Rozdział 12 „Najwspanialszy
świąteczny prezent.”
Oczami Cherry…
Wigilia naprawdę nam się udała. Chociaż sama nie
pamiętałam jak powinny wyglądać święta i nie miałam pewności czy nasze były
odpowiednie, to na sto procent nie miałam powodów do narzekań. Wszyscy byliśmy
w radosnych nastrojach, a atmosfera wokół była po prostu rodzinna. Wybraliśmy
się nawet razem do kościoła.
Nacieszyliśmy się swoją obecnością, a Andy wręcz szalał z
radości, gdy odpakował swoje prezenty. Na ten widok serce skakało mi z
zadowolenia, a całe ciało zdawało się być wypełnione tą niezwykłą „magią
świąt”, która wcześniej zdawała się dla mnie nie istnieć. Wszystko było wręcz
cudowne, prawie jak z bajki.
W pierwsze święto poznałam Vanessę, dziewczynę Lucasa.
Była śliczna i kochana, od razu zrozumiałam dlaczego spodobała się mojemu
przyjacielowi. Jego młodszy brat też od razu ją polubił, więc spędziliśmy
bardzo miłe popołudnie, ubarwione zimowym spacerem i lepieniem bałwana.
Wszystko było tak idealne, że nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że to
kiedyś może się skończyć.
Dzisiaj Lucky wbrew wcześniejszym planom, które zakładały
poznanie Cassie i Justina, zabierał Andrew do swojej ukochanej, a ja miałam
spędzić przyjemny dzień w towarzystwie przyjaciół. Byłam pewna, że będzie miał
jeszcze mnóstwo okazji, żeby poznać moich zwariowanych towarzyszy, a nie
chciałam mu odbierać możliwości spędzenia pierwszych świąt z dziewczyną.
Podgrzewałam właśnie zupę, domyślając się, że jedzenie
będzie pierwszą rzeczą, o którą poproszą moi goście. Dwa małe głodomory. Mieli
spusty jak małe dinozaury i dziwię się, że ich rodzice nadążali z wyżywieniem
ich.
Ding dong.
Podeszłam do drzwi i wpuściłam przyjaciół do środka.
- Zobacz, Mikołaj coś
dla ciebie u mnie zostawił – zaświergotała z podekscytowaniem Cassie, podając
mi drobny pakunek.
- Też miło cię widzieć –
rzuciłam rozbawiona, odkładając prezent na bok i mocno ją przytulając.
Widziałam jak Justin rozgląda się dookoła, marszcząc śmiesznie nos. Od razu
domyśliłam się o co chodzi. – Obiad już prawie gotowy – oznajmiłam,
powstrzymując śmiech. – Rozbierzcie się i siadajcie.
Szatyn wreszcie się otrząsnął i spojrzał na mnie z
udawanym oburzeniem.
- Nie przyszedłem tu dla
jedzenia – fuknął. Już chciałam coś powiedzieć, ale szybko dodał. – Choć
przyznam, że całkiem nieźle gotujesz – obronił się przed moją słowną docinkom –
A po za tym, hej! Ze mną się nie przywitasz? – spytał, udając obrażonego.
- Oj no, wybacz –
przeprosiłam go, a on teatralnie nachylił się i poklepał palcem swój policzek.
Powstrzymałam się od wywrócenia oczami i również do niego zbliżyłam. – Po moim
trupie, Bieber – mruknęłam mu do ucha, na co otworzył szerzej oczy. – A teraz
siadaj do stołu i nie marudź – dodałam już głośniej.
Po obiedzie, rozsiedliśmy się z kubkami gorącej czekolady
na dywanie w saloniku, a w tle leciały najpopularniejsze kolędy i piosenki
świąteczne. Atmosfera była wesoła i radosna, a mieszkanie wyglądało idealnie w
świątecznych dekoracjach przygotowanych przez moich towarzyszy. Dopiero zaczęło
nam się wolne, a już planowaliśmy jak spędzić następne ferie.
- Pojechałbym na
snowboard – stwierdził ciemnooki. Pokiwałam energicznie głową.
- A ja na narty –
wtrąciłam, myśląc o całodziennym śmiganiu po stoku. Zauważyłam, że szatynka
rozgląda się nerwowo po pokoju. – A ty o co tym myślisz? – zwróciłam się do
niej.
- Ja? No może być, ale
wolałabym pojechać gdzieś, gdzie jest ciepło – wyjaśniła, śmiejąc się nerwowo.
- Cassie? – Spojrzałam
na nią znacząco.
- Dobra, powiem to.
Nigdy nie jeździłam na nartach. Ani na snowboardzie! – wyrzuciła w końcu.
Wymieniliśmy z Justinem porozumiewawcze spojrzenia. – Nie patrzcie tak –
jęknęła.
- Serio nigdy nawet nie
próbowałaś? – upewnił się ciemnowłosy.
- Jakoś nie był okazji – burknęła w odpowiedzi
dziewczyna.
- Nie masz się czego
wstydzić – uspokoiłam ją. – Każdy z nas ma jakieś drobne sekreciki, dotyczące
czegoś, czego nie robił. Prawda, Justin?
- Och, tak.
- W takim razie jaki
jest twój? – zainteresowała się od razu Cassandra.
- Em… Nie wiem, robiłem
naprawdę dużo rzeczy – wykręcał się.
- Ściemniasz – syknęłam.
– Dobra, to ja będę pierwsza. Nigdy nie widziałam żadnej części „Gwiezdnych
Wojen” – wyznałam, spuszczając wzrok.
- Żartujesz? Dziewczyno
to klasyka! – oburzył się chłopak, na co tylko pokazałam mu język.
- Poczekaj, aż
dobierzemy się do twoich tajemnic – ostrzegłam go. Przez chwilę próbowałam
sobie przypomnieć czy wiem o czymś, czego mógłby się wstydzić, ale jak na
złość, nie mogłam sobie niczego takiego przypomnieć.
- Nie mam nic do ukrycia
– odparł pewnie, uśmiechając się z wyższością. Strasznie mnie korciło, żeby
utrzeć mu tego zadartego nosa.
- Hej, przeczytałeś w
końcu tą lekturę, którą omawiamy na angielskim? – przypomniało mi się nagle.
Spuścił wzrok. Trafiony, zatopiony. – Wypożyczyłeś ją chociaż? – Głucha cisza.
– Wiesz w ogóle, że w szkole jest coś takiego jak biblioteka, prawda?
- Jasne, że tak –
obruszył się. – Tylko nie często tam bywam.
- Kiedy ostatnio? –
wtrąciła szatynka. Patrzyłam na niego z wyczekiwaniem.
- Nigdy – bąknął ledwo
słyszalnie i niewyraźnie.
- Nigdy w naszej szkole
czy nigdy w życiu? – zapytałam, powstrzymując śmiech.
- Nigdy-nigdy –
wymamrotał zażenowany. Czy ja dobrze usłyszałam?
- Nie gadaj! – pisnęła
moja przyjaciółka.
- Właśnie mówię! –
uniósł się, a ja ze śmiechem obserwowałam jak robi się cały czerwony. Dziwny
człowiek. Pytanie o jego życie seksualne było dla niego zabawne, ale czytanie
książek to temat tabu.
Faceci.
- Jak to możliwe? –
dopytywałam, a mój głos był mieszaniną rozbawienia i niedowierzania.
- Jakoś nie było okazji
– burknął tylko.
- Ale… Przecież
chodziłeś kiedyś do normalnej szkoły… Rozumiem, że teraz, kiedy masz tyle
obowiązków, ale jako zwykły dzieciak chyba nie miałeś wyboru, gdy przerabialiście
coś na lekcjach – mówiła brązowooka.
- Od początku miałem na
pieńku z bibliotekarką, bo biegałem i krzyczałem na korytarzu, więc wypożyczali
mi wszystko koledzy. Część książek posiadali też moi dziadkowie – wyjaśnił,
biorąc głęboki wdech i próbując ukryć zawstydzenie.
- Bałwan – rzuciłam, na
co pokazał mi język.
- Hej! Mam genialny
pomysł! – krzyknęła Cassie, że aż się wzdrygnęłam. Spojrzałam na nią niepewnie.
Jej pomysły nie zawsze były tak genialne, jak jej się zdawało. – Zróbmy po
kolei każdą z tych rzeczy, której jedno z nas nie robiło – paplała, uznając
nasze milczenie za pozwolenie. – Nie mówię, że teraz, ale jak wrócimy do szkoły
to możemy iść do biblioteki, w jakiś weekend zrobimy maraton „Gwiezdnych
Wojen”, a w ferie możemy pojechać na parę dni w góry i nauczycie mnie jeździć –
zaproponowała, uśmiechając się z zadowoleniem. W sumie to nie był taki zły
plan, chociaż nie byłam przekonana do tego wyjazdu. Przebywanie przez całą dobę
w pobliżu Biebera mogło się dla mnie źle skończyć.
- Ty, to jest nawet
dobre – stwierdził Justin, zanim zdążyłam się nad tym zastanowić. – No, może
prócz tej biblioteki, ale jestem w stanie się poświęcić – dodał nieco
niechętnie.
- O jacie, wielki Justin
Bieber tak się dla nas poświęca, chyba zacznę oddawać ci pokłony –
zażartowałam, za co zaczął mnie łaskotać.
- Bieber! Przestań! –
pisnęłam.
- To bądź milsza! –
zażądał, jeszcze bardziej mnie męcząc.
- Dobra! – poddałam się
w końcu, a on dał mi spokój. – Nienawidzę cię – mruknęłam pod nosem.
- Słyszałem.
- I dobrze –
powiedziałam już głośniej.
Później trochę pograliśmy w karty, ale skończyło na tym,
że zaczęliśmy się kłócić, bo każde uważało, że ktoś oszukuje. Cassandra wpadła
na kolejny świetny pomysł i postanowiliśmy rozpakować upominki, którymi
wzajemnie się obdarowaliśmy. Pierwsza, oczywiście, rozerwała swój prezent moja
przyjaciółka. Była strasznie niecierpliwa, ale przy tym podekscytowana jak
dziecko, co wydawało mi się naprawdę urocze.
- Co dostałaś? –
spytałam, czując, że udziela mi się jej entuzjazm. Podała mi płaskie,
kwadratowe pudełko, a ja wytrzeszczyłam oczy, po czym wybuchłam śmiechem. –
Serio, Bieber? Dałeś jej na prezent własną płytę? A co ja dostanę? Koszulkę z
twoją podobizną? – naigrywałam się, rozbawiona. Szatyn się naburmuszył, a ciemnooka
zdawał się być lekko zakłopotana.
- Amy, ja go o to
poprosiłam – wydukała po chwili.
- Co? – wydusiłam,
opanowując wreszcie śmiech.
- To co słyszałaś –
mruknęła.
- Wow, nie wiedziałam,
że jesteś jego cichą wielbicielką – bąknęłam, uśmiechając się do niej nieco
zgryźliwie. Oczywiście, były to tylko przyjacielskie docinki. Akceptowałam
moich przyjaciół ze wszystkimi wadami i upodobaniami, bo tak samo oni
zaakceptowali mnie.
- Zawsze go lubiłam.
Musiałam wykorzystać okazję, bo od kogo mogę dostać wersję deluxe i to z
dedykacją, jak nie od niego samego? – wyjaśniła pogodnie. – Twoja kolei –
dodała, patrząc znacząco na Justina, który od razu wziął od niej paczkę. Pewnym
ruchem rozerwał opakowanie i zaczął bacznie oglądać jej zawartość. Okazało się,
że była to czarna bluza z wielkim, białym napisem „SWAG”.
- O rany, to takie… w
moim stylu - powiedział po chwili z
wielkim uśmiechem przyklejonym do twarzy. – Wiesz jak trafić w czyjś gust –
pochwalił ją. Dziewczyna wyglądała jakby zaraz miała pęknąć z dumy i nie kryła
swojej radości.
- Ciebie nie trudno
przejrzeć – wtrąciłam.
- To ciekawe co dostanę
od ciebie? – odparł, patrząc na mnie podejrzliwie.
- Teraz jej kolei –
upomniała go moja przyjaciółka. Wzięłam małe opakowanie i delikatnie je
rozpakowałam. Moim oczom ukazał się śliczny zegarek w pięknym odcieniu mięty.
Wydawał się być kosztowny i ekstrawagancki. – Może wreszcie autobusy przestaną
ci uciekać – zaśmiała się pogodnie.
- Na to akurat bym nie
liczyła, ale na pewno mi się przyda. Jest cudny, dziękuję – pisnęłam i mocno ją
uściskałam. Po chwili zaczęłam baczniej przyglądać się mojemu nowemu cacku i
dostrzegłam przyczepioną do niego karteczkę.
Drugi prezent jest za choinką. Odpakuj go jak już
będziesz sama.
-
całusy C.
Szybko schowałam liścik do opakowania i podałam Justinowi
prezent ode mnie. Spojrzał na mnie tak podejrzliwie, jakby sądził, że w środku
jest coś pokroju bomby atomowej. Jego mina tak mnie rozbawiła, że aż
zakrztusiłam się śmiechem.
- Nie umrzesz od tego –
zapewniłam go, powstrzymując rozbawienie. – Musisz tylko wiedzieć, że może nie
jest to najdroższy prezent świata, ale nie dlatego, że szkoda mi było pieniędzy.
Po prostu ty i tak już wszystko masz, więc postawiłam na coś bardziej od serca –
wyjaśniłam, a moje słowa wyraźnie go zaciekawiły, bo zaczął otwierać opakowanie
z dużo większym entuzjazmem. Jego nie rozumiejąca mina rozbroiła mnie na
łopatki.
Nie wiedziałam, że srebrna płyta z napisem „Wesołych Świąt,
Justin” może wydawać mu się czymś tak nietypowym i zagadkowym. Parsknęłam
śmiechem.
- Może lepiej będzie jak
obejrzysz to w domu – podpowiedziałam, uśmiechając się szeroko. Ciągle wpatrywał
się w płytkę z konsternacją wymalowaną na twarzy. Wtedy tą cudowną chwilę
przerwał dzwoniący telefon.
- Przepraszam, ale muszę
odebrać – mruknął szatyn. Pokiwałyśmy ze zrozumieniem głową. […]
Okazało się, że Justin musiał wracać, bo jego menadżer go
potrzebował. Rozumiałam to, bo przecież jego praca nie pozwala mu na przerwy,
ale i tak było mi trochę przykro, że nie zdążyliśmy zrobić wszystkiego czego
zaplanowaliśmy. Pogadałam sobie jeszcze trochę z Cassie, pośmiałyśmy się i
pożartowałyśmy, ale dziewczynie zachciało się wypytywać o moje dawne życie. Nie
pytała o jakieś prywatne informacje, chciała tylko usłyszeć o kilku sytuacjach z
Panem Gwiazdą. Nie łatwo było mi wracać do tych wspomnień, ale przełamałam się
i opowiedziałam jej kilka naszych kłótni z samych początków naszej znajomości,
o burzy, przez którą musieliśmy zostać na noc w szkole oraz o wyjeździe do
Włoch. Pominęłam może niektóre szczegóły, które wydawały mi się zbyt krępujące,
ale ani razu nie skłamałam.
Ciemnooka słuchała mnie z zafascynowaniem, wtrącając
jakieś zabawne, a czasami nawet zgryźliwe komentarze, ale wiedziałam, że nie
robi tego złośliwie. W końcu jednak i ona musiała wracać, a ja na chwilę
zostałam sama. Posprzątałam i włączyłam telewizor, gdzie akurat leciał „Kevin
sam w domu”. Niedługo później wrócił Lucas z Andrew i spędziliśmy razem
przyjemny, rodzinny wieczór. Uwielbiałam ich i cieszyłam się każdą chwilą. W
dodatku odkąd Lucky zaczął spotykać się z Vanessą, cały czas się uśmiechał.
Radość wręcz z niego promieniowała i udzielało się to każdemu w pobliżu
kilometra. Chciałam korzystać z tej sielanki póki mogłam. […]
Dwa dni przed sylwestrem ogarniałam wszystko do szkoły,
podczas gdy moi współlokatorzy wybyli, żeby spędzić ze sobą męskie popołudnie.
Dziwnie to brzmi, zważywszy, że jeden z nich niedługo skończy cztery latka.
Szczerze powiedziawszy to wolne zaczęło mnie nudzić. Nie
pracowałam, bo do nowego roku kawiarnia była zamknięta, a w domu nie było
zupełnie nic do roboty. Nie musiałam gotować, bo zostało nam mnóstwo jedzenia
ze świąt. Mieszkanie wręcz lśniło czystością, a wszystkie zadania już niemal
skończyłam.
Po obiedzie Lucas oznajmił, że idzie się spotkać ze swoją
dziewczyną. Zostałam sama z małym, który zajął się swoim nowym nabytkiem –
torem wyścigowym dla ulubionych samochodzików. Postanowiłam w końcu dokończyć „List
w butelce” i czytanie całkowicie mnie pochłonęło.
Na przedostatniej stronie, gdy cała zalewałam się łzami z
powodu obrotu wydarzeń, rozległ się dzwonek do drzwi. Zdziwiona powoli
poczłapałam pod drzwi i wyjrzałam przez oczko.
- Andy, wpuść ich do
środka, bo ja muszę do łazienki – poinstruowałam malucha i pognałam ubrać
kontakty. Nienawidziłam niezapowiedzianych wizyt, ale przyznam, że ta, gdzieś w
głębi ducha mnie ucieszyła.
Wróciłam do dużego pokoju, gdzie czekała na mnie trójka
gości. Jeden od razu wziął mnie w ramiona i zakręcił kilka razy wokół własnej
osi, co mocno mnie zaskoczyło.
- A za co to? –
zapytałam, śmiejąc się jak nienormalna.
- Za najwspanialszy
świąteczny prezent – odparł, uśmiechając się szczerze.
- Zawsze do usług –
odparłam, zadowolona, że mu się spodobało. Pozostała dwójka przybyszy
zdecydowanie bardziej interesowała się moim współlokatorem niż mną, ale i tak
porwałam ich w objęcia. – Och, stęskniłam się za wami, łobuziaki – rzuciłam,
tuląc Jazmyn i Jaxona. Andy był przeszczęśliwy, że jego przyjaciele wreszcie go
odwiedzili i od razu zaciągnął ich do zabawy.
- Przepraszam, że tak
bez zapowiedzi, ale… - zaczął się tłumaczyć.
- Ciii, cieszę się, że
jesteś – przerwałam. – Umierałam z nudów. Młody zresztą też.
- Zawsze do usług –
powtórzył mojej słowa, na co odpowiedziałam kolejnym uśmiechem. – Ale teraz
czas, żebym wreszcie wykorzystał swój prezent – dodał tajemniczo, a w jego
oczach pojawiły się radosne iskierki. Czułam, że moje serce przyspiesza swój
bieg. Wiedziałam, że coś wymyślił i wcale nie byłam pewna czy mi się to
spodoba.
* * * *
Rany, byłam pewna, że nie dam rady. Strasznie ciężko pisało mi się końcówkę i wiem, że jest strasznie nudna, ale obiecuję, że od następnego zacznie się akcja. Tak w ogóle to w następnym opisuję najważniejszy moment jak do tej pory, więc mam nadzieję, że tego nie zepsuję... Mam teraz sporo wolnego, bo zaczynają się matury, więc postaram się napisać coś na zapas. A następny jak zwykle w piątek. Częściej nie dam rady, wybaczcie ;c
Dziękuję za wszystkie komentarze, kocham Was mocno!
Jak się podoba nowy szablon?
Jak myślicie, co wymyślił Justin? :D
Czytasz = Komentujesz
Pozdrawiam ;**