Rozdział 14 „Czekam na
swoje śniadanie, łzawa królewno.”
Po kolacji oglądaliśmy razem z kilkoma tancerzami film.
Był ciekawy, a atmosfera była przyjemna. Czułam jakbym spędzała miły wieczór z
przyjaciółmi, chociaż przecież poznałam ich parę godzin wcześniej. Jedynym
drażniącym elementem był nieustannie gapiący się we mnie Bieber. Możecie
powiedzieć, że miałam obsesję, ale naprawdę przez cały czas czułam jak wwierca
we mnie swoje spojrzenie. Dziewczyna siedząca obok chyba też to zauważyła, bo
niespodziewanie rzuciła w niego popcornem. Trafiła prosto w oko.
- Ała! Za co to? –
oburzył się szatyn, pocierając zranione miejsce.
- Zamknij paszczę, bo ci
ślinka cieknie – odgryzła się jedynie sprawczyni zamieszania, po czym wróciła
do oglądania. Niby nic takiego, a czułam, że się zarumieniłam. No, bo czy ona
właśnie głośno zasugerowała, że Justin ślini się na mój widok, czy może mi się
przesłyszało? Poczułam się mocno zażenowana. Starałam się jednak, żeby nie było
po mnie nic widać, ale i tak dostrzegłam łobuzerski uśmieszek ciemnookiego.
Pół godziny później film dobiegł końca i wszyscy zaczęli
się rozchodzić. Gwiazdorek odprowadził mnie pod drzwi. Może bez niego czułam
się zagubiona, ale gdy nie odstępował mnie na krok też nie czułam się
komfortowo.
- Dobrze, że nie
oglądaliśmy czegoś wzruszającego – zagaił, gdy byliśmy już niemal pod wejściem
do mojego pokoju.
- A to niby czemu? –
zdziwiłam się.
- Nie chciałbym, żebyś
znowu się popłakała, choć przyznam, że chętnie znów bym cię pocieszył –
wyjaśnił z szerokim uśmiechem na ustach. Dźgnęłam go palcem w brzuch. – Ej! A
za co to?
- Za żywota. Nie
popłakałabym się, umiem się powstrzymać przy ludziach – odburknęłam.
- Tak, oczywiście –
mruknął z ironią w głosie, ciągle się uśmiechając. Czułam, że coś knuł i aż
bałam się dowiedzieć jakie myśli chodziły mu po głowie.
- Nie rozpłakałabym się
przy wszystkich – wycedziłam zirytowana.
- Założymy się? – spytał
pewnie.
- O co?
- O buziaka – wymruczał,
a ja zakrztusiłam się własną śliną.
- Zapomnij. Prędzej
zrobiłabym ci śniadanie do łóżka – zgasiłam jego nadzieję.
- Też może być –
odpowiedział po chwili, zadowolony z mojego pomysłu. Czy ja musiałam mieć taki niewyparzony
język? – Więc zakład o śniadanie do łóżka – oznajmił z zadowoleniem i wyciągnął
w moją stronę rękę. Spojrzałam na niego z irytacją i nieufnością. Akurat wtedy
pojawił się obok stylista Justina, Ryan.
- Dzieciaki, co wy tu
jeszcze robicie? – spytał zaskoczony takim widokiem.
- Och, nic takiego. Ktoś
tu jedynie tchórzy – wyjaśnił szatyn, patrząc na mnie z wyzywającym
uśmieszkiem. Gwałtownie chwyciłam jego dłoń i nią potrząsnęłam.
- Zakład stoi. Przetnij
– nakazałam mężczyźnie, a on posłusznie wykonał polecenie, nawet nie pytając o
co chodzi. Widocznie jak się żyje na co dzień z Bieberem, to się przyzwyczaja
do jego dziwnych pomysłów. – Dobranoc – niemal syknęłam i odwróciwszy się na
pięcie, znikłam za drzwiami swojego pokoju. Ten bałwan kiedyś się czegoś doigra
i nie będzie to nic przyjemnego. […]
Nazajutrz wreszcie udało mi się wyspać. Zdałam sobie
jednak sprawę, że wieczorem jest ten głupi występ, a po nim jeszcze głupsze
after party, a ja kompletnie nie miałam w co się ubrać! Wyśmiejcie mnie, ale
nie przypuszczałam, że będę miała okazję iść na imprezę dla największych gwiazd
show-biznesu i nie miałam nic nadającego się na taką okazję. Z desperacji
podzieliłam się moim problem z Justinem, który stwierdził, że to żaden kłopot.
