poniedziałek, 1 kwietnia 2013

[08] "Nie komplikuj tego, dobrze?"


Rozdział 8 „Nie komplikuj tego, dobrze?”
            Gdy odjechaliśmy z parkingu, postanowiłam włączyć radio. Nie przeszkadzała mi cisza, ale jakoś lubiłam gdy coś mi grało. Akurat leciał George Harrison.
- Lubię tą piosenkę – powiedziałam, lekko pogłaśniając.
- Tak, jest bardzo pozytywna – odparł Justin, uśmiechając się do siebie. Czasami w ogóle go nie rozumiałam. Właściwie to mało kiedy wiedziałam o co mu chodzi. - To do it, to do it, to do it, to do it, to do it. To do it right child – zaczął nagle śpiewać, gdy piosenka zbliżała się do refrenu. - I got my mind set on you. I got my mind set on you. I got my mind set on you. I got my mind set on you – powtarzał razem z wykonawcą, próbując dopasować swój głos do jego. Było to tak komiczne, że nie umiałam powstrzymać śmiechu. Aż chwyciłam się za brzuch, a w oczach stanęły mi łzy.
- Jak jesteś taka mądra, to zaśpiewaj lepiej – nachmurzył się, co jeszcze bardziej mnie rozbawiło. – No dalej, śpiewaj, mądralo.
- O nie, nie ma mowy. To ty tu jesteś zawodowym piosenkarzem – przypomniałam mu. Nie mogłam przy nim zaśpiewać. To było ogromne ryzyko. Właściwie to jestem pewna, że gdyby usłyszał mój śpiew, od razu by mnie rozpoznał. A przecież nie mogłam na to pozwolić, prawda? I tak już bardzo się narażałam, tak dużo z nim przebywając.
            Piosenka się skończyła i już zaczynała się następna, gdy szatyn przełączył na inną stację.
- Co jest? – spytałam odruchowo.
- Nie lubię tej piosenki – odpowiedział szorstko. Zdziwiłam się, bo nie usłyszałam nawet dwóch sekund i z pewnością nie zdołałam jej rozpoznać.
- Czemu? – dopytywałam się, choć mogło to wydawać się głupie. Każdy ma przecież swój gust, ale czułam, że chodzi o coś więcej. – Daj spokój, gdyby to był po prostu jakiś chłam, to nie zareagowałbyś tak gwałtownie.
- Przypomina mi o czymś.
- O czymś czy raczej o kimś? 
            Po co ja się tak wtrącałam? – zganiłam się w myślach.
- O pewnych sytuacjach i o kimś też – oznajmił chłodno.
- Rozumiem, że nie chcesz o tym rozmawiać – bardziej stwierdziłam, niż zapytałam.
- Nie psujmy tego popołudnia – mruknął tylko. Dalej podróżowaliśmy w ciszy. Na szczęście nie była to długa droga. […]
            Czas leciał nieznośnie szybko. Poznałam tatę Justina i jego żonę, a Andy wybawił się za wszystkie czasy. Od razu polubił też Jaxona. Ja natomiast starałam się nie martwić i po prostu miło spędzić czas z kolegą ze szkoły.
- Powinnam się zbierać – stwierdziłam, spoglądając na zegarek.
- Odwiozę cię – zaoferował się od razu ciemnowłosy. Uśmiechnęłam się do niego ciepło.
- Nie trzeba, to tylko kawałek – wykręcałam się.
- W takim razie się przejdziemy – nie dawał za wygraną. Westchnęłam cicho, ale się poddałam.
- Miło było mi państwa poznać – zwróciłam się do właścicieli domu i podałam im rękę.
- Och, proszę, mów mi Jeremy.
- Tato…
- Nam też było niezmiernie miło. Wpadaj kiedy masz ochotę – wtrąciła jego żona.
- To my już pójdziemy – ogłosił chłopak, ewidentnie zażenowany.
- Ma pan wspaniałego syna – rzuciłam, żeby mu dogryźć. – Do zobaczenia.
            Ubrałam siebie i małego, Justin również się wyszykował.
- Czekaj, muszę jeszcze poprawić fryzurę – zawołał brązowooki, gdy miałam wychodzić.
- Żartujesz sobie, prawda? – spytałam, unosząc do góry brwi. Nie odpowiedział. – Ale z ciebie bałwan.
- Miło to słyszeć od takiej czarownicy jak ty – odgryzł się i wreszcie wyszliśmy.
            Droga minęła nam błyskawicznie. Zaczęłam go wypytywać o szczegóły trasy, a on jak zwykle połknął haczyk. Gdy znaleźliśmy się przecznicę od mojego mieszkania, czułam, że czas się pożegnać. Z jakiegoś bliżej niewyjaśnionego powodu czułam, że nie powinien mnie odprowadzać pod same drzwi.
