesz może co się stało? – wyrzuciłam
niby od niechcenia i może to była moja paranoja, ale wydawał się cały
zesztywnieć.
- Nie zauważyłem nic
niepokojącego – wycedził markotnie po dłuższej chwili. Czyli miałam rację, nic
się nie dowiem. Musiałam więc działać na własną rękę. […]
Kilka dni później Justin pojawił się w szkole. Zachowywał
się jak zupełnie inna osoba. Trochę przypominał starszą wersję siebie, tą którą
poznałam w zeszłym roku. Panoszył się jakby był kimś lepszym niż reszta,
trzymał z tymi popularnymi i zachowywał zuchwale. Miałam wrażenie, że te
momenty, w których zachowywał się jak dżentelmen i był taki słodki po prostu mi
się przyśniły. Nie wiedziałam, co w niego wstąpiło. Mógł być na mnie zły, ale
dlaczego odgrywał się na innych? Niech już powie mi to, co mu leży na sercu w
twarz, a nie wyżywa na innych. Szczególnie, że podobno spędził upojne chwile ze
swoją nową dziewczyną, więc raczej nie miał na co narzekać.
- Hej – usłyszałam, gdy
siedziałam w stołówce w przerwie na lunch i zajadałam krem z brokułów. Nie był
najlepszy, ale dało się go zjeść, a mój żołądek domagał się czegoś porządnego.
- O, cześć. Jak
historia? – spytałam, wiedząc, że Cassie pisała dzisiaj ważny test.
- Nijak. Nie było źle,
ale okaże się jak będą wyniki – odparła lekko. Zupełnie jakbym widziała się rok
wcześniej. Wtedy też się niczym nie przejmowałam. Spostrzegłam jednak, że moja
przyjaciółka spogląda z zatroskaniem w stronę stolika, przy którym siedział
Justin z bandą, jak dla mnie, zwykłych debili, ale mieli sporo kasy i grali w
szkolnych drużynach, więc się liczyli.
- Co jest? – spytałam
bezpośrednio, marszcząc brwi i przyglądając jej się badawczo.
- To nic takiego –
odparła wymijająco, nawet na mnie nie patrząc.
- Cassie, przecież
widzę.
- Naprawdę nic się nie
stało – przekonywała mnie.
- Cassandro Marie van
Allen! Masz mi w tej chwili powiedzieć o co chodzi, bo inaczej porozmawiamy –
uniosłam się i wymierzyłam w nią łyżką. Wyglądała jakby nie wiedziała czy ma
się śmiać, czy płakać.
- Już dobrze, tylko się
uspokój i nie mówi do mnie pełnym imieniem. To brzmi groźnie i przerażająco –
mruknęła, ciągle zaskoczona moim wybuchem.
- Bo miało tak brzmieć.
A teraz gadaj!
- Okej, Justin dziwnie
się dzisiaj zachował – wyznała cicho, tak, że ledwo usłyszałam to w zgiełku
szmerów panujących wokoło.
- To znaczy?
- No, wpadłam na niego,
wypadły mi książki i spodziewałam się, że mi pomoże, szczególnie, że go
przeprosiłam, a on burknął coś kąśliwego, wszyscy zaczęli się śmiać i odeszli
jeszcze bardziej rozkopując wszystko, co mi spadło – wyznała jakby ze wstydem.
Aż się we mnie zagotowało. Momentalnie podniosłam się z miejsca, kierując
mordercze spojrzenie w stronę wspomnianego szatyna. Dziewczyna jednak szybko
mnie powstrzymała, łapiąc mnie za rękę. – Daj spokój, to nie jest tego warte.
Nie potrzebujesz większych problemów – powiedziała stanowczo, co mnie
przekonało. Faktycznie, bójka na środku szkoły była w stylu Cherry, a przecież
nie chciałam jej w żadnym stopniu przypominać. Ciągle jednak byłam tak
wściekła, że ręce mi się trzęsły. Tej gwiazdce już się kompletnie w głowie
poprzewracało. Zachowywał się jak najgorszy gnojek, wkurzyłabym się nawet gdyby
tak potraktował obcą mi osobę, a co dopiero moją najlepszą przyjaciółką, którą
sam przecież lubił. Przypomniało mi się jak planowaliśmy wspólny wyjazd na
ferie, ale to jeszcze bardziej mnie rozłościło.