- We wszystkim wyglądasz
pięknie – oznajmił, za co oberwał poduszką. Potrzebowałam pomocy i zrozumienia,
a nie słodkich kłamstw. – Po prostu idź na zakupy.
- Po prostu idź na
zakupy – przedrzeźniałam go. – Bo przecież tonę w pieniądzach i mogę wydać
fortunę na ubranie, które założę raptem raz – warknęłam, na co wywrócił oczami.
- Przecież nie będziesz
za nic płacić – stwierdził, a ja szybko zrozumiałam, o co mu chodzi i
gwałtownie zaprzeczyłam.
- O nie, nie będziesz mi
już nic kupował. I tak się wykosztowałeś, żeby mnie tu ściągnąć – przypomniała
mu, a on ciężko westchnął.
- Pieniądze nie są dla
mnie problemem, a to przeze mnie tu jesteś. Gdyby nie ja, nie musiałabyś iść na
żadną imprezę i nie potrzebowałabyś nowych ciuchów – powiedział, a ja w duchu
przyznałam mu rację.
I tym sposobem wyszłam właśnie z hotelu, mając w torebce
złotą kartę kredytową, drżąc na samą myśl o tym jak wielki majątek mogłam
roztrwonić. Bardziej bałam się jednak, że zaraz ktoś mnie okradnie. Miałam
wrażenie, że wszyscy wiedzą, co ukrywam w swojej torbie, co przecież było
paranoją.
- Amy! – usłyszałam
jakiś kobiecy głos i odruchowo się wzdrygnęłam. Odwróciłam się w poszukiwaniu
wołającej mnie osoby i dostrzegłam dziewczynę z burzą loków przeciskającą się
przez tłum. Elysandra była jedną z tancerek Justina i z bliżej nieznanych
powodów to z nią dogadywałam się najlepiej. – Usłyszałam, że idziesz na zakupy,
a tak się składa, że też potrzebuję kilku rzeczy, więc pomyślałam, że możemy
sobie potowarzyszyć – wyjaśniła, ciągle zadyszana pogonią za mną.
- Jasne, we dwoje
raźniej. Szczególnie w takim miejscu jak to – stwierdziłam, ostentacyjnie rozglądając
się dookoła. Nowy Jork był piękny, ale jednocześnie głośny i przytłaczający.
Nie wspomnę już o przepychających się tu tłumach zarówno mieszkańców, jak i
turystów.
Podjechałyśmy metrem do dzielnicy, w której znajdowało
się kilka fajnych, i zabójczo drogich, sklepów, gdzie rzuciłyśmy się w
poszukiwaniu najciekawszych okazji. Szczerze ucieszyłam się, że nie byłam tu
sama, bo nienawidziłam samotnych zakupów. Zawsze miałam wrażenie, że wszyscy
wtedy dziwnie się na mnie patrzą. A tak miałam kogoś, kto chętnie mi radził i pomagał
odnaleźć w tym wielkim mieście.
Kupiłam sobie płaszczyk na koncert, gdyż odbywał się on
na dworze oraz zestaw na późniejsza imprezę. Moja towarzyszka zaopatrzyła się
natomiast w kreacje na rocznicową kolacje ze swoim chłopakiem. Po wszystkim
byłyśmy padnięte i wstąpiłyśmy do Starbucksa, gdzie wzięłam na wynos orzechową
gorącą czekoladę, a dla ciemnowłosej waniliową latte. Zaczęłyśmy kierować się
do metra, żeby wrócić do hotelu, gdy oczywiście musiałam się z kimś zderzyć.
Gorący napój rozlał mi się na zmarznięte ręce, a po chwili kapnął na buty
ofiary mojego przekleństwa.
- Bardzo cię przepraszam
– wyrzuciłam, robiąc spory krok w tył i podnosząc głowę. Moje oczy napotkało
rozbawione spojrzenie chłopaka o głębokim błękitnym kolorze tęczówek. Czułam,
że na moje policzki wkrada się rumieniec, choć pewnie i tak byłam już dość
czerwona od panującego mrozu. Czemu zawsze musiałam ośmieszać się przed
największymi przystojniakami w okolicy?
- Nic się stało. Takie
dziewczyny mogę wpadać na mnie codziennie – odparł, szeroko się uśmiechając.
Tekst tandetny, ale od tego uśmiechu zmiękły mi kolana. Weź się w garść –
skarciłam się w myślach.
- Mam nadzieję, że cię
nie pobrudziłam. Jeszcze raz przepraszam – burknęłam i zgrabnie go wyminęłam.
Pędziłam przed siebie, a po chwili dogoniła mnie Elysandra.
- Dziewczyno, masz fart
– zaśmiała się. – Wiesz kto to był?
- Nie mam pojęcia –
przyznałam. – I szczerze, nie chcę wiedzieć. […]
Nadszedł czas na podjęcie wyzywania rzuconego przez
Biebera. Naprawdę chciałam wygrać ten zakład i udowodnić mu, że nie jestem
mięczakiem. Zasiedliśmy w tym samym pomieszczeniu, co ostatnio, w niemal tym
samym towarzystwie, a szatyn włączył film, uśmiechając się przebiegle. Nie bądź
taki pewny siebie, Bieber. Jeszcze ci mina zrzednie, kiedy nawet nie mrugnę na
widok jakieś łzawej sceny.
Nie wiem nawet jaki był tytuł filmu, ale był całkiem
fajny i miło spędzałam czas z naprawdę sympatycznymi ludźmi. Zajadałam się
popcornem i chipsami, co jakiś czas zerkając na ciemnookiego, który z kolei
bacznie mnie obserwował. Udawałam, że mnie to nie rusza i starałam się nie
myśleć o tym, że mogłam przegrać. Wiedziałam jednak, że po tym wyjeździe
przytyję jakieś pięć kilo, bo jedzenie było wyborne, a ja ciągle coś
podjadałam.
Doszliśmy do sceny, w
której główna bohaterka dowiedziała się, że jej ojciec jest śmiertelnie chory i
najpewniej nie zostało mu zbyt dużo czasu. Ścisnęło mnie za gardło, ale
przełknęłam ślinę, zjadłam kilka chipsów i popiłam sokiem i jakoś udało mi się
wytrzymać. Kolejne minuty minęły spokojnie, ale w końcu doszliśmy do momentu, w
którym ów ojciec umarł. Było to naprawdę wzruszające i chwytało za serce, a ja
byłam na skraju wytrzymałości. Czułam gulę rosnącą w gardle, a oczy powoli
stawały się wilgotne. Na sekundę je przymknęłam i wzięłam głęboki wdech.
Sytuacja opanowana. Miałam nadzieję, że lada moment film dobiegnie końca i
oszczędzi mi kolejnych dramatycznych scen. Jak na złość zobrazowano również
pogrzeb zmarłego mężczyzny, a jego córka powiedziała kilka naprawdę
poruszających słów. Zanim zdążyłam się opanować, kilka łez spłynęło po moim
policzku. A później kolejne.
- Ha! – poderwał się z
krzykiem ciemnowłosy. Wszyscy prócz mnie spojrzeli na niego jak na kosmitę. –
Wygrałem! – uradował się, a ja spojrzałam na niego ze zmrużonymi oczami. Gdybym
mogła zabić go spojrzeniem, leżałby już martwy.
- Bałwan – wycedziłam
przez zęby, ocierając mokry policzek.
- Czekam na swoje
śniadanie, łzawa królewno – oznajmił z wielkim uśmiechem, a cała ekipa
przeniosła spojrzenia z niego na mnie, jakby oczekując wyjaśnienia jego dziwnego
zachowania. Co ja mogłam poradzić na to, że ten dzieciak był nienormalny?
Wzruszyłam ramionami i po chwili podniosłam się z
miejsca.
- Czas się zbierać i
szykować – ogłosił jeden z tancerzy i reszta również zaczęła się rozchodzić.
Podeszła do mnie ta sama dziewczyna, z którą byłam na zakupach.
- Chciałam ci tylko
powiedzieć, że rozmawiałam z tutejszym fryzjerem i podsunął mi świetny pomysł
na ułożenie twoich włosów na wieczór – oznajmiła, uśmiechając się szczerze.
- Jej, dzięki, ale po co
tyle zachodu? – zdziwiłam się. Ledwo ją znałam, a ona przejęła się moim
wyglądem na wieczorne wyjście jakbym, co najmniej wychodziła za mąż, a ona była
moją druhną.
- Och, i tak nie będę
miała co robić po występie przed after party, a to będzie wyglądać więc genialnie,
więc, proszę, zgódź się! – poprosiła, robiąc minę biednego szczeniaczka.
- No dobrze, skoro tak
ci na tym zależy – zgodziłam się, widząc, że nie uda mi się jej spławić. – W
takim razie do zobaczenia. […]
Przed osiemnastą wszyscy byliśmy już na Time Square.
Odbywała się właśnie ostatnia próba, setki osób kręciło się dookoła starając
się dopiąć wszystko na ostatni guzik. Atmosfera robiła się napięta, wyczułam
też tremę czekoladowookiego. Zastanawiałam się dlaczego się tak stresował,
skoro od dobrych paru lat występował na całym świecie, więc to dla niego nic
nowego. Wiedziałam, że ten występ był dla niego bardzo ważny, więc starałam się
trzymać na uboczu i nikomu nie przeszkadzać. Przyznam jednak, że bycie tu parę
godzin przed widowiskiem było nużące, gdyż nie działo się tu zupełnie nic ciekawego.
Podeszłam za scenę, gdzie rozstawiono stół z przekąskami oraz napojami i
nalałam sobie szklankę wody.
Chciałam powrócić do swojego poprzedniego miejsca i
czekać tam na spektakl, więc obróciłam się na pięcie i… poczułam, że uderzam w
coś twardego, a zawartość mojego plastikowego kubka wydostaje się na zewnątrz.
Zanim zorientowałam się, co się dzieję, cała woda znalazła się na czyjejś
kurtce. Wytrzeszczyłam oczy, nie wierząc, że znowu mnie to spotyka.
- To jest jakieś fatum –
wymamrotałam pod nosem.
- Nazwałbym to raczej zwykłą
niezdarnością – odparł poszkodowany. Skądś już kojarzyłam ten głos. Niepewnie
podniosłam głowę i ponownie tego dnia napotkałam wesoły wzrok chłopaka o hipnotyzującym
niebieskim spojrzeniu. – Ale to chyba przeznaczenie sprawia, że znowu na siebie
wpadamy w takich okolicznościach – dodał, uśmiechając się z rozbawieniem, a w
jego oczach tańczył iskierki radości i zaskoczenia. Nie wiem czemu miałby się
cieszyć, wpadając na taką ofiarę losu jak ja. Szczególnie, że po raz kolejny go
czymś oblałam.
- Naprawdę cię
przepraszam, jestem straszną ofermą – przyznałam ze skruchą.
- Nic nie szkodzi…
- Nieprawda, przeze mnie
masz przemoczoną kurtkę, a tu jest strasznie zimno – przerwałam mu, zażenowana.
Dlaczego los pokarał mnie takim kalectwem?
- Myślę, że jakoś
przeżyję, szczególnie, gdy tyle pięknych dziewczyn kręci się w pobliżu i
rozgrzewa atmosferę – stwierdził z nieskrywaną pewnością siebie. Nie
przerywaliśmy kontaktu wzrokowego, mimo, że czułam jak moje policzki robią się
czerwone. – Tak w ogóle to jestem Austin.
Austin? Żartujecie ze mnie?
- Amanda, ale mów mi Amy
– odpowiedziałam, wyciągając do niego dłoń, a on ujął ją i delikatnie pocałował.
Jeśli wcześniej byłam czerwona to teraz pewnie przybrałam kolor szkarłatu.
- Więc Amy, co tu
robisz? Będziesz występować? – spytał zaciekawiony. Zaśmiałam się krótko.
- Nie, w życiu.
Przyjaciel mnie tu zaciągnął, żebym popatrzyła na jego show – wyjaśniłam z
uśmiechem.
- Przyjaciel? Masz
sławnego przyjaciela? – zainteresował się. Jak na zawołanie Pan Gwiazda zjawił
się obok i zmierzył spojrzeniem mojego rozmówce od stóp do głów. Miał rozczochrane włosy i był cały
zgrzany, co było dziwne, gdyż ja prawie zamarzałam.
- Amy, tu jesteś –
powiedział, przenosząc wzrok na mnie. – Potrzebujesz czegoś? – zapytał z
przejęciem. Pokonałam ogromną chęć wywrócenia oczami. Jego troska była naprawdę
przesadna.
- Nie, dziękuję – odparłam,
posyłając mu ciepły uśmiech. – Chociaż właściwie nie obraziłabym się za
dodatkowy sweter, okropnie tu zimno – przyznałam, stwierdzając, że mój zestaw
nie był wystarczająco ciepły. – I nie macie przypadkiem zapasowej kurtki? Przeze
mnie Austin ma morką kurtkę – przyznałam, zawstydzona.
- Zobaczymy, co da się
zrobić – oznajmił i spojrzał z niechęcią na mojego towarzysza.
- Dzięki.
- Justin! Wracaj na
próbę! – zawołał ktoś z ekipy, a chłopak spojrzał na mnie ostatni raz, po czym
się ulotnił.
Przeniosłam wzrok na błękitnookiego. Musiałam przyznać,
że wyglądał naprawdę dobrze. Miał ciemne, niesforne włosy, zadziorny uśmiech i
to magnetyczne spojrzenie. Był bardzo pogodny i miał fajne poczucie humor, więc
z chęcią spędziłam z nim trochę czasu w oczekiwaniu na początek imprezy. Całkiem
miło mi się z nim gadało, no i udało mu się mnie parę razy rozśmieszyć, za co
ma u mnie ogromnego plusa. Gdy musiał iść na swoje miejsce, wymieniliśmy się
numerami telefonu. Widziałam, że wyrażał chęć umówienia się ze mną na prawdziwą
randkę, ale jeszcze nie wiedziałam czy się na to piszę.
Występy się zaczęły. Justin miał występować dopiero pod
koniec, a reszta jakoś mało mnie interesowała. Znudziło mi się siedzenie, więc
wstałam i oparłam się o barierki, starając się nie rzucać w oczy.
- Niezły widok, co? –
usłyszałam i odruchowo odwróciłam głowę. Prawie się przewróciłam, widząc obok
samą pannę Gomez, uśmiechającą się do mnie serdecznie. Przy okazji obdarzyła
mnie zaciekawionym spojrzeniem, co nieco mnie krępowało.
- Zapiera dech w piersi –
wymamrotałam po chwili, otrząsając się z oszołomienia.
- Jesteś Amy, prawda? –
upewniła się, a ja pokiwałam głową. Podejrzewałam, że Bieber ją na mnie nasłał,
ale i tak nie czułam się pewnie w jej obecności. – Justin prosił, żebym rzuciła
okiem czy wszystko z tobą w porządku – wyjaśniła, potwierdzając moje
podejrzenia.
- W porządku. Naprawdę powinien
przestać zawracać sobie mną głowę – odparłam, patrząc na scenę.
- On już taki jest.
Troszczy się o ludzi, na których zależy – mruknęła brunetka.
- Nie sądzę, żebym była
kimś naprawdę ważnym w jego życiu – oznajmiłam, wciąż patrząc przed siebie.
Dziewczyna prychnęła lekceważąco, więc odważyłam się na nią spojrzeć.
- Dziewczyno, on
zaciągnął cię za sobą z Kanady do Nowego Jorku! Myślisz, że zrobiłby to, gdyby
tylko cię lubił? – spytała, ale uznałam to za pytanie retoryczne, więc nie
odpowiedziałam, tylko ciągle patrzyłam w jej ciemne, nieodgadnione oczy.
Zapadła niezręczna cisza.
- Jesteśmy tylko
przyjaciółmi z klasy, nic więcej – zapewniłam ją, przybierając nieco oschły
ton. Miała upewnić się, że nic mi nie jest, więc skoro już to wie, czemu nie
mogła po prostu odejść i zostawić mnie w spokoju? Nie rozumiałam czego ode mnie
chce i po co mi to wszystko mówi.
- Naprawdę jesteś, aż
tak naiwna, że myślisz, że on chce się tylko przyjaźnić? – zadała kolejne
głupie pytanie, kładąc nacisk na ostatnie słowo. – A od kiedy przyjaciół chce
się zaciągnąć do łóżka?
- O czym ty mówisz? –
wykrztusiłam, czując jak je słowa wywiercają mi dziurę w sercu.
- A myślisz, że po co
cię tu wyciągnął? Przeleci cię i zostawi. Widziałam już nie raz jak traktował
dziewczynki takie jak ty. Nie będziesz wyjątkiem – zapewniła mnie, ostrym jak
brzytwy tonem. Zdruzgotana opadłam na swoje miejsce i ze zdezorientowaniem
wpatrywałam się w swoje dłonie.
- Myślę, że powinnaś już
sobie pójść – wyrzuciłam i oczami wyobraźni widziałam jej zwycięski uśmiech.
Czułam, jakby cały świat właśnie śmiał się z mojej naiwności.
* * * *
Od razu mówię, że spóźnienie nie jest moją winą. Mój komputer od miesiąca jest w naprawie, a mój kochany braciszek prawie nie pozwala mi korzystać ze swojego, więc zwyczajnie nie miałam kiedy napisać tego rozdziału. W ogóle to wracam do szkoły po wolnym z powodu matur i będę zawalona sprawdzianami, więc przenoszę dzień dodawania ocen na sobotę, bo potrzebuję piątkowej nocy na pisanie :)
Jak wrażenia? Przyznam, że sama nie umiem się doczekać kolejnego rozdziału, bo myślę, że będzie w nim kilka ciekawych scen. Mam nadzieję, że zauważyliście linki, które dodałam w rozdziale i na nie zerkniecie :D
Następny najprawdopodobniej w sobotę.
Dziękuję za wszystkie opinie i komentarze, motywujecie mnie i to cholernie <3
Pozdrawiam ;**
cudny .. nie lubie Gomez .. suka z niej ;o .. myślę, że Mahone troche namiesza, ale nie jestem pewna ; o .. no nic, nie wiem co mam pisac, jestem pod wrażeniem ;> do następnego ~brutal girl :*
OdpowiedzUsuńNo i jest! Ah jak ty zaskakujesz. Spodziewałam się wielu rzeczy, ale ty jesteś taka zaskakująca!:D
OdpowiedzUsuńZnowu zostawiłas ogromny niedosyt :D
Czekam na kolejny rozdział.
Buziaki Zuzia119
Boskie ! Zapraszam na justin-nothing-like-us.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńświetny rozdział!!! :))) czekam na NN / laura.
OdpowiedzUsuńPiszesz świetnie i tyle. Już nie mogę się doczekać na następny :)
OdpowiedzUsuńŻeby były takie książki ,na okrągło bym je czytała.Super rozdział ; )
OdpowiedzUsuńNapewno ona jest zazdrosna dlatego tak powiedziała....
OdpowiedzUsuńBoskie czekam na nn:)
nienawidze Gomez
OdpowiedzUsuń~AN
Ja tak szybko, bo nie mam czasu - mam nadzieję, że Cherry nie uwierzy Selenie, bo wydaje mi się, że Justinowi naprawdę na niej zależy. Jak na razie nie zauważyłam żadnych niecnych zamiarów z jego strony. No chyba że to śniadanie do łóżka, ale to był pomysł Cherry.
OdpowiedzUsuńPatiiiii
Świetny rozdział <3 ale to Ci już chyba mówiłam z cztery razy w szkole :P
OdpowiedzUsuńBardzo lubię czytać Twoje opowiadanie :* odrywa mnie od rzeczywistości :p Piszesz tak, że tak naprawdę czuję się jakbym tam była :D
Czekam na następny :**
Hej :D:D
OdpowiedzUsuńCodziennie tu zagląda a rozdziału wciąż nie ma i nie ma :(((
Czekam cierpliwie, pozdrowionka ze słonecznej Warszawy ;)
Od razu przepraszam, że dopiero teraz komentuje rozdział, ale przeczytałam go w dniu publikacji. Po prostu wyleciało mi to z głowy, ze względu na to, że zbliża się koniec roku, a wszystkie oceny trzeba poprawić itd., więc jestem zawalona nauką. Jak zawsze rozdział bardzo mi się podoba. Uwielbiam Ciebie I twój styl pisania. Z niecierpliwościa oczekuje kolejnego rozdziału. Stella :*
OdpowiedzUsuń