środa, 28 sierpnia 2013

[18] "Ten człowiek oznacza dla mnie tylko kłopoty."

Rozdział 18 „Ten człowiek oznacza dla mnie tylko kłopoty.”
            Po tym wydarzeniu od razu zadzwoniłam do Cassie, która natychmiast do mnie przyjechała i zaczęła mnie pocieszać. Wiedziała, co wydarzyło się w sylwestra, więc gdy usłyszała, że ponownie spotkałam Selenę, przytuliła mnie bez zastanowienia i pozwoliła mi się wypłakać. Gdy już się uspokoiłam, wszystko jej opowiedziałam.
            Czułam się naiwnie i słabo. Przez cztery miesiące nie uroniłam jednej łzy, a odkąd Justin znowu namieszał w moim życiu, co chwilę wpadałam w histerię. To było nienormalne i wręcz się za to nienawidziłam.
- Ty się zakochałaś – skomentowała, a ja spojrzałam na nią spod łba. – Nie patrz tak na mnie, mówię to, do czego boisz się przyznać nawet przed samą sobą.
            Zastanowiłam się na chwilę nad jej słowami. Osoba tego chłopaka zawsze budziła we mnie silne emocje, nieraz przestawałam przy nim racjonalnie myśleć i robiłam głupoty, ale nigdy nie myślałam o tym, jak o czymś poważnym i stałym. Właściwie to potrafiłam w ciągu jednego dnia znienawidzić i polubić go ze sto razy. Coś jednak było w tym, że tak bardzo raniło mnie jego zachowanie i tak bardzo przejmowałam się nim samym.
- Nie nazwałabym tak tego. Po za tym to nie ma znaczenia – wychrypiałam, ocierając wilgotne policzki.
- Jak to nie ma znaczenia? To wszystko zmienia! – podniosła z emocji głos, co nieco mnie rozbawiło, ale szybko spoważniałam.
- Mówiłam, jest z Gomezową – burknęłam markotnie.
- Żeby zrobić ci na złość!
- Co? – zapytałam inteligentnie.
- Nie mógł znieść, że się z kimś spotykasz… Nie przerywaj mi! – zagroziła, widząc, że chcę sprostować wzmiankę o moich rzekomych randkach. – Dla niego tak to wygląda, bolało go to, ale zamiast to wyjaśnić, postanowił odegrać się tym samym. Być może sprawdza też twoją reakcję, bo sama opowiadałaś, jak mówił, że widzi, że coś do niego czujesz, ale nie chcesz z nim być. Ciągle mu tego nie wyjaśniłaś – roztrwaniała się. Ona chyba uwielbiała snuć te swoje teorie i się w to wszystko wczuwać, ale jednocześnie tak często potrafiła pomóc i jeszcze częściej miała racje.
- Bo nie dał mi na to szansy! – oburzyłam się, na nowo się na niego złoszcząc.
- Krzycz na niego, nie na mnie. Ja jestem niewinna – odparła, unosząc bezbronnie ręce, co mnie rozśmieszyło.
- Okej, przepraszam – fuknęłam, uśmiechając się po chwili przepraszająco. – Ale nawet jeśli jest z nią, żeby wzbudzić we mnie zazdrość, nie zamierzam się w to wtrącać.
- To co zamierzasz? – spytała, a po jej minie widziałam, że nie oczekuje odpowiedzi, a jedynie chce mi dać do myślenia. Wzruszyłam ramionami.
- Nie mam pojęcia. Postaram się z nim porozmawiać, bo nie chcę, żeby był na mnie zły, ale nie zamierzam bardziej angażować się w tą znajomość. Nauczyłam się już, że ten człowiek oznacza dla mnie tylko kłopoty – odpowiedziałam mimo wszystko.
- W takim razie powinnaś wreszcie wyrzucić go ze swojego serca – oznajmiła poważnym tonem, patrząc na mnie z mieszanką współczucia, ale i wsparcia. Pokiwałam niepewnie głową. – Muszę już wracać, poradzisz sobie? – dodała, zerkając na zegarek.
- Jasne, przepraszam w ogóle za fatygę i jak zwykle dziękuję, że mogę na ciebie liczyć – odpowiedziałam, mocno ją przytulając.
- Zawsze do usług – odparła, uśmiechając się szeroko. Odprowadziłam ją do drzwi i pożegnałam. Rozmowa z nią przeniosła mi nieopisaną ulgę, wreszcie się uspokoiłam i poukładałam trochę myśli. Jakoś przetrzymam te kilka miesięcy w towarzystwie Pana Gwiazdy, a potem nasze drogi się rozejdą, tym razem już na zawsze. Musiałam sobie jednak najpierw wyjaśnić z nim parę spraw, żeby nie było niedopowiedzeń i większych problemów. Może i nieraz mnie zranił, ale ja już wystarczająco mu się odpłaciłam i nie chciałam mu jeszcze dokładać.
            Moje rozmyślania przerwały krzyki z zewnątrz. Szybkim krokiem podeszłam do okna i dyskretnie przez nie wyjrzałam. Wytrzeszczyłam oczy, gdy zobaczyłam, że to Lucas kłóci się z jakimś podejrzanym gościem. Moja ciekawość była zbyt wielka, żeby odpuścić, więc uchyliłam okno, żeby lepiej słyszeć i czekałam na rozwój wydarzeń. Serce biło mi jak dzwon.
- Mówiłem już, że nie mam tych pieniędzy! – krzyknął mój współlokator. – I nic dla was nie zrobię.
- Jeszcze zmienisz zdanie, gdy porozmawiamy sobie z tą twoją ślicznotką – odwarknął jego rozmówca. Lucky w sekundę znalazł się przy nim i podniósł go nad ziemię za kurtkę.
- Radzę ci się nawet do niej nie zbliżać – usłyszałam jedynie, bo dalej przyciszył głos. Po chwili rozległ się łoskot, a chłopak, który groził Lucasowi leżał na ziemi. Szybko się pozbierał, krzycząc coś niezrozumiałego i uciekł. Byłam pewna, że mój przyjaciel prychnął lekceważąco i wszedł do kamienicy, w której mieszkaliśmy. Błyskawicznie zamknęłam okno i usiadłam na kanapie, włączając telewizor.
Mój mózg pracował na najwyższych obrotach. Lucky miał problemy i to poważne. Ten gość nie wyglądał na byle kogo. Może sam nie był groźny, ale założę się, że ma swoją bandę i wyglądał na bardzo stanowczego. Chciał pieniędzy, których mój współlokator nie mógł mu dać, ale czułam, że nie odpuści. Musiałam coś wymyślić, jakoś pomóc. Nie mogłam przecież pozwolić, żeby jedynej tak bliskiej mi osobie coś się stało.
Usłyszałam dźwięk otwieranego zamka i wiedziałam, że zaraz ujrzę zdenerwowaną twarz niebieskookiego. Byłam jednak pewna, że jeśli zapytam wprost o co chodziło, nie odpowie. Co najwyżej się pokłócimy, ale i tak niczego się nie dowiem, a już tym bardziej nie pozwoli mi nic zrobić.
- Cześć – wymamrotałam, gdy przekroczył próg pokoju. Spojrzał na mnie, a w jego oczach błyszczała złość pomieszana ze zmartwieniem. – Jak było z Vanessą? – zapytałam, ale jedynie wzruszył ramionami. Aż bałam się dalej dopytywać, bo nie chciałam bardziej go denerwować. – Słyszałam jakieś krzyki, wiesz może co się stało? – wyrzuciłam niby od niechcenia i może to była moja paranoja, ale wydawał się cały zesztywnieć.
- Nie zauważyłem nic niepokojącego – wycedził markotnie po dłuższej chwili. Czyli miałam rację, nic się nie dowiem. Musiałam więc działać na własną rękę. […]
            Kilka dni później Justin pojawił się w szkole. Zachowywał się jak zupełnie inna osoba. Trochę przypominał starszą wersję siebie, tą którą poznałam w zeszłym roku. Panoszył się jakby był kimś lepszym niż reszta, trzymał z tymi popularnymi i zachowywał zuchwale. Miałam wrażenie, że te momenty, w których zachowywał się jak dżentelmen i był taki słodki po prostu mi się przyśniły. Nie wiedziałam, co w niego wstąpiło. Mógł być na mnie zły, ale dlaczego odgrywał się na innych? Niech już powie mi to, co mu leży na sercu w twarz, a nie wyżywa na innych. Szczególnie, że podobno spędził upojne chwile ze swoją nową dziewczyną, więc raczej nie miał na co narzekać.
- Hej – usłyszałam, gdy siedziałam w stołówce w przerwie na lunch i zajadałam krem z brokułów. Nie był najlepszy, ale dało się go zjeść, a mój żołądek domagał się czegoś porządnego.
- O, cześć. Jak historia? – spytałam, wiedząc, że Cassie pisała dzisiaj ważny test.
- Nijak. Nie było źle, ale okaże się jak będą wyniki – odparła lekko. Zupełnie jakbym widziała się rok wcześniej. Wtedy też się niczym nie przejmowałam. Spostrzegłam jednak, że moja przyjaciółka spogląda z zatroskaniem w stronę stolika, przy którym siedział Justin z bandą, jak dla mnie, zwykłych debili, ale mieli sporo kasy i grali w szkolnych drużynach, więc się liczyli.
- Co jest? – spytałam bezpośrednio, marszcząc brwi i przyglądając jej się badawczo.
- To nic takiego – odparła wymijająco, nawet na mnie nie patrząc.
- Cassie, przecież widzę.
- Naprawdę nic się nie stało – przekonywała mnie.
- Cassandro Marie van Allen! Masz mi w tej chwili powiedzieć o co chodzi, bo inaczej porozmawiamy – uniosłam się i wymierzyłam w nią łyżką. Wyglądała jakby nie wiedziała czy ma się śmiać, czy płakać.
- Już dobrze, tylko się uspokój i nie mówi do mnie pełnym imieniem. To brzmi groźnie i przerażająco – mruknęła, ciągle zaskoczona moim wybuchem.
- Bo miało tak brzmieć. A teraz gadaj!
- Okej, Justin dziwnie się dzisiaj zachował – wyznała cicho, tak, że ledwo usłyszałam to w zgiełku szmerów panujących wokoło.
- To znaczy?
- No, wpadłam na niego, wypadły mi książki i spodziewałam się, że mi pomoże, szczególnie, że go przeprosiłam, a on burknął coś kąśliwego, wszyscy zaczęli się śmiać i odeszli jeszcze bardziej rozkopując wszystko, co mi spadło – wyznała jakby ze wstydem. Aż się we mnie zagotowało. Momentalnie podniosłam się z miejsca, kierując mordercze spojrzenie w stronę wspomnianego szatyna. Dziewczyna jednak szybko mnie powstrzymała, łapiąc mnie za rękę. – Daj spokój, to nie jest tego warte. Nie potrzebujesz większych problemów – powiedziała stanowczo, co mnie przekonało. Faktycznie, bójka na środku szkoły była w stylu Cherry, a przecież nie chciałam jej w żadnym stopniu przypominać. Ciągle jednak byłam tak wściekła, że ręce mi się trzęsły. Tej gwiazdce już się kompletnie w głowie poprzewracało. Zachowywał się jak najgorszy gnojek, wkurzyłabym się nawet gdyby tak potraktował obcą mi osobę, a co dopiero moją najlepszą przyjaciółką, którą sam przecież lubił. Przypomniało mi się jak planowaliśmy wspólny wyjazd na ferie, ale to jeszcze bardziej mnie rozłościło.
            To było, aż niewiarygodne, żeby tak się zmienić w ciągu nieco ponad tygodnia. Ale Cassie by mnie nie okłamała, nie w takiej sprawie, tym bardziej, że sama zaobserwowałam jak niestosowanie zachowuje się Bieber. Ochota na rozkwaszenie jego twarzy nie opuszczała mnie ani na chwilę.
            Moja towarzyszka próbowała zmienić temat i mnie uspokoić, ale nic to nie dało. Gdy kierowałam się na kolejną lekcję, którą na nieszczęście miałam z Gwiazdorkiem, wciąż we mnie wrzało. Weszłam do klasy i omal nie wybuchłam głośnym krzykiem, widząc go na moim miejscu. Nie zamierzałam mu ustępować. Chyba już kompletnie mu odbiło, jeśli myślał, że będę się teraz przed nim płaszczyć jak ci wszyscy idioci wokół niego.
            Przepchałam się przez otaczający go tłum wielbicieli i spojrzałam na niego wściekle.
- Zająłeś moje miejsce – syknęłam, krzyżując ręce na piersiach i mrużąc oczy. Widziałam ten błysk zdziwienia w jego oczach, gdy dotarło do niego kto odważył się tak wobec niego zachowywać, ale szybko przywołał tą wyćwiczoną obojętność i wyzywający uśmieszek.
- Nie widzę, żeby było podpisane – odparł ironicznym tonem, a wszyscy w kręgu zaśmiali się głupkowato. Kilku chłopaków zagwizdało, wyczuwając napięcie panujące wokół naszej dwójki.
- Podpiszę się twoją krwią, jeśli stąd nie znikniesz. Daję ci dziesięć sekund – warknęłam najbardziej wrogim tonem na jaki było mnie stać. Nie było to trudne, bo w tym momencie nienawidziłam go bardziej niż kogokolwiek. Miałam przed oczami wszystkie złe rzeczy, które mnie przez niego spotkały, wszystkie słowa i czyny, które zraniły mnie i moich najbliższych. Trochę się tego nazbierało przez te dziesięć miesięcy naszej wybuchowej znajomości.
            Może mi się przywidziało, ale chłopak zdawał się wzdrygnąć. Większość towarzystwa zamarła w niepewnym oczekiwaniu, a kilku odważnych zabuczało głośno.
- Co tak nerwowo, kicia – wyrzucił, wymuszając wyluzowany ton i starając się obróć tą sytuację na swoją korzyść i to jeszcze w zabawny sposób. Jednak to określenie w jego ustach i sposób w jaki je wypowiedział doprowadziły mnie na krawędź.
- Pięć… Cztery… Trzy… - zaczęłam odliczać, a on spojrzał na mnie nie rozumiejąc, o co chodzi. Ciągle jednak siedział, rozwalony na moim krześle. – Dwa… Jeden!
            W sekundę złapałam colę, trzymaną przez najbliższą osobę i przechyliłam tak, że jej zawartość rozlała się na krocze Biebera. Miałam szczerą nadzieję, że ktoś to nagrał albo zrobił zdjęcie, bo jego mina była bezcenna. Wyraz jego twarzy będzie mi się śnił po nocach. Poderwał się z miejsca jak poparzony i stanęliśmy twarzą w twarz, mierząc się rozwścieczonymi spojrzeniami. Czułam jak moje serce przyspiesza swój bieg, ale zachowałam kamienny wyraz twarzy.
- Pożałujesz… - zaczął, ale natychmiast mu przerwałam.
- Ogarnij się, Bieber – wycedziłam przez zęby. -  Nie jesteś nikim lepszym ode mnie ani nikogo w tej szkole. Zacząłeś tu chodzić, bo chciałeś być normalnym nastolatkiem, więc tak się zachowuj, a nie jak rozkapryszona księżniczka, bo to nie sprawi, że będziesz fajniejszy – wyjaśniłam dobitnie, odsuwając się o krok. Zabrakło mu słów. Zawsze potrafiłam dogadać. Wszystko przez ten niewyparzony język, ale przyznam, że w takich sytuacjach się przydawał. Nie dam sobie w kaszę dmuchać. – A teraz odejdź i nie wchodź mi więcej w drogę – dodałam chłodno, robiąc mu miejsce do przejścia. Widziałam jak zaciska dłonie w pięści, ale ewidentnie zabrakło mu argumentów do dalszej dyskusji. Wszyscy dookoła też jakby zapomnieli jak się używa ust. Zmierzył mnie nienawistnym spojrzeniem i dumnie odmaszerował, zapewnie do łazienki by pozbyć się mojego arcydzieła. Reszta natychmiast się rozeszła i zajęła swoje miejsca. Moje pozostało puste, co wywołało mój szyderczy uśmiech. Przez cały czas w tej szkole byłam szarą myszką i starałam się nie rzucać w oczy, ale w takiej sytuacji nie potrafiłam zachować się spokojnie i nawet tego nie żałowałam.
            Usiadłam z zadowoleniem, przysuwając odpowiednio krzesło. Gwiazdorek nie pojawił się już do końca lekcji. […]
            Wyszłam ze szkoły, opatulając się ciepłym szalem i chowając ręce do kieszeni płaszcza. Miałam już serdecznie dość zimy, śniegu, mrozu, ślizgania się na zamarzniętych chodnikach i nieustającej jak mi się zdawało ciemności. Nie mogłam się doczekać, aż nadejdzie wiosna i wszystko obudzi się do życia, chociaż tutaj w Kanadzie mogło to nadejść nawet pod koniec kwietnia. Musiałam więc jeszcze trochę przemęczyć się z zimową aurą.
            Zmierzałam w stronę przystanku, gdy usłyszałam irytujące wołanie. Próbowałam to zignorować, ale nic to nie dało, bo krzyki stawały się coraz głośniejsze. Niechętnie zatrzymałam się i obróciłam w stronę nawołującej mnie osoby.
- Czego chcesz? – warknęłam natychmiast, gdy ujrzałam szatyna o czekoladowym spojrzeniu.
- Co ci się stało? – zapytał zszokowany. Zaśmiałam się gorzko, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszałam.
- Co mi się stało? To ty zachowujesz się jakby ci na mózg padło! – uniosłam się, a złość ponownie wypełniła każdą komórkę mojego ciała. Przez długi czas nie odpowiadał. – Nie wiem o co ci chodzi, bo od nowego roku unikałeś mnie jak ognia, a teraz zachowujesz się jakby wszyscy ci coś zrobili i w ramach pokuty byli twoimi służącymi. Nie takiego Justina poznałam i nie z takim chcę się zadawać – oznajmiłam tonem równie zimnym jak otaczające nas powietrze. – Zastanów się kto tu powinien przemyśleć swoje zachowanie i daj znać jak przestaniesz zachowywać się jak dupek – poinformowałam go i czym prędzej odeszłam, marząc o ciepłym kocu i popołudniu spędzonym na kanapie z kubkiem gorącej czekolady, z dala od rozpieszczonych gwiazdek i reszty problemów. […]
            Do końca następnego tygodnia unikaliśmy się jak ognia. Do tego wróciłam do pracy na zmywaku. Lucas jeszcze o tym nie wiedział, bo przeważnie go nie było albo… go okłamywałam. Nienawidziłam tego, ale skoro on nie chciał mi nic powiedzieć i dać sobie pomóc to nie miałam wyboru. Potrzebowaliśmy pieniędzy, więc zamierzałam je zarobić. Wszystko inne zeszło na dalszy plan. Byłam ciągle zmęczona, bo popołudnia spędzałam z Andrew, wieczory w pracy, a noce zarywałam na naukę. Nie było łatwo, ale nie zamierzałam narzekać. Nie miałam już dziesięciu lat i czas było wziąć na siebie odpowiedzialność za samodzielne życie, nie ważne jaką cenę miałam za to zapłacić.
- Wyglądasz na wykończoną – zauważyła Cassie podczas przerwy w szkole. Spojrzałam na nią smętnie. – Kolejna zarwana noc?
- Mam sporo nauki – wytłumaczyłam się. Codziennie powtarzałam to samo.
- Nie chcę tego słuchać. Przesadzasz. Jeśli się w końcu porządnie nie wyśpisz to na pewno nie zaliczysz dobrze egzaminów – stwierdziła, patrząc na mnie z troską w oczach.
- Dam radę, odeśpię w weekend – zapewniłam ją. Żałowałam, że zwolnili mnie z tej przyjemnej kafejki, w której pracowałam jesienią, ale niestety, obroty zmalały i cięcia budżetowe zmusiły do zwolnień, a że byłam najmłodsza i najmniej doświadczona to pożegnałam się z przyjemną pracą i miłymi współpracownikami.
- Cześć – usłyszałyśmy i równo obróciłyśmy głowy. – Możemy porozmawiać? – To pytanie było skierowane do mnie, ale jakoś nie miałam ochoty na nie odpowiadać.
- A mamy o czym? – spytałam, ignorując jego smutną minę i cierpienie w oczach. Miałam wrażenie, że nawet to miał wyćwiczone i udawał.
- Chcę przeprosić – oznajmił, a ja z trudem powstrzymałam prychnięcie.
- Nie tylko mnie należą się przeprosiny – stwierdziłam, patrząc na niego znacząco.
- A tak… Cassie, przepraszam cię z całego serca, że tak cię potraktowałem. Zachowałem się jak skończony idiota i nie liczę, że mi wybaczysz, ale chcę, żebyś wiedziała, że żałuję – wyznał, patrząc na moją przyjaciółkę ze skruchą w oczach. Widziałam po niej, że już o wszystkim zapomniała. Miała do niego pewnego rodzaju słabość, dlatego nie chciała mi się przyznać, że coś jej wtedy zrobił.
- Nie ma sprawy, przeprosiny przyjęty – odparła pogodnie, uśmiechając się uroczo. Odparł wdzięcznym spojrzeniem i przeniósł wzrok na mnie.
- Ze mną nie pójdzie ci tak łatwo – rzuciłam oschle.
- Spodziewałem się tego, ale chcę ci wszystko wyjaśnić. Proszę, przyjdź po lekcjach na parking to będziemy mogli spokojnie porozmawiać – powiedział i nie czekając na odpowiedź odszedł. Wywróciłam oczami. Jakoś wątpiłam, żebyśmy mogli „spokojnie porozmawiać” po ostatnich wydarzeniach. Co prawda emocje już opadły, ale i tak bardziej spodziewałam się kolejnej kłótni niż rychłej zgody. […]
            Mimo wszystko, po skończonych zajęciach wyszłam na parking i rozejrzałam się dookoła. Stał przy swoim czarnym samochodzie, oparty o maskę, ewidentnie na coś czekając. Przyjęłam obojętny wyraz twarzy i z wysoko uniesioną głową podeszłam w jego stronę. Niestety metr przed nim się poślizgnęłam i straciłam równowagę. Uratował mnie przed upadkiem na twardą, zmarzniętą ziemię, łapiąc mnie za łokieć.
- Dzięki – burknęłam od niechcenia. Skinął głową w odpowiedzi. Zapadła pełna skrępowania cisza, jakbyśmy oboje zapomnieli, co chcieliśmy powiedzieć.
- Może wejdziemy do środka zanim zamarzniemy? – zaproponował, a ja pokiwałam głową. Otworzył przede mną drzwi, co wydawało mi się równie niezręczne jak atmosfera wokół, zważywszy, że sporo ludzi nas obserwowało. To musiało być dziwne, tydzień temu zrobiliśmy taką aferę, a teraz wsiadam do jego auta, jakbym była jego dziewczyną.
             Od razu odepchnęłam od siebie tą myśl, widząc przed oczami jadowity uśmiech dumnej Gomez, gdy oznajmia mi, że jest z Justinem.
- Nie wiem od czego zacząć – wyznał cicho, patrząc przed siebie, co może by mnie nawet rozczuliło, gdyby nie to, że ciągle byłam na niego zła.
- Może odjedź sprzed szkoły zanim niektórym oczy wyjdą z orbit od gapienia się – mruknęłam, również zerkając za okno. Odpalił silnik i odjechał kilka przecznic, zaparkował i ponownie spróbował nawiązać rozmowę, ale jakoś mu to nie wychodziło. – Może powiesz mi wreszcie dlaczego zachowywałeś się jakby ci ktoś wsadził kij w tyłek? – wykrztusiłam zanim zdążyłam się zastanowić nad tym, co mówię.
- Dobrze powiedziane – odparł, z trudem powstrzymując uśmiech. Sama czułam się rozbawiona tym dialogiem. – Ale sam nie wiem. Teraz widzę, że było to głupie i niedorzeczne, ale sytuacja wokół mnie jest nerwowa, pracujemy dniami i nocami nad nową płytą, a do tego jeszcze ty…
- Ja? – zdziwiłam się. Spojrzał na mnie pobłażliwie.
- Nie mów, że po tym wszystkim cię to dziwi – zaśmiał się, ale nie było w tym nic pogodnego. Domyśliłam się, że chodzi o ten nieszczęsny bal noworoczny i sytuację na dachu. Niemal otwarcie przyznał, że coś do mnie czuje i chce, żebym przy nim była, a ja o mało nie wydałam swojej największej tajemnicy. To przez ten wyjazd wszystko tak się skomplikowało, a już wcześniej nie było łatwo. – Po za tym byłoby miło gdybyś też wytłumaczyła mi swoje zachowanie.
- Chciałam, ale nie dałeś mi szansy – odburknęłam.
- Byłem zły, chciałem to zrobić z samego rana, ale jak wstałem to dowiedziałem się, że jesteś z tym… - zaciął się. Widziałam jak zaciska szczękę i patrzy w dal z zamglonym z spojrzeniem.
- To było tylko przyjacielskie spotkanie, na miłość boską! – podniosłam ton głosu.
- Z jego strony to tak nie wyglądało…
- A nawet jeśli to co? Nie bądź hipokrytą! Sam cały czas się kręcisz wokół dziewczyn! Selena aż za dobrze mi wszystko wyjaśniła – warknęłam zirytowana.
- Selena? Co ona ci znowu nagadała? – Jeszcze bardziej się spiął.
- Nieważne. Chyba znasz ją lepiej, w końcu to twoja dziewczyna. – Końcówkę wypowiedzi wyplułam z odrazą, nie mogąc myśleć o tej brunetce pozytywnie, choć w małym stopniu.
- To było po tym jak zrozumiałem, że wolisz innego! – krzyknął. Na moment osłupiałam. Pojazd wydał mi się nagle wyjątkowo ciasny, a powietrze nieznośnie gęste. Spojrzał na mnie błyszczącymi od gniewu i smutku oczami, a ja poczułam niemiły ucisk w sercu. – Mówisz, że nie możesz się wiązać, ale nie chodzi o uczucia, nic nie wyjaśniasz, a zaraz potem lecisz do pierwszego poznanego typka – dodał oschle, przełykając z trudem ślinę. Przyglądał mi się spod zmrużonych powiek, co jeszcze bardziej mnie peszyło.
- Bo… Wiedziałam, że znajomość z nim nie potrwa dłużej niż dwa dni. Wyjechałam i więcej go nie zobaczę, więc chciałam się trochę zabawić. Ale nawet nic między mną, a nim nie było. A na pewno nie więcej niż między nami – wykrztusiłam, wyrzucając ręce w powietrze. Tego chłopaka nie dało się zrozumieć, a dodatkowo było najbardziej irytującym człowiekiem na Ziemi. Ewidentnie odjęło mu mowę. – Mówiłam, że nie możemy być więcej niż przyjaciółmi i wydawało mi się, że to zrozumiałeś, więc nie wiem, czemu zrobiłeś sobie taką nadzieję – dodałam chłodno, wiedząc, że go to zaboli, ale wiedziałam, że inaczej nie odpuści.
- Tak, masz rację – warknął, bo dłuższej chwili. – Byłem idiotą, bo się o ciebie starałem, ale nie martw się, drugi raz nie popełnię tego błędu – wycedził. Zabolało. Poczułam jak łzy wzbierają mi w oczach, więc czym prędzej wysiadłam z samochodu i biegłam, dopóki nie straciłam go z oczu. 
* * * * 
Wróciłam. Razem z weną i nowymi pomysłami. Nie wiem ile to potrawa i nie obiecuję, że teraz rozdziały będą dużo częściej, szczególnie gdy zacznie się szkoła, ale z pewnością zakończę to opowiadanie. Tak w ogóle to podoba mi się ten rozdział, dobrze mi się go pisało. Myślę, że trochę się wreszcie dzieję, coś się wyjaśnia między tą dwójką. A w następnym... Stanie się coś nieprzyjemnego... A teraz myślcie, co to może być. Czekam na Wasze pomysły :D 
Nie wiem kiedy następny, zależy jak mnie zmotywujecie ;) 
Czytasz = Komentujesz
Pozdrawiam ;** 

11 komentarzy:

  1. ŁOOOOOOOOOO. No to ciekawie sie porobiło ;) Szybko dodaj nowy rozdzial bo chyba umre jak nie dowiem sie co dalej! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś się dzieje. Nie spodziewałam się, że Justin będzie się tak zachowywać po Nowym Roku, ale najwidoczniej zależało mu na Amy, dlatego objął taką dziwną taktykę. Coraz ciekawiej się robi pomiędzy nimi. :) Niezła była ta akcja z colą. Jak sobie wyobraziłam tą scenę i minę Biebsa, aż chciało mi się śmiać.
    Nieważne, że rozdziały nie będą tak często, ważne jest to, że dalej piszesz to opowiadanie i masz pomysły na kolejne rozdziały. :) Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aww, dziękuję <3 Twoje słowa wiele dla mnie znaczą, dziękuję za wsparcie i to, że ciągle to czytasz ;** A Justin zawsze ma dziwne taktyki, więc nawet nie próbuj go zrozumieć :D

      Usuń
  3. Boże :> zaczynając kazdy kolejny rozdział mam nadzieje, że w koncu będzie jakaś słodka scena Justin-Cherry. Doczekam sie? Rozdział swietny jak zwykle :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doczekasz, doczekasz :) może będzie coś słodkiego nawet w następnym rozdziale :D

      Usuń
  4. Wow emocje. Czekam aż Amy powie że jest Cherry. Czekam co dalej //@VeronikaMiriam

    OdpowiedzUsuń
  5. Co ten Bieber wyprawia? Na szczęście Cherry trochę mu nawtykała. W tej sprawie zawsze można na nią liczyć ;). Stanie się coś nieprzyjemnego? Hmm... Może Justin odkryję tajemnicę Amy? Chociaż, z drugiej, strony, to nie byłoby takie straszne :). Dobra, poddaję się. Zostaje mi czekać na następny rozdział. Pozdrawiam ;*.
    Patiiiii

    OdpowiedzUsuń
  6. Chciałam ci tylko napisać, że przez swoją niesystematyczność, dużą rozbieżność między rozdziałami straciłaś sporą ilość czytelników. W tym mnie. Szkoda, bo to opowiadanie jest świetne. Jednak czasami to nie wystarcza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdaję sobie z tego sprawę i jest mi z tego powodu bardzo przykro, ale nie robię tego złośliwie, najczęściej sytuacje niezależne ode mnie. Jakbym na siłę dodawała, co tydzień to byłoby to dziesięć razy gorsze i niewarte uwagi, bo żeby stworzyć coś wartościowego trzeba poświęcić naprawdę sporo czasu. Po za tym jak komuś zależy, żeby dowiedzieć się, jak to się skończyło to zajrzy tu za kilka miesięcy i przeczyta te 10 rozdziałów, które zostało do końca.

      Usuń
  7. Hej. Akurat zajrzałam na Twojego bloga a tu nowy rozdział. Na samym początku dziękuję Ci za ten miły komentarz. Byłam bardzo mile zaskoczona, że jest jeszcze ktoś kto podziela moje zdanie.

    Co do samego rozdziału to kategorycznie stwierdzam, że panu Justinowi poprzewracało się w tyłku i polecam mu lekarza psychiatrę.

    Cherry jak widać jest w bardzo trudnej sytuacji. Szkoła dom praca i tak w kółko. Ma wiele obowiązków a ten wtrąca się we wszystko.

    I jeszcze te przeprosiny. Ten człowiek nie potrafi niczego racjonalnie wyjaśnić i porozmawiać jak normalny człowiek. Mam nadzieję że Cherry kopnie go w szanowne dupsko i znajdzie sobie kogoś wartego zachodu.

    To tyle. Pozdrawiam i zapraszam do mnie. Dodałam nową notkę.
    http://nomatterwhoyouare333.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. nareszcie, nareszcie, naaaaaarreeesszzzzciiieeeee <3 widać, że fajnie ci się pisało, bo rozdział jest bardzo dobry. co oczywiście nie znaczy, że inne nie są haha :)
    dobrze że nie poszłaś od razu na łatwiznę i zrobiłaś z nich słodką parkę, wielbię cię za to! i mam nadzieję że rozdział pojawi się troszeczkę szybciej, aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że szkoła niestety ogranicza wolny czas (trochę bardzo).

    życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń