piątek, 12 kwietnia 2013

[10] "Ja mogę być mała, ale facet karzeł to już wstyd."


Rozdział 10 „Ja mogę być mała, ale facet karzeł to już wstyd.”
            Zostałam w domu do końca tygodnia. Cassie i Justin odwiedzali mnie na zmianę, a czasami nawet jednocześnie. Byłam im bardzo wdzięczna i z lekkim niepokojem obserwowałam jak stajemy się sobie coraz bliżsi. Martwiło mnie to szczególnie w przypadku Pana Gwiazdy. Im więcej o mnie wiedział, tym większa była szansa, że pozna mój sekret, a przecież tyle pracowałam, żeby ułożyć sobie na nowo życie. Jego odkrycie mogło zniszczyć moją wielomiesięczną walkę o lepszą rzeczywistość.
            Postanowiłam na razie się tym nie przejmować i żyć chwilą. W tym momencie całkowicie pochłaniały mnie przygotowania świąteczne. Został już tylko niecały tydzień do Wigilii. Musiałam przyznać, że moi nowi przyjaciele bardzo mi pomagali. Miałam już dla nich prezenty, a także dla moich współlokatorów oraz pudło dekoracji w szafie i choinkę w bagażniku Biebera. Przygotowałam też już wszystkie potrzebne przepisy i listę spożywczych zakupów.
            Niestety musiałam wrócić do szkoły, nadrobić zaległości i napisać kilka egzaminów. Niby nie były one specjalnie trudne, ale stres towarzyszył mi do ostatniej minuty. Klasa maturalna to nie przelewki. Musiałam się porządnie wysilić, jeśli chciałam się dostać na dobre studia.
            Była środa. Od jutra zaczynała się przerwa świąteczna. Napisałam końcowy test z angielskiego i po ostatniej lekcji spotkałam Justina. Mieliśmy uknutą małą intrygę, żeby sprawić Andrew niespodziankę.
- Wiem, że mam wpaść po czwartej, ale pomyślałem, że odprowadzę cię do domu – zaproponował, a ja nie widziałam żadnych przeszkód, więc przytaknęłam. – Tylko omówię coś z panią francuskiego. Poczekasz na mnie chwilkę?
- Jasne, leć – mruknęłam i skierowałam się do swojej szafki. Musiałam zabrać parę rzeczy do domu, a w szczególności strój sportowy, który wymagał natychmiastowego prania. Zagłębiłam się w poszukiwania, gdy usłyszałam czyjąś rozmowę.
- Dziękuję panie dyrektorze za pański czas i pomoc – podziękował jakiś męski głos, który wydawał mi się do bólu znajomy.
- Wie pan gdzie możemy znaleźć Justina? Do niego też mamy kilka pytań – wtrąciła druga osoba, tym razem dziewczyna. Nie wytrzymałam i z niepokojem wyjrzałam zza drzwi szafki.
            Zamurowało mnie.
            Amy.
            Halo!
            Weź przynajmniej oddychaj!
            Byłam bliska zawału. Schowałam się z powrotem za drzwiczkami i próbowałam uspokoić oddech. Nie, to nie możliwe – myślałam gorączkowo. – Na pewno mi się przewidziało. Po chwili, dla pewności, wyjrzałam jeszcze raz. Nic się nie zmieniło. Coraz bardziej panikowałam.
            Nieopodal, jakieś pięć metrów ode mnie, pod drzwiami gabinetu dyrektora, stały dwie znajome i niegdyś bliskie mi osoby. Z przejęciem rozmawiały o czymś z dyrem. Byli w mojej szkole. Szkole Cherry…
            Nie kontrolowałam swoich myśli, które pobiegły własnym torem i wymyślały tysiące nieprzyjemnych scenariuszy. Nie mogłam uwierzyć, że właśnie widziałam mojego brata, po którym ślad zaginął ponad pół roku temu i moją kuzynkę, która w sierpniu została wysłana do Australii. Co, do cholery, robili, w moim mieście, w Kanadzie? Odpowiedź była oczywista, ale ciągle nie chciałam dopuścić jej do głosu.
            Szukali Cherry.
            Zamknęłam szafkę i szybkim krokiem stamtąd odeszłam. Chciałam stąd jak najszybciej zniknąć. Poczułam jednak silne uderzenie i przed upadkiem uchroniły mnie czyjeś silne ramiona.
- Ostrożnie – usłyszałam głos Gwiazdorka. – Możemy iść, tylko wezmę kurtkę – oznajmił, a ja pokiwałam sztywno głową, wciąż patrząc w ziemię. – Hej, co się stało?
- Nic, ale słyszałam, że ktoś się szuka. Chce porozmawiać, a ja już nie mogę czekać – wykrztusiłam w końcu przez zaciśnięte gardło. Wyminęłam go i miałam ochotę biec, ale starałam się zachowywać w miarę normalnie.
- Amy, o co chodzi? – zawołał za mną.
- Lucas zadzwonił, ale to nic poważnego. Po prostu muszę już iść – odpowiedziałam, na chwilę się do niego odwracając.
- Zobaczymy się później? – zapytał wciąż zmartwiony. Wymusiłam uśmiech.
- Nie daruję ci jeśli spóźnisz się chociaż minutę – zagroziłam i pomachawszy mu na do widzenia, czym prędzej udałam się do domu. […]
            Ponad godzinę później jedliśmy w trójkę obiad, u mnie w mieszkaniu. Lucky znów pracował do późna, a Andrew był u taty Justina, żebyśmy mogli przygotować świąteczny wystrój i zrobić mu niespodziankę.
- Problem już rozwiązany? – spytał szatyn, patrząc na mnie znacząco.
- Tak, to było zwykłe nieporozumienie – wyjaśniłam, starając się brzmieć przekonująco.
- Wyglądałaś na przejętą – zauważyłam.
- Cały dzień martwię się czy to wszystko się uda – mruknęłam.
- Masz tu dwóch speców od niespodzianek, co ma się nie udać? – wtrąciła Cassie. Obdarzyłam ją wdzięcznym uśmiechem.
- Lepiej powiedz kto cię szukał i dlaczego – zmieniłam temat, przyglądając mu się badawczo.
- Jestem mega gwiazdą, ciągle ktoś czegoś ode mnie chce – odpowiedział dumnym tonem.
- No oczywiście, a tak na serio? Nie wyglądali na twoich fanów – dopytywałam się.
- Ech, starzy znajomi i niedokończone sprawy – przyznał w końcu, krzywiąc się lekko.
- Możemy jakoś pomóc? – zapytała od razu moja przyjaciółka, wciągając makaron.
- Myślę, że dam radę, ale dzięki – wymamrotał, dłubiąc w talerzu. – Całkiem nieźle gotujesz – rzucił, ewidentnie próbując odwrócić naszą uwagę. Udałam, że mu się udało, nie chcąc się narzucać.
- Dziękuję, staram się.
- A tak w ogóle gdzie są twoi rodzice? – spytał niespodziewanie. Wcześniej rzadko pytał mnie o sprawy osobiste, ale ostatnio czuliśmy się w swoim towarzystwie coraz pewniej i pozwalał sobie na więcej.
- W Japonii – odparłam krótko, obojętnym tonem.
- Dlaczego?
- Bo tata dostał tam pracę.
            Na szczęście, byłam na to przygotowana od czasu rozmowy z dyrektorem, ale i tak nie czułam się zbyt komfortowo.
- Kim jest? – pytał dalej.
- Biznesmenem. Nie za dużo mogę ci o tym powiedzieć, bo nigdy mnie to za bardzo nie interesowało – uprzedziłam kolejne pytania.
- Dlaczego z nimi nie pojechałaś?
- Piszesz książkę? – burknęłam, unosząc brwi.
- Nie, jestem tylko ciekawy.
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Bieber – wytknęłam mu, ale wzruszył jedynie ramionami. – Wiedziałam, że się tam nie odnajdę.
- I pozwolili zamieszkać ci tu samej? – zdziwił się.
- Z początku miałam mieszkać z babcią w Tennessee, ale byłaby dla niej ciężarem. Ma już swoje lata – wytłumaczyłam.
- Ale czemu wylądowałaś tutaj?
- Bo Lucas i Andy to moi kuzyni i byli moją ostatnią deską ratunku, jeśli nie chciałam skończyć wśród skośnookich – zaśmiałam się, wywracając oczami.
- Lucas to nie twój chłopak? – wydusił po chwili, wytrzeszczając oczy.
- Puknij ty się w ten durny łeb, Bieber – warknęłam. – I zamknij usta, bo ci mucha wpadnie – dodałam, śmiejąc się z jego miny. – Jesteśmy rodziną, nie małżeństwem.
            Wreszcie się otrząsnął i uśmiechnął łobuzersko. Ten uśmiech zawsze mnie rozbrajał.
- To wiele wyjaśnia. Ale…
- Koniec przesłuchania! – wykrzyknęła Cassandra, gdy kopnęłam ją pod stołem. – Jeśli rzeczywiście tak bardzo chcecie się poznawać to przynajmniej zagrajmy w „prawda albo wyzwanie”, żeby każdy miał szansę się wypowiedzieć – zaproponowała. Ten pomysł na początku mnie przeraził, ale w sumie czemu nie?
- Zgoda – stwierdziłam, uśmiechając się przebiegle.
- No nie wiem… - wahał się ciemnooki.
- Masz coś do ukrycia, bałwanie? – podjudzałam go.
- Skądże. Dobra, gramy. To może użyjemy butelki? – Poderwał się z miejsca, a ja westchnęłam. Wskazałam mu ręką butelkę po soku malinowym i zaraz zaczęliśmy grę. Padło na Justina.
- Prawda czy wyzwanie?
- Prawda.
- Na pewno? – spytałam.
- Zaczynam się bać…
- I dobrze, Bieber.
- Auer, myślisz, że masz jakieś pytanie, które może zwalić mnie z nóg? – zapytał, uśmiechając się jeszcze szerzej.
- Może.
- Pytaj o co chcesz.
- A co jeśli to dotyczy twojego życia seksualnego? – usiłowałam go zawstydzić, ale w tym temacie nie było to takie łatwe.
- Jeśli chodzi o coś seksualnego to wolę wyzwanie – wymruczał, poruszając znacząco brwiami. Widziałam kątem oka jak Cassie się rumieni, a ja nie wytrzymałam i po prostu zaczęłam się śmiać.
- Opanuj się, napaleńcu. Moje pytanie brzmi… […]
            Gra była naprawdę zabawna. Szczególnie jeśli chodziło o wyzwania. Musiałam zjeść czekoladę, stojąc na głowie, Cassandra wypić ohydną miksturę przygotowaną przez ciemnowłosego, a on sam… Cóż, najbardziej mu się oberwało. Kazałyśmy mu iść do sąsiadki nad nami i zarzucić żenującym żartem. Spytał „czy pani lodówka chodzi?”, a gdy odpowiedziała, że tak, musiał dorzucić „to niech pani pilnuje, żeby nie uciekła”. Urocza, starsza pani stwierdziła, że jest nienormalny i pogoniła go, trzepiąc go parasolem. Śmiałyśmy się z niego dziesięć minut, a dodatkowo moja towarzyszka nagrała wszystko z ukrycia telefonem i mogłyśmy go teraz szantażować.
            Po tym zdarzeniu, Bieber wymiękł i wybierał tylko pytania, a my nie umiałyśmy już wymyślić nic krępującego, więc zakończyłyśmy zabawę i zabraliśmy się za to, po co tu przyszli. Ustawiliśmy w kącie choinkę, która czekała całe popołudnie w przedpokoju. Zaczęłyśmy ją dekorować, podczas gdy Justin rozplątywał lampki i wieszał je dookoła pokoju.
            Półtorej godziny później niemal wszystko było gotowe. Musieliśmy tylko założyć gwiazdę na czubek świątecznego drzewka, ale sięgało ono, aż do sufitu i pojedynczo żadne z nas tam nie dosięgało. Chciałam iść po krzesło, ale ciemnooka stwierdziła, że zabawniej będzie jeśli Gwiazdorek mnie podsadzi. Ha, ha.
- Nie ma mowy. To chucherko mnie nie udźwignie! – stwierdziłam brutalnie.
- Ej! Może i masz wielki tyłek, ale jestem silniejszy niż wyglądam – odgryzł się.
- Uważaj na słowa, bałwanie – ostrzegłam go.
- Dobra, koniec kłótni. Po prostu wskocz mu na plecy i miejmy to z głowy – nakazała Cassie, uśmiechając się przebiegle. Posłałam jej zabójcze spojrzenie i nie zamierzałam się ruszyć. Pan Gwiazda miał jednak inne plany, bo po prostu do mnie podszedł i przerzucił mnie sobie przez ramię.
- Bieber, zwariowałeś! Postaw mnie na ziemię! – piszczałam.
- Widzisz, nie jestem taki cienki – zauważył i mnie odstawił. – Skoro formalności mamy już z głowy, wskakuj – oznajmił, odwracając się do mnie plecami i lekko kucając. Wywróciłam oczami, ale podeszłam do niego i przyjrzałam mu się niepewnie. W końcu położyłam mu ręce na ramionach i wskoczyłam „na barana”. Zachciało mi się śmiać, gdy on tymczasem układał mnie sobie wygodniej i starał się złapać równowagę.
- Jak się wywrócisz to przysięgam, że nie wyjdziesz tego cało! – zagroziłam, powstrzymując śmiech. W ramach odpowiedzi obrócił się trzy razy dookoła, powodując mój krzyk i zmuszając moje serce do szybszej pracy.
- Skończyliście zabawę, dzieciaki? – zironizowała moja przyjaciółka, podając mi gwiazdę. Chwyciłam ją ostrożnie, a Justin podszedł jak najbliżej choinki.
- Nie dosięgam – jęknęłam. – Mówiłam, żeby po prostu wziąć krzesło.
- Ale z ciebie kurdupel – mruknął z dołu Bieber. Wolną ręką walnęłam go w głowę. – Ał!
- Odezwał się wielkolud. Ja mogę być mała, ale facet karzeł to już wstyd – odpłaciłam mu pięknym za nadobne.
- Szybciej – wysyczał.
- To podsadź mnie wyżej – burknęłam.
- Weź ją na ramiona – zaproponowała Cassandra.
- Nie! – odkrzyknęliśmy jednocześnie. Nareszcie dosięgłam tego głupiego czubka i założyłam ozdobę. Jus natychmiast puścił mnie na ziemię i głośno odetchnął.
- Trochę krzywo…
- Zamknij się – warknęłam ostrzegawczo do szatynki.
- Przynajmniej macie ładne zdjęcie – stwierdziła.
- Co?
- Zrobiłaś nam zdjęcie? – spytałam z niedowierzaniem. Wzruszyła ramionami.
- Była okazja, a wy tak słodko wyglądaliście – tłumaczyła się.
- Wielkie dzięki, marzyłam o zdjęciu z bałwanem.
- Lepsze to niż fotka z prawdziwą czarownicą – odparł, pokazując mi język.
- Uważaj, bo ci go zaraz odgryzę.
- O niczym innym nie marzę – niemal wymruczał, mrużąc „uwodzicielsko” oczy.
- Ty i ta twoja erotyczna wyobraźnia…
            Cassie wybuchła gromkim śmiechem.
- Miło się was słucha, ale muszę już się zbierać – zauważyła.
- Och, rzeczywiście, zrobiło się późno. Dziękuję za pomoc.  – Uśmiechnęłam się z szczerą wdzięcznością.
- Zawsze do usług.
            Odprowadziłam ich do drzwi, jeszcze raz podziękowałam i pożegnałam. To było pokręcone, ale bardzo przyjemne popołudnie. Lada moment miał wpaść tu Lucas, który miał odebrać Andrew od Bieberów.
            Prawie przysnęłam, ale w końcu usłyszałam dzwonek.
- Otwarte! – zawołałam. Chciałam być w salonie i zobaczyć ich miny na widok tego wszystkiego.
- Powinnaś sprawdzać kogo wpuszczasz do domu – zwrócił mi uwagę z przedpokoju mój współlokator. Nie odpowiedziałam, tylko cierpliwie czekałam na nich z aparatem.
- Niespodzianka! – zawołałam, gdy stanęli w progu i zamarli z zaskoczenia. Pstryk! Ich miny zostały uwiecznione i zamierzałam to zdjęcie jak najszybciej wywołać.
- Sama to wszystko zrobiłaś? – wykrztusił Lucky.
- Przyjaciele mi pomogli – wyznałam.
- Jej! Choinka! Ubieraliśmy taką w przedszkolu! Tylko, że ta jest dużo większą i bardziej świeci! – zachwycał się mały, biegając dookoła. Aż mi się robiło ciepło na sercu, gdy go obserwowałam.
- Chciałam, żebyśmy mieli prawdziwe święta – wyjaśniłam, gdy brunet ciągle milczał. Po kilku minutach do mnie podszedł i mocno objął.
- Jest idealnie. Dziękuję – wyszeptał.
- Od tego jest rodzina – powtórzyłam jego własne słowa.
- Muszę ci o czymś powiedzieć – wyznał po chwili. Spojrzałam na niego badawczo. – Poznałem kogoś.
- Hm? Dziewczynę?
- Tak. I chyba się zadurzyłem – wymamrotał po chwili.
- Och, Lucas! To wspaniale! Jak ma na imię? – spytałam.
- Vanessa.
- Piękne imię. Powinieneś ją do nas zaprosić – stwierdziłam. – Może w pierwsze święto?
- Zapytam ją. Czy byłabyś bardzo zła, gdybym ją dzisiaj odwiedził i został u niej na noc? – zapytał niepewnie. – Ma pewien problem i chciałbym być teraz przy niej.
- Skądże, nie ma sprawy, leć – ponagliłam go.
- Dziękuję – odparł, cmokając mnie w policzek.
            Zostałam sama. Andy spał w najlepsze. Przed snem wypytywał mnie o święta i Mikołaja, a emocje nie dawały mu zasnąć. Ostatecznie jednak, wygrało zmęczenie. Sama przysypiałam na kanapie przy jakiejś nudnawej komedii. Nagle rozległo się głośne pytanie. Ocknęłam się i wraz z kocem skierowałam do drzwi. Czyżby coś się stało i Lucas wrócił wcześniej do domu?
            Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego, co zobaczyłam po otwarciu drzwi. 
* * * *
Rozdział z dedykacją dla Patiiiii, która jako jedyna czyta i komentuje każdy rozdział. Kocham Cię <3
A teraz mniej przyjemne sprawy.
Możecie to olać, ale muszę się pożalić. Bo to naprawdę przykre, gdy piszecie, że powinnam częściej dodawać rozdziały, a gdy już to robię to nie czytacie ani nie komentujecie. To niesprawiedliwe, bo piszę też dla Was, gdybym pisała dla siebie to bym tego tu nie publikowała... Nigdy nie chciałam robić czegoś takiego, ale muszę wiedzieć, że spędzanie długich godzin na pisaniu i próbach zadowolenia Was są czegoś warte, dlatego kolejny dodam dopiero gdy pod tym rozdziałem będzie 10 komentarzy.
Czytasz = Komentujesz 
Jeśli chcesz być informowany, zostaw dane kontaktowe pod najnowszym rozdziałem lub napisz do mnie.
Pozdrawiam ;** 

17 komentarzy:

  1. Szantaż, to rzecz nieładna, moja droga. Świetny rozdział :) Alex.

    OdpowiedzUsuń
  2. skoro mus to mus. nie lubię komentować rozdziałów bo nigdy nie wiem co napisać. ale uwielbima twoje opowiadanie no i coś dodam. ciekawa jestem kogo tam zobaczyła. czekam na kolejny :(

    OdpowiedzUsuń
  3. piszesz naprawdę świetne opowiadanie! już nie mogę doczekać się nowego rozdziału : )

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się z poprzednikiem. Nie wiem co tu nigdy napisac, ale praktycznie codziennie wchodzę tu i patrzę czy może przypadkiem nie dodalas kolejnego rozdzialu. Czekam z niecierpliwością na kolejny. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahaha, normalnie nie mogę z tych "sprzeczek" pomiędzy Amy, a Justinem. :D Ciekawe czy ta Vanesssa nie przysporzy jakiś problemów głównej bohaterce. Aha, no i najważniejsze, kto to się tak dobijał do domu Amy? Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Po części to Cię rozumiem, bo mała ilość komentarzy, to jakoś niespecjalnie motywuje do dalszego pisania... Więc nie dziwię Ci się, dlaczego postawiłaś takie ultimatum. :)Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. aaaaaaaaaaaaaa .. weź ; o .. z takim momencie .? to nie fair ;< .. ale rozdział jest świetny .. a to o jej bracie, to mnie zaskoczyłaś .. nie sądziłam, że się jeszcze kiedykolwiek tu pojawi ;> z niecierpliwością czekam na nn ~pozdrawiam brutal girl :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Swietne . czekam na nn . ; d

    OdpowiedzUsuń
  8. Nieladnie tak szantarzowac . . swietnie piszesz . .

    OdpowiedzUsuń
  9. jesteś genialna! swietnie opisujesz uczucia :> umieram z ciekawości! Kto może stac w tych drzwiach? nie moge się doczekac kolejnego rozdziału:*

    OdpowiedzUsuń
  10. Mam dedyk!! Hurra! :). Twój master plan działa, jestem 10 osobą ;)
    Kocham te ich słowne sprzeczki. Ty zawsze poprawisz mi humor. Kocham Cię za to, więc nasza miłość jest obustronna ;*
    Coś mi się zdaje, że starzy przyjaciele Cherry namieszają. Mam taką nadzieję :). Justinowi chyba ulżyło - Amy jest wolna. Patiiiii

    OdpowiedzUsuń
  11. rozdział super :). ciekawe kto stoi w drzwiach? ;D / laura.

    OdpowiedzUsuń
  12. Zajeb***y rozdział , am nadzieje ze kolejny pojawi sie szybko :D :**

    OdpowiedzUsuń
  13. ojej w takim momencie? :<
    rozdzial jak zawsze ciekawy
    <3

    OdpowiedzUsuń
  14. Czy to jej brat i kuzynka?! A może tylko Justin...
    Cholera mocno mnie zaciekawiłaś tym rozdziałem.
    Przepraszam, że nie dałam wpisu pod poprzednim, ale dopiero nadrabiam zaległości. Mam ostatnio dużo roboty i m.in. dlatego ja sama nie piszę nowego opowiadania... ;-(
    Nawet jeśli czasem zdarzy mi się nie komentować przez moje roztargnienie, wiedz że to czytam.
    Pozdrawiam - (tym razem niezalogowana) Fun.
    HAHAHAHAHAH

    OdpowiedzUsuń
  15. Świetny! Czekam na nowy ; )

    OdpowiedzUsuń
  16. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  17. Woow... ile komentarzy :D Taki tam szantażyk :)
    nic... wracam do dalszego nadrabiania ;)
    Dziania

    OdpowiedzUsuń