Rozdział 10 „Ja mogę być mała, ale facet karzeł to już
wstyd.”
Zostałam w domu do końca tygodnia.
Cassie i Justin odwiedzali mnie na zmianę, a czasami nawet jednocześnie. Byłam
im bardzo wdzięczna i z lekkim niepokojem obserwowałam jak stajemy się sobie
coraz bliżsi. Martwiło mnie to szczególnie w przypadku Pana Gwiazdy. Im więcej
o mnie wiedział, tym większa była szansa, że pozna mój sekret, a przecież tyle
pracowałam, żeby ułożyć sobie na nowo życie. Jego odkrycie mogło zniszczyć moją
wielomiesięczną walkę o lepszą rzeczywistość.
Postanowiłam na razie się tym nie
przejmować i żyć chwilą. W tym momencie całkowicie pochłaniały mnie
przygotowania świąteczne. Został już tylko niecały tydzień do Wigilii. Musiałam
przyznać, że moi nowi przyjaciele bardzo mi pomagali. Miałam już dla nich prezenty, a także dla
moich współlokatorów oraz pudło dekoracji w szafie i choinkę
w bagażniku Biebera. Przygotowałam też już wszystkie potrzebne przepisy i listę
spożywczych zakupów.
Niestety musiałam wrócić do szkoły,
nadrobić zaległości i napisać kilka egzaminów. Niby nie były one specjalnie
trudne, ale stres towarzyszył mi do ostatniej minuty. Klasa maturalna to nie
przelewki. Musiałam się porządnie wysilić, jeśli chciałam się dostać na dobre
studia.
Była środa. Od jutra zaczynała się
przerwa świąteczna. Napisałam końcowy test z angielskiego i po ostatniej lekcji
spotkałam Justina. Mieliśmy uknutą małą intrygę, żeby sprawić Andrew
niespodziankę.
- Wiem,
że mam wpaść po czwartej, ale pomyślałem, że odprowadzę cię do domu –
zaproponował, a ja nie widziałam żadnych przeszkód, więc przytaknęłam. –
Tylko omówię coś z panią francuskiego. Poczekasz na mnie chwilkę?
- Jasne,
leć – mruknęłam i skierowałam się do swojej szafki. Musiałam zabrać parę rzeczy
do domu, a w szczególności strój sportowy, który wymagał natychmiastowego
prania. Zagłębiłam się w poszukiwania, gdy usłyszałam czyjąś rozmowę.
-
Dziękuję panie dyrektorze za pański czas i pomoc – podziękował jakiś męski
głos, który wydawał mi się do bólu znajomy.
- Wie pan
gdzie możemy znaleźć Justina? Do niego też mamy kilka pytań – wtrąciła druga
osoba, tym razem dziewczyna. Nie wytrzymałam i z niepokojem wyjrzałam zza drzwi
szafki.
Zamurowało mnie.
Amy.
Halo!
Weź przynajmniej oddychaj!
Byłam bliska zawału. Schowałam się z
powrotem za drzwiczkami i próbowałam uspokoić oddech. Nie, to nie możliwe –
myślałam gorączkowo. – Na pewno mi się przewidziało. Po chwili, dla pewności,
wyjrzałam jeszcze raz. Nic się nie zmieniło. Coraz bardziej panikowałam.
Nieopodal, jakieś pięć metrów ode
mnie, pod drzwiami gabinetu dyrektora, stały dwie znajome i niegdyś bliskie mi
osoby. Z przejęciem rozmawiały o czymś z dyrem. Byli w mojej szkole. Szkole
Cherry…
Nie kontrolowałam swoich myśli,
które pobiegły własnym torem i wymyślały tysiące nieprzyjemnych scenariuszy.
Nie mogłam uwierzyć, że właśnie widziałam mojego brata, po którym ślad zaginął
ponad pół roku temu i moją kuzynkę, która w sierpniu została wysłana do
Australii. Co, do cholery, robili, w moim mieście, w Kanadzie? Odpowiedź była
oczywista, ale ciągle nie chciałam dopuścić jej do głosu.
Szukali Cherry.
Zamknęłam szafkę i szybkim krokiem
stamtąd odeszłam. Chciałam stąd jak najszybciej zniknąć. Poczułam jednak silne
uderzenie i przed upadkiem uchroniły mnie czyjeś silne ramiona.
-
Ostrożnie – usłyszałam głos Gwiazdorka. – Możemy iść, tylko wezmę kurtkę –
oznajmił, a ja pokiwałam sztywno głową, wciąż patrząc w ziemię. – Hej, co się
stało?
- Nic,
ale słyszałam, że ktoś się szuka. Chce porozmawiać, a ja już nie mogę czekać – wykrztusiłam w końcu przez zaciśnięte gardło. Wyminęłam go i miałam ochotę biec, ale starałam się zachowywać w miarę normalnie.
- Amy, o
co chodzi? – zawołał za mną.
- Lucas
zadzwonił, ale to nic poważnego. Po prostu muszę już iść – odpowiedziałam, na
chwilę się do niego odwracając.
-
Zobaczymy się później? – zapytał wciąż zmartwiony. Wymusiłam uśmiech.
- Nie
daruję ci jeśli spóźnisz się chociaż minutę – zagroziłam i pomachawszy mu na do
widzenia, czym prędzej udałam się do domu. […]
Ponad godzinę później jedliśmy w trójkę
obiad, u mnie w mieszkaniu. Lucky znów pracował do późna, a Andrew był u taty
Justina, żebyśmy mogli przygotować świąteczny wystrój i zrobić mu niespodziankę.
- Problem
już rozwiązany? – spytał szatyn, patrząc na mnie znacząco.
- Tak, to
było zwykłe nieporozumienie – wyjaśniłam, starając się brzmieć przekonująco.
-
Wyglądałaś na przejętą – zauważyłam.
- Cały
dzień martwię się czy to wszystko się uda – mruknęłam.
- Masz tu
dwóch speców od niespodzianek, co ma się nie udać? – wtrąciła Cassie.
Obdarzyłam ją wdzięcznym uśmiechem.
- Lepiej
powiedz kto cię szukał i dlaczego – zmieniłam temat, przyglądając mu się
badawczo.
- Jestem
mega gwiazdą, ciągle ktoś czegoś ode mnie chce – odpowiedział dumnym tonem.
- No oczywiście, a tak na serio? Nie wyglądali na twoich fanów – dopytywałam się.
- Ech,
starzy znajomi i niedokończone sprawy – przyznał w końcu, krzywiąc się lekko.
- Możemy
jakoś pomóc? – zapytała od razu moja przyjaciółka, wciągając makaron.
- Myślę, że dam radę,
ale dzięki – wymamrotał, dłubiąc w talerzu. – Całkiem nieźle gotujesz – rzucił,
ewidentnie próbując odwrócić naszą uwagę. Udałam, że mu się udało, nie chcąc
się narzucać.
- Dziękuję, staram się.
- A tak w ogóle gdzie są
twoi rodzice? – spytał niespodziewanie. Wcześniej rzadko pytał mnie o sprawy
osobiste, ale ostatnio czuliśmy się w swoim towarzystwie coraz pewniej i
pozwalał sobie na więcej.
- W Japonii – odparłam
krótko, obojętnym tonem.
- Dlaczego?
- Bo tata dostał tam
pracę.
Na szczęście, byłam na to przygotowana od czasu rozmowy z
dyrektorem, ale i tak nie czułam się zbyt komfortowo.
- Kim jest? – pytał
dalej.
- Biznesmenem. Nie za
dużo mogę ci o tym powiedzieć, bo nigdy mnie to za bardzo nie interesowało –
uprzedziłam kolejne pytania.
- Dlaczego z nimi nie
pojechałaś?
- Piszesz książkę? –
burknęłam, unosząc brwi.
- Nie, jestem tylko
ciekawy.
- Ciekawość to pierwszy
stopień do piekła, Bieber – wytknęłam mu, ale wzruszył jedynie ramionami. –
Wiedziałam, że się tam nie odnajdę.
- I pozwolili zamieszkać
ci tu samej? – zdziwił się.
- Z początku miałam
mieszkać z babcią w Tennessee, ale byłaby dla niej ciężarem. Ma już swoje lata
– wytłumaczyłam.
- Ale czemu wylądowałaś
tutaj?
- Bo Lucas i Andy to moi
kuzyni i byli moją ostatnią deską ratunku, jeśli nie chciałam skończyć wśród
skośnookich – zaśmiałam się, wywracając oczami.
- Lucas to nie twój
chłopak? – wydusił po chwili, wytrzeszczając oczy.
- Puknij ty się w ten
durny łeb, Bieber – warknęłam. – I zamknij usta, bo ci mucha wpadnie – dodałam,
śmiejąc się z jego miny. – Jesteśmy rodziną, nie małżeństwem.
Wreszcie się otrząsnął i uśmiechnął łobuzersko. Ten
uśmiech zawsze mnie rozbrajał.
- To wiele wyjaśnia.
Ale…
- Koniec przesłuchania!
– wykrzyknęła Cassandra, gdy kopnęłam ją pod stołem. – Jeśli rzeczywiście tak
bardzo chcecie się poznawać to przynajmniej zagrajmy w „prawda albo wyzwanie”,
żeby każdy miał szansę się wypowiedzieć – zaproponowała. Ten pomysł na początku
mnie przeraził, ale w sumie czemu nie?
- Zgoda – stwierdziłam,
uśmiechając się przebiegle.
- No nie wiem… - wahał
się ciemnooki.
- Masz coś do ukrycia,
bałwanie? – podjudzałam go.
- Skądże. Dobra, gramy.
To może użyjemy butelki? – Poderwał się z miejsca, a ja westchnęłam. Wskazałam
mu ręką butelkę po soku malinowym i zaraz zaczęliśmy grę. Padło na Justina.
- Prawda czy wyzwanie?
- Prawda.
- Na pewno? – spytałam.
- Zaczynam się bać…
- I dobrze, Bieber.
- Auer, myślisz, że masz
jakieś pytanie, które może zwalić mnie z nóg? – zapytał, uśmiechając się
jeszcze szerzej.
- Może.
- Pytaj o co chcesz.
- A co jeśli to dotyczy
twojego życia seksualnego? – usiłowałam go zawstydzić, ale w tym temacie nie
było to takie łatwe.
- Jeśli chodzi o coś
seksualnego to wolę wyzwanie – wymruczał, poruszając znacząco brwiami.
Widziałam kątem oka jak Cassie się rumieni, a ja nie wytrzymałam i po prostu
zaczęłam się śmiać.
- Opanuj się, napaleńcu.
Moje pytanie brzmi… […]
Gra była naprawdę zabawna. Szczególnie jeśli chodziło o
wyzwania. Musiałam zjeść czekoladę, stojąc na głowie, Cassandra wypić ohydną miksturę
przygotowaną przez ciemnowłosego, a on sam… Cóż, najbardziej mu się oberwało.
Kazałyśmy mu iść do sąsiadki nad nami i zarzucić żenującym żartem. Spytał „czy
pani lodówka chodzi?”, a gdy odpowiedziała, że tak, musiał dorzucić „to niech
pani pilnuje, żeby nie uciekła”. Urocza, starsza pani stwierdziła, że jest
nienormalny i pogoniła go, trzepiąc go parasolem. Śmiałyśmy się z niego
dziesięć minut, a dodatkowo moja towarzyszka nagrała wszystko z ukrycia
telefonem i mogłyśmy go teraz szantażować.
Po tym zdarzeniu, Bieber wymiękł i wybierał tylko
pytania, a my nie umiałyśmy już wymyślić nic krępującego, więc zakończyłyśmy
zabawę i zabraliśmy się za to, po co tu przyszli. Ustawiliśmy w kącie choinkę,
która czekała całe popołudnie w przedpokoju. Zaczęłyśmy ją dekorować, podczas gdy
Justin rozplątywał lampki i wieszał je dookoła pokoju.
Półtorej godziny później niemal wszystko było gotowe.
Musieliśmy tylko założyć gwiazdę na czubek świątecznego drzewka, ale sięgało
ono, aż do sufitu i pojedynczo żadne z nas tam nie dosięgało. Chciałam iść po
krzesło, ale ciemnooka stwierdziła, że zabawniej będzie jeśli Gwiazdorek mnie
podsadzi. Ha, ha.
- Nie ma mowy. To
chucherko mnie nie udźwignie! – stwierdziłam brutalnie.
- Ej! Może i masz wielki
tyłek, ale jestem silniejszy niż wyglądam – odgryzł się.
- Uważaj na słowa,
bałwanie – ostrzegłam go.
- Dobra, koniec kłótni.
Po prostu wskocz mu na plecy i miejmy to z głowy – nakazała Cassie, uśmiechając
się przebiegle. Posłałam jej zabójcze spojrzenie i nie zamierzałam się ruszyć.
Pan Gwiazda miał jednak inne plany, bo po prostu do mnie podszedł i przerzucił
mnie sobie przez ramię.
- Bieber, zwariowałeś!
Postaw mnie na ziemię! – piszczałam.
- Widzisz, nie jestem
taki cienki – zauważył i mnie odstawił. – Skoro formalności mamy już z głowy,
wskakuj – oznajmił, odwracając się do mnie plecami i lekko kucając. Wywróciłam
oczami, ale podeszłam do niego i przyjrzałam mu się niepewnie. W końcu
położyłam mu ręce na ramionach i wskoczyłam „na barana”. Zachciało mi się
śmiać, gdy on tymczasem układał mnie sobie wygodniej i starał się złapać
równowagę.
- Jak się wywrócisz to
przysięgam, że nie wyjdziesz tego cało! – zagroziłam, powstrzymując śmiech. W
ramach odpowiedzi obrócił się trzy razy dookoła, powodując mój krzyk i
zmuszając moje serce do szybszej pracy.
- Skończyliście zabawę,
dzieciaki? – zironizowała moja przyjaciółka, podając mi gwiazdę. Chwyciłam ją
ostrożnie, a Justin podszedł jak najbliżej choinki.
- Nie dosięgam –
jęknęłam. – Mówiłam, żeby po prostu wziąć krzesło.
- Ale z ciebie kurdupel
– mruknął z dołu Bieber. Wolną ręką walnęłam go w głowę. – Ał!
- Odezwał się wielkolud.
Ja mogę być mała, ale facet karzeł to już wstyd – odpłaciłam mu pięknym za
nadobne.
- Szybciej – wysyczał.
- To podsadź mnie wyżej
– burknęłam.
- Weź ją na ramiona –
zaproponowała Cassandra.
- Nie! – odkrzyknęliśmy
jednocześnie. Nareszcie dosięgłam tego głupiego czubka i założyłam ozdobę. Jus
natychmiast puścił mnie na ziemię i głośno odetchnął.
- Trochę krzywo…
- Zamknij się –
warknęłam ostrzegawczo do szatynki.
- Przynajmniej macie
ładne zdjęcie – stwierdziła.
- Co?
- Zrobiłaś nam zdjęcie?
– spytałam z niedowierzaniem. Wzruszyła ramionami.
- Była okazja, a wy tak
słodko wyglądaliście – tłumaczyła się.
- Wielkie dzięki,
marzyłam o zdjęciu z bałwanem.
- Lepsze to niż fotka z
prawdziwą czarownicą – odparł, pokazując mi język.
- Uważaj, bo ci go zaraz
odgryzę.
- O niczym innym nie
marzę – niemal wymruczał, mrużąc „uwodzicielsko” oczy.
- Ty i ta twoja
erotyczna wyobraźnia…
Cassie wybuchła gromkim śmiechem.
- Miło się was słucha,
ale muszę już się zbierać – zauważyła.
- Och, rzeczywiście,
zrobiło się późno. Dziękuję za pomoc. –
Uśmiechnęłam się z szczerą wdzięcznością.
- Zawsze do usług.
Odprowadziłam ich do drzwi, jeszcze raz podziękowałam i
pożegnałam. To było pokręcone, ale bardzo przyjemne popołudnie. Lada moment miał
wpaść tu Lucas, który miał odebrać Andrew od Bieberów.
Prawie przysnęłam, ale w końcu usłyszałam dzwonek.
- Otwarte! – zawołałam.
Chciałam być w salonie i zobaczyć ich miny na widok tego wszystkiego.
- Powinnaś sprawdzać
kogo wpuszczasz do domu – zwrócił mi uwagę z przedpokoju mój współlokator. Nie
odpowiedziałam, tylko cierpliwie czekałam na nich z aparatem.
- Niespodzianka! –
zawołałam, gdy stanęli w progu i zamarli z zaskoczenia. Pstryk! Ich miny
zostały uwiecznione i zamierzałam to zdjęcie jak najszybciej wywołać.
- Sama to wszystko
zrobiłaś? – wykrztusił Lucky.
- Przyjaciele mi pomogli
– wyznałam.
- Jej! Choinka!
Ubieraliśmy taką w przedszkolu! Tylko, że ta jest dużo większą i bardziej
świeci! – zachwycał się mały, biegając dookoła. Aż mi się robiło ciepło na
sercu, gdy go obserwowałam.
- Chciałam, żebyśmy
mieli prawdziwe święta – wyjaśniłam, gdy brunet ciągle milczał. Po kilku
minutach do mnie podszedł i mocno objął.
- Jest idealnie.
Dziękuję – wyszeptał.
- Od tego jest rodzina –
powtórzyłam jego własne słowa.
- Muszę ci o czymś
powiedzieć – wyznał po chwili. Spojrzałam na niego badawczo. – Poznałem kogoś.
- Hm? Dziewczynę?
- Tak. I chyba się
zadurzyłem – wymamrotał po chwili.
- Och, Lucas! To
wspaniale! Jak ma na imię? – spytałam.
- Vanessa.
- Piękne imię.
Powinieneś ją do nas zaprosić – stwierdziłam. – Może w pierwsze święto?
- Zapytam ją. Czy
byłabyś bardzo zła, gdybym ją dzisiaj odwiedził i został u niej na noc? –
zapytał niepewnie. – Ma pewien problem i chciałbym być teraz przy niej.
- Skądże, nie ma sprawy,
leć – ponagliłam go.
- Dziękuję – odparł,
cmokając mnie w policzek.
Zostałam sama. Andy spał w najlepsze. Przed snem
wypytywał mnie o święta i Mikołaja, a emocje nie dawały mu zasnąć. Ostatecznie
jednak, wygrało zmęczenie. Sama przysypiałam na kanapie przy jakiejś nudnawej
komedii. Nagle rozległo się głośne pytanie. Ocknęłam się i wraz z kocem
skierowałam do drzwi. Czyżby coś się stało i Lucas wrócił wcześniej do domu?
Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego, co zobaczyłam
po otwarciu drzwi.
* * * *
Rozdział z dedykacją dla Patiiiii, która jako jedyna czyta i komentuje każdy rozdział. Kocham Cię <3
A teraz mniej przyjemne sprawy.
Możecie to olać, ale muszę się pożalić. Bo to naprawdę przykre, gdy piszecie, że powinnam częściej dodawać rozdziały, a gdy już to robię to nie czytacie ani nie komentujecie. To niesprawiedliwe, bo piszę też dla Was, gdybym pisała dla siebie to bym tego tu nie publikowała... Nigdy nie chciałam robić czegoś takiego, ale muszę wiedzieć, że spędzanie długich godzin na pisaniu i próbach zadowolenia Was są czegoś warte, dlatego kolejny dodam dopiero gdy pod tym rozdziałem będzie 10 komentarzy.
Czytasz = Komentujesz
Jeśli chcesz być informowany, zostaw dane kontaktowe pod najnowszym rozdziałem lub napisz do mnie.
Pozdrawiam ;**
Szantaż, to rzecz nieładna, moja droga. Świetny rozdział :) Alex.
OdpowiedzUsuńskoro mus to mus. nie lubię komentować rozdziałów bo nigdy nie wiem co napisać. ale uwielbima twoje opowiadanie no i coś dodam. ciekawa jestem kogo tam zobaczyła. czekam na kolejny :(
OdpowiedzUsuńpiszesz naprawdę świetne opowiadanie! już nie mogę doczekać się nowego rozdziału : )
OdpowiedzUsuńZgadzam się z poprzednikiem. Nie wiem co tu nigdy napisac, ale praktycznie codziennie wchodzę tu i patrzę czy może przypadkiem nie dodalas kolejnego rozdzialu. Czekam z niecierpliwością na kolejny. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńHahaha, normalnie nie mogę z tych "sprzeczek" pomiędzy Amy, a Justinem. :D Ciekawe czy ta Vanesssa nie przysporzy jakiś problemów głównej bohaterce. Aha, no i najważniejsze, kto to się tak dobijał do domu Amy? Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Po części to Cię rozumiem, bo mała ilość komentarzy, to jakoś niespecjalnie motywuje do dalszego pisania... Więc nie dziwię Ci się, dlaczego postawiłaś takie ultimatum. :)Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńaaaaaaaaaaaaaa .. weź ; o .. z takim momencie .? to nie fair ;< .. ale rozdział jest świetny .. a to o jej bracie, to mnie zaskoczyłaś .. nie sądziłam, że się jeszcze kiedykolwiek tu pojawi ;> z niecierpliwością czekam na nn ~pozdrawiam brutal girl :*
OdpowiedzUsuńSwietne . czekam na nn . ; d
OdpowiedzUsuńNieladnie tak szantarzowac . . swietnie piszesz . .
OdpowiedzUsuńjesteś genialna! swietnie opisujesz uczucia :> umieram z ciekawości! Kto może stac w tych drzwiach? nie moge się doczekac kolejnego rozdziału:*
OdpowiedzUsuńMam dedyk!! Hurra! :). Twój master plan działa, jestem 10 osobą ;)
OdpowiedzUsuńKocham te ich słowne sprzeczki. Ty zawsze poprawisz mi humor. Kocham Cię za to, więc nasza miłość jest obustronna ;*
Coś mi się zdaje, że starzy przyjaciele Cherry namieszają. Mam taką nadzieję :). Justinowi chyba ulżyło - Amy jest wolna. Patiiiii
rozdział super :). ciekawe kto stoi w drzwiach? ;D / laura.
OdpowiedzUsuńZajeb***y rozdział , am nadzieje ze kolejny pojawi sie szybko :D :**
OdpowiedzUsuńojej w takim momencie? :<
OdpowiedzUsuńrozdzial jak zawsze ciekawy
<3
Czy to jej brat i kuzynka?! A może tylko Justin...
OdpowiedzUsuńCholera mocno mnie zaciekawiłaś tym rozdziałem.
Przepraszam, że nie dałam wpisu pod poprzednim, ale dopiero nadrabiam zaległości. Mam ostatnio dużo roboty i m.in. dlatego ja sama nie piszę nowego opowiadania... ;-(
Nawet jeśli czasem zdarzy mi się nie komentować przez moje roztargnienie, wiedz że to czytam.
Pozdrawiam - (tym razem niezalogowana) Fun.
HAHAHAHAHAH
Świetny! Czekam na nowy ; )
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWoow... ile komentarzy :D Taki tam szantażyk :)
OdpowiedzUsuńnic... wracam do dalszego nadrabiania ;)
Dziania