- To już tu – poinformowałam go. – Dzięki za miłe popołudnie.
            Już miałam odejść, gdy złapał mnie za rękę. To nie wróżyło niczego dobrego. Moje serce od razu przyspieszyło swój bieg.
- Zaczekaj – poprosił. – Ja też dziękuję i przepraszam.
- Za co?
- Za bycie takim bałwanem – wyjaśnił, co wywołało mój śmiech.
- Cóż, ja cię nie będę przepraszać za bycie wiedźmą.
- Czarownicą.
- Mniejsza. Do zobaczenia w szkole, Justin – wymamrotałam i wysunęłam dłoń z jego uścisku. Jednak on w tym momencie nachylił się ku moim ustom. Zdążyłam przekręcić głowę, tak, że pocałował mnie tylko w policzek, ale zdołał zahaczyć o kącik moich warg. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz, ale musiałam to zignorować. – Justin – zaczęłam, odsuwając się o krok. Wiedziałam, że go ranię. Widziałam ten okropny ból w jego oczach. Nienawidziłam siebie za to, ale nie mogłam nic zrobić. – Nie komplikuj tego, dobrze?
- Czego?
- Nie mogę być więcej niż koleżanką. Wolę, żeby to było jasne od razu – wyjaśniłam. – Nie chcę ci robić nadziei…
- Nie robisz. Sam ją sobie zrobiłem, bo jestem głupi – burknął, patrząc na swoje buty.
- Nie jesteś. To ja… Po prostu nie mogę – wymamrotałam. – Dobranoc, Justin.
- Ta, jasne – mruknął i odwrócił się na pięcie. Nim zdążyłam zareagować, zniknął w ciemnościach.
- Amy, nie płacz – usłyszałam głosik Andrew. Dopóki tego nie powiedział nie zdawałam sobie sprawy, że po moich policzkach płyną łzy.
            Dlaczego musiałam być taką idiotką? Powinnam była trzymać się od niego z daleka, być wredną i niemiłą, nie pozwalać się zbliżyć, a nie sprawić, że głupi sentyment doprowadził do takiej sytuacji jak ta przed chwilą. Jestem głupią kretynką!
- Nie płaczę. Chodźmy do domu – zaproponowałam, łapiąc małego szatynka za rączkę. Bez słowa pomaszerowaliśmy w odpowiednim kierunku […]
            - Hej, co się stało? – usłyszałam zaraz po przekroczeniu progu domu. Nie byłam w stanie odpowiedzieć. Lucas chyba zdał sobie sprawy, że wymuszanie na mnie odpowiedzi nie ma sensu, bo o nic nie pytał, tylko po prostu przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Wtuliłam się w niego ufnie i starałam zapomnieć o całym świecie. – Chcesz herbaty? – Pokiwałam głową. – Usiądź sobie, ja się wszystkim zajmę.
            Byłam mu niezmiernie wdzięczna. Nie zadawał zbędnych pytań, po prostu był i poprawiał mi humor. Rzuciłam w kąt buty i kurtkę, po czym rozłożyłam się na kanapie. Lucky przyniósł mi kubek gorącej, pysznej herbaty, a sam zajął się małym.
            Nie potrafiłam sobie wybaczyć swojego bezmyślnego zachowania. Wiedziałam, że powinnam trzymać się z daleka, nie dawać mu żadnych szans… A zachciało mi się wspólnych spacerów i wizyt u rodziny. Najgorsze w tym wszystkim było to, że bolało mnie to, że go zraniłam. Mimo, że on tyle razy mnie skrzywdził, nie potrafiłam bez mrugnięcia odpłacić mu się tym samym. Szczególnie, że od przyjazdu zachowywał się zupełnie jak nie on. Jakby przeszedł jakąś duchową przemianę, pozbył się własnych wad. Domyślałam się, że ma sporo problemów i przyjazd tutaj był swego rodzaju ucieczką, a ja jeszcze mu dokładałam.
- Andy właśnie zasnął – usłyszałam obok głos mojego współlokatora. Musiałam bardzo odpłynąć w swoje myśli, skoro zdążył nakarmić, wykąpać i utulić do snu tego małego rozrabiakę. – Powiesz mi co się stało? – zapytał ponownie, zakładając mi kosmyk czarnych włosów za ucho.
- Nic – odparłam po chwili, mało przekonującym tonem. Nie potrafiłam okłamać nawet samej siebie, a próbowałam oszukać najbystrzejszego mężczyznę w moim życiu.
- Czasami zastanawiam się jakim cudem udało ci się kogokolwiek okłamać – niemal wyszeptał. Wymusiłam uśmiech, choć pewnie wyszło mi coś na kształt grymasu. – Tylko dwa razy w życiu widziałem cię płaczącą. Raz, gdy uratowałem cię przed Drew, i drugi, w noc, gdy uciekliśmy i zatrzymaliśmy się w motelu. Obie sytuacje były naprawdę trudne, więc skoro dzisiaj coś doprowadziło cię do płaczu, to naprawdę musiało stać się coś złego – mówił, bawiąc się moimi włosami.
- Nie zawsze musi wydarzyć się jakaś tragedia, żebym się rozpłakała – wymamrotałam, patrząc w ścianę, ale i tak kątem oka zobaczyłam, że obdarzył mnie spojrzeniem mówiącym, że mi nie wierzy. Westchnęłam, próbując się uspokoić.
- Porozmawiaj ze mną – poprosił. – Jak się komuś wygadasz to na pewno ci ulży – dodał, próbując mnie przekonać. Wiedziałam, że pewnie ma rację, ale wątek Justina był jedynym, o którym nigdy mu nie powiedziałam i wolałam, żeby tak zostało. Po za tym, on też od paru tygodni nie chciał mi wyjaśnić, co takiego psuje mu humor.
- Nie sądzę – wydukałam w końcu.
- Wierz, że mam rację.
            Przygryzłam wargę. Chciałam jak najszybciej wyrzucić tego głupiego gwiazdorka z mojej głowy, a on oczekiwał ode mnie, że będę mu o wszystkim opowiadać. Po raz pierwszy zachował się inaczej niż się spodziewałam.
- To nic nie da, po za tym to naprawdę nic poważnego – wyrzuciłam przez zaciśnięte zęby. – A tak na marginesie to ty też od dłuższego czasu nie chcesz mi powiedzieć co się dręczy, więc dlaczego ja nie mogę zachować się tak samo? – wysyczałam i po wstaniu z kanapy, udałam się do sypiali. Stanowcze zamknięcie drzwi miało mu dać do zrozumienia, że chcę mieć teraz spokój i na szczęście, zadziałało. […]
            Z tego wszystkiego się rozchorowałam. Dopadło mnie fatalne przeziębienie i założę się, że jest w tym sporo winy Biebera, który zmusił mnie do tarzania się w śniegu. Czułam się fatalnie pod każdym względem. Fizycznie, bo ból głowy nie pozwalał mi się ruszać, gorączka przyprawiała mnie o zawroty głowy, a katar uniemożliwiał swobodne oddychanie. Dodatkowo strasznie piekło mnie w gardle i całkowicie straciłam apetyt. Psychiczne, bo czułam się bezużyteczna, byłam ciężarem i zrzuciłam wszystkie swoje obowiązki na Lucasa, a dzisiaj jeszcze na Cassie, która przyniosła mi notatki z lekcji i widząc mnie w tym fantastycznym stanie, postanowiła ugotować gar rosołu.
            Był przepyszny, choć przez zatkany nos niewiele czułam, ale przynajmniej był chwilowym ukojeniem dla gardła i żołądka. Nie zmieniło to faktu, że czułam się strasznym pasożytem. Lucky ciągle wokół mnie skakał, gotował, sprzątał, zajmował się Andrew i udawał, że „nie ma problemu”. Zastanawiałam się czy tak przejmował się moją chorobą czy czasem nie starał się wynagrodzić mi naszej ostatniej sprzeczki. Czego by nie zrobił, ciągle tkwiła gdzieś w zakamarkach mojego umysłu i nie dała się odepchnąć w zapomnienie.
- I jak się czujesz? – spytał z troską, gdy trzeci dzień zalegałam na kanapie.
- Lepiej – skłamałam, ochrypłym głosem.
- Ile razy mam ci powtarzać, że nie umiesz kłamać? – zapytał retorycznie, uśmiechając się blado. Spuściłam wzrok, zastanawiając się jakim cudem wszyscy wierzyli w każde moje słowo, podczas gdy on wyczuwał każdy mój najdrobniejszy przekręt? Wydawało mi się, że to wręcz niemożliwe, że w ciągu kilku miesięcy poznał mnie lepiej niż ktokolwiek inny.
- Nie kłamię. Naprawdę dzisiaj jest lepiej. Spokojnie mogę dzisiaj przygotować kolację – przekonywałam, zmuszając się do uśmiechu i usiłując się podnieść.
- O nie, nie ma mowy. Ani się waż stąd ruszać, bo inaczej przywiążę cię do tej kanapy – zagroził, z trudem udając powagę. Uśmiechnęłam się lekko, gdy coś innego przykuło moją uwagę.
- Gdzie Andy? – zaniepokoiłam się, zdając sobie sprawę z nieobecności malca.
- Bez nerwów, jest u tej miłej sąsiadki – odparł, ewidentnie podśmiewając się z mojego przewrażliwienia.
- Pani Holmes? – upewniłam się, na co przytaknął głową.
            Pani Holmes mieszkała piętro niżej, była zawsze miła i chętna do pomocy. Czasami robiłam jej zakupy albo pomagałam z porządkami. Ona odwdzięczała się opieką nad małym, gdy zaistniała taka potrzeba, jednak nie zdarzało się to za często odkąd Andy poszedł do przedszkola, a ja zrezygnowałam z pracy w barze.
- Odwiedził ją jakiś dzieciak, chyba wnuk siostry i była bardzo zadowolona, bo dzięki Andrew nie musi wymyślać dla niego rozrywek – uspokajał mnie, ale i tak wciąż czułam się jak kula u nogi. – Mogłem go wziąć do domu, ale i tak by się nudził, a po za tym sama przyznasz, że lepiej nie ryzykować, że go zarazisz – tłumaczył mi dalej, a ja jedynie kiwałam głową w zamyśleniu. Niespodziewanie kichnęłam, na co tylko się zaśmiał i podał mi chusteczkę.
- Nienawidzę chorować – burknęłam.
- A kto lubi? Dlatego musisz leżeć i odpoczywać, żeby jak najszybciej nabrać sił i wyzdrowieć  - odrzekł tonem odpowiedzialnego rodzica, co trochę mnie śmieszyło. – Uważam też, że powinnaś pójść do lekarza.
- Żadnych lekarzy. To tylko głupie przeziębienie. Zobaczysz, lada dzień i stanę na nogi – odparłam stanowczo. – Ale dziękuję – dodałam z wdzięcznością.
- Nie ma za co. W końcu jesteśmy rodziną – stwierdził. To jedno zdanie o mało nie doprowadziło mnie do płaczu. Przez tą chorobę zrobiłam się bardzo wrażliwa. – Problem pojawi się dopiero jutro…
- Hm? Jaki? – zmartwiłam się.
- Muszę zostać dłużej w pracy i nie będę miał jak odebrać małego – westchnął. Zamyśliłam się na chwilę.
- Nie przejmuj się tym. Coś wymyślę.
- Tylko nie wychodź z domu – mruknął poważnie.
- Obiecuję, po prostu poproszę kogoś o pomoc. […]
            Zadzwoniłam do Cassandry i wyjaśniłam jej w jakiej sytuacji się znalazłam. Niestety miała jakąś próbę i nie mogła się za bardzo  wyrwać.
- Kurczę, to niedobrze – stwierdziłam, gdy mój chytry plan legł w gruzach.
- Naprawdę nie masz innego wyjścia? – dopytywała się.
- Raczej nie. Lucas nie wyrwie się z pracy, a ja nie czuję się na siłach by dojść do łazienki, a co dopiero wyjść z domu… Ale nie martw się, jakoś sobie poradzę – zapewniłam ją, choć we wnętrz mnie pojawiła się panika.
- Nie, nie kombinuj, mam pomysł – oznajmiła nagle.
- Już się boję…
- Nie masz czym. W każdym razie masz problem z głowy. Mam go odebrać około 15, tak? – mówiła bardzo szybko, a ja próbowałam cokolwiek zrozumieć i co chwila marszczyłam brwi.
- Tak, ale…
- No to do jutra – przerwała mi i się rozłączyła.
            Mocno mnie zaniepokoiła, ale postanowiłam jej zaufać. W końcu jeszcze nigdy mnie nie zawiodła. Pełna obaw i zarazków, zapadłam w płytki, niespokojny sen. 
* * * *
Nie piszę dla komentarzy i statystyk, ale jak się wypowiadacie to jest naprawdę miło. Mam jednak wrażenie, że zainteresowanie tą historią jest coraz mniejsze, co mnie smuci, więc jeśli wciąż tu jesteś to daj znać :) Wiem, że ten rozdział jest nudny, ale mam już następny i jest znacznie lepszy i mam zamiar dodać go pod koniec tego tygodnia ;P
Robię nową listę informowanych, więc jeśli chcesz być jednym z nich, napisz pod notką lub skontaktuj się ze mną (zakładka kontakt)
Zakładam nowe gg, tylko dla Was, piszcie jeśli chcecie nadal być informowani, bo aktualizuję i od następnego razu daję znać tylko tym, którzy mnie o to poproszą  (47017356)
Dziękuję za wszystko i pozdrawiam ;**

8 komentarzy:

  1. aaaaaaaaaaaaaa. mi się podobał, wcale nie jest nudny.. haha Justinek się zasmucił xd. już się nie mogę doczekać, co wykombinuje Cassie ;o .. pewnie coś dobrego heheszky .. ok, to ja czekam na następny i już nie będę przynudzać.. mam nadzieję, że miło spędziłaś święta :* pozdrawiam ~brutal girl

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieoczekiwana reakcja ze strony Justina. W sumie nie spodziewałam się, że tak szybko zapragnie ją pocałować. Troszkę też przykre, że Amy nie przyznaje się do tego gdzie mieszka, choć z drugiej strony to nawet lepiej, bo Justin nie będzie jej nachodził. Jednak mam przeczucie, że raz zapuka do drzwi, pod które ją odprowadził i wyda się, że ona go okłamała.
    Tak czy owak, czekam na następny rozdział...
    Fun.

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja siostra zwariowała na punkcie tej historii. Ja teżją lubię ale Za rzadko dajesz rozdziały i wgl. Chciałabym by Just odkrył ze ona jest Cherry. Taka wielka kłótnia. Hahahaha ja to mam wymagania. (: czekam na następny. Pats 20570566. Czekam na informacje.;) kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Wcale nie był nudny :). Spodziewałam się, że Justin będzie próbował pocałować Cherry, ale, mówiąc szczerze, zdziwiła mnie jej reakcja. Byłam przekonana, że odda pocałunek, a ona go odepchnęła. No i to kłamstwo w sprawie miejsca zamieszkania... Wydaje mi się, że Cassandra poprosi Justina, aby odebrał małego, a tu on przyprowadza go do całkiem innego domu ;). Dobry plan :D. Ale jestem ciekawa Twojego pomysłu. Już się nie mogę doczekać następnego rozdziału. Pozdrawiam :*.
    Aha, oczywiście ja chcę być informowana. Dla przypomnienia moje GG: 37800776. Patiiiii

    OdpowiedzUsuń
  5. Wcale nie nudny . Szkoda trochę Justina , ale może bardziej sie na nią nakręci . Ogólnie historia zajebista . ~ SWAG < 3 ~

    OdpowiedzUsuń
  6. Jesteś świetna, a rozdziałwcale nie uważam za nudny! ;) Bardo podoba mi isę Twoje opowiadanie:* czekam na nn.

    OdpowiedzUsuń
  7. Super, takie słodkie sceny. Sąsiadka o nazwisku Holmes :) I coś czuje że w przyszłym rozdziale będzie jakiś zwrot akcji!
    Gardena

    OdpowiedzUsuń
  8. jesteś genialna! uwielbiam Twoje opowiadanie i ciesze się z klazdym nowym rozdziałam pojawiającym się na blogu. świetna fabuła!:* czekam na nn :>

    OdpowiedzUsuń