niedziela, 1 września 2013

[19] "Tak się bawić nie będziemy."

Rozdział 19 „Tak się bawić nie będziemy.”
            Udało mi się nie rozpłakać, bo powiedziałam sobie, że muszę przestać być takim mazgajem i to nie było tego warte. Zanim dotarłam do domu, zdążyłam nieźle zmarznąć, dlatego ucieszyłam się, gdy zakopałam się pod ciepłym kocem i przytuliłam mojego ukochanego malucha. Pobawiłam się z nim, zrobiłam obiad, napisałam referat i zaczęłam zbierać się do pracy. Na moje nieszczęście chwilę przed moim wyjściem wrócił Lucky. Spojrzał na mnie podejrzliwie i zagrodził mi drogę.
- Gdzie ty się znowu tak późno wybierasz? – zapytał srogim tonem. Przypominał teraz bardziej surowego ojca niż przyjaciela.
- Dokończyć projekt do Cassie – skłamałam od razu. W jego oczach błysnęło coś, czego nie potrafiłam określić.
- Czemu mnie okłamujesz? Spotkałem dzisiaj Cassandrę, nie byłaś u niej ani razu – oznajmił. Spuściłam wzrok na swoje buty. Liczyłam, że uda mi się pociągnąć to kłamstwo trochę dłużej. – Powiedz mi wreszcie prawdę.
- Mogłabym zażądać tego samego – syknęłam. Szok odmalował się na jego twarzy, ale nie dał się zbić z tropu. Gorączkowo myślałam nad jakąś inną przykrywką. – Spotykam się z kimś, zadowolony?
- Czemu nie powiedziałaś mi tego od razu? – zapytał od razu.
- A czemu ty nie powiedziałeś mi od razu o Vanessie? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie i wytrzymałam jego przenikliwy wzrok. – A teraz przepraszam, śpieszę się.
- Powiedz mi chociaż jak ma na imię – poprosił, przytrzymując mnie za ramię.
- Justin – odparłam automatycznie, gdyż Gwiazdorek ciągle siedział w mojej głowie. Nie mogłam przestać o nim myśleć, ciągle rozmyślając o rozmowie w samochodzie. Lucas już nic nie powiedział, więc chwyciłam klucze z mieszkania i wyszłam. […]
            Zmiana ciągnęła mi się w nieskończoność. Byłam zmęczona, śpiąca i rozchwiana emocjonalnie przez wszystkie stresy, które spotykały mnie od pewnego czasu. Nie dość, że frustrowała mnie rozmowa z Bieberem to jeszcze martwiłam się teraz relacją z moim współlokatorem. Już nie byliśmy tak zżyci i szczerzy wobec siebie jak kiedyś. Czułam się jakbym straciła część siebie, w końcu był moją bratnią duszą. Miałam nadzieję, że uda nam się to naprawić.
            W końcu wybiła godzinna mojego wyjścia, więc odwiesiłam swój fartuch i bez pożegnania opuściłam to obskurne miejsce. Zadrżałam gdy otoczył mnie mroźny wiatr. Noc była wyjątkowo zimna i nieprzyjemna, a ja zorientowałam się, że nie wzięłam z domu telefonu, więc czułam się jeszcze bardziej zagubiona i bezbronna. Szybkim, nerwowym krokiem przemierzałam ciemne alejki najgorszej dzielnicy miasta.
            Zawsze strasznie się stresowałam, gdy musiałam tędy wracać, więc o mało nie dostałam zawału, gdy usłyszałam jakieś głośne pijackie bełkoty, śmiechy i dźwięk trzaskanych butelek. Gdzieś w oddali zauważyłam zarysy sylwetek grupki ludzi i odruchowo skręciłam w przeciwnym kierunku, wybierając okrężną drogę, byle tylko ich nie spotkać. Z pewnością w miejscu takim jak to, szczególnie o tej porze nie można spotkać nikogo normalnego.
            Przyspieszyłam kroku, byle jak najszybciej znaleźć się w domu. Serce biło mi nienaturalnie szybko, ale starałam się nie panikować. Niestety, mimo, że obeszłam całe osiedle, znowu znalazłam się w pobliżu tej podejrzanej bandy i na moje nieszczęście chyba mnie zauważyli.
- Ty! – krzyknął ktoś, ale udałam, że tego nie słyszę. – Ej, laleczko! Gdzie się tak spieszysz? – nawoływał dalej, czkając przy tym i śmiejąc się niewiadomo z czego. Wcisnęłam dłonie mocniej w kieszenie i stawiałam kroki jeszcze szybciej, tak, że niemal już biegłam. – Spokojnie chcemy, tylko porozmawiać – zapewnił, a od jego szyderczego tonu, włos mi się na karku zjeżył. Skręciłam za róg i miałam puścić się biegiem, ale niespodziewanie się z czymś zderzyłam. Oczekiwałam na mocne zderzenie z chodnikiem, ale zamiast tego poczułam silny uścisk wokół ramion i cała zesztywniałam.
- Wybierasz się dokądś? – spytał jakiś ohydny gość, uśmiechając się perfidnie. Śmierdziało od niego mieszaniną alkoholu, papierosów i brudu. Próbowałam się oswobodzić, ale moje wysiłki były daremne wobec przewagi napastnika. Zaciągnął mnie z powrotem do swoich kompanów, którzy zaczęli krzyczeć, gwizdać i śmiać się w niebogłosy. Jedynie mnie nie było do śmiechu. Strach wypełnił każdą komórkę mojego ciała, a każda myśl wypełniona była przerażeniem i rozpaczą, gdyż zdałam sobie sprawę, że nic mnie nie uratuję. Nikt nie wiedział gdzie jestem, a w dodatku nie miałam nawet tego głupiego telefonu. Byłam skończona i zdałam sobie, że nie mam żadnych szans na ucieczkę. W bezpośrednim starciu z tyloma przeciwnikami już kompletnie nie miałam na co liczyć.
- Pokaż mi swoją piękną buźkę, niech ci się przyjrzę – wycedził jeden z obecnych i położył swoje brudne palce na mojej twarzy. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł mi po całych plecach. Zacisnęłam zęby, nie chcąc się odzywać i pogarszać swojej sytuacji. – No, no, dzisiaj nam się poszczęściło, chłopcy – zacmokał z zadowoleniem, wywołując we mnie mdłości.
            Do bólu przypominało mi to mój koszmar z Los Angeles, kiedy Drew próbował mnie zgwałcić. Wtedy walczyłam, tylko z nim, a i tak bym się nie wywinęła, gdyby nie Lucas. Teraz nawet nie marzyłam o ocaleniu, a jedynie o tym, żeby jak najszybciej ze mną skończyli. Spisałam się na straty, nie miałam w sobie ani krzty nadziei.
- Nie bój się, chcemy się tylko troszkę zabawić – oznajmił kpiąco. Mężczyzna, który mnie tu przyprowadził puścił mnie i się odsunął, natomiast, ten, który ciągle mnie trzymał, przesunął jedną dłoń na plecy, a drugą powoli zjechał na moje pośladki. Odruchowo pisnęłam i szarpnęłam się do tyłu, desperacko próbując się uwolnić. Nie pomogło, a jedynie zirytowało mojego oprawcę. Przyciągnął mnie brutalnie z powrotem, warcząc coś obraźliwego do mojego ucha. Znowu zaczął mnie dotykać, a w jego oczach odbijało się moje własne przerażenie. Nie było to pokrzepiający widok, więc zamknęłam powieki, marząc, żeby już było po wszystkim. Kiedy jednak, rozpiął mój płaszcz i wsunął mi ręce pod sweter, wola walki powróciła. Odepchnęłam go gwałtownie i zrobiłam krok w tył, ale od razu poczułam czyjeś cielsko za plecami. Krzyknęłam przerażona.
- Nie tak prędko, ślicznotko – warknął, ściskając moje ramiona. Facet, którego odrzuciłam zbliżył się do mnie powoli, a w jego spojrzeniu malowała się wściekłość. W moim natomiast zalśniły gorzkie łzy, przez co widziany obraz stał się nieco niewyraźny.
- Tak się cackać nie będziemy – wycedził przez zęby i nawet nie zauważyłam kiedy jego pięść wylądowała na moim policzku. Siła uderzenia zwaliła mnie z nóg. Upadłam na twardą, lodowatą ziemię, czując, że przelewam pierwsze łzy. Zaraz potem otrzymałam dwa silne kopniaki w brzuch i miałam wrażenie, że wszystkie wnętrzności podeszły mi do gardła. Zawyłam bezsilnie, co najwyraźniej jeszcze bardziej go rozzłościło, bo otrzymałam kolejny cios. Mroczki zamigotały mi przed oczami. Natychmiast ucichłam, nie chcąc narażać się na dodatkowy ból. Jeśli miałam zginąć, miałam nadzieję, że nastąpi to szybko.
            Prześladowca jednak się nie znudził. Podniósł mnie nieco do góry za włosy, powodując kolejne łzy, nad którymi nie mogłam już zapanować. Zaciskałam zęby, przygryzając policzki, byle tylko nie krzyczeć. Poczułam w ustach własną krew i jeszcze bardziej mnie zemdliło. W głowie kręciło mi się niemiłosiernie, praktycznie nic nie widziałam. Po długiej chwili wypełnionej moim wewnętrznym cierpieniem,  nie wiadomo skąd i dlaczego, oberwałam w tył głowy. Silne pieczenie i rażące światło było ostatnim, co zapamiętałam.
* * * *
            Oczami Lucasa…
            Tego dnia nic nie szło dobrze. Pokłóciłem się z Vanessą, a potem posprzeczałem się z Amy. Teraz ona zniknęła, a mnie zżerało poczucie winy. Nie mówiłem jej wszystkiego, bo nie chciałem jej wciągać w swoje problemy. Znałem ją i wiedziałem, że ma dość swoich. Dużo przeszła i teraz próbowała się pozbierać, więc nie powinienem się wtrącać i obarczać jej dodatkowymi zmartwieniami.
            Nie rozumiałem czemu mnie okłamywała. Nie uwierzyłem nawet w tą wymówkę o chłopaku. To wszystko do siebie nie pasowało. Gdy głębiej się nad tym zastanowiłem, zdałem sobie sprawę, że zaczęła się tak dziwnie zachowywać zaraz po tym, jak wspomniała, że słyszała krzyki, które spowodował ten dureń, który kłócił się ze mną pod domem. Nie przypuszczałem jednak, że mogła dokładnie usłyszeć o co chodziło.    
            W tym momencie telefon krótko zadzwonił. Odruchowo poderwałem się, żeby odebrać, ale zdałem sobie sprawę, że nie była to moja komórka, a dodatkowo była to jedynie wiadomość. Zdążyłem jeszcze zauważyć imię widniejące na ekranie, nim telefon zgasł. Był to jakiś Justin. Zaraz, czy to nie był ten koleś, z którym rzekomo miała być teraz Amanda? W takim razie po co do niej pisał?
            Ciekawość, a raczej troska wzięła górę i postanowiłem sprawdzić, co takiego napisał jej ten chłopak.
            „Przepraszam za dzisiaj. Wiem, że zachowałem się jak skończony idiota. Proszę, daj mi szansę to naprawić. Wciąż chcę się z Tobą przyjaźnić…”
            W ułamku sekundy wszystkie fakty się ze sobą połączyły. Spojrzałem na zegarek. Było zdecydowanie za późno, żeby przebywać po za  domem. Poderwałem się z miejsca i chwytając kluczyki oraz kurtkę, opuściłem mieszkanie. Zapukałem do sąsiadki, która jakimś cudem jeszcze nie spała. Wyjaśniłem pokrótce sytuacje i zostawiłem jej klucze, żeby miała oko na Andrew.
            Zbiegłem na dół i wsiadłem do samochodu. Miałem nadzieję, że nic jej się nie stało, a jednocześnie przepełniały mnie złe przeczucia. Modliłem się, żeby nie było za późno.
* * * *
            Oczami Ellie…
            Dla przypomnienia, Ellie to dawna przyjaciółka Cherry, która na jednej z ich wspólnych imprez pod wpływem dosypanych do picia narkotyków przespała się z Justinem i zaszła z nim w ciążę, o której on się nie dowiedział. Jej obecny chłopak nazywa się Dylan.
            Czas leciał nieubłaganie szybko. Nic nie szło po mojej myśli, wszystko sypało się jak domek z kart. A wydawało się, że nie może być ciężej niż na początku, gdy chciałam usunąć ciążę i nie miałam pojęcia, co zrobić. Los lubi jednak zaskakiwać i to niekoniecznie pozytywnie.
            Mimo wszystkich przykrych rzeczy, które wydarzyły się pod koniec roku szkolnego, miałam naprawdę udane wakacje. Później rodzice Abbie zginęli, a ona próbowała popełnić samobójstwo, więc całą uwagę poświęciłam tylko jej, byle tylko jak najszybciej się pozbierała. Oczywiście we wszystkim pomagała mi niezastąpiona Caitlin i kochany Dylan. Żałowałam jednak, że po raz kolejny mój kontakt z Cherry się urwał. Czułam, że stało się coś złego, bo przed wyjazdem obiecała, że będzie regularnie się odzywać. Niedługo potem dowiedziałam się, że zniknęłam.
            Przestraszyłam się. Zarwałam kilka nocy, martwiąc się o nią. Wiedziałam, że nie mogę nic zrobić i że szuka ją już wystarczająca ilość ludzi, ale i tak ten temat nie dawał mi spokoju. Codziennie czytałam gazety i oglądałam wiadomości, bojąc się, że ją znajdą, a raczej jej ciało.
            Później było jeszcze gorzej. Zdążyłam pokochać już tego małego człowieczka żyjącego w moim brzuchu. Czekałam na powrót ojca ze służby i cieszyłam się chwilami spędzonymi z chłopakiem i przyjaciółmi. Nawet szkoła mi nie przeszkadzała, choć spojrzenia niektórych uczniów nie poprawiały humoru. Wiedziałam jednak, że zdążę jeszcze się napuszczać lekcji przez poród i wszystko inne, więc nie opuszczałam żadnych zajęć. Niestety, na początku listopada wszystko się zepsuło.
            Grabiłam wtedy liście w ogrodzie, czując chłodny wiatr i coraz zimniejsze, jesienne powietrze. Czułam się słabiej niż zwykle, co mocno mnie zaniepokoiło, bo od tygodnia ciągle byłam niewyspana i męczyły mnie nawet zwykłe, nieskomplikowane czynności. Telefon wyślizgnął mi się z kieszeni, więc schyliłam się by go podnieść. W tym momencie poczułam silny ból w klatce piersiowej i upadłam. Nie byłam w stanie się podnieść, wkrótce potem straciłam przytomność.
            Znalazł mnie Dylan, który od razu zawiózł mnie do szpitala. Zrobili mi masę badań, sprawdzili czy maleństwu nic się nie stało i postanowili zatrzymać mnie dłużej. Strasznie się bałam, choć bardziej o maluszka wewnątrz mnie niż o siebie. Doktor zadawał mi masę pytań, na które nie miałam siły odpowiadać.
- Czy zauważyła pani jakieś niepokojące objawy w ostatnim czasie? – zapytał, a ja przygryzłam wargę. Obok stał mój ukochany z kamienną miną, ale oczami przepełnionymi niepokojem i zmartwieniem. Właśnie dlatego nie wspominałam mu wcześniej, że źle się czuję. Od razu by zaczął panikować, a ja potrzebowałam spokoju.
- Może byłam trochę bardziej ospała niż zwykle i szybciej się męczyłam, ale nic po za tym – odrzekłam po dłuższej chwili. – Ale to chyba normalne, prawda? W moim stanie…
- Nie wygląda poważnie, ale zatrzymamy panią na parę dni i wykonamy dodatkowe badania… tak na wszelki wypadek – poinformował mnie i prosząc, żebym odpoczywała, opuścił pomieszczenie.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? – wyrzucił od razu blondyn, podchodząc bliżej łóżka.
- Bo nic się nie działo, naprawdę nie czułam się źle – zapewniłam go, przybierając ton głosu, sugerujący, żeby odpuścił. Spojrzał na mnie z wyrzutem, ale nic nie powiedział. Zaraz potem zasnęłam.
            Dwa dni później zostałam wezwana do gabinetu lekarza. Czułam się lepiej, ale wciąż nie tak dobrze jak na początku ciąży. Na nic jednak narzekałam. Cieszyłam się tym, że dziecko jest bezpieczne i nic innego się nie liczyło.
            Przekroczyłam próg pomieszczenia z lekkim uśmiechem, który szybko przygasł. Spojrzenie doktora powiedziało mi wszystko. Mimo, że przybrał profesjonalny, niemal obojętny wyraz twarzy, w jego oczach ujrzałam niewesołą prawdę. Było źle.
            Okazało się, że mam wadę serca. Prawdopodobnie miałam ją od urodzenia, ale była niewielka, nie dawała o sobie znać, więc nikt o niej nie wiedział. Zdziwiło mnie to, nawet mężczyzna, który mi o tym opowiadał wydawał się nie dowierzać, że nie została wcześniej wykryta. To poważnie zagrażało zarówno mnie, jak i dziecku.
- Jak poważne jest zagrożenie? – spytałam cicho, łamiącym się głosem. Splotłam dłonie na kolanach i przyglądałam się własnym palcom, czując, że odpowiedź nie napełni mnie optymizmem.
- Bardzo poważne. Zastawki w pani sercu nie pracują tak jak powinny – odparł. – Powinniśmy pozbyć się płodu póki to jeszcze możliwe – dodał po dłuższej chwili, a ja natychmiast na niego spojrzałam. Przecież zaczął się już piąty miesiąc!
- Nie ma mowy – wycedziłam wolno i stanowczo.
- Płód…
- Dziecko – poprawiłam go od razu. – To jest żywe dziecko, jego serce bije tak jak moje i pana. Czuję jego ruchy – mówiłam, czując wilgoć pod powiekami. Lekarz spojrzał na mnie ze szczerym współczuciem.
- Tak czy inaczej, prawdopodobnie pani serce nie wytrzyma porodu – wyrzucił w końcu, odchrząkując nerwowo. Na moment osłupiałam. Cały świat mi się zawalił. Od miesięcy każdy wolny moment poświęcałam planowaniu naszej przyszłości. Chciałam skończyć szkołę, znaleźć pracę, zamieszkać na stałe z Dylanem i obserwować jak nasza pociecha rośnie i dorasta. Teraz dowiedziałam się, że nie dana mi będzie żadna z tych chwil. Nie zobaczę jak stawia pierwszy krok, mówi pierwsze słowo, idzie do szkoły, zakochuje się, bierze ślub… Nie byłam pewna czy w ogóle choć raz dane będzie mi zobaczyć jej twarz. Tak, jej, bo byłam przekonana, że będę miała córeczkę i nie musiałam tego nawet sprawdzać badaniami.
- To… - zaczęłam ledwo dosłyszalnie. Zakaszlałam i ponowiłam próbę. – Nieważne. Chcę urodzić to dziecko.
- Ale zdaje sobie sprawę, że może pani nawet nie wytrzymać do porodu, że płód może urodzić się martwy albo poważnie chory? – zapytał, na co pokiwałam głową.
- Nie zabiję go. Zostawmy tą decyzję matce naturze – odparłam tonem nie znoszącym sprzeciwu.
            Poprosiłam doktora, żeby nie przekazywał tych informacji Dylanowi. Wiedziałam, że będzie chciał odciągnąć mnie od tej decyzji, a potrzebowałam wsparcia, nie przeciwnika. Miałam ochotę zwinąć się na łóżku i płakać całą noc, ale musiałam udawać, przynajmniej przy mojej drugiej połówce. Rozkleiłam się dopiero, gdy wyszedł, ale byłam pewna swojej decyzji.

            Zbyt bardzo ją kochałam, żeby zranić ją w jakikolwiek sposób. Czy nie tak właśnie powinna zachować się matka? Byłam gotowa oddać dla niej życie.
* * * *
To jest oficjalnie najbardziej depresyjny rozdział jaki napisałam. Ale ostrzegałam. Mimo wszystko, obiecuję, że już niedługo trochę Wam osłodzę czytanie, bo wiem, że wszyscy czekają na jakąś uroczą scenkę. Dodaję tak na dobry początek nowego roku szkolnego, choć nie patrzę w przyszłość zbyt optymistycznie. Nie wiem kiedy następny, zależy jak bardzo zasypią nas nauką.
Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem, naprawdę mnie zmotywowaliście! Zauważcie też, że często Wam na nie odpisuję :D 
Mam nadzieję, że Was zaskoczyłam, a może nawet wzruszyłam. 
Ciekawi co dalej? ;) 
Czytasz = Komentujesz
Pozdrawiam ;** 

9 komentarzy:

  1. kocham Twoje opowiadanie. czytam je od samego początku i zawsze z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały. zaskoczyłaś mnie. nie spodziewałam sie że to się tak potoczy. mam nadzieję, że ktoś pomoże Cherry bo nie wyobrażam sobie aby mogli ją zgwałcić. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę że właśnie znalazłam osobisty blog diabła :)
    Dobiłaś mnie tym rozdziałem
    Gardena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam w moich skromnych progach i kłaniam się nisko :D No przepraszam, ale wiedziałaś, że w mojej głowie siedzą same szatańskie pomysły :P

      Usuń
  3. Mam nadzieje ze nic jej nie bedzie ...

    OdpowiedzUsuń
  4. Coś Ty zrobiła?! No wiesz, nie spodziewałam się tego po Tobie. Nie dość, że początek roku, to jeszcze dobiłaś mnie tym rozdziałem :p.
    Mam jednak cichutką nadzieję, że Ellie przeżyje poród (błagam Cię, nie bądź drugim Georgem R. R. Martinem). I co z Amy? Pisz szybko następny rozdział! (Ale nie to, że Cię poganiam. Wiem jak to jest z brakiem czasu :)).
    Pozdrawiam, Twoja wierna fanka
    Patiiiii

    OdpowiedzUsuń
  5. Mój Boże, mam łzy w oczach. Jak zawsze cudownie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam ;)
    Nominuję Cię do Liebster Blog Award. Wszystkie szczegóły są na moim blogu http://nomatterwhoyouare333.blogspot.com/

    Jeśli będą jakieś pytania to pisz śmiało.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej czekam na nastepny rozdział czemam juz miesiąc prosze napisz ten rozdzial kocham te opowiadanie <3333

    OdpowiedzUsuń