czwartek, 1 sierpnia 2013

[17] "Co ci przyszło do głowy, gamoniu?"

Rozdział 17 „Co ci przyszło do głowy, gamoniu?”
            - Nie zamierzam wrócić – odparłam sucho, obserwując uważnie jej reakcje. Zmrużyła jedynie oczy, przyglądając mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Spodziewałam się takiej odpowiedzi – odrzekła tylko. Czułam się nieswojo i nie mogłam uwierzyć, że wszystko, co nas łączyło, zostało przekreślone przez jeden mój błąd.
- Nareszcie ułożyłam sobie życie, po za tym nie sądzę, żebym miała do czego wracać – stwierdziłam, przypominając sobie sytuacje panującą w moim dawnym domu. – Wiesz, że z rodzicami miałam kiepskie relacje i cały czas się kłóciłam. Po twoim wyjeździe zrobiło się sto razy gorzej. Nazwałabym to zimną wojną. Justin też mnie mocno zranił i wtedy wydawało mi się, że nigdy mu tego nie wybaczę. Ty za to byłaś tysiące kilometrów dalej i prawie nie miałyśmy kontaktu, więc nie było nic, co by mnie tam trzymało – mówiłam szybko, nie chcąc, żeby mi przerywała zanim wszystko opowiem.
- Twoi rodzice się rozwiedli – oznajmiała znienacka. Wytrzeszczyłam oczy, a zaraz potem wciągnęłam głośno powietrze. Nie wiedziałam co na to odpowiedzieć. – Twój ojciec bardzo się przejął twoim zniknięciem i chciał cię za wszelką cenę znaleźć. Twoja mama była innego zdania. W dodatku okazało się, że ma romans. Podzielili się równo majątkiem i twoja matka zniknęła równie szybko co ty. Tata natomiast do tej pory nie umie się po tym pozbierać i nie rozstaje się z butelką procentów.
            Wydawało mi się jakbym opuściła własne ciało i zaczęła spadać w czarną otchłań. Czułam się winna. Przyczyniłam się do tego wszystkiego. Zniszczyłam własną rodzinę. Poczułam niemiły ucisk w żołądku. Od nadmiaru rewelacji zakręciło mi się w głowie.
- On się poddał, więc postanowiliśmy przejąć jego misję. Byłam wściekła, bo dowiedziałam się o wszystkim jako ostatnia. No, prawie. To ja skontaktowałam się z twoim bratem i później do niego przyleciałam. Nie miałam dużo czasu, bo nie mogę zrezygnować ze szkoły, ale sama rozwiązałaś mój problem – dokończyła swoją historię. Przez dłuższą chwilę milczałam, usiłując przetrawić wszystkie informacje. Z trudem przełknęłam ślinę i spojrzałam w jej pełne przeróżnych uczuć oczy.
- Czyli teraz… - zaczęłam, ale nie umiałam ubrać w słowa tego, o co chciałam zapytać. – Po prostu… się rozejdziemy i o sobie zapomnimy? – wydusiłam w końcu, łamiącym się głosem.
- To zależy tylko od ciebie – odparła po czasie, który dłużył mi się niemiłosiernie. – Możesz po prostu wstać i wyjść, jakby to wszystko nigdy nie miało miejsca albo pójść ze mną spotkać się ze swoimi bratem, ojcem i Justinem i wszystko wyjaśnić, a wtedy spróbujemy odbudować to, co straciliśmy.
            Uczucie, które mnie ogarnęło trudno było opisać. Mogę jednak pewnie powiedzieć, że wiem, co czuję osoba, której zadaje się cios w sam środek klatki piersiowej. Przez moment naprawdę miałam wrażenie, że moje serce zostało boleśnie zmiażdżone i właśnie zakończyło swoją pracę.
            Zaczerpnęłam głośno powietrza. Wszystko szło nie tak. W życiu bym nie przewidziała, że ta sytuacja może potoczyć się właśnie tak. Miałam wejść, powiedzieć kilka słów i wyjść, powracając do życia, które wiodłam od ponad czterech miesięcy. Zamiast tego znalazłam się pod ścianą, postawiona przed wyborem, którego nie potrafiłam dokonać.
- Ale… - zaczęłam, ledwo dosłyszalnie, drżącym głosem.
- Żadnych ale, wóz albo przewóz – przerwała mi natychmiast. Spojrzałam na nią z przerażeniem w oczach i rozpaczą malującą się na twarzy.
- Chcę ich spotkać – powiedziałam i przez ułamek sekundy zobaczyłam iskierkę nadziei w jej wielkich oczach. – Ale muszę wracać – dodałam zanim zdążyła mi znowu przerwać. Znowu przywołała na twarz tą wymuszoną obojętność.
- Więc chyba masz odpowiedź na twoje pytanie – mruknęła jadowicie w odpowiedzi, podnosząc się z miejsca. Panicznie bałam się, że gdy wyjdzie, już więcej jej nie zobaczę.
- Zaczekaj – niemal załkałam. – Muszę ułożyć sobie kilka spraw, ale to nie znaczy, że chcę was stracić. Nie mogę tak po prostu zapomnieć o ostatnich miesiącach i wrócić, ale nie znaczy, że musimy rozejść się na zawsze i to jeszcze w niezgodzie.
            Próbowałam zmiękczyć jej serce, wziąć ją na litość, cokolwiek, ale wydawała się niewzruszona.
- Wątpię, żeby po tym wszystkim było to możliwie. Znowu traktujesz nas jak zabawki. Wszystko musi być po twojej myśli. Myślisz, że możemy tak po prostu siedzieć w kącie i czekać, aż TY sobie wszystko poukładasz i łaskawie znajdziesz dla nas czas? – spytała z nieukrywaną ironią, a ja spuściłam wzrok.
- Powiedz mi tylko czy jeśli kiedyś, w niedalekiej przyszłość, zechcę was zobaczyć, mam po co w ogóle szukać z wami kontaktu? – zapytałam, chwytając się ostatniej deski ratunku.
- Nie wiem – odparła. – Żegnaj, Cherry – rzuciła ozięble i zaczęła odchodzić.
- Jackie! – zawołałam desperacko i trochę zbyt głośno, gdyż kilka ciekawskich głów zwróciło się w naszą stronę. Dziewczyna jedynie lekko obróciła głowę. – Przekaż Justinowi i Mike’owi, że ze mną wszystko w porządku i żeby nie zawracali sobie mną głowy – wykrztusiłam z trudem. Blondynka sztywno skinęła i szybkim krokiem opuściła lokal.
            Zapadłam się głębiej w kanapę, na której siedziałam i czułam jak w oczach wzbierają mi łzy. Po chwili już strumieniami spływały po moich policzkach. W środku mnie biło się tyle różnych emocji i uczuć, że nie potrafiłam stwierdzić jak tak naprawdę się czułam. Było źle, wręcz tragicznie, ale nie wiedziałam, czy jestem bardziej zła, zawiedziona, czy zdruzgotana. Pewnie wszystkiego po trochu.
            Nie wiem ile to trwało, ale w końcu udało mi się odepchnąć niechciane uczucia w głąb umysłu i jak robot powlokłam się do łazienki, gdzie powróciłam do wyglądu, który towarzyszył mi od tych kilku miesięcy.
            Później, zupełnie bezmyślnie, wyszłam na zewnątrz i bez zastanowienia zaczęłam maszerować ulicami Nowego Jorku. Było okropnie zimno, a drobne płatki śniegu spadały z nieba, obsypując moje czarne włosy, nie okryte już żadną czapką, cienką warstwą białego puchu. Wszystko ze mnie wyparowało. Żadna myśl nie miała sensu, patrzyłam na wszystko jakby z oddali, zupełnie nieobecna duchem.
            Ktoś z przechodzących obok ludzi, zahaczył o mnie ramieniem. W wyniku szturchnięcia straciłam na moment równowagę i zmusiłam się do rozejrzenia po okolicy. Z niekrytym przerażeniem zdałam sobie sprawę, że nie mam pojęcia gdzie się znajdowałam. Nie znałam tego miasta i nie powinnam była tak się włóczyć, ale wtedy w ogóle się nad tym nie zastanawiałam. Już tego żałowałam.
            Jak na zawołanie rozdzwonił się mój telefon. Wygrzebałam go z torby i nawet nie patrząc kto dzwonił, odebrałam i chciałam poprosić o natychmiastową pomoc.
- Amy! Szósty raz do ciebie dzwonię! Gdzie jesteś i dlaczego nie odbierałaś? – usłyszałam pretensjonalny ton głosu i przez chwilę nie wiedziałam do kogo ten głos należał. Miałam ochotę po prostu się rozłączyć, bo miałam już po dziurki w nosie ciągłych wyrzutów i pretensji. – Jesteś tam? Coś się stało? – dodał ktoś w słuchawce, zanim zdążyłam cokolwiek zrobić. Wreszcie się otrząsnęłam.
- Nie, w porządku, ale… chyba się zgubiłam – przyznałam ze wstydem.
- Co? Jak? Gdzie? – dopytywał się.
- Nie wiem, Austin. Jakbym wiedziała gdzie jestem to już bym wracała – jęknęłam, rozglądając się nerwowo dookoła. Zadawał kolejne pytania, a ja opowiadałam mu skąd wyszłam i kiedy mniej więcej to było. Na koniec opisałam mu jak wygląda moje najbliższe otoczenie, a on poprosił, żebym wysłała mu zdjęcie i nigdzie się nie ruszała. Nie musiał mi dwa razy powtarzać. Nie zamierzałam jeszcze bardziej się zgubić. To i tak cud, że nie znalazłam się w slumsach i nikt mnie nie napadł.
            Odgarnęłam warstwę śniegu z ławki i przysiadłam na jej skraju. Potarłam skostniałe ręce, których nie chroniły należycie nawet grube rękawiczki. Miałam wrażenie, że za kilka minut zamarznę i będę wyglądać jak bałwan ulepiony kilka metrów ode mnie. Cierpliwie jednak czekałam, wiedząc, że nic innego zrobić nie mogę.
            Zaczęłam już szczękać zębami, gdy żółta taksówka zatrzymała się przy krawężniku, a z jej wnętrza wyskoczył przystojny brunet z ulgą pojawiającą się na twarzy. Zaraz jednak spojrzał na mnie krytycznym wzrokiem, a ja odpowiedziałam mu spojrzeniem pełnym skruchy. Pociągnął mnie natychmiast do środka czekającego pojazdu i wsiadł zaraz po mnie. Trzęsłam się strasznie, a szczęka drżała tak bardzo, że nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa.
- Kto normalny wybiera się na piesze wycieczki w taką pogodę i to jeszcze po takim mieście jak to? – spytał, na co wzruszyłam ramionami, dalej dygocząc. Chłopak poprosił kierowcę o podkręcenie ogrzewania, ale i to niewiele z początku pomogło. Zdesperowana, przysunęłam się bliżej ciemnowłosego, a on pewnie objął mnie ramieniem, pozwalając mi mocno się wtulić i porządnie zagrzać. – Co ci przyszło do głowy, gamoniu? – skarcił mnie, patrząc na mnie z troską.
- Byłam na spotkaniu, ale się zdenerwowałam i wyszłam, nie zwracając na nic uwagi, aż zdałam sobie sprawę, że się zgubiłam – wyjaśniłam, cicho, gdy już byłam w stanie mówić. Na szczęście siedział na tyle blisko, że wszystko usłyszał.
