piątek, 5 kwietnia 2013

[09] "Prawdziwy bohater."


Rozdział 9 „Prawdziwy bohater.”
            Nazajutrz mój stan znacznie się poprawił i miałam już odwoływać całą sytuację z Cassandrą, ale Lucas kategorycznie mi tego zabronił. W związku z tym zostałam w domu i korzystając z tego, że mogę się już ruszać bez bólu i zachwiań równowagi, zaczęłam nieco ogarniać mieszkanie i sprawdzać nasze zapasy. Najbardziej martwiło mnie, że przez moją niedyspozycję nie zaczęłam jeszcze przygotowań do świąt. Nawet nie wiedziałam jak mam się za to zabrać.
            O dwunastej, gdy mieszkanie było w miarę posprzątane, a lunch dla Andrew przygotowany, postanowiłam wziąć prysznic. Ciepłe strumienie wody jeszcze bardziej poprawiły mój nastrój. Ubrałam się w szare spodnie od dresu i rozciągniętą granatową koszulkę, która nie wiadomo skąd w ogóle wzięła się mojej szafie. Pamiętałam, że wiązała się z nią jakaś dziwna historia, ale mój umysł wciąż był przytępiony i nie miałam siły nad tym główkować.
            Z braku pomysłu zasiadłam na kanapie i zaczęłam czytać książkę, którą przyniosła mi Cassie. „List w butelce” od Nicholasa Sparksa zaczął się spokojnie, ale zachęcająco, więc szybko wciągnęłam się w lekturę i nawet nie spostrzegłam, gdy zrobiła się piętnasta, a w tle rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Zerwałam się z kanapy, zła, że ktoś oderwał mnie od śledzenia losów Garetta i Teresy.
            Powędrowałam do drzwi, marudząc pod nosem i odruchowo wyjrzałam przez „oczko” w drzwiach. Zamarłam, całkowicie sparaliżowana, czując jak ciśnienie skacze, a puls gwałtownie przyspiesza. Odskoczyłam do tyłu, kompletnie bezradna i całkowicie zagubiona.
            Nagle, aż we mnie zawrzało. A więc to taki mądry sposób znalazła moja przyjaciółka na rozwiązanie mojego problemu! Cholera jasna! I co teraz?!
            Dzwonienie się nasilało.
- Amy, jesteś tam? – usłyszałam malucha.
- Amando, wiem, że jesteś chora, więc spodziewam się, że nie wyglądasz najlepiej, ale zaręczam, że nie masz się czego wstydzić – dodał  jego opiekun, jakby wiedząc, że czaję się pod drzwiami.
            Nie przejmowałam się tym, że nie jestem wystrojona i dobrze uczesana, do jasnej ciasnej Anielki! Właśnie zdałam sobie sprawę, że nie mam kontaktów, a historia mojego t-shirtu jest taka, że to on dał mi ją, gdy jeszcze jako Cherry którejś nocy wylądowałam u niego w domu. Mogłam jeszcze dopisać sobie na czole „to ja! Cherry!” i odprawić mu przyjęcie powitalne.
            Wiedziałam, że nie mogę trzymać ich tam w nieskończoność, ale zwyczajnie panikowałam z braku pomysłów.
- Chwileczkę – zawołałam, słysząc drżenie własnego głosu.
- Amy, naprawdę nie musisz się mną przejmować. Tylko odstawię małego i już mnie nie ma – mówił szatyn.
- Nie, nie. Po prostu właśnie miałam brać prysznic i muszę się ubrać – wymyśliłam na poczekaniu.
- Och – zawstydził się.
            Nie wdając się w dalszą pogawędkę, wpadłam do łazienki, w myślach przeklinając Cassie za jej durne pomysły, i wciągnęłam na siebie szlafrok, szczelnie się opatulając. Następnie dopadłam lustro i w pośpiechu zaczęłam wkładać sobie błękitne soczewki, przez które moje oczy robiły się szafirowe. Co jak co, ale moje brązowe oczy były naprawdę rozpoznawalne, więc na pewno by mnie zdemaskowały. Zasłoniłam twarz włosami, kryjąc brak makijażu. Nie, żebym wyglądała źle, ale przez ostatnie miesiące nakładałam make-up w taki sposób, że moje rysy prezentowały się nieco inaczej niż w rzeczywistości. Nie mogłam teraz tego zaprzepaścić.
            Po głowie wciąż chodziły mi wizję, w których rugam moją kochaną przyjaciółkę, a następnie ją morduję.
- Okej, po prostu go wpuść i powiedz, że musisz skorzystać z toalety, a wtedy doprowadzisz się do pełnego porządku – powiedziałam do swojego odbicia i biorąc głęboki wdech, pomaszerowałam z powrotem pod drzwi. Otwarłam je na oścież i zaprosiłam oczekujących gestem ręki do środka. – Śmiało, wchodź.
- Jesteś pewna? – spytał nieśmiało. Od kiedy wielki Pan Gwiazda był wstydliwy?
- Tak, tak. Trochę mnie zaskoczyłeś – wyjaśniłam i ciągle patrząc w ziemię, wpuściłam go do mieszkania i przekręciłam zamek. – Wybacz, ale muszę skorzystać z łazienki – dodałam. – Rozgość się. Andy zaprowadzi cię do kuchni, napij się czegoś, a jak jesteś głodny to lodówka stoi otworem. Tylko ostrzegam, że  niewiele tam znajdziesz, bo nie zdążyłam zrobić zakupów – nawijałam już zza drzwi kibelka, starając się ukryć swoje zdenerwowanie. Schowałam opakowanie po soczewkach do szuflady i dorwałam się do kosmetyczki. Wyciągnęłam też z suszarki własną koszulkę i szybko się przebrałam. Gdy już dużo bardziej przypominałam Amandę niż Cherry i uspokoiłam łomotanie serca, wolnym krokiem ruszyłam do saloniku połączonego z kuchnią.
            Justin bawił się na dywanie z Andrew klockami. Odkąd zajmował się swoim rodzeństwem, jego podejście do dzieci znacznie się poprawiło. Gdyby nie nerwy, ten widok pewnie by mnie rozczulił.
- Andy jesteś głodny? – spytałam, odrywając go tym samym od zabawy.
- Tak! Bardzo! – zawołał, zrywając się i podbiegając do mnie.
- Nie karmią cię w tym przedszkolu? – zaśmiał się szatyn.
- Ale tam mi nie smakuję! – odparł obrażony.
- Andrew – odparłam surowo – Wiesz, że musisz jeść to, co dają ci tam te miłe panie – przypomniałam mu.
- Wiem – odpowiedział, ciągle nadąsany. – Ale tam nie ma Danonków! Chcę Danonka!
- A co się mówi?
- Prooooszę! – zawył, wieszając mi się na nodze. Ewidentnie był zmęczony, przez co zrobił się marudny. Wywróciłam oczami i wyciągnęłam serek z lodówki.
- Bananowy czy truskawkowy? – zapytałam, choć znałam odpowiedź. Zawsze jadł ten sam smak. Reszta była dla mnie.
- Bananowy!
- Proszę – podałam mu go wraz z jego ulubioną, danonkową łyżeczką, a on obdarzył mnie szerokim uśmiechem.
- Dziękuję, Amy. – I już go nie było.
            Justin przyglądał się temu wszystkiemu z progu, uśmiechając się pod nosem. Widziałam jak mnie obserwował, więc pokazałam mu język.
- Widzę, że czujesz się już lepiej – zauważył.
- Znacznie, dzięki – odparłam. – Jesteś głodny? Zrobiłam lunch, ale nie sądzę, żeby mały coś jeszcze zjadł – wyjaśniłam, na co skinął głową. Potraktowałam to jako potwierdzenie i wyciągnęłam jedzenie, które następnie podgrzałam w mikrofalówce. – Więc Cassandra do ciebie zadzwoniła? – spytałam, niby od niechcenia.
- Tak, gdy byłem na próbie. Mój menadżer prawie mnie zabił, bo nie wyciszyłem telefonu – zaczął opowiadać, grzebiąc w talerzu. – Powiedziała, że masz problem, więc postanowiłem pomóc.
- Prawdziwy bohater – wtrąciłam, uśmiechając się ironicznie.
- Widzę, że czujesz się naprawdę dobrze, skoro masz ochotę mi docinać – odgryzł się, opychając się kuskusem.
- Skarbie, nawet na łożu śmierci będę miała na to ochotę – mruknęłam, puszczając mu oczko. Aż się zakrztusił, przez co zaczęłam się z niego śmiać. wyraźnie zainteresowało to mojego malucha, który zaczął również domagać się mojej uwagi i próbował władować mi się na kolana. – Zaczekaj, aż skończę jeść – zganiłam go, więc postanowił usiąść na krześle obok i zaczął zagadywać ciemnookiego na temat kolejnego spotkania z Jazmyn.
- Musisz się spytać Amy – wyjaśnił ciemnowłosy, za co zgromiłam go wzrokiem.
- Amy…
- Nie wiem, Andy – przerwałam mu. – Jak będziesz grzeczny.
            Po posiłku, władowałam wszystko do zlewu, a mały zaciągnął Biebera z powrotem do zabawy. Cieszyło mnie to, ponieważ dzięki temu nie miałam go na głowie.
- Mam się już zbierać? – spytał Justin, gdy wróciłam do salonu.
- Jeśli musisz. Mnie nie przeszkadzasz – mruknęłam, wzruszając ramionami.
- Prawdę mówiąc, mam wolne popołudnie – odparł, szczerząc zęby w durnym uśmiechu. Z trudem powstrzymałam wywracanie oczami. – Po za tym po drodze wypożyczyliśmy kilka filmów – dodał tajemniczo, na co prychnęłam.
- Mam robić popcorn? – zapytałam, unosząc brwi.
- Jak go masz – rzucił.
- Lepiej pokaż mi te filmy – burknęłam, a on wyciągnął z plecaka kilka opakowań i mi je podał.
- Andy wybierał – uprzedził mnie. Zmarszczyłam brwi. Prócz bajek, które zapewne wybrał mój mały rozrabiaka, były też komedie romantyczne i kilka horrorów.
- Resident Evil? Trzy metry nad niebem? – zaczęłam wymieniać, obserwując, jak na twarz chłopaka wpełza rumieniec. – Andy, ty to wybrałeś? – upewniłam się, ale pokręcił głową i wrócił do zabawy. Justin był już cały czerwony. – Słodki z ciebie burak – zażartowałam. – Proponuję… Mój brat niedźwiedź? Andrew, pasuje ci?
- Taaak! – zawołał i od razu podbiegł do kanapy.
- Włącz to, a ja zrobię ten popcorn – oznajmiłam, podając mu płytkę. Ciągle chciało mi się śmiać z jego zażenowania. Przygotowałam napoje, paluszki i wspomniany popcorn, po czym zaniosłam to na stolik do kawy. Usiadłam z boku, obok mojego aniołka, a szatyn siedział z drugiej strony. Bez słowa oglądaliśmy film, zajadając się przekąskami. Jedynie Andy co chwilę coś komentował albo się o coś pytał, z czego cicho się podśmiewaliśmy.
            W pewnym momencie zrobiło się zupełnie cicho. Zorientowałam się, że maluch z tego wszystkiego zasnął. Podniosłam się, żeby zanieść go do łóżka, ale mój towarzysz powstrzymał mnie gestem ręki.
- Powiedz tylko gdzie – szepnął, a ja wskazałam na odpowiednie drzwi. Delikatnie wziął maluszka na ręce i po chwili zniknął w sypialni. – Śpi jak kamień – oznajmił, gdy usiadł z powrotem. Odpowiedziałam uśmiechem. – Powinienem już iść – dodał po chwili.
- Nie, zostań – poprosiłam. Te dwa słowa wydostały się z moich ust mimowolnie, zanim o nich pomyślałam. – Nie zjem tego wszystkiego sama – wskazałam na jedzenie – i powinniśmy dokończyć film – stwierdziłam stanowczo. Jego spojrzenie zdawało się mówić „kompletnie cię nie rozumiem, kobieto” i zapewne to właśnie cisnęło mu się na usta. Nic jednak nie powiedział, tylko z powrotem włączył film.
            Widziałam, że zamiast na film patrzy na mnie, ale postanowiłam to zignorować i skupiłam się na ekranie. Stało się to, czego się obawiałam. W końcowej scenie… Zebrało mi się na płacz. Zawsze się wzruszałam w tego typu scenach, ale teraz starałam się powstrzymać ze względu na towarzystwo, ale niewiele to dało. Nie wiedziałam też, że w szkłach kontaktowych da się płakać. Łez w moich oczach było coraz więcej i powoli znajdowały ujście, spływając powoli po moich policzkach. Musiało to wyglądać co najmniej dziwnie. Justin jednak uparcie milczał. Chyba już wolałam, żeby mnie wyśmiał, ale on bez słowa podał mi paczkę chusteczek leżących na stole i uśmiechnął się pocieszająco, choć w jego oczach widać było rozbawienie. Cicho prychnął, gdy pociągnęłam głośno nosem.
- Bardzo śmieszne, bałwanie – burknęłam, wydmuchując nos.
- Nie wiedziałem, że w tym wieku można płakać na bajkach – mruknął.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz – wytknęłam mu. Przeniosłam wzrok na ekran i wyświetlana scena znowu mnie rozczuliła, w skutek czego jeszcze bardziej się rozpłakałam. Byłam pewna, że Gwiazdorek wybuchnie gromkim śmiechem, ale gdy tylko na niego spojrzałam, wyraz jego twarzy był nieco zagubiony, a oczy starały się to wszystko zrozumieć. Zdawałam sobie sprawę, że byłam dla niego niezłą zagadką. Niespodziewanie, kompletnie mnie zaskakując, otworzył szeroko ramiona, które aż prosiły się, żeby w nie wskoczyć. Pod wpływem impulsu i wbrew rozumowi, przysunęłam się bliżej i po prostu się w niego wtuliłam, coraz głośniej szlochając. – To takie smutne – wychlipałam, znowu pociągając nosem.
- Ciii – uspokajał mnie, lekko mną kołysząc. Było mi tak przyjemnie, szczególnie, że tak bosko pachniał, a on sam zdawał się stworzony do przytulania mnie. Nie miałam najmniejszej ochoty się ruszać, więc możliwe, że podświadomie trochę to przeciągałam. – To tylko bajka.
- Mhmm – wymruczałam, otumaniona jego bliskością. W końcu jednak zdałam sobie sprawę z własnej głupoty i powoli się od niego odsunęłam. Przez chwilę wydawało mi się, że wydał z siebie jęk niezadowolenia, ale zdałam sobie sprawę, że moja wyobraźnia lubi płatać mi figle. – Sorki – wymamrotałam, odsuwając się jeszcze bardziej.
- Za co? – zdziwił się.
- Za bycie taką beksą – odparłam, ocierając wilgotne policzki. – Przeze mnie masz mokrą koszulkę – zauważyłam, czując, że się zaczerwieniam. Dzięki Bogu, było już ciemno, więc tego nie zauważył.
- Wyschnie – stwierdził pogodnie. – Po za tym dobrze wiedzieć, że jednak masz coś takiego jak serce – dodał, za co dostał z pięści ramię.
- To tylko pozory – odburknęłam. – Żeby zwabić tu takich jak ty i wypruć im flaki.
- Spróbuj – wyzwał mnie.
- Fe, jeszcze bym się otruła – skrzywiłam się teatralnie. – Przyniosę jeszcze coś do picia – oznajmiłam, patrząc na pustą butelkę po Spirte.
- Nie musisz, muszę się już zbierać – powiedział, a ja tym razem nie protestowałam. Zebrał swoje rzeczy i udał się do drzwi, a ja bez słowa go odprowadziłam. – Dzięki za miłe popołudnie – rzucił, uśmiechając się łobuzersko. Pokazałam mu język, ale zaraz potem spoważniałam.
- To ja dziękuję za pomoc – odrzekłam.
- Od tego są przyjaciele – stwierdził.
- Dziękuję – powtórzyłam. – Za to, że na mnie nie naciskasz.
- Zapomnij o tamtym. Albo przynajmniej spróbuj mi wybaczyć, bo zachowałem się jak idiota – zaczął się tłumaczyć, a ja nie zaprzeczałam. – Chcę być twoim przyjacielem, jeśli ty też tego chcesz.
- Nie mam nic przeciwko – oznajmiłam.
- Ale mogłabyś też postawić mi jakieś granice – dodał. Nie do końca zrozumiałam, o co mu chodzi.
- To znaczy?
- Tym razem nie chcę nawalić, ale nie wiem jak się zachowywać. Przynajmniej momentami. Na przykład teraz. Jak mam się z tobą pożegnać? Uścisk ręki, skinienie głowy? – zastanawiał się.
- Dzięki za szczerość – zaśmiałam się. – Hmm… Myślę, że nie mam nic przeciwko przytuleniu – stwierdziłam w końcu. – I tak miałeś okazję mnie dzisiaj wyściskać – zauważyłam. Poruszył znacząco brwiami, za co trzepnęłam go w łeb. – Tylko sobie nic nie wyobrażaj – zagroziłam, nieco żartobliwie. – Dobranoc, Justin.
- Do zobaczenia, Amy – odrzekł i schylił się, żeby delikatnie mnie przytulić. Znowu poczułam ten nieziemski zapach, przez który z trudem się od niego oderwałam. Uśmiechnęłam się jeszcze na pożegnanie, po czym zamknęłam za nim drzwi.
            Przebrałam się w piżamę i opadłam na łóżko. Co za szalony dzień… Jeden chłopak, a tyle zamieszania!
* * * *
Dedyk dla Lamy za EPICKĄ recytację tego rozdziału i sprawdzenie błędów (tak, jeśli ciągle jakieś są to jest to Twoja wina, deklu ;D) 
Dziękuję za wszystkie komentarze i wiadomości! Kocham Was i obiecuję, że teraz postaram się dodawać rozdziały w każdy piątek :) 
Ciągle aktualizuję listę informowanych - jeśli chcesz być jednym z nich, skontaktuj się ze mną albo napisz pod najnowszą notką ;P 
Pozdrawiam ;**

1 komentarz:

  1. "List w butelce" czytałam :). A ze zdania: "„List w butelce” od Nicholasa Sparksa [...]" wywnioskowałam, że Cherry dostałam książkę od samego autora ;). Szczęściara :D.
    "Trzy metry nad niebem" uwielbiam, a kocham oglądać bajki ("Król lew" rządzi! ;D), więc "Mój brat niedźwiedź" jest już za mną :). Świetna bajka, muszę włączyć ją mojemu siostrzeńcowi ;).
    Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że tak będzie. Ma się ten dar jasnowidzenia ;). Justin bardzo się zmienił. Jest taki słodki <3. Już myślałam, że się pocałują :). Eh, wygląda na to, że jeszcze trochę będę musiała poczekać. Pozdrawiam :*
    Patiiiii

    OdpowiedzUsuń