środa, 29 stycznia 2014

[26] "Nie jesteś w stanie obronić mnie przed całym złem tego świata."

Edit 15.02.14 : NIE MOGĘ DODAĆ NA RAZI E ROZDZIAŁU, bo mam go napisanego na innym komputerze, do którego nie mam póki co dostępu, dlatego kolejny pojawi się dopiero w przyszły weekend. Przepraszam :c

Rozdział 26 „Nie jesteś w stanie obronić mnie przed całym złem tego świata.”
Nie mogłam uwierzyć, że właśnie znajdowałam się w wynajętym samochodzie i przemierzałam kolejne miasta Stanów Zjednoczonych.  Powinnam być w Kanadzie i czuwać przy przyjaciółce i  jej córce, a nie podróżować z zaślepionym własną obsesją gwiazdorkiem. Jakim cudem dałam się w to wciągnąć?

            Była sobota, wczesny ranek. Wczoraj wieczorem wsiadłam do prywatnego samolotu Biebera i przyleciałam do miejsca, w którym rzekomo ostatnio widziano Cherry. Teraz jeździliśmy z miejsca na miejsce, pytając przypadkowych ludzi o informacje, ale nie oczekiwałam, że przypomną sobie dziewczynę, która była tu ostatnio pół roku temu.

            Mimo wszystko, moje serce przyspieszało swój bieg przed każdą rozmową, a ręce trzęsły mi się jak tylko ktoś zaczynał uważniej mi się przyglądać. Najczęściej rozdzielałam się z Justinem pod pretekstem oszczędności czasu, by tak naprawdę ukryć przed nim swoje nerwy.

            Nikt pewnie nawet nie potrafi zrozumieć, dlaczego to zrobiłam. Sama nie do końca to wiedziałam. Potrzebowałam się od tego wszystkiego oderwać, choćby na jeden dzień, po za tym miałam na oku wszystko, co się działo i mogłam być spokojna o swoją tajemnicy, przynajmniej do pewnego stopnia. Była to również świetna okazja do przekonania się jaki rzeczywiście jest Justin i czy nadawał się na ojca.
Akurat jechaliśmy autostradą, niebo było zachmurzone, przez co atmosfera była raczej ponura. Milczeliśmy, bo my, jak to my, zdążyliśmy się już trzeci raz posprzeczać. Nasze wybuchowe charaktery zamknięte przez tyle godzin w tym ciasnym pudle zwanym autem to nie był  zbyt dobry pomysł.
            W radiu zaczęła lecieć jakaś drażniąca piosenka, więc wyciągnęłam rękę, żeby przełączyć stację, ale szatyn mnie powstrzymał. Spojrzałam na niego z poirytowaniem.
- Błagam, nie każ mi słuchać tego wycia – jęknęłam, wydymając wargi. Chłopak parsknął śmiechem.
- To fajna piosenka – odparł, podrygując głową do rytmu. Robiąc mi na złość, pogłośnił i zaczął głośno śpiewać, okropnie przy tym fałszując. Zatkałam uszy i zaczęłam mamrotać wszystkie obraźliwe słowa, które przyszły mi na myśl. W akcie desperacji otworzyłam maksymalnie okno i wystawiłam głowę na zewnątrz. – Zwariowałaś?! – uniósł się, wciągając mnie za rękaw do środka.
- Trzymaj ręce na kierownicy – zganiłam go. Mimo urażonej miny, wykonał moje polecenie, a ja wykorzystałam okazje i zmieniłam stacje, wcześniej znacznie zmniejszając głośność. Znowu zapadła cisza, ale nie zamierzałam jej przerwać w obawie, że jeszcze bardziej się pokłócimy, a w obecnej sytuacji byłam zdana na jego łaskę.
            Pół godziny później zaczęłam się wiercić. Byłam zdrętwiała, bo od wielu godzin nie mieliśmy postoju. Brzuch upominał się o porządny posiłek, a pęcherz boleśnie uciskał, przypominając o podstawowej potrzebie.
- Masz owsiki? – warknął, patrząc na mnie kątem oka.
- Muszę do toalety – odparłam, łapiąc się za brzuch.
- Wytrzymasz, za godzinę, góra półtorej będziemy na miejscu – odpowiedział z wzrokiem wbitym w jezdnie i niewzruszonym wyrazem twarzy. On był chyba nienormalny. Ja się bałam, że nie wytrzymam pięciu minut, a on oczekiwał, że wysiedzę w tym stanie ponad godzinę!
- Nie dam rady – wyjęczałam, przebierając nogami. Udawał, że mnie nie słyszy, więc pstryknęłam mu w ucho.
- Ał!
- Zatrzymaj się – rozkazałam, powoli się denerwując.
- Nawet nie mam gdzie! – burknął. Rozejrzałam się. Miałam dość widoku szerokich pasów i gęstych lasów, a nic innego nie pojawiało się w zasięgu moich oczu od kilku godzin.
- Zaraz się posikam – wystękałam. – Wymyśl coś albo będziesz miał tapicerkę do wymiany – ostrzegłam. Chyba wreszcie do niego dotarło, że nie wymyślam i nie robię sobie żartów, bo nieco przyspieszył i uważnie obserwował okolicę.
            Po czasie, który wydawał mi się wiecznością, zjechał na niewielkie pobocze. Problem był taki, że kompletnie nic tu nie było. Po prostu kawałek drogi do wykorzystania w razie awarii, ale nie mogłam liczyć na żaden luksus w postaci ubikacji czy chociaż odpowiedniej prywatności.
- Chyba sobie żartujesz – mruknęłam pod nosem.
- W przeciągu dwudziestu mil nie ma nic innego, więc albo się zepniesz i jakoś wytrzymasz albo wykorzystasz to, co masz – oznajmił obojętnie. Czując dotkliwy ucisk, od razu wysiadłam z pojazdu. Obok znajdował się jedynie kawałek trawnika i jeden, słabo zarośnięty krzak. Reszta zieleni znajdowała się za płotem pod napięciem, którego nie byłam w stanie pokonać. Wiedziałam, że chodziło o bezpieczeństwo żyjących tu zwierząt, a także drogowców, ale nie mogłam powstrzymać złości. Na jakim odludziu ja byłam, żeby w ciągu tylu mil nie było jednego zajazdu? Przecież to Ameryka, tu McDonaldy są oddalone od siebie o dziesięć minut drogi.
            Nie mając żadnego wyboru, wgramoliłam się za krzak, starając jak najbardziej się osłonić, ale i tak czułam, że jestem na widoku. Na szczęście Justin był pochłonięty majstrowaniem w nawigacji, więc przynajmniej mnie nie podglądał, czego nie można powiedzieć o kierowcy przejeżdżającej ciężarówki, który wlepił we mnie wzrok, gdy tylko kucnęłam. Pomachałam mu, po czym kulturalnie pokazałam środkowy palec, czego prawdopodobnie już nie zdążył zobaczyć.
            Po załatwieniu swojej pierwotnej potrzeby, wróciłam do samochodu, czując niebywałą ulgę. Bieber usilnie wpatrywał się w ekranik, więc żeby ściągnąć jego uwagę, poczochrałam mu grzywkę.
- Ej, tylko nie włosy! – oburzył się. Parsknęłam śmiechem.
- Dlaczego w ogóle je ściąłeś? – zapytałam, przyzwyczajona do zadawania pytań, jakbym nic o nim nie wiedziała.
- Nieważne – warknął nieprzyjemnie.
- Och przepraszam, nie wiedziałam, że to tak drażliwy temat – odmruknęłam, zapinając pas i odwracając się w stronę okna. Miałam po wyżej uszu jego humorków i marzyłam, żeby jak najszybciej rozwiązać tą sprawę i wrócić do domu.
- Nie, tylko… - zaczął po dłuższej chwili – To przywołuje wspomnienia.
- Cherry? – powiedziałam, jakbym zgadywała, chociaż doskonale znałam prawdę. Skinął sztywno głową. To było dziwne, że reagował tak na każdą wzmiankę o tamtym okresie, chociaż minęło już tyle czasu. – Opowiedz mi o jakimś ciekawym wspomnieniu z nią – poprosiłam, obracając głowę w jego stronę. Posłałam mu zachęcający uśmiech, a on odpalił silnik i włączył się z powrotem do ruchu.
- Ciężko wybrać jedno – odparł cicho, patrząc przed siebie.
- A co pierwsze przyszło ci na myśl?
- Myślę o nocy, kiedy spała w moich ramionach, a ja śpiewałem jej cicho do ucha – zaczął mówić, zaciskając mocniej dłonie na kierownicy.
            Och, doskonale pamiętałam tamtą noc. Śpiewał mi wtedy jedną ze swoich najlepszych piosenek, myśląc, że spałam, ale wyraźnie wszystko słyszałam. To było zdecydowanie jedno z najmilszych wspomnień z naszej znajomości, ale na pewno nie przyszłoby mi na myśl jako pierwsze.
- Potem wspominam jak graliśmy razem na fortepianie w jej nowym domu i… całowaliśmy się – dodał zawstydzony. Poczułam, że moje policzki płoną i cieszyłam się, że na mnie nie patrzy. To jeden z naszych najbardziej namiętnych momentów. Wciąż robiło mi się gorąco, gdy o tym myślałam. – A następnie przed moimi oczami pojawiają się wakacje, po których wszystko zniszczyłem – dokończył, a ja zauważyłam jak mięśnie jego szczęki się zacisnęły.
- Byliście razem na wakacjach? – zapytałam niewinnie i w ten sposób przeniosłam się do krainy wspomnień, przeżywając tę historię raz jeszcze, tym razem z zupełnie innej perspektywy. – Czemu byłeś z Jasmine, skoro nic do niej nie czułeś?
- To przez kontrakt. Miała na mnie haka, mogła mi zaszkodzić w mediach. Nie przejąłem się tym, ale mój menadżer tak, więc kazał mi się z nią pokazywać, żeby dostała to, czego chciała – zainteresowanie swoją osobą i rozkręci karierę. Tylko Cherry namieszała i nie byliśmy wiarygodni, dlatego ona miała udawać, że jest z Jeydonem, a ja z Jasmine. Trochę nam nie wyszło – parsknął, a ja mu zawtórowałam.
- Niewiele wam brakowało – rzuciłam z ironią. Na moment zapadła cisza, a mnie męczyło jedno pytanie. – Czy z Seleną jest tak samo jak z Villegas? – wyrzuciłam zanim to przemyślałam. Spojrzał na mnie przez sekundę.
- Dlaczego sądzisz, że nic do niej nie czuję? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Hm, pomyślmy… Szukasz dziewczyny, z którą nawet nigdy nie byłeś i która od ciebie uciekła, a na dodatek nawet nie poprosiłeś Gomez o pomoc, tylko zabrałeś mnie. Czy twoja dziewczyna chociaż o tym wie? – spytałam z przekąsem, marszcząc brwi. Zaśmiał się, ale nie było w tym nic wesołego.
- No tak, teraz rozumiem, dlaczego tak to dla ciebie wygląda – odrzekł, uśmiechając się lekko.
- A nie jest tak?
            Nie odpowiedział. Postanowiłam nie drążyć tematu. Ta rozmowa spowodowała, że w mojej głowie pojawiło się mnóstwo wspomnień i chcąc, nie chcąc się w nich pogrążyłam.
            Niestety obok sielankowych wspomnień, które przywołał Bieber, pojawiły się też te złe. Widziałam jak uciekam przed nim z pokoju we Włoszech, jak wylądowaliśmy u dyrektora, jak kłóciliśmy się na próbach, wyrzucaliśmy sobie wszystko w L.A, jak dogadywaliśmy sobie w samolocie i uciekłam od niego taksówką. W końcu widzę Ellie, płaczącą po tej feralnej imprezie oraz jak dowiedziałam się, że przeprowadzka była z jego powodu i że to on odesłał moją kuzynkę, która była moim jedynym oparciem.
- Jesteśmy – poinformował mnie, przebudzając mnie z letargu. Spojrzałam na niego zdziwiona. – Płaczesz?
            Z tego wszystkiego musiały zaszklić mi się oczy. Mrugnęłam kilkakrotnie, próbując się ich pozbyć i potrząsnęłam głową, poprawiając sobie przydługą grzywkę.
- Nie, to ze zmęczenia – skłamałam. – Jakie zadanie nas teraz czeka? – zmieniłam temat.
- Poczekaj tu, ja spróbuję się czegoś dowiedzieć od właściciela komisu – odpowiedział, wysiadając. Nie zaprotestowałam.
            Siedziałam tak, próbując odpędzić niechciane myśli. Niestety, z marnym skutkiem. Zanim się zorientowałam, Justin był już z powrotem.
- I co?
- Ślad się urywa. Zostawiła tu jedno ze swoich aut, ale nie wymieniła na żadne inne – burknął niezadowolony. No tak, przecież dobrze o wszystko zadbaliśmy z Lucasem. Wiedziałam, że będą mnie szukać, dlatego nieźle się namęczyliśmy, starając się zatrzeć wszystkie tropy. Bieber i tak zaszedł zaskakująco daleko.
- Wiesz, pewnie się tego spodziewała – odparłam cicho. – Jest mnóstwo możliwości. Mogli mieć inny samochód, pojechać autobusem albo złapać autostop i gdzieś dalej kupić coś nowego… Możemy tak jeździć i pytać w nieskończoność – stwierdziłam, widząc złość i smutek w jego oczach, ale ktoś musiał mu to powiedzieć. Nie zamierzałam karmić go słodkimi kłamstwami. Dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby wreszcie odpuścił. – Ale możemy popytać w centrum, może coś kupowała i ktoś ją zapamiętał – dodałam jednak, widząc jego upartą minę. Nie wiedziałam, co mogło to dać, ale skoro tak mu zależało, żeby stracić jeszcze trochę czasu to proszę bardzo.
            Podjechaliśmy do centrum, gdzie znajdowały się wszystkie sklepy, dentysta, okulista i fryzjer. Nie było to duże miasteczko, dlatego nie mieliśmy zbyt wielu możliwości.
- Gdzie zaczynamy? – zapytał.
- Rozdzielmy się, tak będzie szybciej – zaproponowałam. – Ty idź tą stroną, a ja pójdę tamtą. Spotkamy się na końcu ulicy.
            Gdy tylko szatyn zniknął w jednym ze sklepów, podbiegłam do fryzjera. Od razu rozpoznałam pracującą tam kobietę. To ona obstrzygła i zafarbowała mi włosy pół roku temu. Trzymałam w ręku zdjęcie dawnej siebie i czułam się zupełnie idiotycznie, pytając obcych ludzi o to, czy kiedyś mnie widzieli. To była jakaś paranoja.
- Dzień dobry – zwróciła się do mnie przyjaźnie, gdy tylko mnie spostrzegła. Uśmiechnęłam się nikle. Fryzjerka przez chwilę mi się przyglądała, przez co czułam się nie komfortowo i nie mogłam wykrztusić jednego zdania. – Czy my się już nie spotkałyśmy? – zapytała i spojrzała na kartkę w mojej dłoni. – A tak, pamiętam cię. Chcesz wrócić do dawnego koloru?
            To podziałało na mnie jak kubeł zimnej wody. Otrząsnęłam się.
- Nie, skądże. Podoba mi się tak jak jest teraz – odparłam, szukając w głowie gorączkowo jakiejś wymówki. – Chciałabym mieć do pani prośbę.
- Słucham cię, złotko.
- Gdybyś ktoś o mnie pytał, może pani powiedzieć, że nigdy mnie pani nie widziała? – zapytałam z nadzieją. Zmarszczyła brwi, zaskoczona. – Zapłacę – dodałam szybko.
- Nie żartuj, nie wezmę od ciebie żadnych pieniędzy. Dobrze, jeśli to dla ciebie takie ważne, nic nie powiem - odpowiedziałam, a jej twarz wyrażała zaniepokojenie.
- Dziękuję bardzo, do widzenia – zakończyłam rozmowę i wyszłam, czując lekką ulgę. Lekką, bo bałam się, że fryzjerka nie jest jedyną osobą, która mnie zapamiętała i że ktoś mnie wskaże, gdy będę z Justinem.
            Cholerna, mała dziura zabita dechami. Wszyscy znają się tu na wylot, więc każdy przejezdny, których zresztą nie ma za dużo, od razu się wyróżnia i staje obiektem zainteresowania. Chciałam jak najszybciej stąd odjechać.
            Weszłam jeszcze do jednego sklepu i kupiłam sobie kanapkę i butelkę wody. Szybko je spożyłam i powędrowałam na umówione miejsce, chowając zdjęcie głęboko do kieszeni. Wyrzuciłam pozostałości do kosza i wytarłam ręce w chusteczkę.
            Ktoś położył mi rękę na ramieniu, więc się odwróciłam, ale ku mojemu zaskoczeniu nie był to mój towarzysz.
- Cześć, piękna – zaczął jakiś facet, uśmiechając się szeroko. Czuć było od niego alkohol. Rozejrzałam się nerwowo po ulicy, ale świeciła pustkami. Była akurat pora lunchu, więc większość mieszkańców udała się na przerwę. Pogoda raczej nie sprzyjała spacerom, więc nikt nie przechadzał się po okolicy.
            Zestresowałam się nieco, ale starałam się zachować spokój. Ignorując przyspieszony puls, zrobiłam krok do tyłu, ale mój rozmówca szybko ponownie mnie złapał. Miałam jakieś cholerne szczęście do przyciągania gwałcicieli i przestępców, bo to nie był pierwszy raz, kiedy zdarzało mi się coś takiego. Ba, nawet nie jestem w stanie się doliczyć, który to już raz.
- Spokojnie, nic ci nie zrobię – zapewnił. Tak, to jest właśnie coś, co mówią mordercy przez zabiciem swojej ofiary. Zaraz pewnie powie, że tylko się zabawimy. – Chciałby cię tylko bliżej poznać.
            Och, byłam blisko.
- Ja za to nie chcę mieć z tobą nic wspólnego – odparłam, ponownie się wyszarpując. – Zostaw mnie w spokoju – syknęłam, będąc gotowa do ucieczki, ale w ostatniej sekundzie jego palce zacisnęły się na moim nadgarstku.
- Nie tak prędko – warknął, a ja nie miałam ochoty czekać na to, co miało się zaraz wydarzyć. – Pomocy! – krzyknęłam, starając się go kopnąć. – Ratunku!
            Jego ręka powędrowała w górę, a ja zamknęłam oczy, obawiając się uderzenia, ale nic nie poczułam. Zdezorientowana, uniosłam powieki i zobaczyłam, że mój oprawca leży na ziemi, przygnieciony przez kogoś innego. Czyjeś pięści zawzięcie okładały go po twarzy.
- Justin! – pisnęłam, gdy go rozpoznałam. Chwyciłam go za kurtkę i próbowałam go odciągnąć, na darmo. – Justin, przestań!
            Mężczyzna, niewiele zresztą starszy od nas, przestał się bronić. Leżał niemal bezwładnie, a z nosa i ust ciekła mu krew. Ciemnowłosy nie przestawał go uderzać.
- Justin, dosyć! – krzyknęłam ile sił miałam w płucach, ale to mieszkańcom udało się go odciągnąć. No tak, teraz to zauważyli, że coś się dzieje.
- Policja jest już w drodze – oznajmił jeden z obecnych, a ja zamarłam. Tylko tego mi teraz brakowało. […]
            Siedzieliśmy w celi już trzecią godzinę. Znowu burczało mi w brzuchu, bo kanapka nie była w stanie zaspokoić mojego głodu. Byłam wykończona, ale w życiu nie zmrużyłabym oka w tym miejscu. Ten wyjazd był jedną wielką porażką.
- Przepraszam – wyszeptał po raz kolejny mój towarzysz, a ja kolejny raz nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że chciał dobrze, ale tak nie było, więc nie wiedziałam, co mogłabym powiedzieć. – Chciałem cię tylko ochronić. Nie mogę pozwolić, żeby ktoś jeszcze kiedyś cię skrzywdził – wyjaśnił, patrząc na swoje dłonie. Westchnęłam.
- Nie jesteś w stanie obronić mnie przed całym złem tego świata, Justin – odparłam. – Doceniam twoją pomoc, ale nie musiałeś od razu bić go do nieprzytomności.
- Straciłem nad sobą panowanie – mruknął, jakby to miało go usprawiedliwić.
- Zauważyłam. I kto teraz został ukarany? On pewnie jest w szpitalu, ale za parę dni wyjdzie i nic mu nie będzie. Nie jesteśmy w stanie mu nic udowodnić, zresztą nie zdążył nic zrobić. Ty za to się nie wymigasz. Są świadkowie i dowody, nie mamy nic na obronę – wytłumaczyłam mu, wcale go tym nie pocieszając, ale taka była prawda. – Pomyślałeś jak to się odbije na twojej opinii czy karierze?
- Nie – odrzekł od razu.
- No właśnie. Z tego, co widzę to nie za często zdarza ci się myśleć – syknęłam, nieco poirytowana. To słodkie, że starał się być moim bohaterem, ale jego starania zawsze kończyły się katastrofą. Wyjeżdżając spodziewałam się wszystkiego, nawet tego, że mnie zdemaskuje, ale w życiu nie podejrzewałam, że skończę z nim w jednej celi. Dlaczego w ogóle mnie też zamknęli? Przecież nic nie zrobiłam.
- Co za gówno – mruknął po jakimś czasie.
- A kto nas w to wpakował? – odgryzłam się.
- Czemu przyciągasz samych psycholi? – zapytał retorycznie.
- Ty mi to powiedz – jęknęłam.
- Od teraz żadnego rozdzielania – zarządził, przybierając surowy ton głosu.
- Nie musisz mi tego dwa razy powtarzać – zapewniłam go.
- Chodź tutaj – poprosił, wyciągając w moją stronę swoje ramiona. Zawahałam się, ale w obecnej sytuacji właśnie tego potrzebowałam. Było okropnie zimno, a w dodatku czułam się osamotniona i zagubiona. Przybliżyłam się do niego, a on momentalnie zamknął mnie w swoim uścisku. Wtuliłam się w niego, wdychając przyjemną woń jego perfum. To było niedorzeczne, że mimo tego, że to on sprowadzał na mnie tyle nieszczęść, to w jego ramionach czułam się najbezpieczniej.
            Po jakimś czasie, ułożyłam głowę na jego kolanach i niewiadomo kiedy zasnęłam. Obudziłam się dopiero, gdy nas wypuszczano. Ktoś wpłacił za nas kaucje. Tym kimś był Scooter.
- Czyś ty do reszty zidiociał?! – wydarł się, gdy tylko znaleźliśmy się na zewnątrz. Po plecach przebiegł mi nieprzyjemny dreszcz, chociaż to nie wobec mnie była skierowana cała ta złość. – Czy choć przez chwilę pomyślałeś jak źle może się to skończyć? – zapytał, ale szatyn pokręcił jedynie głową. – Masz więcej szczęścia niż rozumu – stwierdził. – Zapłaciłem odpowiednio tutejszemu burmistrzowi, ale nie jestem w stanie dotrzeć do każdego mieszkańca, który to widział lub już o tym usłyszał. Tylko czekać, aż wszystko wycieknie do prasy i telewizji – snuł swój monolog, ale żadne z nas nie zwracało na niego zbytniej uwagi. Musiał się wyżyć, bo inaczej by go rozsadziło, ale my nie mieliśmy nic do powiedzenia. Jestem pewna, że każda sekunda tego wyjazdu zostanie jedynie między nami. […]
            Pierwszy marca przywitał nas lekką odwilżą. To był ważny dzień. Osiemnaste urodziny Justina. Nie pozwolił mi kupić żadnego prezentu, jako, że zgodziłam się na tamten wyjazd i w dodatku wpakował nas w takie tarapaty, ale i tak przez pół dnia piekłyśmy z Cassie tort.
            Wieczorem było przyjęcie w wynajętym przez Gwiazdorka klubie. Byłyśmy zaproszone i po wielogodzinnym przekonywaniu przez Cassie, zgodziłam się iść. Trochę obawiałam się spotkania z panną Gomez, która z pewnością tam będzie, ale nie mogłam przepuścić tak ważnych urodzin przyjaciela.
            O siedemnastej zaczęłyśmy się szykować. Widząc tonę ubrań i kosmetyków mój współlokator niebywale się przeraził i szybko opuścił mieszkanie, zabierając Andrew na basen.
            Cassandra miała mi pożyczyć jedną ze swoich sukienek, miała ich przynajmniej kilkanaście. Sama przyznała, że była od tego uzależniona i nie mogła przepuścić żadnej okazji by kupić kolejną. Żartowałyśmy przez chwilę z jej nałogu, ale przestało mi być do śmiechu, gdy kazała mi je wszystkie przymierzać.
            Wybór był trudny, kilka było naprawdę świetnych. Jedna podkreślała kolor moich oczu, a właściwie soczewek, kolejna idealnie eksponowała moją talie, a inna miała cudowne wycięcie na plecach. Po wielu trudach zdecydowałam się na zwykłą czarną, sięgającą do połowy moich ud. Była skromna, ale odkrywała mi ramiona i zwężała się pod biustem. Dół się rozszerzał i był plisowany. Musiałam przyznać, że wyglądałam w niej całkiem nieźle. Obróciłam się kilkakrotnie przed lustrem, a moja przyjaciółka zaklaskała.
- Nie za dużo odkrywa? – zapytałam niepewnie.
- Żartujesz? Jest idealna. Idziesz na osiemnastkę, nie możesz wyglądać jak zakonnica! – oburzyła się, co spowodowało mój śmiech. Sama wybrała sobie turkusową z ramiączkami skrzyżowanymi na plecach i białe szpilki. Ja ubrałam niebieskie czółenka i zabrałyśmy się do malowania oraz czesania. Przyznam, że chociaż tego nienawidziłam to z Cassie było to nawet zabawne. Nie mówiąc już o tym, że była w tym dobra. Widać, że się tym interesowała i miała w tym pewne doświadczenie. Powinna zostać zawodową wizażystką, ale gdy jej to zasugerowałam to mnie wyśmiała.
- Uważaj, bo uda mi się przebić i dostać jakąś porządną robotę – parsknęła, zakręcając sobie włosy na lokówce. Wyszykowałyśmy się do końca i o ustalonej godzinie zeszłyśmy na dół. Limuzyna już na nas czekała. Wywróciłam oczami. Jeśli Bieber chciał mi tym zaimponować to mu się nie udało. Nie robiło to na mnie żadnego wrażenia, ale też mnie to nie zdziwiło. To było bardzo w jego stylu.
            Dojechałyśmy na miejsce popijając zapewne najdroższego szampana i podjadając truskawki w czekoladzie. Wszystko było najwyższej klasy, bo Gwiazdor nie mógł sobie pozwolić na jakąś tandetę.
            Gdy weszłyśmy na główną sale, nie było jeszcze za wielu gości, dlatego przybycie każdego przyciągało uwagę i niemal wszystkie pary oczu się w nas wlepiły. Z wyćwiczoną nonszalancją, dumnym krokiem podeszłyśmy do baru i usiadłyśmy, czekając aż barman nas obsłuży.
- Pijesz? – spytała niemal niedosłyszalnie moja towarzyszka, ale odczytałam to z ruchu warg. Skinęłam głową. Dziś wieczorem, pierwszy raz od miesięcy chciałam zaszaleć. Pragnęłam, choć na chwilę zapomnieć o wszystkich troskach i zmartwieniach i nie bardzo obchodziło mnie w jaki sposób to osiągnę. […]
            Po zaśpiewaniu sto lat, przyszedł czas na składanie życzeń. Gdy przebiłam się do Justina byłam już po dwóch mocnych drinkach, które powoli zaczynały mi wchodzić. Moje myśli stały się mniej przejrzyste, a język zaczynał plątać.
- Hej, solenizancie! – zawołałam na przywitanie, mocno go przytulając. Posłał mi zdezorientowane spojrzenie, co wywołało mój śmiech.
- Dobrze się czujesz? – zapytał niepewnie, a ja wpatrywałam się w ziemię. Położył swoją dłoń pod moją brodą i uniósł lekko moją głowę, więc musiałam na niego spojrzeć.
 - Znakomicie – odpowiedziałam, uśmiechając się szeroko. – Chciałam ci złożyć najszersze życzenia! Zdrowia, szczęścia i choć trochę rozumu – zaczęłam wyliczać, przebierając placami. – I miłości, mnóstwo miłości. I żebyś znalazł dziewczynę, w której się zakochasz i która w pełni to odwzajemni i żebyście byli razem… I oczywiście spełniania wszystkich marzeń! - zakończyłam swoją litanie, posyłając mu jeszcze szerszy uśmiech.
- Chcesz powiedzieć, że życzysz mi samej siebie? – zapytał z cwanym uśmiechem. Otoczyłam jego szyję ramionami i parsknęłam śmiechem.
- Co tylko zechcesz. To twój wieczór! – zapewniłam go, wprawiając go w jeszcze większe zdziwienie. – A teraz przepraszam, muszę się jeszcze napić – oznajmiłam i, jak mi się zdawało, tanecznym krokiem powędrowałam w stronę baru.
- Co to miało być? – zapytała przez śmiech moja już lekko podpita przyjaciółka.
- Ale co? Jeszcze raz to samo – zwróciłam się do barmana, który jedynie pokiwał głową.
- Wyglądało jakbyś miała go udusić – parsknęła, popijając przez słomkę swojego drinka. – Żebyś widziała minę Gomezowej – dodała.
- Gomez tu jest? – zapytałam, bo chociaż się tego spodziewałam, do tej pory jej nie zauważyłam i zaczynałam mieć nadzieję. Brązowowłosa wskazała mi głową odpowiednie miejsce, a mój wzrok odruchowo powędrował we wskazaną stronę.
            Stała przy stoliku z przekąskami, migdaląc się do swojego chłopaczka. Miała na sobie obcisłą, intensywnie czerwoną sukienką, która wyglądała jakby była z lateksu albo sztucznej skóry. Dopiero teraz spostrzegłam, że Justin ma na sobie czarną marynarkę w białe kropki, a jego włosy są zaczesane do tyłu i usztywnione żelem. Zdecydowanie bardziej słodko wyglądał z grzywką. No i można ją było fajnie czochrać.
- Chrzanić ich – mruknęłam, biorąc spory łyk trunku. Zamierzałam się dobrze bawić, z nim czy bez niego. […]
            Stałam w toalecie z Cassandrą, opierając się o umywalkę. Zataczałyśmy się ze śmiechu, ale nie miałam bladego pojęcia, co było tego powodem. Z pewnością za dużo wypiłyśmy, ale żadna z nas się tym nie przejmowała.
- Chodźmy tańczyć – zaproponowała, a ja przytaknęłam. W między czasie wymieniałam wiadomość z Austinem. Śmiał twierdzić, że jestem zazdrosna o Justina, ale ewidentnie bredził. To on tu był zawsze zazdrosny, co było urocze, ale i irytujące.
            Wyginałyśmy się śmiało na parkiecie, przyciągając wzrok nie jednej osoby, gdy ktoś wcisnął się między mnie, a szatynkę.
- Odbijany – poinformował z uśmiechem i przyciągnął mnie do siebie. Odwzajemniłam uśmiech i napawałam się jego cudownym zapachem. – I jak się bawisz?
- Wyśmienicie – odparłam. – Ale chodźmy się napić.
- Wszystko w porządku? – zapytał.
- Jak nigdy – odpowiedziałam. – A co, wymiękasz? – zakpiłam, widząc jego minę. – Boisz się, że nie dotrzymasz mi kroku.
- Skoro tak pogrywasz – mruknął, ciągnąc mnie w nieznane. Dopiero po dłużej chwili zorientowałam się, że jesteśmy na zapleczu. Nie do końca rozumiałam tę sytuację, ale nie miałam czasu na zastanowienie, bo Bieber postawił przede mną kieliszek i butelkę jakiegoś świństwa. Rozlał nam po równo i spojrzał na mnie wyzywająco.
- Twoje zdrowie, jubilacie – powiedziałam i połknęłam wszystko na raz. Poczułam piekielne pieczenie w gardle, ale nie dałam po sobie nic poznać. Uśmiechnęłam się zjadliwie i posłałam mu wyczekujące spojrzenie. – Twoja kolei, gwiazdorku.
            I tak się zaczęło. Obaliliśmy butelkę w niecałe pół godziny i szczerze powiedziawszy robiło mi się niedobrze. Solenizant też nie wyglądał za dobrze. Jego spojrzenie było całkowicie nieobecne, wzrok zamglony, a głowa kiwała się na wszystkie strony. Prychnęłam rozbawiona.
- Wracajmy na parkiet – wybełkotał niewyraźnie, usiłując wstać. Spróbowałam mu zawtórować, ale nie miałam na to szans. Zawroty głowy zmusiły mnie do pozostania na krześle. Szatyn również nie dał rady przejść paru kroków, tylko że wylądował na podłodze. Zaczęłam się śmiać jak nienormalna. – Lepiej mi pomóż – warknął. Zsunęłam się na ziemię i na czworaka do niego podreptałam, ale zamiast się podnieść, położyłam się i zaczęłam wpatrywać w sufit. Chłopak poprawił mi sukienkę, bo lekko mi się zsunęła, co mnie rozśmieszyło. Kto by pomyślał, że taki porządny.
- Tu jesteście! – usłyszeliśmy czyjś wrzask.
- Nie krzycz – poprosiłam, czkając. To Cassandra przydreptała z dwójką nowopoznanych osób.
- Wstawajcie – zażądała, ale pokręciłam głową.
- Nie ma mowy – odparłam. – Tu mi dobrze.
- Wariatka – stwierdził Justin, za co nieudolnie go szturchnęłam.
- Odezwał się Pan Normalny – parsknęłam, bawiąc się kosmykiem swoich włosów i wpatrując się w jego czekoladowe, zamglone oczy.
- Dosyć, chociaż dzisiaj się nie kłócicie – poprosiła. – Już, już. Buzi na zgodę i wracamy do gości.
- Okej – odrzekł ciemnowłosy z chytrym uśmieszkiem. Szybko nachylił się i skradł mi buziaka. Ten krótki moment, w którym nasze usta się połączyły uświadomił mi jak bardzo mi tego brakowało i że nikt nie był w stanie wywołać u mnie takich emocji jak ten tu obecny osobnik płci męskiej. Chciałam przedłużyć pocałunek, ale niestety nie miałam siły nawet podnieść głowy.
- Ech, nie będzie już z was żadnego pożytku – stwierdziła z niezadowoleniem moja przyjaciółka. – Zaprowadźcie go na salę, ale niech pożegna się z gośćmi i wraca. Ja zaprowadzę tą małą pijaczkę na górę. […]
            Cassie zaprowadziła mnie do wynajętego przez Gwiazdorka pokoju, kazała iść spać i trzymać język za zębami, bo jutro będę wszystkiego strasznie żałować, ale nie rozumiałam, o co jej chodziło. Przecież tylko świetnie się bawiłam.
            Po jej wyjściu poleżałam przez pięć minut, ale nie mogłam usiedzieć w miejscu, więc zaczęłam krążyć po pokoju. Nie był mały ani skromny, ale nie znalazłam w nim nic godnego uwagi, więc ruszyłam na korytarz. Zupełnie bezsensownie zaczęłam pukać do każdych drzwi. Obce osoby mnie przepędzały, niektóre nie odpowiadały. W końcu jednak znalazłam to, czego szukałam. Słysząc wesołe podśpiewywanie, nawet nie zapukałam, po prostu weszłam do środka.
            Akurat ściągał koszule, co przyznaję, cholernie mi się spodobało.
- Mrauł, jaki przystojniak – wymruczałam, śmiejąc się cicho.
- Ej, mogłaś zapukać! – oburzył się.
- Żeby ominęło mnie najlepsze? – spytałam, unosząc brew. – Chyba czegoś nie dokończyliśmy – stwierdziłam tajemniczym tonem.
 - Coś mi świta – odparł, mrużąc oczy i zbliżając się do mnie. Poczułam jego dłonie na swoich biodrach i pomyślałam, że się rozpływam. Pchnęłam go na łóżko, a jako, że ledwo stał na nogach, bezwładnie na nie opadł. Niestety, zamiast dokonać swojego niecnego planu, sama przewróciłam się obok i zaczęłam śmiać. – Wariatka.
- Powtarzasz się – odgryzłam się, pokazując mu język. Podniósł się lekko, składając na moich ustach kolejny, zdecydowanie za krótki pocałunek. Tym razem jego język przejechał po moich wargach. – Też cię kocham, Bieber, ale pora iść spać – stwierdziłam poważnie, wpatrując się w jego piękne, czekoladowe tęczówki.
- Kochasz mnie? – zapytał, a oczy mu zalśniły.
- No pewnie, głuptasie – odparłam, puszczając mu oczko. – A teraz dobranoc – dodałam, całując go w policzek i mozolnie się podnosząc.
- Słodkich snów – zawołał za mną, gdy odchodziłam, kręcąc biodrami. Uśmiechnęłam się pod nosem i powędrowałam do swojego pokoju. 
* * * *
Uch, przepraszam za opóźnienia, ale długo nie miałam dostępu do komputera, a potem zwyczajnie nie miałam na nic ochoty, ale w ramach wynagrodzenia dostajecie najdłuższy rozdział w historii tego opowiadania. I musicie przyznać - dzieje się. To taka odskocznia od głównej akcji, a już niebawem punkt kulminacyjny!
Zostały 4 rozdziały do końca.
Macie już ferie? Kiedy byście ich nie mieli, bawcie się dobrze! ;)
Czytasz = Komentujesz
Zostaw chociaż jedno słowo pod postem, bo naprawdę się przy tym natrudziłam :)
Pozdrawiam ;**

16 komentarzy:

  1. ferie się już kończą :c ugh
    co do rozdziału adkjfsa, dużo Justina, cieszę się :D
    z każdym kolejnym rozdziałem mam nadzieje, że Justin w końcu dowie się prawdy, jednak obawiam się, że nie będzie to zbyt miłe :c

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnyy. Czy po rej czesci zamierzasz kontynuowac opowiadanie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. NIe, raczej nie. Po zakończeniu chciałabym zacząć zupełnie nowe opowiadanie :)

      Usuń
  3. Cudo!!!!!!!!! ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu niech ona sie przyzna że jest tą Cherry no! :( niech będą razem bo są tacy słodcy, że mam ochote wejść do opowiadania i ich ze sobą związać siłą hahaha dobra nic :D przechodzisz samą siebie, zawsze pisałaś wspaniale, ale każdy rozdział jest coraz lepszy. Czekam na kolejny, oby jak najszybciej :* a co do ferii to sie kończą niestety :(

    OdpowiedzUsuń
  5. boże, jaki słodki ;o ona mu powie, że został tatusiem, co nie ? już się nie mogę następnego doczekać xd, hahahah niedobry Justin wpakował ich do więzienia xd bless ~brutal girl

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale świetny rozdział! Tylko chciałabym, żeby Justin juz sie dowiedział, ze to Cherry ;)) Czekam na kolejny i mam nadzieję, że nie karzesz nam długo czekać :) Weny życzę, Buźka xxxx

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie moge sie doczekac następnego !!!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Heej :)
    Dawno nie zaglądałam tutaj :) Chwilkę mi zajęło nadrobic zaległości, ale sie udało :D Jestem z Toba od samego początku, mogę stwierdzić, iż się bardzo rozwinęłaś. Masz bardzo "lekki" styl pisania, uwielbiam czytać Twoje opowiadanie, choć Justin w prawdziwym życiu ostatnio zachowuje się skandalicznie i od dawna nie jest moim idolem :)
    czekam aż Cherry się ujawni :D
    Pozdrawiam i przesyłam całusy,
    Zuzia119

    OdpowiedzUsuń
  9. Ooo , jak słodkoo <3 niech że sie ona przyzna że jest Cherry bo już nie wytrzymam ! :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Informujesz ? Jak tak to @biebstux świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  11. KOCHAM CIĘ! cudowny, czekam na nn! gbftyuik! <3

    OdpowiedzUsuń
  12. swieeeeeeeeeetny!

    OdpowiedzUsuń
  13. Juz od bardzo dawna czytam Twoje opowiadanie i uwazam,, ze jest fantastyczne. Mimo, ze glownym bohaterem jest Justin, za którym nie przepadam, to i tak uwielbiam to czytac. Sadze, ze masz wielki potencjal i bardzo sie ciesze, ze go wykorzystujesz. Kiedy dodajesz rozdzial usmiech gosci na mojej twarzy. Piszesz ciekawie i lekko. Potrafisz w wspanialy sposob zabrac czytelnika w odlegla historie, ktora stworzylas.
    Co do rozdzialu: nie bede sie rozpisywac. Napisze tylko to: dzielo artystyczne.
    Dziekuje Ci za Twoja wielka tworczosc, ktora moge czytac, za to, ze sie nie poddajesz i nadal tworzysz nowe rozdzialy, mimo, ze pewnie bywaja chwile zalamania. Jestes cudowna osoba, obdarzona wielkim talenetem. Zycze Ci jeszcze wiekszej weny oraz checi do dalszej tworczosci.
    Pozddawiam, Twoja wierna czytelniczka. :*

    OdpowiedzUsuń