- Następnym razem znajdź sobie inny sposób na wyładowanie emocji to oszczędzimy sobie zamieszania – parsknął, kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Nie martw się, nie zamierzam tego powtarzać – odparłam i choć po tym wszystkim nie było mi do śmiechu, zaśmiałam się krótko. […]
            Austin zabrał mnie na gorącą czekoladę i miło spędziliśmy resztę popołudnia. Kawiarnia, w której się zatrzymaliśmy znajdowała się w centrum handlowym, więc odwiedziliśmy kilka sklepów, cały czas się wygłupiając i co jakiś czas robiąc zdjęcia w śmiesznych okularach czy czapkach.
            To dziwne, że po tym wszystkim co mnie dzisiaj spotkało miałam ochotę na żarty, ale w jego towarzystwie trudno było się nie śmiać. Miał też znakomite wyczucie, gdyż nie poruszył żadnego niezręcznego tematu. Po prostu gadaliśmy o błahostkach i zachowywaliśmy się jak starzy znajomi, choć przecież znałam go dopiero drugi dzień. Po wszystkim odwiózł mnie hotel i odprowadził pod same drzwi, żartując, że zgubię się po drodze za co walnęłam go w ramię. Pożegnałam się całusem w policzek i krótkim przytuleniem, dziękując po raz kolejny za ratunek i wszystko inne. Dostrzegłam kątem oka, że ostatnie sekundy naszego spotkania obserwuje pewien niezadowolony gwiazdor ze skwaszoną miną. Nic nie powiedział, wręcz odwrócił się ostentacyjnie na pięcie i odszedł, gdy tylko zorientował się, że go widzę.
            Wróciłam do pokoju i dopakowałam kilka rzeczy. Pół godziny później opuściliśmy miejsce naszego pobytu i udaliśmy się na lotnisko. Mimo, że siedziałam obok Justina, nie odezwał się do mnie ani słowem. Przez większość podróży miał w uszach słuchawki, a przez resztę spał. Nie zamierzał go zmuszać do rozmowy.
            Gdy wylądowaliśmy w Kanadzie dowiedziałam się, że nawet nie odwiezie mnie do domu, tylko polecił do jednemu ze swoich ludzi. Zdenerwowałam się. Dobrze, mogło mu się nie podobać, że spotkałam się z innym chłopakiem po tym, co mi powiedział, ale mimo wszystko, powinien choć trochę opanować swoją zazdrość i ze mną porozmawiać, a miałabym szansę mu to wyjaśnić. No, ale przecież lepiej się dąsać jak sześcioletnie dziecko i obrażać. Niech do tego tupnie nogą, a zabiję go śmiechem.
            Odeszłam bez pożegnania, dając mu czas na ochłonięcie i przemyślenie tego wszystkiego. Sama tego potrzebowałam. Mimo wszystko, znowu byłam przygnębiona. Humor poprawił mi się dopiero wtedy, gdy przekroczyła próg domu i w moje ramiona wpadł mały piszczący Andy, tryskający radością z mojego powrotu i opowiadający o wszystkim, co mnie ominęło. Zaraz potem rzuciłam się na szyje Lucasowi i wyprzytulałam go za wszystkie czasy. Przez ten moment wyparłam wszystkie nieprzyjemne wspomnienia ze świadomości i cały ten wyjazd wydawał się tylko moim chorym wymysłem.  […]
            Minął tydzień. Powrót do szkoły, o dziwo, nie był tragiczny. Justina nie widziałam ani razu od chwili powrotu, bo zajął się sprawami zawodowymi i nie chodził na lekcje. Spędzałam czas z Cassie i moimi ukochanymi domownikami. Po za tym zakuwałam do egzaminów semestralnych, które zbliżały się wielkimi krokami.
            Przez to wszystko, co się wydarzyło, coraz częściej rozmyślałam nad tym, co będzie dalej. Ostatnimi czasy żyłam z dnia na dzień, tygodnia na tydzień. Dbałam o dom i szkołę i nie zastanawiałam się nad niczym więcej. Wiedziałam, że muszę mieć dobre stopnie i odkładać pieniądze na studia, ale zdałam sobie sprawę, że nawet nie wiem, co chcę w życiu robić. Nie potrafiłam sobie tego wszystkiego wyobrazić. Ja pójdę na studia, Cassie zostanie w liceum, a Justin wyruszy w trasę, zajmie się nagrywaniem i promowaniem płyty i ogólnie wróci do swojego gwiazdorskiego trybu życia. Lucas będzie dalej godził pracę z wychowaniem Andrew i związkiem z Vanessą. Mam nadzieję, że ta dziewczyna mu pomoże, gdy ja będę zajęta zdobywaniem wykształcenia, bo póki co to tylko wyciąga go z domu i patrzy na mnie krzywym okiem przy każdej okazji.
            Piątkowy wieczór mijał mi wyjątkowo spokojnie i… nudno. Nie narzekałam, bo miałam już dosyć rewelacji i afer, jak na jeden tydzień. Niemniej jednak nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Lucky wyszedł z Van, a Andy był u sąsiadki, bo przyjechał do niej wnuczek i nie wiedziała, co zrobić, żeby się nie nudzić. Ja natomiast nie miałam nic ciekawego do roboty. Mogłam co prawda pościerać kurze albo napisać esej na historię, ale bądźmy szczerzy, kto normalny chciałby tak spędzać początek weekendu?
            Zrezygnowana, włączyłam telewizor, bo w tym domu nie mieliśmy nawet komputera. Właśnie dlatego często zostawałam dłużej w szkole, gdy musiałam skorzystać z Internetu albo coś napisać. Przełączyłam kanał na jakiś muzyczny i po dziesięciu minutach wycia jakiejś nowej gwiazdki zaczęły się newsy. Zupełnie nie interesowało mnie, że Angelina Jolie postanowiła adoptować kolejne dziecko albo, że Miley Cyrus ponownie zeszła się ze swoim chłopakiem. Nowy teledysk dziewczyny, której nazwisko nic mi nie mówiło również mnie nie zaciekawił.
- A teraz czas na informacje dnia. Justin Bieber został przyłapany ze swoją nową dziewczyną – oznajmiła podekscytowanym głosem prowadząca, a moje serce zaczęło szybciej bić. W myślach błagałam, żeby nie okazało się, że ktoś nas razem widział na balu noworocznym. – Plotki o rzekomym związku z młodą piosenkarką i aktorką, Seleną Gomez, potwierdziły się! Para została w tym tygodniu kilkakrotnie złapana przez fotoreporterów, ale też specjalnie się z tym nie kryli. Sami zobaczcie – powiedziała, a na ekranie pojawiło się po kolei kilka zdjęć. Na wszystkich była uśmiechnięta Gomezowa i Gwiazdorek. Na jednym trzymali się za ręce, na innym ona złapała go pod ramie. Siedziałam zszokowana i zdezorientowana. – Justin przyleciał dla swojej dziewczyny do Los Angeles, a teraz podobno ona leci z nim do studia, gdzie młody piosenkarz będzie pracował nad nową płytą. Widać para nie może bez siebie wytrzymać! Oby…
            Wyłączyłam telewizor i tępo wpatrywałam się w czarny ekran. Z tego, co wiedziałam, Bieber nagrywał w Kanadzie, całkiem niedaleko naszej szkoły. To oznaczało, że ta gwiazdka Disneya się tu pojawi, a ja mogę na nią wpaść. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Ostatniego spotkania z nią nie wspominałam najlepiej. Miałam ochotę zaszyć się gdzieś na najbliższy czas i nie pokazywać nikomu na oczy. Najbardziej bolała mnie myśl, że myślałam, że on ciężko pracuje i dlatego nie ma czasu, żeby się ze mną skontaktować, a tymczasem mizdrzył się do tej wymalowanej lali. Miło z jego strony.
            Moje ponure rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi, a następnie głośne pukanie. W pierwszej chwili miałam ochotę po prostu nie otwierać, ale uświadomiłam sobie, że może to sąsiadka odprowadziła Andrew.
            Podeszłam do drzwi i otworzyłam je bez zastanowienia. Sekundę później moja szczęka opadła prawie do podłogi. Spodziewałabym się tu prędzej mojej własnej matki niż…
- Możemy porozmawiać?
- Nie mamy o czym – odburknęłam nieprzyjemnie. Może zareagowałabym łagodniej, gdyby nie ten materiał w telewizji.
- Proszę, to zajmie dziesięć minut i obiecuję, że nie będzie to nic złego – poprosiła, uśmiechając się niepewnie.
- Czego chcesz? – spytałam nieufnie i z dystansem. Ciągle nie pozwoliłam jej przekroczyć progu domu.
- Przeprosić – odpowiedziała krótko, a ja ponownie doznałam szoku. Tylko po to się fatygowała? W końcu jednak moje serce zmiękło, a raczej moja ciekawość przeważyła na jej korzyść. Wpuściłam brunetkę do środka i przekręciłam zamek. Usiadłyśmy na sofie w salonie i patrzyłyśmy na siebie w milczeniu. Czekałam, aż się odezwie, bo przecież to ona chciała porozmawiać, ale ona uparcie milczała, wprawiając mnie w zakłopotanie. Miałam wrażenie, że w powietrzu wisi tysiące niewypowiedzianych słów, które chciałybyśmy sobie wyrzucić.
- Jesteś teraz już oficjalnie z Justinem? – zapytałam, nie wytrzymując tej martwej ciszy. Po za tym chciałam mieć pewność, bo nie ufałam mediom. Pamiętam, co wymyślały, gdy Cherry kręciła się wokół Biebera.
- Nie nazwałabym nas jeszcze prawdziwą parą, ale wszystko idzie w tym kierunku – odparła rzeczowym tonem, zakładając nogę na nogę i składając dłonie na kolanach. Odrzuciła włosy do tyłu i uśmiechnęła się z zadowoleniem. Wreszcie dostała, czego chciała.
- Nie chcę być niegrzeczna, ale mogłabyś mi nareszcie wyjaśnić po co się tu zjawiłaś? Bo jeśli po to, żeby pochwalić się swoją relacją z chłopakiem to powinnyśmy się pożegnać – poinformowałam ją, uśmiechając się sztucznie.
- Co tak nerwowo. Masz prawo mieć o mnie złe zdanie, bo ostatnio zachowałam się wobec ciebie okropnie, dlatego przyszłam to sprostować – wyjaśniła, a ja spojrzałam na nią z niedowierzaniem. – Byłam zazdrosna – przyznała otwarcie. – Wiesz, w lato Justin zadurzył się w takiej jednej… - zaczęła, a ja zesztywniałam. Nie miałam ochoty tego słuchać, ale gdybym zareagowała zbyt gwałtownie, mogłoby to wzbudzić niepotrzebne podejrzenia. Selena zatrzymała się na chwilę, jakby zastanawiała się ile może mi powiedzieć.
- Cherry? – spytałam cicho, patrząc na swoje kolana.
- Opowiadał ci o niej? – zdziwiła się.
- Raz wspominał, ale niewiele wyjaśnił, a potem już nie chciał do tego wracać – mruknęłam, pomijając większą część historii tamtego wieczoru, gdy szatyn mi o tym opowiadał.
- Nie dziwię się. On się w niej zakochał, a ona zachowała się jak suka i uciekła bez słowa wyjaśnienia. Nie chcesz wiedzieć, co się wtedy z nim działo. To był koszmar, ale ja pomogłam mu przez niego przejść. I już było niemal dobrze, tylko, że ja… też coś do niego poczułam. Prawie zaczął to odwzajemniać, ale wtedy pojawiłaś się ty. Opowiadał mi o tobie godzinami, a ja wyłam w środku z rozpaczy. W Nowym Jorku trochę mi odbiło, gdy cię zobaczyłam. Chciałam się pozbyć zagrożenia, przyznaję, było to podłe z mojej strony, ale nie myślałam wtedy racjonalnie. Tyle się napracowałam, żeby pozbyć się z jego serca tej zdziry, a tu nagle wpadasz ty i wszystko niszczysz. Spróbuj choć trochę wczuć się w moją sytuację – opowiadała, a ja siedziałam sztywna jak kłoda, z nieobecnym wzrokiem i pękającym sercem. Z trudem zniosłam obelgi na moją dawną osobę, a co dopiero opowieść o załamanym Justinie. – Jednak nie musiałam nic robić. Sama załatwiłaś sprawę. Nie wiem, co zrobiłaś, ale dziękuję. Jus przyjechał do mnie po nowym roku i nie wspomniał o tobie ani słowem, ale za to zaczęliśmy się do siebie zbliżać – dodała. To był cios poniżej pasa. Chełpiła się tym, że wygrała przez mój błąd. – Chciałabym tylko wiedzieć, że między nami wszystko w porządku.
            Była bezczelna i pewna siebie. Powinnam walnąć jej z liścia i wyrzucić za drzwi. Jaki tupet trzeba mieć, żeby przyjść do mojego domu i opowiadać mi takie rzeczy? Oszołomiona, pokiwałam jednak głową i mruknęłam coś cicho. Dziewczyna uśmiechnęła się w odpowiedzi, wstała, pocałowała mnie w policzek i wyszła, jak gdyby nigdy nic. A ja ciągle tkwiłam na kanapie, nieobecna duchem, na nowo przeżywając każdą chwilę minionego roku.

            Moje serce zostało zmiażdżone w drobny mak.
* * * *
Przepraszam. Znowu i znowu. Nie wiem jak to możliwe, ale w te wakacje mam mniej czasu niż w roku szkolnym. Wolontariat, spotkania z przyjaciółmi, do tego dużo biegam i czytam, a wieczorami kładę się spać wcześnie, wykończona tym wszystkim. A za parę godzin wyjeżdżam. Na 3 tygodnie. Nie wiem czy dam radę coś tam napisać i dodać, nic już nie obiecuję. Na pewno nie skończę tego opowiadania tak szybko jak chciałam, więc jeszcze się ze mną pomęczycie. 
Przepraszam też za błędy, bo nie zdążyłam nic sprawdzić. Chciałam już coś dodać, żeby Was dłużej nie męczyć :) 
Czytasz = Komentujesz
Pozdrawiam ;**  

4 komentarze:

  1. pfff dlaczego on jest z tamtą:( już nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)
    boskie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie :> rozdzial genialny jak zwykle. Nadal mam nadzieje ze Cherry sie przyzna Justinowi i będą razem, choc to chyba nie takie proste... :c

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaka suka! Cherry/Amy mam nadzieję że pogada z Justinem. Może nawet będą razem... A w ogóle to jestem ciekawa jak zareaguje gdy dowie się że Amanda to Cherry. Przykro mi i czekam co dalej //@VeronikaMiriam

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej, nadrobiłam zaległości (nareszcie)
    Naprawdę masz talent co do pisania i mam nadzieję że będziesz pisać dalej + dodawaj coś częściej.
    Mam nadzieję że nie będą razem, bo wtedy będzie więcej rozdziałów ;)

    Pozdrawiam i zapraszam do mnie. Liczę na szczery komentarz i Twoją opinię ;)
    nomatterwhoyouare333.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń