Rozdział
9 „Prawdziwy bohater.”
Nazajutrz
mój stan znacznie się poprawił i miałam już odwoływać całą sytuację z
Cassandrą, ale Lucas kategorycznie mi tego zabronił. W związku z tym zostałam w
domu i korzystając z tego, że mogę się już ruszać bez bólu i zachwiań
równowagi, zaczęłam nieco ogarniać mieszkanie i sprawdzać nasze zapasy.
Najbardziej martwiło mnie, że przez moją niedyspozycję nie zaczęłam jeszcze
przygotowań do świąt. Nawet nie wiedziałam jak mam się za to zabrać.
O dwunastej, gdy mieszkanie było w
miarę posprzątane, a lunch dla Andrew przygotowany, postanowiłam wziąć
prysznic. Ciepłe strumienie wody jeszcze bardziej poprawiły mój nastrój.
Ubrałam się w szare spodnie od dresu i rozciągniętą granatową koszulkę, która
nie wiadomo skąd w ogóle wzięła się mojej szafie. Pamiętałam, że wiązała się z
nią jakaś dziwna historia, ale mój umysł wciąż był przytępiony i nie miałam
siły nad tym główkować.
Z braku pomysłu zasiadłam na kanapie
i zaczęłam czytać książkę, którą przyniosła mi Cassie. „List w butelce” od
Nicholasa Sparksa zaczął się spokojnie, ale zachęcająco, więc szybko wciągnęłam
się w lekturę i nawet nie spostrzegłam, gdy zrobiła się piętnasta, a w tle
rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Zerwałam się z kanapy, zła, że ktoś oderwał mnie
od śledzenia losów Garetta i Teresy.
Powędrowałam do drzwi, marudząc pod
nosem i odruchowo wyjrzałam przez „oczko” w drzwiach. Zamarłam, całkowicie
sparaliżowana, czując jak ciśnienie skacze, a puls gwałtownie przyspiesza.
Odskoczyłam do tyłu, kompletnie bezradna i całkowicie zagubiona.
Nagle, aż we mnie zawrzało. A więc
to taki mądry sposób znalazła moja przyjaciółka na rozwiązanie mojego problemu!
Cholera jasna! I co teraz?!
Dzwonienie się nasilało.
-
Amy, jesteś tam? – usłyszałam malucha.
-
Amando, wiem, że jesteś chora, więc spodziewam się, że nie wyglądasz najlepiej,
ale zaręczam, że nie masz się czego wstydzić – dodał jego opiekun, jakby wiedząc, że czaję się pod
drzwiami.
Nie przejmowałam się tym, że nie
jestem wystrojona i dobrze uczesana, do jasnej ciasnej Anielki! Właśnie zdałam
sobie sprawę, że nie mam kontaktów, a historia mojego t-shirtu jest taka, że to
on dał mi ją, gdy jeszcze jako Cherry którejś nocy wylądowałam u niego w domu. Mogłam
jeszcze dopisać sobie na czole „to ja! Cherry!” i odprawić mu przyjęcie
powitalne.
Wiedziałam, że nie mogę trzymać ich
tam w nieskończoność, ale zwyczajnie panikowałam z braku pomysłów.
-
Chwileczkę – zawołałam, słysząc drżenie własnego głosu.
-
Amy, naprawdę nie musisz się mną przejmować. Tylko odstawię małego i już mnie
nie ma – mówił szatyn.
-
Nie, nie. Po prostu właśnie miałam brać prysznic i muszę się ubrać – wymyśliłam
na poczekaniu.
-
Och – zawstydził się.
Nie wdając się w dalszą pogawędkę,
wpadłam do łazienki, w myślach przeklinając Cassie za jej durne pomysły, i
wciągnęłam na siebie szlafrok, szczelnie się opatulając. Następnie dopadłam
lustro i w pośpiechu zaczęłam wkładać sobie błękitne soczewki, przez które moje
oczy robiły się szafirowe. Co jak co, ale moje brązowe oczy były naprawdę
rozpoznawalne, więc na pewno by mnie zdemaskowały. Zasłoniłam twarz włosami,
kryjąc brak makijażu. Nie, żebym wyglądała źle, ale przez ostatnie miesiące
nakładałam make-up w taki sposób, że moje rysy prezentowały się nieco inaczej
niż w rzeczywistości. Nie mogłam teraz tego zaprzepaścić.
Po głowie wciąż chodziły mi wizję, w
których rugam moją kochaną przyjaciółkę, a następnie ją morduję.
-
Okej, po prostu go wpuść i powiedz, że musisz skorzystać z toalety, a wtedy
doprowadzisz się do pełnego porządku – powiedziałam do swojego odbicia i biorąc
głęboki wdech, pomaszerowałam z powrotem pod drzwi. Otwarłam je na oścież i
zaprosiłam oczekujących gestem ręki do środka. – Śmiało, wchodź.
-
Jesteś pewna? – spytał nieśmiało. Od kiedy wielki Pan Gwiazda był wstydliwy?
-
Tak, tak. Trochę mnie zaskoczyłeś – wyjaśniłam i ciągle patrząc w ziemię,
wpuściłam go do mieszkania i przekręciłam zamek. – Wybacz, ale muszę skorzystać
z łazienki – dodałam. – Rozgość się. Andy zaprowadzi cię do kuchni, napij się
czegoś, a jak jesteś głodny to lodówka stoi otworem. Tylko ostrzegam, że niewiele tam znajdziesz, bo nie zdążyłam
zrobić zakupów – nawijałam już zza drzwi kibelka, starając się ukryć swoje
zdenerwowanie. Schowałam opakowanie po soczewkach do szuflady i dorwałam się do
kosmetyczki. Wyciągnęłam też z suszarki własną koszulkę i szybko się
przebrałam. Gdy już dużo bardziej przypominałam Amandę niż Cherry i uspokoiłam
łomotanie serca, wolnym krokiem ruszyłam do saloniku połączonego z kuchnią.
Justin bawił się na dywanie z Andrew
klockami. Odkąd zajmował się swoim rodzeństwem, jego podejście do dzieci
znacznie się poprawiło. Gdyby nie nerwy, ten widok pewnie by mnie rozczulił.
-
Andy jesteś głodny? – spytałam, odrywając go tym samym od zabawy.
-
Tak! Bardzo! – zawołał, zrywając się i podbiegając do mnie.
-
Nie karmią cię w tym przedszkolu? – zaśmiał się szatyn.
-
Ale tam mi nie smakuję! – odparł obrażony.
-
Andrew – odparłam surowo – Wiesz, że musisz jeść to, co dają ci tam te miłe
panie – przypomniałam mu.
-
Wiem – odpowiedział, ciągle nadąsany. – Ale tam nie ma Danonków! Chcę Danonka!
-
A co się mówi?
-
Prooooszę! – zawył, wieszając mi się na nodze. Ewidentnie był zmęczony, przez
co zrobił się marudny. Wywróciłam oczami i wyciągnęłam serek z lodówki.
-
Bananowy czy truskawkowy? – zapytałam, choć znałam odpowiedź. Zawsze jadł ten
sam smak. Reszta była dla mnie.
-
Bananowy!
-
Proszę – podałam mu go wraz z jego ulubioną, danonkową łyżeczką, a on obdarzył
mnie szerokim uśmiechem.
-
Dziękuję, Amy. – I już go nie było.
Justin przyglądał się temu
wszystkiemu z progu, uśmiechając się pod nosem. Widziałam jak mnie obserwował,
więc pokazałam mu język.
-
Widzę, że czujesz się już lepiej – zauważył.
-
Znacznie, dzięki – odparłam. – Jesteś głodny? Zrobiłam lunch, ale nie sądzę,
żeby mały coś jeszcze zjadł – wyjaśniłam, na co skinął głową. Potraktowałam to
jako potwierdzenie i wyciągnęłam jedzenie, które następnie podgrzałam w
mikrofalówce. – Więc Cassandra do ciebie zadzwoniła? – spytałam, niby od
niechcenia.
-
Tak, gdy byłem na próbie. Mój menadżer prawie mnie zabił, bo nie wyciszyłem
telefonu – zaczął opowiadać, grzebiąc w talerzu. – Powiedziała, że masz
problem, więc postanowiłem pomóc.
-
Prawdziwy bohater – wtrąciłam, uśmiechając się ironicznie.
-
Widzę, że czujesz się naprawdę dobrze, skoro masz ochotę mi docinać – odgryzł
się, opychając się kuskusem.
-
Skarbie, nawet na łożu śmierci będę miała na to ochotę – mruknęłam, puszczając
mu oczko. Aż się zakrztusił, przez co zaczęłam się z niego śmiać. wyraźnie
zainteresowało to mojego malucha, który zaczął również domagać się mojej uwagi
i próbował władować mi się na kolana. – Zaczekaj, aż skończę jeść – zganiłam
go, więc postanowił usiąść na krześle obok i zaczął zagadywać ciemnookiego na
temat kolejnego spotkania z Jazmyn.
-
Musisz się spytać Amy – wyjaśnił ciemnowłosy, za co zgromiłam go wzrokiem.
-
Amy…
-
Nie wiem, Andy – przerwałam mu. – Jak będziesz grzeczny.
Po posiłku, władowałam wszystko do
zlewu, a mały zaciągnął Biebera z powrotem do zabawy. Cieszyło mnie to,
ponieważ dzięki temu nie miałam go na głowie.
-
Mam się już zbierać? – spytał Justin, gdy wróciłam do salonu.
-
Jeśli musisz. Mnie nie przeszkadzasz – mruknęłam, wzruszając ramionami.
-
Prawdę mówiąc, mam wolne popołudnie – odparł, szczerząc zęby w durnym uśmiechu.
Z trudem powstrzymałam wywracanie oczami. – Po za tym po drodze wypożyczyliśmy
kilka filmów – dodał tajemniczo, na co prychnęłam.
-
Mam robić popcorn? – zapytałam, unosząc brwi.
-
Jak go masz – rzucił.
-
Lepiej pokaż mi te filmy – burknęłam, a on wyciągnął z plecaka kilka opakowań i
mi je podał.
-
Andy wybierał – uprzedził mnie. Zmarszczyłam brwi. Prócz bajek, które zapewne
wybrał mój mały rozrabiaka, były też komedie romantyczne i kilka horrorów.
-
Resident Evil? Trzy metry nad niebem? – zaczęłam wymieniać, obserwując, jak na
twarz chłopaka wpełza rumieniec. – Andy, ty to wybrałeś? – upewniłam się, ale
pokręcił głową i wrócił do zabawy. Justin był już cały czerwony. – Słodki z
ciebie burak – zażartowałam. – Proponuję… Mój brat niedźwiedź? Andrew, pasuje
ci?
-
Taaak! – zawołał i od razu podbiegł do kanapy.
-
Włącz to, a ja zrobię ten popcorn – oznajmiłam, podając mu płytkę. Ciągle
chciało mi się śmiać z jego zażenowania. Przygotowałam napoje, paluszki i
wspomniany popcorn, po czym zaniosłam to na stolik do kawy. Usiadłam z boku,
obok mojego aniołka, a szatyn siedział z drugiej strony. Bez słowa oglądaliśmy
film, zajadając się przekąskami. Jedynie Andy co chwilę coś komentował albo się
o coś pytał, z czego cicho się podśmiewaliśmy.
W pewnym momencie zrobiło się
zupełnie cicho. Zorientowałam się, że maluch z tego wszystkiego zasnął.
Podniosłam się, żeby zanieść go do łóżka, ale mój towarzysz powstrzymał mnie
gestem ręki.
-
Powiedz tylko gdzie – szepnął, a ja wskazałam na odpowiednie drzwi. Delikatnie
wziął maluszka na ręce i po chwili zniknął w sypialni. – Śpi jak kamień –
oznajmił, gdy usiadł z powrotem. Odpowiedziałam uśmiechem. – Powinienem już iść
– dodał po chwili.
-
Nie, zostań – poprosiłam. Te dwa słowa wydostały się z moich ust mimowolnie,
zanim o nich pomyślałam. – Nie zjem tego wszystkiego sama – wskazałam na
jedzenie – i powinniśmy dokończyć film – stwierdziłam stanowczo. Jego
spojrzenie zdawało się mówić „kompletnie cię nie rozumiem, kobieto” i zapewne
to właśnie cisnęło mu się na usta. Nic jednak nie powiedział, tylko z powrotem
włączył film.
Widziałam, że zamiast na film patrzy
na mnie, ale postanowiłam to zignorować i skupiłam się na ekranie. Stało się
to, czego się obawiałam. W końcowej scenie… Zebrało mi się na płacz. Zawsze się
wzruszałam w tego typu scenach, ale teraz starałam się powstrzymać ze względu
na towarzystwo, ale niewiele to dało. Nie wiedziałam też, że w szkłach
kontaktowych da się płakać. Łez w moich oczach było coraz więcej i powoli
znajdowały ujście, spływając powoli po moich policzkach. Musiało to wyglądać co najmniej
dziwnie. Justin jednak uparcie milczał. Chyba już wolałam, żeby mnie wyśmiał,
ale on bez słowa podał mi paczkę chusteczek leżących na stole i uśmiechnął się
pocieszająco, choć w jego oczach widać było rozbawienie. Cicho prychnął, gdy
pociągnęłam głośno nosem.
-
Bardzo śmieszne, bałwanie – burknęłam, wydmuchując nos.
-
Nie wiedziałem, że w tym wieku można płakać na bajkach – mruknął.
-
Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz – wytknęłam mu. Przeniosłam wzrok na
ekran i wyświetlana scena znowu mnie rozczuliła, w skutek czego jeszcze
bardziej się rozpłakałam. Byłam pewna, że Gwiazdorek wybuchnie gromkim
śmiechem, ale gdy tylko na niego spojrzałam, wyraz jego twarzy był nieco
zagubiony, a oczy starały się to wszystko zrozumieć. Zdawałam sobie sprawę, że
byłam dla niego niezłą zagadką. Niespodziewanie, kompletnie mnie zaskakując,
otworzył szeroko ramiona, które aż prosiły się, żeby w nie wskoczyć. Pod
wpływem impulsu i wbrew rozumowi, przysunęłam się bliżej i po prostu się w
niego wtuliłam, coraz głośniej szlochając. – To takie smutne – wychlipałam,
znowu pociągając nosem.
-
Ciii – uspokajał mnie, lekko mną kołysząc. Było mi tak przyjemnie, szczególnie,
że tak bosko pachniał, a on sam zdawał się stworzony do przytulania mnie. Nie
miałam najmniejszej ochoty się ruszać, więc możliwe, że podświadomie trochę to
przeciągałam. – To tylko bajka.
-
Mhmm – wymruczałam, otumaniona jego bliskością. W końcu jednak zdałam sobie
sprawę z własnej głupoty i powoli się od niego odsunęłam. Przez chwilę wydawało
mi się, że wydał z siebie jęk niezadowolenia, ale zdałam sobie sprawę, że moja
wyobraźnia lubi płatać mi figle. – Sorki – wymamrotałam, odsuwając się jeszcze
bardziej.
-
Za co? – zdziwił się.
-
Za bycie taką beksą – odparłam, ocierając wilgotne policzki. – Przeze mnie masz
mokrą koszulkę – zauważyłam, czując, że się zaczerwieniam. Dzięki Bogu, było
już ciemno, więc tego nie zauważył.
-
Wyschnie – stwierdził pogodnie. – Po za tym dobrze wiedzieć, że jednak masz coś
takiego jak serce – dodał, za co dostał z pięści ramię.
-
To tylko pozory – odburknęłam. – Żeby zwabić tu takich jak ty i wypruć im
flaki.
-
Spróbuj – wyzwał mnie.
-
Fe, jeszcze bym się otruła – skrzywiłam się teatralnie. – Przyniosę jeszcze coś
do picia – oznajmiłam, patrząc na pustą butelkę po Spirte.
-
Nie musisz, muszę się już zbierać – powiedział, a ja tym razem nie
protestowałam. Zebrał swoje rzeczy i udał się do drzwi, a ja bez słowa go
odprowadziłam. – Dzięki za miłe popołudnie – rzucił, uśmiechając się
łobuzersko. Pokazałam mu język, ale zaraz potem spoważniałam.
-
To ja dziękuję za pomoc – odrzekłam.
-
Od tego są przyjaciele – stwierdził.
-
Dziękuję – powtórzyłam. – Za to, że na mnie nie naciskasz.
-
Zapomnij o tamtym. Albo przynajmniej spróbuj mi wybaczyć, bo zachowałem się jak
idiota – zaczął się tłumaczyć, a ja nie zaprzeczałam. – Chcę być twoim
przyjacielem, jeśli ty też tego chcesz.
-
Nie mam nic przeciwko – oznajmiłam.
-
Ale mogłabyś też postawić mi jakieś granice – dodał. Nie do końca zrozumiałam,
o co mu chodzi.
-
To znaczy?
-
Tym razem nie chcę nawalić, ale nie wiem jak się zachowywać. Przynajmniej
momentami. Na przykład teraz. Jak mam się z tobą pożegnać? Uścisk ręki,
skinienie głowy? – zastanawiał się.
-
Dzięki za szczerość – zaśmiałam się. – Hmm… Myślę, że nie mam nic przeciwko
przytuleniu – stwierdziłam w końcu. – I tak miałeś okazję mnie dzisiaj
wyściskać – zauważyłam. Poruszył znacząco brwiami, za co trzepnęłam go w łeb. –
Tylko sobie nic nie wyobrażaj – zagroziłam, nieco żartobliwie. – Dobranoc,
Justin.
-
Do zobaczenia, Amy – odrzekł i schylił się, żeby delikatnie mnie przytulić.
Znowu poczułam ten nieziemski zapach, przez który z trudem się od niego
oderwałam. Uśmiechnęłam się jeszcze na pożegnanie, po czym zamknęłam za nim
drzwi.
Przebrałam się w piżamę i opadłam na
łóżko. Co za szalony dzień… Jeden chłopak, a tyle zamieszania!
* * * *
Dedyk dla Lamy za EPICKĄ recytację tego rozdziału i sprawdzenie błędów (tak, jeśli ciągle jakieś są to jest to Twoja wina, deklu ;D)
Dziękuję za wszystkie komentarze i wiadomości! Kocham Was i obiecuję, że teraz postaram się dodawać rozdziały w każdy piątek :)
Ciągle aktualizuję listę informowanych - jeśli chcesz być jednym z nich, skontaktuj się ze mną albo napisz pod najnowszą notką ;P
Pozdrawiam ;**
"List w butelce" czytałam :). A ze zdania: "„List w butelce” od Nicholasa Sparksa [...]" wywnioskowałam, że Cherry dostałam książkę od samego autora ;). Szczęściara :D.
OdpowiedzUsuń"Trzy metry nad niebem" uwielbiam, a kocham oglądać bajki ("Król lew" rządzi! ;D), więc "Mój brat niedźwiedź" jest już za mną :). Świetna bajka, muszę włączyć ją mojemu siostrzeńcowi ;).
Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że tak będzie. Ma się ten dar jasnowidzenia ;). Justin bardzo się zmienił. Jest taki słodki <3. Już myślałam, że się pocałują :). Eh, wygląda na to, że jeszcze trochę będę musiała poczekać. Pozdrawiam :*
Patiiiii