To było, aż niewiarygodne, żeby tak się zmienić w ciągu
nieco ponad tygodnia. Ale Cassie by mnie nie okłamała, nie w takiej sprawie,
tym bardziej, że sama zaobserwowałam jak niestosowanie zachowuje się Bieber.
Ochota na rozkwaszenie jego twarzy nie opuszczała mnie ani na chwilę.
Moja towarzyszka próbowała zmienić temat i mnie uspokoić,
ale nic to nie dało. Gdy kierowałam się na kolejną lekcję, którą na
nieszczęście miałam z Gwiazdorkiem, wciąż we mnie wrzało. Weszłam do klasy i
omal nie wybuchłam głośnym krzykiem, widząc go na moim miejscu. Nie zamierzałam
mu ustępować. Chyba już kompletnie mu odbiło, jeśli myślał, że będę się teraz
przed nim płaszczyć jak ci wszyscy idioci wokół niego.
Przepchałam się przez otaczający go tłum wielbicieli i
spojrzałam na niego wściekle.
- Zająłeś moje miejsce –
syknęłam, krzyżując ręce na piersiach i mrużąc oczy. Widziałam ten błysk
zdziwienia w jego oczach, gdy dotarło do niego kto odważył się tak wobec niego
zachowywać, ale szybko przywołał tą wyćwiczoną obojętność i wyzywający
uśmieszek.
- Nie widzę, żeby było
podpisane – odparł ironicznym tonem, a wszyscy w kręgu zaśmiali się głupkowato.
Kilku chłopaków zagwizdało, wyczuwając napięcie panujące wokół naszej dwójki.
- Podpiszę się twoją
krwią, jeśli stąd nie znikniesz. Daję ci dziesięć sekund – warknęłam
najbardziej wrogim tonem na jaki było mnie stać. Nie było to trudne, bo w tym
momencie nienawidziłam go bardziej niż kogokolwiek. Miałam przed oczami
wszystkie złe rzeczy, które mnie przez niego spotkały, wszystkie słowa i czyny,
które zraniły mnie i moich najbliższych. Trochę się tego nazbierało przez te
dziesięć miesięcy naszej wybuchowej znajomości.
Może mi się przywidziało, ale chłopak zdawał się
wzdrygnąć. Większość towarzystwa zamarła w niepewnym oczekiwaniu, a kilku
odważnych zabuczało głośno.
- Co tak nerwowo, kicia
– wyrzucił, wymuszając wyluzowany ton i starając się obróć tą sytuację na swoją
korzyść i to jeszcze w zabawny sposób. Jednak to określenie w jego ustach i
sposób w jaki je wypowiedział doprowadziły mnie na krawędź.
- Pięć… Cztery… Trzy… -
zaczęłam odliczać, a on spojrzał na mnie nie rozumiejąc, o co chodzi. Ciągle
jednak siedział, rozwalony na moim krześle. – Dwa… Jeden!
W sekundę
złapałam colę, trzymaną przez najbliższą osobę i przechyliłam tak, że jej
zawartość rozlała się na krocze Biebera. Miałam szczerą nadzieję, że ktoś to
nagrał albo zrobił zdjęcie, bo jego mina była bezcenna. Wyraz jego twarzy
będzie mi się śnił po nocach. Poderwał się z miejsca jak poparzony i stanęliśmy
twarzą w twarz, mierząc się rozwścieczonymi spojrzeniami. Czułam jak moje serce
przyspiesza swój bieg, ale zachowałam kamienny wyraz twarzy.
- Pożałujesz… - zaczął, ale natychmiast mu przerwałam.
- Ogarnij się, Bieber – wycedziłam przez zęby. - Nie jesteś nikim lepszym ode mnie ani nikogo
w tej szkole. Zacząłeś tu chodzić, bo chciałeś być normalnym nastolatkiem, więc
tak się zachowuj, a nie jak rozkapryszona księżniczka, bo to nie sprawi, że
będziesz fajniejszy – wyjaśniłam dobitnie, odsuwając się o krok. Zabrakło mu
słów. Zawsze potrafiłam dogadać. Wszystko przez ten niewyparzony język, ale
przyznam, że w takich sytuacjach się przydawał. Nie dam sobie w kaszę dmuchać.
– A teraz odejdź i nie wchodź mi więcej w drogę – dodałam chłodno, robiąc mu
miejsce do przejścia. Widziałam jak zaciska dłonie w pięści, ale ewidentnie
zabrakło mu argumentów do dalszej dyskusji. Wszyscy dookoła też jakby
zapomnieli jak się używa ust. Zmierzył mnie nienawistnym spojrzeniem i dumnie
odmaszerował, zapewnie do łazienki by pozbyć się mojego arcydzieła. Reszta
natychmiast się rozeszła i zajęła swoje miejsca. Moje pozostało puste, co
wywołało mój szyderczy uśmiech. Przez cały czas w tej szkole byłam szarą myszką
i starałam się nie rzucać w oczy, ale w takiej sytuacji nie potrafiłam zachować
się spokojnie i nawet tego nie żałowałam.
Usiadłam z
zadowoleniem, przysuwając odpowiednio krzesło. Gwiazdorek nie pojawił się już
do końca lekcji. […]
Wyszłam ze
szkoły, opatulając się ciepłym szalem i chowając ręce do kieszeni płaszcza.
Miałam już serdecznie dość zimy, śniegu, mrozu, ślizgania się na zamarzniętych
chodnikach i nieustającej jak mi się zdawało ciemności. Nie mogłam się
doczekać, aż nadejdzie wiosna i wszystko obudzi się do życia, chociaż tutaj w
Kanadzie mogło to nadejść nawet pod koniec kwietnia. Musiałam więc jeszcze trochę
przemęczyć się z zimową aurą.
Zmierzałam
w stronę przystanku, gdy usłyszałam irytujące wołanie. Próbowałam to
zignorować, ale nic to nie dało, bo krzyki stawały się coraz głośniejsze.
Niechętnie zatrzymałam się i obróciłam w stronę nawołującej mnie osoby.
- Czego chcesz? – warknęłam natychmiast, gdy ujrzałam
szatyna o czekoladowym spojrzeniu.
- Co ci się stało? – zapytał zszokowany. Zaśmiałam się
gorzko, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszałam.
- Co mi się stało? To ty zachowujesz się jakby ci na mózg padło!
– uniosłam się, a złość ponownie wypełniła każdą komórkę mojego ciała. Przez
długi czas nie odpowiadał. – Nie wiem o co ci chodzi, bo od nowego roku
unikałeś mnie jak ognia, a teraz zachowujesz się jakby wszyscy ci coś zrobili i
w ramach pokuty byli twoimi służącymi. Nie takiego Justina poznałam i nie z
takim chcę się zadawać – oznajmiłam tonem równie zimnym jak otaczające nas
powietrze. – Zastanów się kto tu powinien przemyśleć swoje zachowanie i daj
znać jak przestaniesz zachowywać się jak dupek – poinformowałam go i czym
prędzej odeszłam, marząc o ciepłym kocu i popołudniu spędzonym na kanapie z
kubkiem gorącej czekolady, z dala od rozpieszczonych gwiazdek i reszty
problemów. […]
Do końca
następnego tygodnia unikaliśmy się jak ognia. Do tego wróciłam do pracy na
zmywaku. Lucas jeszcze o tym nie wiedział, bo przeważnie go nie było albo… go
okłamywałam. Nienawidziłam tego, ale skoro on nie chciał mi nic powiedzieć i
dać sobie pomóc to nie miałam wyboru. Potrzebowaliśmy pieniędzy, więc
zamierzałam je zarobić. Wszystko inne zeszło na dalszy plan. Byłam ciągle
zmęczona, bo popołudnia spędzałam z Andrew, wieczory w pracy, a noce zarywałam
na naukę. Nie było łatwo, ale nie zamierzałam narzekać. Nie miałam już
dziesięciu lat i czas było wziąć na siebie odpowiedzialność za samodzielne
życie, nie ważne jaką cenę miałam za to zapłacić.
- Wyglądasz na wykończoną – zauważyła Cassie podczas przerwy
w szkole. Spojrzałam na nią smętnie. – Kolejna zarwana noc?
- Mam sporo nauki – wytłumaczyłam się. Codziennie powtarzałam
to samo.
- Nie chcę tego słuchać. Przesadzasz. Jeśli się w końcu
porządnie nie wyśpisz to na pewno nie zaliczysz dobrze egzaminów – stwierdziła,
patrząc na mnie z troską w oczach.
- Dam radę, odeśpię w weekend – zapewniłam ją. Żałowałam, że
zwolnili mnie z tej przyjemnej kafejki, w której pracowałam jesienią, ale
niestety, obroty zmalały i cięcia budżetowe zmusiły do zwolnień, a że byłam
najmłodsza i najmniej doświadczona to pożegnałam się z przyjemną pracą i miłymi
współpracownikami.
- Cześć – usłyszałyśmy i równo obróciłyśmy głowy. – Możemy
porozmawiać? – To pytanie było skierowane do mnie, ale jakoś nie miałam ochoty
na nie odpowiadać.
- A mamy o czym? – spytałam, ignorując jego smutną minę i
cierpienie w oczach. Miałam wrażenie, że nawet to miał wyćwiczone i udawał.
- Chcę przeprosić – oznajmił, a ja z trudem powstrzymałam
prychnięcie.
- Nie tylko mnie należą się przeprosiny – stwierdziłam,
patrząc na niego znacząco.
- A tak… Cassie, przepraszam cię z całego serca, że tak cię
potraktowałem. Zachowałem się jak skończony idiota i nie liczę, że mi
wybaczysz, ale chcę, żebyś wiedziała, że żałuję – wyznał, patrząc na moją
przyjaciółkę ze skruchą w oczach. Widziałam po niej, że już o wszystkim
zapomniała. Miała do niego pewnego rodzaju słabość, dlatego nie chciała mi się
przyznać, że coś jej wtedy zrobił.
- Nie ma sprawy, przeprosiny przyjęty – odparła pogodnie,
uśmiechając się uroczo. Odparł wdzięcznym spojrzeniem i przeniósł wzrok na
mnie.
- Ze mną nie pójdzie ci tak łatwo – rzuciłam oschle.
- Spodziewałem się tego, ale chcę ci wszystko wyjaśnić.
Proszę, przyjdź po lekcjach na parking to będziemy mogli spokojnie porozmawiać
– powiedział i nie czekając na odpowiedź odszedł. Wywróciłam oczami. Jakoś
wątpiłam, żebyśmy mogli „spokojnie porozmawiać” po ostatnich wydarzeniach. Co
prawda emocje już opadły, ale i tak bardziej spodziewałam się kolejnej kłótni
niż rychłej zgody. […]
Mimo
wszystko, po skończonych zajęciach wyszłam na parking i rozejrzałam się
dookoła. Stał przy swoim czarnym samochodzie, oparty o maskę, ewidentnie na coś
czekając. Przyjęłam obojętny wyraz twarzy i z wysoko uniesioną głową podeszłam
w jego stronę. Niestety metr przed nim się poślizgnęłam i straciłam równowagę.
Uratował mnie przed upadkiem na twardą, zmarzniętą ziemię, łapiąc mnie za
łokieć.
- Dzięki – burknęłam od niechcenia. Skinął głową w
odpowiedzi. Zapadła pełna skrępowania cisza, jakbyśmy oboje zapomnieli, co
chcieliśmy powiedzieć.
- Może wejdziemy do środka zanim zamarzniemy? –
zaproponował, a ja pokiwałam głową. Otworzył przede mną drzwi, co wydawało mi
się równie niezręczne jak atmosfera wokół, zważywszy, że sporo ludzi nas
obserwowało. To musiało być dziwne, tydzień temu zrobiliśmy taką aferę, a teraz
wsiadam do jego auta, jakbym była jego dziewczyną.
Od razu
odepchnęłam od siebie tą myśl, widząc przed oczami jadowity uśmiech dumnej
Gomez, gdy oznajmia mi, że jest z Justinem.
- Nie wiem od czego zacząć – wyznał cicho, patrząc przed
siebie, co może by mnie nawet rozczuliło, gdyby nie to, że ciągle byłam na
niego zła.
- Może odjedź sprzed szkoły zanim niektórym oczy wyjdą z
orbit od gapienia się – mruknęłam, również zerkając za okno. Odpalił silnik i
odjechał kilka przecznic, zaparkował i ponownie spróbował nawiązać rozmowę, ale
jakoś mu to nie wychodziło. – Może powiesz mi wreszcie dlaczego zachowywałeś
się jakby ci ktoś wsadził kij w tyłek? – wykrztusiłam zanim zdążyłam się
zastanowić nad tym, co mówię.
- Dobrze powiedziane – odparł, z trudem powstrzymując
uśmiech. Sama czułam się rozbawiona tym dialogiem. – Ale sam nie wiem. Teraz
widzę, że było to głupie i niedorzeczne, ale sytuacja wokół mnie jest nerwowa,
pracujemy dniami i nocami nad nową płytą, a do tego jeszcze ty…
- Ja? – zdziwiłam się. Spojrzał na mnie pobłażliwie.
- Nie mów, że po tym wszystkim cię to dziwi – zaśmiał się,
ale nie było w tym nic pogodnego. Domyśliłam się, że chodzi o ten nieszczęsny
bal noworoczny i sytuację na dachu. Niemal otwarcie przyznał, że coś do mnie
czuje i chce, żebym przy nim była, a ja o mało nie wydałam swojej największej
tajemnicy. To przez ten wyjazd wszystko tak się skomplikowało, a już wcześniej
nie było łatwo. – Po za tym byłoby miło gdybyś też wytłumaczyła mi swoje zachowanie.
- Chciałam, ale nie dałeś mi szansy – odburknęłam.
- Byłem zły, chciałem to zrobić z samego rana, ale jak
wstałem to dowiedziałem się, że jesteś z tym… - zaciął się. Widziałam jak
zaciska szczękę i patrzy w dal z zamglonym z spojrzeniem.
- To było tylko przyjacielskie spotkanie, na miłość boską! –
podniosłam ton głosu.
- Z jego strony to tak nie wyglądało…
- A nawet jeśli to co? Nie bądź hipokrytą! Sam cały czas się
kręcisz wokół dziewczyn! Selena aż za dobrze mi wszystko wyjaśniła – warknęłam zirytowana.
- Selena? Co ona ci znowu nagadała? – Jeszcze bardziej się
spiął.
- Nieważne. Chyba znasz ją lepiej, w końcu to twoja
dziewczyna. – Końcówkę wypowiedzi wyplułam z odrazą, nie mogąc myśleć o tej brunetce pozytywnie, choć w małym stopniu.
- To było po tym jak zrozumiałem, że wolisz innego! –
krzyknął. Na moment osłupiałam. Pojazd wydał mi się nagle wyjątkowo ciasny, a
powietrze nieznośnie gęste. Spojrzał na mnie błyszczącymi od gniewu i smutku
oczami, a ja poczułam niemiły ucisk w sercu. – Mówisz, że nie możesz się
wiązać, ale nie chodzi o uczucia, nic nie wyjaśniasz, a zaraz potem lecisz do
pierwszego poznanego typka – dodał oschle, przełykając z trudem ślinę. Przyglądał
mi się spod zmrużonych powiek, co jeszcze bardziej mnie peszyło.
- Bo… Wiedziałam, że znajomość z nim nie potrwa dłużej niż
dwa dni. Wyjechałam i więcej go nie zobaczę, więc chciałam się trochę zabawić. Ale
nawet nic między mną, a nim nie było. A na pewno nie więcej niż między nami –
wykrztusiłam, wyrzucając ręce w powietrze. Tego chłopaka nie dało się zrozumieć,
a dodatkowo było najbardziej irytującym człowiekiem na Ziemi. Ewidentnie odjęło
mu mowę. – Mówiłam, że nie możemy być więcej niż przyjaciółmi i wydawało mi
się, że to zrozumiałeś, więc nie wiem, czemu zrobiłeś sobie taką nadzieję –
dodałam chłodno, wiedząc, że go to zaboli, ale wiedziałam, że inaczej nie
odpuści.
- Tak, masz rację – warknął, bo dłuższej chwili. – Byłem idiotą,
bo się o ciebie starałem, ale nie martw się, drugi raz nie popełnię tego błędu –
wycedził. Zabolało. Poczułam jak łzy wzbierają mi w oczach, więc czym prędzej
wysiadłam z samochodu i biegłam, dopóki nie straciłam go z oczu.
* * * *
Wróciłam. Razem z weną i nowymi pomysłami. Nie wiem ile to potrawa i nie obiecuję, że teraz rozdziały będą dużo częściej, szczególnie gdy zacznie się szkoła, ale z pewnością zakończę to opowiadanie. Tak w ogóle to podoba mi się ten rozdział, dobrze mi się go pisało. Myślę, że trochę się wreszcie dzieję, coś się wyjaśnia między tą dwójką. A w następnym... Stanie się coś nieprzyjemnego... A teraz myślcie, co to może być. Czekam na Wasze pomysły :D
Nie wiem kiedy następny, zależy jak mnie zmotywujecie ;)
Czytasz = Komentujesz
Pozdrawiam ;**